Rozdział 26

Byłam tak nabuzowana, że prawie nie zwróciłam uwagi na melanż odorów zalegających w taurusie Slidella.

– Skoro Lonergan nie dzwoniła do Tasata, to kto dzwonił? – zapytałam.

– Komórki mózgowe tej laski, które jeszcze cokolwiek kojarzą, można policzyć na palcach jednej ręki.

– Sprawiała wrażenie bardzo pewnej tego, co mówi.

Slidell zmarszczył nos.

– Nie pamiętam, czy w tej notatce służbowej był zapisany numer osoby dzwoniącej.

– Próbuj dalej. Ja tymczasem zawiozę patyczek do laboratorium.

Po paru minutach byliśmy w komendzie policji. Szliśmy przez budynek w milczeniu.

Moje tętno mocno przyspieszyło. Czy informacja była fałszywa, bo narodziła się w zniszczonym mózgu narkomanki? A może to Tasat coś źle zanotował? Czyżbyśmy jednak mieli do czynienia z czymś, co Ryan nazywa wielkim przełomem?

Wysiadłam na pierwszym piętrze i minąwszy Archiwum X, skierowałam się do sali konferencyjnej. Slidell pojechał wyżej, na trzecie.

Akta Donovan leżały na stole, wraz z innymi. Znalezienie odpowiedniej adnotacji zajęło mi niewiele czasu.

Notatka śledczego (Tasat) (07.08.2014)

Laura Lonergan, należąca do rodziny zaginionej, dzwoniła z pytaniem o postępy w sprawie poszukiwań Colleen Donovan. To ciotka Donovan ze strony matki. Pytana, gdzie jej zdaniem może przebywać Colleen, stwierdziła, że nie ma pojęcia. Proszona o dane kontaktowe podała numer telefonu komórkowego i oświadczyła, że nie ma pracy ani linii stacjonarnej.

Na końcu notatki znajdował się numer telefonu komórkowego Lonergan.

Zablokowałam identyfikację swojej komórki i wybrałam zapisane cyfry. Nagrany głos poinformował mnie, że numer nie istnieje.

Siedziałam dalej, sfrustrowana, gdy w drzwiach pojawił się Slidell.

– Co jest? – zapytał, widząc moją minę.

– W aktach nie ma żadnych informacji, skąd wtedy dzwoniono. Numer komórki podany przez Lonergan – zrobiłam w powietrzu dwa haczyki oznaczające cudzysłów – jest fikcyjny. A Tasat jest zbyt daleko, żeby go o to zapytać.

– Mówiłem ci. Mózg tej kobiety to hamburger.

– Myślę, że i tak powinniśmy to sprawdzić.

Slidell westchnął, demonstrując świętą cierpliwość. Wyszarpnął swój notatnik.

– Masz datę tej rozmowy?

– Siódmy sierpnia.

– Godzinę?

– Nie.

– Będę musiał zdobyć numer Tasata.

– To chyba łatwe.

– A potem wysłać monit do Ma Bell.

– Jak długo to potrwa?

– Kilka tygodni, kilka dni. Niektóre firmy są dla nas bardziej przyjazne, inne mniej.

– Powiemy Barrowowi?

– Co mu powiemy? Że jakaś ćpunka ma problemy z pamięcią?

Spokojnie, Brennan.

– Gdzie jest Barrow?

– Już tu idzie.

Ledwo Slidell skończył mówić te słowa, do pomieszczenia wkroczył szef jednostki.

Opowiedziałam mu o telefonie. Oraz o swoich podejrzeniach, że wykonał go ktoś inny niż Lonergan.

– Mały sukces.

– Może. – W głębi ducha byłam pewna, że tak właśnie jest. – Numer komórki, który Lonergan podała Tasatowi, jest nieaktywny. I to inny numer niż ten, który zamieściła na backpage.com.

– Albo ją wyłączyli, albo zmieniła sieć. – Sceptycyzm Slidella mógł każdemu zepsuć nastrój.

– Zajmiesz się tym? – zapytał go Barrow, zanim zdążyłam odpowiedzieć.

– Chcesz się założyć, że to strata czasu?

– Mogę przekazać to zadanie Tinkerowi.

Slidell ruszył do wyjścia, mrucząc coś o papierkowej robocie. I jednym wielkim gównie.

Barrow usiadł na krześle naprzeciwko mnie.

– Jak tam było na dalekiej północy?

– Zimno.

– Przekaż mi najnowsze informacje.

Przekazałam.

Barrow słuchał, od czasu do czasu chrząkając.

Kiedy skończyłam, siedział zamyślony.

– Szefostwo domaga się wskazania bardziej jednoznacznych powiązań między Leal a pozostałymi sprawami. Mówią, że zrewidują swoje stanowisko, kiedy sytuacja ulegnie zmianie.

– Właśnie uległa.

– Musimy opowiedzieć o tym zastępcy komendanta.

– Kiedy? – Spojrzałam na zegarek. Było dziesięć po piątej. Wstałam jeszcze przed świtem, żeby zdążyć na samolot do Charlotte.

– Teraz.

– Trzy nastoletnie dziewczynki zostały uprowadzone w biały dzień, a następnie znalezione martwe; pierwszy taki przypadek miał miejsce w dwa tysiące siódmym roku. Nellie Gower z Hardwick w stanie Vermont, dwa tysiące siedem. Lizzie Nance, Charlotte, dwa tysiące dziewięć. Tia Estrada, Salisbury, dwa tysiące dwanaście. Wszystkie ofiary podpadały pod wspólny typ. Profilerzy VICAP wskazują na uderzające podobieństwo tych spraw. Za każdym razem zwłoki pozostawiano na otwartej przestrzeni, całkowicie ubrane i upozowane. W żadnym wypadku nie stwierdzono wykorzystywania seksualnego. Nie udało się też ustalić przyczyny śmierci. – Na polecenie Barrowa przejęłam inicjatywę.

Zastępca komendanta Denise Salter nie spuszczała ze mnie oczu. Były brązowe, ciemniejsze od jej karmelowej skóry, lecz jaśniejsze niż czarne włosy zaczesane do tyłu i związane w węzeł na karku. Miała koszulę tak białą, że aż bolało od patrzenia, a kanty na długich rękawach tak ostre, że mogłyby posłużyć do operacji mikrochirurgicznej. Czarny krawat, czarne spodnie, czarne lakierki lśniące niczym marmur.

Salter przeniosła jakieś umówione zebranie, żeby mieć czas dla nas. Słuchała, a wyraz jej twarzy pozostawał obojętny.

– W tym samym siedmioletnim okresie w Karolinie Północnej zaginęły co najmniej dwie inne dziewczynki. Avery Koseluk z Kannapolis w dwa tysiące jedenastym roku. Colleen Donovan z Charlotte na przełomie dwa tysiące trzynastego i czternastego.

Barrow położył pięć zdjęć na biurku przed Salter. Nasunęła okulary do czytania na nos i zlustrowała fotografie. Potem znacząco spojrzała na mnie.

Kontynuowałam:

– Jeśli chodzi o Koseluk, podejrzewano, że została uprowadzona przez jednego z rodziców, pozbawionego praw do dziecka. Co do Donovan, zakładano ucieczkę z domu. Obie są traktowane jako osoby zaginione i poszukiwane.

– Przejdźmy do meritum. – Za szkłami okularów oczy Salter wydawały się wielkie jak u E.T.

– Na zwłokach Gower i Nance znaleziono to samo DNA.

Barrow dołożył postarzone zdjęcie Pomerleau. Salter podniosła je i przyglądała się twarzy.

– Jej? – spytała.

– Tak.

– Gdzie miało miejsce trafienie?

– W NDDB, kanadyjskim odpowiedniku CODIS.

Jeśli Salter była tym zaskoczona, to nic nie dała po sobie poznać.

– Kto to jest?

– Obywatelka kanadyjska, Anique Pomerleau. Wraz ze wspólnikiem, Nealem Wesleyem Cattsem, znanym też jako Stephen Menard, są poszukiwani w sprawie śmierci co najmniej trzech osób. Ich modus operandi to uwięzienie, tortury i gwałty na młodych kobietach. Angela Robinson, pierwsza ofiara Menarda, została porwana w Corning w Kalifornii w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym roku. Marie-Joëlle Bastien oraz Manon Violette uprowadzono w Montrealu w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym czwartym. Wszystkie trzy zmarły w niewoli.

– Skąd pani o tym wie?

– Dokonałam identyfikacji szczątków.

– Proszę dalej.

– W dwa tysiące czwartym Pomerleau wymknęła się z sieci zastawionej przez policję z Montrealu. Odtąd przebywała w nieznanym miejscu. Aż do tej pory.

– A Menard?

– Albo ona go zabiła, albo popełnił samobójstwo tuż przed jej zniknięciem.

– Uważa pani, że Pomerleau morduje teraz dzieci na moim terenie?

– Nie.

Brwi Salter uniosły się pytająco.

– Dwa dni temu asystowałam przy sekcji zwłok Pomerleau.

Opowiedziałam krótko o swojej podróży do Montrealu i St. Johnsbury. Wspomniałam o Ryanie. O rozmowach z Kezerianami, z Sabine Pomerleau i Violette’ami.

Opisałam też posesję Corneau, beczkę i sekcję zwłok. Nadmieniłam, że technik zajmujący się piecem widział jakąś osobę na farmie.

– Waszym zdaniem Pomerleau i jej wspólnik zamordowali Nellie Gower. A potem, półtora roku później, ta parka przyjechała tutaj i zabiła Lizzie Nance.

– Tak.

Barrow i ja wymieniliśmy się spojrzeniami. Kiwnął głową.

– Sądzimy również, że były inne ofiary – dodałam.

Ruch nadgarstka Salter kazał mi mówić dalej.

– W roku dwa tysiące dziesiątym w Belmont znaleziono szkielet. Ustaliłam, że kości należały do dziewczynki w wieku od dwunastu do czternastu lat. W chwili porzucenia zwłok była prawdopodobnie całkowicie ubrana.

– Prawdopodobnie?

– Szczątki zostały napoczęte przez zwierzęta.

Salter rzuciła okulary na blat stołu i odchyliła się na krześle.

– Podczas sekcji zwłok Shelly Leal Larabee wyciągnął jej z gardła włosy – powiedziałam.

– To dziecko, które niedawno znaleziono pod estakadą na I-485?

Skinęłam głową.

– Sekwencja DNA świadczy o tym, że przynajmniej jeden z tych włosów należał do Anique Pomerleau.

– To już coś.

– Ale wciąż zastanawiające. Poszlaki wskazują, że Pomerleau zmarła w dwa tysiące dziewiątym roku.

– Wyjaśnienie?

– Włosy mogły przejść z Pomerleau na jej wspólnika – rzekł Barrow. – Może oboje używali tego samego ubrania. A może jego rytuał zakładał, że nosi na sobie część garderoby Pomerleau.

– Larabee znalazł ponadto odcisk warg na kurtce Leal – powiedziałam. – Zawierający DNA. Test amelogeninowy wykazał, że to DNA mężczyzny.

– Domyślam się, że tego faceta od ust nie ma w systemie.

– Nie ma.

Przez bardzo długą chwilę w sali zalegała cisza. Przerwała ją Salter.

– Niech dobrze zrozumiem. Pomerleau i jej pomocnik płci męskiej działali z farmy w stanie Vermont do roku dwa tysiące dziewiątego.

– Tak.

– Czy znaleziono coś, co sugerowałoby, że tam właśnie przetrzymywano dzieci? Jakieś dźwiękoszczelne pomieszczenie? Kajdanki przymocowane do ściany?

– Nie.

– Aha. – Powiedziała to neutralnym tonem. – Ów tajemniczy wspólnik w końcu zabija Pomerleau i upycha jej ciało w beczce z syropem.

– Tak.

– Motyw?

– Nie znamy.

– Następnie facet przeprowadza się na południe. Morduje Nance, Estradę, może Koseluk, Donovan oraz dziecko znalezione koło Belmont. A teraz Leal.

– Tak.

– Dlaczego przeniósł ten swój krwawy sport aż tutaj?

Opisałam artykuł z „Health Science”. Moje zdjęcie przyklejone do ściany domu na farmie Corneau.

– Powiada pani, że sprawca jest w moim mieście ze względu na panią?

– Mówię, że jest taka możliwość.

– Dlaczego?

– Zemsta? Chęć zadrwienia ze mnie? Kto to może wiedzieć.

Zadzwonił telefon Salter. Zignorowała go.

– Jeszcze raz przeanalizuj daty – powiedział do mnie Barrow.

Zrobiłam to, nie wspominając o roli, jaką w ukazaniu tego wzorca odegrała moja mama.

– A zatem ofiary są uprowadzane przed rocznicami porwań w Montrealu. – Było to powiedziane tonem oznajmującym, nie pytającym. Salter chciała potwierdzenia.

– Tak się wydaje – odparłam. – Chodzi zapewne o dni, w których one umarły.

– A pomocnik Pomerleau kontynuuje tę grę nawet po tym, jak ją zamordował.

– Na to wygląda.

– I przerwy między zbrodniami się zmniejszają.

– Tak – powiedział Barrow. – Za dwa miesiące przypada kolejna rocznica.

W ciszy, która zapadła, słyszałam własny oddech. Stukot oprawek okularów Salter o blat. Wreszcie, gdy już myślałam, że nas zignorowała, odezwała się:

– Slidell pracuje nad sprawą Leal, prawda?

– Tak – potwierdził Barrow.

– Ktoś jeszcze jest do tego przydzielony? – Przesunęła dłonią nad zdjęciami.

– Nieoficjalnie jeden detektyw z Montrealu i drugi z Hardwick w stanie Vermont.

– Spotkałam w holu Beau Tinkera. To wy zaprosiliście tutaj SBŚ?

– Niekoniecznie.

Minęła kolejna chwila. Potem Salter schowała okulary do kieszeni.

– Napiszcie o wszystkim w raporcie. O wszystkim, czym dysponujecie.