Rozdział 27

Kiedy przebywałam w Centrum Policyjnym, na dworze zrobiło się zimniej. Nie na tyle, żeby mnie odrzucało, ale wystarczająco, abym rozważyła wyjęcie z szafy rękawiczek, które upchnęłam tam w marcu.

Birdie okazał większe zainteresowanie zawartością torby z lokalu Roasting Company niż moim powrotem. Napełniłam jego miskę, włączyłam CNN i usiadłam przy stole w kuchni.

Program Situation Room właśnie się kończył. Jakiś demokrata sprzeczał się z republikaninem o opiekę zdrowotną i reformę ustawy imigracyjnej. Irytujące. Pod koniec dnia chciałabym usłyszeć wiadomości, nie musieć być świadkiem słownego sparingu.

Wyłączyłam telewizor. Rzuciłam pilota daleko od siebie.

Birdie wskoczył na krzesło obok mnie, woląc ciepłego kurczaka niż twarde brązowe grudki, które mu zaserwowałam. Nie mogłam mu się dziwić.

Gdy jadłam, notatka Tasata wypełniała wszystkie moje myśli.

– To nie Lonergan dzwoniła – powiedziałam z ustami pełnymi purée z kukurydzy i fasoli.

Birdie uniósł głowę. Słuchał, pewnie miał nadzieję dostać drób.

– Więc kto?

Kot nie wyraził żadnej opinii.

– Jakiś krewny? Znajomy? Podobno Donovan nie miała nikogo.

Położyłam na stole kawałek udka kurczaka. Bird sprawdził je jedną podwiniętą do środa łapką, a potem delikatnie złapał przednimi zębami.

– Morderca Donovan, nikt inny. Klasyczne zachowanie przestępcy. Niczym powrót na miejsce zbrodni.

Bird i ja spojrzeliśmy po sobie, choć z pewnością każde myślało o czymś innym.

Zadzwoniła moja komórka.

– Jak minął lot? – zmęczenie w głosie Ryana było równe mojemu.

– Aż tak daleko nie sięgam pamięcią.

– Ja też jestem wykończony.

– Jakieś postępy? – Podałam Birdowi kolejny kawałek drobiu. Powtórzył swój manewr macania i chwytania.

– Żadnych. Gdzie jesteś?

– W domu. Spędziłam dzień ze Slidellem.

– I?

– Często niezbyt grzecznie się do mnie zwracał.

– Przełom?

– Może.

Opisałam mu wizytę u Lonergan oraz spotkanie z Salter. Opowiedziałam o notatce Tasata oraz o tym, że Lonergan zaprzeczyła, by to ona telefonowała.

– Slidell jest przekonany, że to ślepy trop.

– Zgodził się zwrócić do firmy telekomunikacyjnej o bilingi?

– Niechętnie. Mówi, że to potrwa całe tygodnie. Tymczasem my… – W mojej głowie eksplodowała nagle mała rakieta. – Cholera!

– Co?

– Jak mogłam to przeoczyć? Muszę być kompletnie odmóżdżona.

– Ziemia do Brennan.

– Tia Estrada.

– Ta mała z Salisbury?

– Kłótnia między Slidellem a Tinkerem odwróciła moją uwagę.

– Mów na temat.

– Według akt sprawy sześć miesięcy po zaginięciu Estrady dzwonił jakiś dziennikarz.

– I?

– Jestem prawie pewna, że był to ostatni zapis w aktach, chronologicznie. Nie znajdowały się tam żadne wycinki z prasy z roku dwa tysiące trzynastego.

– Sądzisz, że ten telefon to też fałszywka?

– Dokładnie tak jak z Donovan. Ktoś dzwoni pół roku po zniknięciu dziecka. Może nawet to ta sama osoba, która telefonowała w sprawie informacji o Donovan. Jeśli tak, to mamy wzorzec. Coś łączącego obie sprawy.

– Warto się temu przyjrzeć.

Nagle bardzo zapragnęłam zakończyć już tę rozmowę.

– Muszę lecieć.

– Zwolnij trochę.

– Zwolnij trochę?

– Nie zgub głowy w tym pośpiechu.

– Jezu, Ryan. Mówisz dokładnie jak Slidell.

Nastąpiła długa pauza. Potem zapytał:

– Okręg Anson, zgadza się?

– Tak. Pamiętasz, kto przejął sprawę?

– Cock.

– Bardzo dobrze. – Naprawdę tak myślałam. – Henrietta coś tam?

– Chyba tak.

– I przyszło mi do głowy coś jeszcze. Musimy porównać zdjęcia z miejsc znalezienia Gower, Nance i Leal. Zobaczyć, czy któryś z gapiów nie pojawia się tam częściej niż raz.

– Nikt tego wcześniej nie zrobił?

– Nic mi o tym nie wiadomo.

Rozłączyłam się, moje zmęczenie zniknęło wobec perspektywy wielkiego przełomu.

Posprzątałam stół, chwyciłam torebkę i kurtkę i wypadłam z domu.

Na pierwszym piętrze Centrum Policyjnego panowała cisza. Udałam się prosto do sali konferencyjnej i rozłożyłam na stoliku akta Estrady.

Ostatni artykuł w „Salisbury Post” ukazał się 27 grudnia 2012 roku, mniej więcej trzy tygodnie po znalezieniu ciała Tii. A przynajmniej był on ostatnim, jaki dołączono do akt.

Jego treść nie wychodziła zasadniczo poza zebranie faktów. Zniknięcie dziecka. Odkrycie jego zwłok cztery dni później niedaleko rezerwatu przyrodniczego Pee Dee. Deportacja matki do Meksyku. Kończył się apelem do czytelników o dostarczanie informacji. Brakowało stopki z nazwiskiem autora.

Weszłam do Internetu i wygooglowałam „Salisbury Post”. Większością spraw kryminalnych zajmowała się kobieta nazwiskiem Latoya Ring. W linku znajdował się jej adres mailowy. Sporządziłam krótką wiadomość, wyjaśniłam swoje zainteresowanie sprawą Estrady i poprosiłam o telefon.

Odłożyłam na bok ów artykuł i uważnie raz jeszcze przeczytałam całe akta. Co kilka minut rzucałam okiem na iPhone’a. Kiedy skończyłam, wiedziałam tyle samo co przedtem.

Miałam jednak nazwisko, którego potrzebowałam. Henrietta Hull, biuro szeryfa okręgu Anson.

Rozbolała mnie głowa od przebijania się przez okropny charakter pisma i rozmyty tekst. Zmęczenie wróciło ze zdwojoną siłą.

Zamknęłam oczy i rozmasowałam sobie skronie. Zadzwonić do Hull? Czy czekać na telefon od Ring?

Był piątek, po dziewiątej. Jeśli Hull nie ma nocnej zmiany, pewnie siedzi sobie w domu przy piwku. A może jest w kościele albo na kręgielni z dziećmi. Lepiej najpierw pogadać z Ring. Jeśli to ona albo jakiś jej kolega dzwonili wtedy w sprawie Estrady, to koniec pieśni.

Chrzanić to.

Wybrałam numer.

– Biuro szeryfa okręgu Anson. Czy to pilna sprawa?

– Nie. Ja…

– Proszę zaczekać.

Zaczekałam.

– No dobrze, proszę pani, jak się pani nazywa?

– Doktor Temperance Brennan.

– Cel pani telefonu?

– Chciałabym porozmawiać z funkcjonariuszką Hull.

– W porządku, czy mogę jej przekazać, o co chodzi?

– O zabójstwo Tii Estrady.

– Okej. A bardziej konkretnie?

– Nie.

Chwila wahania. Potem:

– Proszę zaczekać.

Zaczekałam. Dłużej niż za pierwszym razem.

Coś kliknęło.

– Hull, słucham. – Głos był pełen rezerwy. Chrapliwy, lecz bardziej miękki, niż się spodziewałam. Może byłam uprzedzona z powodu jej przezwiska.

Wyjaśniłam, kim jestem i dlaczego się kontaktuję.

– Nagle wszyscy są zainteresowani.

– Słucham?

– Przez dwa lata nic. A potem w ciągu jednego tygodnia trzy zapytania. – W tle słyszałam jakąś rozmowę, cykliczny śmiech puszczany z taśmy w sitcomie.

– Rozmawiała pani z detektywami Ryanem i Slidellem.

– Slidell jest upierdliwy.

– Czy wspominał coś o Colleen Donovan?

– Nie.

– W lutym zgłoszono w Charlotte zaginięcie Donovan. Podejrzewamy, że jej sprawa wiąże się ze śmiercią Tii Estrady.

– Gdzie pani mówiła, że pracuje?

– W zakładzie medycyny sądowej. Oraz w Archiwum X.

– Okej.

– Pół roku po zniknięciu Colleen Donovan, na policję zadzwoniła jej ciotka z prośbą o najnowsze informacje. Ale jedyna ciotka zaginionej zaprzecza, jakoby to ona telefonowała. Sześć miesięcy po uprowadzeniu Estrady z waszym biurem kontaktuje się jakiś dziennikarz. Zastanawiamy się, czy to także nie było pozorowane.

– Jaki dziennikarz?

– Notatka jest napisana odręcznie, ma jedną linijkę, bez nazwiska i numeru telefonu. W aktach nie ma też wycinka z gazety.

– Nie dziwię się. Estradę zamordowano, gdy służbę pełnił Bellamy, a on już był jedną nogą na emeryturze. Odziedziczyłam po nim tę sprawę, jak się przeniósł do Boca.

– Zostawiłam Latoi Ring wiadomość. Zna ją pani?

– Ring jest solidna.

– Być może to nic takiego. Ciotka Donovan to ćpunka, mocno zniszczona. Ale jeśli dzwonił ktoś inny niż dziennikarz z „Posta”, sądzi pani, że da się namierzyć jego numer?

Dwukrotnie usłyszałam śmiech z puszki mający mnie przekonać, że coś było zabawne. Wreszcie Hull powiedziała:

– Da się załatwić. A teraz niech mi pani powie, co wie.

Powiedziałam. W trakcie przypomniało mi się coś jeszcze.

– Według protokołu z sekcji zwłok miejscowy patolog sądowy znalazł w gardle Estrady włos. Nie wie pani, czy ten włos zbadano pod kątem DNA?

– Sprawdzę.

– Jeśli nie, proszę się dowiedzieć, co się z nim stało.

– Dowiem się.

Na linii z Wadesboro zaległa długa cisza.

– Dziękuję, doktor Brennan. Ta mała zasługuje na coś lepszego.

– Tempe – powiedziałam. – Zadzwonię, jak Ring da mi znać.

– Da znać.

Kolejną godzinę spędziłam na przeglądaniu zdjęć z miejsc znalezienia Gower, Nance, Estrady i Leal. Za pomocą ręcznej lupy szczegółowo badałam twarze. Porównywałam ich rysy, kształty ludzkich ciał, ubrania, sylwetki. I nic. Naczynia krwionośne w mojej głowie próbowały przebić się przez czaszkę. Przydałby się ktoś o wybitnych zdolnościach w tym zakresie oraz z odpowiednim sprzętem.

O dziesiątej spakowałam się i wyruszyłam do domu. Właśnie zatrzymałam samochód przed dobudówką, gdy w komórce odezwała się melodia Joy to the World. Ustawiłam wcześniej ten dzwonek, chcąc okazać, że umiem się cieszyć.

Numer bez identyfikacji. Wahałam się przez chwilę, a potem odebrałam.

– Brennan, słucham. – Przestawiłam dźwignię biegów na pozycję parkingową.

– Tu Latoya Ring. Rozmawiałam właśnie z Hen Hull.

– Dziękuję, że pani dzwoni.

– Nikt z redakcji „Posta” nie telefonował do biura szeryfa.

Poczułam, jak przez moje ciało przechodzi prąd.

– Jest pani pewna?

– Nie jesteśmy „New York Timesem”. Tylko dwoje z nas zajmuje się sprawami kryminalnymi. Mój kolega nie dzwonił, ja też nie.

Po drugiej stronie podwórza coś mignęło w plątaninie cieni rzucanych przez ogromną magnolię. Pies? Późny spacerowicz? A może to tylko moja wyobraźnia?

– Skontaktowałam się z moim wydawcą, żeby mieć pewność – ciągnęła Ring. – Ten ruch nie pomoże mi zostać pracownikiem miesiąca. Nie dał zielonego światła na dalsze artykuły o Estradzie.

– Jest pani tego pewna? – Wytężałam wzrok, żeby zobaczyć coś w ciemnościach.

– To zadanie i tak przypadłoby mnie. Pytałam kilka razy. Za każdym razem odpowiadał, że nie.

– Dlaczego?

– Nie było sensu się tym zajmować. Gliny nie miały nic: żadnych podejrzanych, żadnych tropów. A matki nie było już wtedy w kraju.

Estrada to nie błękitnooka słodka dziewczynka z lokami jak u Shirley Temple.

– Dziękuję, że pani ryzykowała – powiedziałam.

No proszę. Jakiś ruch koło wozowni? Może sarna?

– Cała ta sprawa śmierdzi.

Czekałam, żeby Ring dorzuciła coś więcej.

– Jakiś gnojek zamordował dziecko. A potem system pozwolił, żeby się wymknął przez szpary.

– Złapiemy go – rzekłam, przyglądając się uważnie gęstej roślinności wokół mojego samochodu.

– Powodzenia.

Siedziałam chwilę, lekko zaniepokojona. Potem wysiadłam i popędziłam do przybudówki.

Po paru sekundach leżałam już w łóżku.

Po paru minutach odpłynęłam.

Nieświadoma, co właśnie wprawiłam w ruch.