Rozdział 29

– Leal pojechała do centrum medycznego Mercy.

– Kiedy?

– Zeszłego lata. Matka sądzi, że to był lipiec.

– Wie, kto leczył jej córkę?

– Nie.

– Pogotowie będzie miało zapis tej wizyty.

– Naprawdę?

– Pewnie zechcą, żeby wystąpić do nich na piśmie.

– Chcesz czegoś posłuchać?

Spokojnie. Oboje jesteśmy zmęczeni.

– Dobra wiadomość jest taka, że szpital ma od groma kamer monitoringu. Zła wiadomość, że ma też problemy z przechowywaniem nagrań. Trzymają je tylko dziewięćdziesiąt dni.

– Musisz zarekwirować te najnowsze.

– No, o tym nie pomyślałem.

Zrobił ganiącą pauzę. Potem usłyszałam przerzucanie kartek i domyśliłam się, że wziął swój notatnik.

– Możliwe, że jest trafienie pasujące do mojej listy z wydziału komunikacji.

Slidell powiedział to tak obojętnie, że przez chwilę myślałam, iż coś źle rozumiem. Czekałam na dalsze wyjaśnienia.

– Facet nazywa się Hamet Ajax. Jeździ hyundaiem sonatą z dwa tysiące dziewiątego roku. Ciemnoniebieskim. Pierwsze dwie cyfry rejestracji są zgodne ze wskazanymi podczas zeznania przez tego geniusza na Morningside.

– Świadek, który widział Leal przed sklepem spożywczym?

– Może i widział.

– Jak namierzyłeś Ajaxa?

– Jezus, przecież ci mówiłem. Porównałem nazwiska z wydziału komunikacji z listą pracowników szpitala.

Spokojnie, Brennan.

– Więc Ajax pracuje w szpitalu Mercy?

– Od dwa tysiące dziewiątego.

– Czym się zajmuje?

– Jest lekarzem, ma pół etatu w pogotowiu.

– Dlaczego od razu nie mówiłeś?

– Właśnie powiedziałem.

– Co teraz?

– Będę węszył.

– W sprawie Ajaxa.

– Nie. W sprawie faceta, który wczoraj wieczorem podał mi niedosmażony stek.

Przetrawienie tej rozmowy zajęło mi sporo czasu. Spałam niespokojnie, zasypiałam i budziłam się ze snu, w którym główną rolę odgrywała mama. Rano nie pamiętałam nic, poza wrażeniem jej obecności oraz kolażem chaotycznych obrazów.

Ręce zaplatające w warkocz długie jasne włosy. Delikatny mosiężny dzwonek na nocnym stoliku. Śnieżnobiały wazon z koniczynkami wokół krawędzi. Łzy. Wyraz „Belleek” dochodzący z drżących warg.

Wstałam z łóżka z uczuciem niepokoju. I nieprzydatności.

Nalewałam sobie drugą kawę, gdy zadzwonił telefon.

Odruchowo sprawdziłam czas. 7.40.

Slidell brzmiał jak człowiek wykończony, pewnie z powodu całonocnej pracy. Nie tracił czasu na sarkazm i swoje żarciki.

– Ajax to pedofil.

Słowo to wbiło mi się prosto w serce lodowatym soplem.

– Odsiedział pięć lat w Oklahomie za molestowanie dziecka.

– Co teraz?

– Teraz zaproszę tego oślizłego gnojka na małą rozmowę.

– Chcę przy tym być.

– Jakżeby inaczej.

Przesłuchanie miało się odbyć o piętnastej, ale okazało się, że Slidell nie był w stanie zaczekać. Kiedy dotarłam na komendę policji, siedzieli już z Ajaxem w pokoju przesłuchań. Minęłam go i weszłam do sąsiedniego.

Barrow w towarzystwie kilku detektywów obserwował na stojąco monitor, na którym transmitowano obraz Ajaxa. Kiedy wsunęłam się do pokoju, unieśli wzrok z pustym wyrazem twarzy. Najwyraźniej nie spodziewali się zbyt wiele po tym, na co właśnie patrzyli, lub nie robiło to na nich wrażenia. Barrow skinął mi głową i przesunął się lekko w lewo. Pozostali w prawo. Wniknęłam w przestrzeń utworzoną specjalnie dla mnie.

Ajax zajmował większą część ekranu. Był wysokim, kościstym mężczyzną w garniturze uszytym dla kogoś wysokiego i muskularnego. Miał czarne włosy, ale skórę zaskakująco bladą. Oczy, już i tak zbyt duże na twarzy z wielkim nosem, powiększały jeszcze okulary w szylkretowych oprawkach. Pomyślałam, że pochodzi z Azji Środkowej, może z Indii lub z Pakistanu.

Siedział za metalowym stolikiem, z dłońmi spoczywającymi nieruchomo na blacie ze sztucznego drewna. Za nim widać było fioletoworóżową ścianę, pomalowaną tak na wysokości od pasa w górę, niżej zaś obraz śnieżył. Przymocowane do podłogi kajdanki nie skuwały kostek mężczyzny.

Naprzeciwko niego siedział Slidell; na ekranie widoczne były jedno jego ramię i fragment przetłuszczonej czupryny na głowie. Przed nim, na stole, leżał zamknięty folder.

– Jakieś efekty? – zapytałam.

Barrow potrząsnął głową.

– Wczoraj wieczorem i dzisiaj byłem w pracy. – Ajax mówił spokojnie, jego angielski miał delikatny obcy akcent. – Jestem dość zmęczony.

– To samo opowiadasz żonce, kiedy chcesz przelecieć jakieś dziecko?

Brak reakcji ze strony Ajaxa.

– Niezły przekręt. Niby jesteś w szpitalu, ale tak naprawdę węszysz i szukasz.

– Już mówiłem. To nie tak.

– Racja. Przecież tamta mała była opiekunką do dziecka w twojej rodzinie. Czyli że wszystko w porządku.

– Nie twierdzę, że moje zachowanie było właściwe. Mówię tylko, że nigdy nie rozglądałem się za jakimiś dziećmi.

– Łatwiej jest dorwać te, które już zdążyły ci zaufać. – Głos Slidella ociekał wstrętem.

– Nie było żadnych kolejnych.

– Bzdura.

– Popełniłem błąd. Okoliczności były wtedy… nadzwyczajne.

– Czyli?

– Dziewczynka wyglądała bardzo dojrzale jak na swój wiek. Zachowywała się prowokacyjnie.

Poczułam, jak całe moje ciało wzdryga się z odrazą.

– Ty zboczona szumowino – Slidell pojawił się na ekranie.

– To obraza dla szumowin – skomentował jeden z detektywów stojących za mną.

– Odsiedziałem swoje – powiedział Ajax, nieporuszony. – Przeszedłem terapię.

– Kiedy ostatni raz sprawdzałem, tacy mutanci jak ty musieli się rejestrować.

– Zarejestrowałem się w Oklahomie.

– Tu nie Oklahoma.

– Popełniłem przestępstwo piętnaście lat temu. Wymóg rejestrowania się obowiązuje dziesięć lat.

– I zrobiłeś to, kiedy tu u nas wylądowałeś?

Ajax pozwolił sobie na kpiący uśmiech.

– Jestem innym człowiekiem.

– Prawdziwy altruista z ciebie.

– Leczę chorych.

– Zatrzymajmy się na tym. Zszywałeś szesnastolatkę, Colleen Donovan. Dziecko ulicy, które przywiozła policja. Miała ranę głowy.

– Powtarzam. Leczę setki pacjentów rocznie.

– A co z Shelly Leal? Zgłosiła się do szpitala latem, skarżąc na bolesne miesiączkowanie.

– Bez dostępu do kartoteki nie mam szans sobie przypomnieć.

– Taa? No cóż, my pamiętamy. – Ręka Slidella znalazła się w polu widzenia. Otworzyła folder i wyciągnęła jakiś wydruk.

Spojrzałam na Barrowa. Pokręcił głową, co oznaczało blef.

– Być może leczyłem tę pacjentkę – odpowiedział cały czas niewzruszony Ajax. – Co z tego?

Ręka Slidella wyjęła kolejny papier z folderu i przesunęła go na drugi koniec stołu.

– To twój samochód?

Ajax odwrócił kartkę do góry nogami i popatrzył w dół.

– Jeżdżę hyundaiem.

– Zobacz tablicę rejestracyjną.

– To mój pojazd. Zarejestrowany legalnie.

– Mamy świadka, który widział, jak wpychasz Shelly Leal do tego samochodu.

– Ta osoba kłamie.

– Jakiś zimnokrwisty drań zabił dwoje dzieci. – Jeśli chodzi o Donovan, była to nieprawda.

Ciemne oczy za szkłami okularów zwęziły się o milimetr.

– Chyba nie podejrzewacie o to mnie.

– No pewnie, niby dlaczego mielibyśmy cię podejrzewać?

– Już mówiłem. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem.

– A jak się ma dzisiaj ta opiekunka do dzieci?

– Nigdy nie zadałem przemocy fizycznej żadnej istocie ludzkiej.

– Gdzie byłeś siedemnastego kwietnia dwa tysiące dziewiątego roku?

Podbródek Ajaxa powędrował w górę, co sprawiło, że w obu soczewkach rozbłysły białe ukośne kreski, podwójne odbicie świetlówki na suficie. Zmieniły układ, kiedy podbródek znów opadł.

– Muszę sprawdzić w notatniku.

– A dwudziestego pierwszego listopada dwa tysiące czternastego?

– Czy powinienem poprosić o adwokata?

– A powinieneś?

Ajax westchnął.

– Gdybyście mieli dowody mojego udziału w tych zabójstwach, oskarżylibyście mnie o popełnienie zbrodni. Skoro tego nie robicie, zakładam, że jestem wolny i mogę iść.

– Staramy się oczyścić pana z zarzutów, doktorze.

Ten głos mnie zaskoczył. W pomieszczeniu był również Beau Tinker.

– Sposób, w jaki pański partner odnosi się do mnie przez całe popołudnie, świadczy o czymś dokładnie przeciwnym.

– Proszę posłuchać. Jest pan inteligentnym człowiekiem. Biorąc pod uwagę pańską przeszłość, na pewno zdaje pan sobie sprawę, że musimy go sprawdzić. Rozumie pan? Żeby pana wykluczyć.

– Wyciągnęliście mnie z pracy. Odpowiedziałem na wszystkie pytania najlepiej, jak umiałem.

– Mimo to są pewne luki.

– Dokładniejszych odpowiedzi będę mógł udzielić, gdy otrzymam dostęp do kartoteki pacjentów.

– Nie pamięta pan, by leczył Colleen Donovan?

– Nie.

– A Shelly Leal?

– Nie.

– Nie przypomina pan sobie żadnej z nich?

– Żadnej. Wyraziłem się jasno.

– Chcemy mieć pewność.

– Zgodziłem się na nagrywanie tej rozmowy. – Ajax popatrzył prosto w kamerę, najwyraźniej zaznajomiony z policyjnymi pokojami przesłuchań. – Odsłuchajcie sobie taśmę.

Pauza.

– Znasz tę dziewczynkę, Tię Estradę? – Slidell znów włączył się do rozmowy.

– Nie.

– Avery Koseluk?

– Nie.

– Lizzie Nance?

Ajax siedział bez ruchu, milczał.

– Brzmi znajomo?

– Nie.

– A może Nellie Gower?

– Nie znam żadnej z tych osób.

– Byłeś kiedyś w Vermoncie?

– Odpowiedziałem już na to pytanie przecząco.

– Gadaj o Anique Pomerleau.

– O kim?

Slidell wystrzelił do przodu przez cały stół, ku twarzy Ajaxa.

– Przestań się zgrywać, ty bezwartościowy gnoju.

– Nie wiem, o czym pan mówi. – Tamten patrzył Slidellowi prosto w oczy.

– Czy pańskim zdaniem w szpitalu Mercy jest ktoś, z kim powinniśmy porozmawiać? – Znów Tinker.

– Obiecuję, że się poważnie zastanowię nad tym pytaniem.

– Bardzo proszę.

– No. Bardzo prosimy. – Zaszurało krzesło. Widoczne dotąd fragmenty Slidella zniknęły z wizji. – A tymczasem muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, bo tu cuchnie.

Otworzyły się drzwi. I zamknęły. Ajax siedział nieruchomo, jak rzeźba na Mount Rushmore, wpatrzony w róg pokoju, gdzie – jak zakładałam – stał Tinker.

– Nigdy nie skrzywdziłem nikogo fizycznie. Ani wtedy, ani teraz.

– Wierzę panu, doktorze. – Tinker, nadzwyczaj dobry gliniarz. – Proszę posłuchać. Napije się pan czegoś?

Drgnienie ust. Uśmiech?

– Nie przyjmę niczego do jedzenia ani do picia.

– Jak pan sobie chce.

Nasze małe stadko znów się rozdzieliło. Detektywi przesunęli się na lewo, w kierunku siedziby Wydziału Kryminalnego. Barrow i ja skierowaliśmy się w prawo, w stronę sali konferencyjnej. Slidell już tam był, stał przy stole. Miał ściągniętą twarz, oczy spuchnięte i czerwone z niewyspania.

– Macie coś? – zapytał Barrow.

Slidell potrząsnął głową.

– Ten facet to cwaniak. Wie, jak się gra w tę grę.

– Kiedy zacząłeś przesłuchanie?

– Trochę po pierwszej.

Być może wydałam z siebie jakiś dźwięk. Albo się poruszyłam. Oczy Slidella skierowały się na mnie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, w holu rozległy się głosy, a potem dołączyli do nas Tinker i Salter.

– Chciałem zająć się nim sam. – To było powiedziane do mnie, ale na tyle głośno, by usłyszał również Tinker. A może i Salter.

– Przez całe przesłuchanie Ajax nie zmienił zeznań ani na jotę? – Barrow również stracił początek przedstawienia.

– Nie pamięta, czy leczył Donovan albo Leal. Nie wiedział, że nie żyją. Nie miał nic wspólnego z ich śmiercią.

– Przecież o Leal cały czas mówiono w wiadomościach – powiedziałam. – Ajax nie czyta gazet ani nie ogląda telewizji?

– Twierdzi, że jest zbyt zajęty ratowaniem ludzi.

– I nikt w tym szpitalu nigdy nie wspomniał o Leal? Czy to się trzyma kupy?

– Ten obrzydliwy…

Salter przerwała wypowiedź Slidella.

– Co dokładnie macie na tego faceta?

– To pedofil. A rejestracja jego samochodu odpowiada numerom podanym przez świadka, który był na miejscu uprowadzenia Leal.

– W pełni?

– Dwie cyfry.

– I to wszystko?

– Nie żyją cztery dziewczynki. Może sześć. A ten zbok lubi dziewczynki.

– Słaby materiał dowodowy.

– Dwie spośród ofiar były na pogotowiu.

– Leczył je?

– Staramy się o kartoteki.

– Coś jeszcze?

– Opowiedz o budce telefonicznej – polecił mi Slidell.

Opowiedziałam.

– Przed szpitalem Mercy?

– Tak.

Salter skinęła głową i odwróciła się z powrotem do Slidella.

– Jakaś szansa na jego DNA?

– Nie zgadza się na wymaz.

– Jak zamierzacie postępować dalej?

– Dajcie mi do niego wrócić.

– Prosił już o adwokata?

– Jeszcze nie.

– Powinien był się zarejestrować jako przestępca seksualny – rzekł Tinker. – Nie robił tego od lat, a już nigdy w Karolinie Północnej.

– To daje nam pewną możliwość działania. – Po kilku sekundach Salter dodała: – Naprawdę sądzicie, że Ajax może być naszym facetem?

– To jedyny podejrzany, jakiego mamy.

– Grzebiecie w jego przeszłości?

– Co do gówienka.

– Okej. Pogrillujcie go jeszcze trochę, a potem zaprowadźcie do celi. – Przeniosła wzrok ze Slidella na Tinkera. – Jeśli nie pęknie do szóstej, zwolnić. – Slidell zaczął protestować. – Wszystko ma być idealnie zgodnie z przepisami. Oczekuję koronkowej roboty, jakbym oglądała Chinatown. – Zwróciła się do Slidella. – Jeżeli Ajax poprosi o adwokata, puszczamy go. Jasne?

Slidell wciągnął głęboko powietrze i wypuścił je przez nos.

– Jasne, detektywie?

– Wypuścimy go, ale będziemy siedzieć mu na ogonie, tak?

– Wręcz między pośladkami.