– Leal pojechała do centrum medycznego Mercy.
– Kiedy?
– Zeszłego lata. Matka sądzi, że to był lipiec.
– Wie, kto leczył jej córkę?
– Nie.
– Pogotowie będzie miało zapis tej wizyty.
– Naprawdę?
– Pewnie zechcą, żeby wystąpić do nich na piśmie.
– Chcesz czegoś posłuchać?
Spokojnie. Oboje jesteśmy zmęczeni.
– Dobra wiadomość jest taka, że szpital ma od groma kamer monitoringu. Zła wiadomość, że ma też problemy z przechowywaniem nagrań. Trzymają je tylko dziewięćdziesiąt dni.
– Musisz zarekwirować te najnowsze.
– No, o tym nie pomyślałem.
Zrobił ganiącą pauzę. Potem usłyszałam przerzucanie kartek i domyśliłam się, że wziął swój notatnik.
– Możliwe, że jest trafienie pasujące do mojej listy z wydziału komunikacji.
Slidell powiedział to tak obojętnie, że przez chwilę myślałam, iż coś źle rozumiem. Czekałam na dalsze wyjaśnienia.
– Facet nazywa się Hamet Ajax. Jeździ hyundaiem sonatą z dwa tysiące dziewiątego roku. Ciemnoniebieskim. Pierwsze dwie cyfry rejestracji są zgodne ze wskazanymi podczas zeznania przez tego geniusza na Morningside.
– Świadek, który widział Leal przed sklepem spożywczym?
– Może i widział.
– Jak namierzyłeś Ajaxa?
– Jezus, przecież ci mówiłem. Porównałem nazwiska z wydziału komunikacji z listą pracowników szpitala.
Spokojnie, Brennan.
– Więc Ajax pracuje w szpitalu Mercy?
– Od dwa tysiące dziewiątego.
– Czym się zajmuje?
– Jest lekarzem, ma pół etatu w pogotowiu.
– Dlaczego od razu nie mówiłeś?
– Właśnie powiedziałem.
– Co teraz?
– Będę węszył.
– W sprawie Ajaxa.
– Nie. W sprawie faceta, który wczoraj wieczorem podał mi niedosmażony stek.
Przetrawienie tej rozmowy zajęło mi sporo czasu. Spałam niespokojnie, zasypiałam i budziłam się ze snu, w którym główną rolę odgrywała mama. Rano nie pamiętałam nic, poza wrażeniem jej obecności oraz kolażem chaotycznych obrazów.
Ręce zaplatające w warkocz długie jasne włosy. Delikatny mosiężny dzwonek na nocnym stoliku. Śnieżnobiały wazon z koniczynkami wokół krawędzi. Łzy. Wyraz „Belleek” dochodzący z drżących warg.
Wstałam z łóżka z uczuciem niepokoju. I nieprzydatności.
Nalewałam sobie drugą kawę, gdy zadzwonił telefon.
Odruchowo sprawdziłam czas. 7.40.
Slidell brzmiał jak człowiek wykończony, pewnie z powodu całonocnej pracy. Nie tracił czasu na sarkazm i swoje żarciki.
– Ajax to pedofil.
Słowo to wbiło mi się prosto w serce lodowatym soplem.
– Odsiedział pięć lat w Oklahomie za molestowanie dziecka.
– Co teraz?
– Teraz zaproszę tego oślizłego gnojka na małą rozmowę.
– Chcę przy tym być.
– Jakżeby inaczej.
Przesłuchanie miało się odbyć o piętnastej, ale okazało się, że Slidell nie był w stanie zaczekać. Kiedy dotarłam na komendę policji, siedzieli już z Ajaxem w pokoju przesłuchań. Minęłam go i weszłam do sąsiedniego.
Barrow w towarzystwie kilku detektywów obserwował na stojąco monitor, na którym transmitowano obraz Ajaxa. Kiedy wsunęłam się do pokoju, unieśli wzrok z pustym wyrazem twarzy. Najwyraźniej nie spodziewali się zbyt wiele po tym, na co właśnie patrzyli, lub nie robiło to na nich wrażenia. Barrow skinął mi głową i przesunął się lekko w lewo. Pozostali w prawo. Wniknęłam w przestrzeń utworzoną specjalnie dla mnie.
Ajax zajmował większą część ekranu. Był wysokim, kościstym mężczyzną w garniturze uszytym dla kogoś wysokiego i muskularnego. Miał czarne włosy, ale skórę zaskakująco bladą. Oczy, już i tak zbyt duże na twarzy z wielkim nosem, powiększały jeszcze okulary w szylkretowych oprawkach. Pomyślałam, że pochodzi z Azji Środkowej, może z Indii lub z Pakistanu.
Siedział za metalowym stolikiem, z dłońmi spoczywającymi nieruchomo na blacie ze sztucznego drewna. Za nim widać było fioletoworóżową ścianę, pomalowaną tak na wysokości od pasa w górę, niżej zaś obraz śnieżył. Przymocowane do podłogi kajdanki nie skuwały kostek mężczyzny.
Naprzeciwko niego siedział Slidell; na ekranie widoczne były jedno jego ramię i fragment przetłuszczonej czupryny na głowie. Przed nim, na stole, leżał zamknięty folder.
– Jakieś efekty? – zapytałam.
Barrow potrząsnął głową.
– Wczoraj wieczorem i dzisiaj byłem w pracy. – Ajax mówił spokojnie, jego angielski miał delikatny obcy akcent. – Jestem dość zmęczony.
– To samo opowiadasz żonce, kiedy chcesz przelecieć jakieś dziecko?
Brak reakcji ze strony Ajaxa.
– Niezły przekręt. Niby jesteś w szpitalu, ale tak naprawdę węszysz i szukasz.
– Już mówiłem. To nie tak.
– Racja. Przecież tamta mała była opiekunką do dziecka w twojej rodzinie. Czyli że wszystko w porządku.
– Nie twierdzę, że moje zachowanie było właściwe. Mówię tylko, że nigdy nie rozglądałem się za jakimiś dziećmi.
– Łatwiej jest dorwać te, które już zdążyły ci zaufać. – Głos Slidella ociekał wstrętem.
– Nie było żadnych kolejnych.
– Bzdura.
– Popełniłem błąd. Okoliczności były wtedy… nadzwyczajne.
– Czyli?
– Dziewczynka wyglądała bardzo dojrzale jak na swój wiek. Zachowywała się prowokacyjnie.
Poczułam, jak całe moje ciało wzdryga się z odrazą.
– Ty zboczona szumowino – Slidell pojawił się na ekranie.
– To obraza dla szumowin – skomentował jeden z detektywów stojących za mną.
– Odsiedziałem swoje – powiedział Ajax, nieporuszony. – Przeszedłem terapię.
– Kiedy ostatni raz sprawdzałem, tacy mutanci jak ty musieli się rejestrować.
– Zarejestrowałem się w Oklahomie.
– Tu nie Oklahoma.
– Popełniłem przestępstwo piętnaście lat temu. Wymóg rejestrowania się obowiązuje dziesięć lat.
– I zrobiłeś to, kiedy tu u nas wylądowałeś?
Ajax pozwolił sobie na kpiący uśmiech.
– Jestem innym człowiekiem.
– Prawdziwy altruista z ciebie.
– Leczę chorych.
– Zatrzymajmy się na tym. Zszywałeś szesnastolatkę, Colleen Donovan. Dziecko ulicy, które przywiozła policja. Miała ranę głowy.
– Powtarzam. Leczę setki pacjentów rocznie.
– A co z Shelly Leal? Zgłosiła się do szpitala latem, skarżąc na bolesne miesiączkowanie.
– Bez dostępu do kartoteki nie mam szans sobie przypomnieć.
– Taa? No cóż, my pamiętamy. – Ręka Slidella znalazła się w polu widzenia. Otworzyła folder i wyciągnęła jakiś wydruk.
Spojrzałam na Barrowa. Pokręcił głową, co oznaczało blef.
– Być może leczyłem tę pacjentkę – odpowiedział cały czas niewzruszony Ajax. – Co z tego?
Ręka Slidella wyjęła kolejny papier z folderu i przesunęła go na drugi koniec stołu.
– To twój samochód?
Ajax odwrócił kartkę do góry nogami i popatrzył w dół.
– Jeżdżę hyundaiem.
– Zobacz tablicę rejestracyjną.
– To mój pojazd. Zarejestrowany legalnie.
– Mamy świadka, który widział, jak wpychasz Shelly Leal do tego samochodu.
– Ta osoba kłamie.
– Jakiś zimnokrwisty drań zabił dwoje dzieci. – Jeśli chodzi o Donovan, była to nieprawda.
Ciemne oczy za szkłami okularów zwęziły się o milimetr.
– Chyba nie podejrzewacie o to mnie.
– No pewnie, niby dlaczego mielibyśmy cię podejrzewać?
– Już mówiłem. Nigdy nikogo nie skrzywdziłem.
– A jak się ma dzisiaj ta opiekunka do dzieci?
– Nigdy nie zadałem przemocy fizycznej żadnej istocie ludzkiej.
– Gdzie byłeś siedemnastego kwietnia dwa tysiące dziewiątego roku?
Podbródek Ajaxa powędrował w górę, co sprawiło, że w obu soczewkach rozbłysły białe ukośne kreski, podwójne odbicie świetlówki na suficie. Zmieniły układ, kiedy podbródek znów opadł.
– Muszę sprawdzić w notatniku.
– A dwudziestego pierwszego listopada dwa tysiące czternastego?
– Czy powinienem poprosić o adwokata?
– A powinieneś?
Ajax westchnął.
– Gdybyście mieli dowody mojego udziału w tych zabójstwach, oskarżylibyście mnie o popełnienie zbrodni. Skoro tego nie robicie, zakładam, że jestem wolny i mogę iść.
– Staramy się oczyścić pana z zarzutów, doktorze.
Ten głos mnie zaskoczył. W pomieszczeniu był również Beau Tinker.
– Sposób, w jaki pański partner odnosi się do mnie przez całe popołudnie, świadczy o czymś dokładnie przeciwnym.
– Proszę posłuchać. Jest pan inteligentnym człowiekiem. Biorąc pod uwagę pańską przeszłość, na pewno zdaje pan sobie sprawę, że musimy go sprawdzić. Rozumie pan? Żeby pana wykluczyć.
– Wyciągnęliście mnie z pracy. Odpowiedziałem na wszystkie pytania najlepiej, jak umiałem.
– Mimo to są pewne luki.
– Dokładniejszych odpowiedzi będę mógł udzielić, gdy otrzymam dostęp do kartoteki pacjentów.
– Nie pamięta pan, by leczył Colleen Donovan?
– Nie.
– A Shelly Leal?
– Nie.
– Nie przypomina pan sobie żadnej z nich?
– Żadnej. Wyraziłem się jasno.
– Chcemy mieć pewność.
– Zgodziłem się na nagrywanie tej rozmowy. – Ajax popatrzył prosto w kamerę, najwyraźniej zaznajomiony z policyjnymi pokojami przesłuchań. – Odsłuchajcie sobie taśmę.
Pauza.
– Znasz tę dziewczynkę, Tię Estradę? – Slidell znów włączył się do rozmowy.
– Nie.
– Avery Koseluk?
– Nie.
– Lizzie Nance?
Ajax siedział bez ruchu, milczał.
– Brzmi znajomo?
– Nie.
– A może Nellie Gower?
– Nie znam żadnej z tych osób.
– Byłeś kiedyś w Vermoncie?
– Odpowiedziałem już na to pytanie przecząco.
– Gadaj o Anique Pomerleau.
– O kim?
Slidell wystrzelił do przodu przez cały stół, ku twarzy Ajaxa.
– Przestań się zgrywać, ty bezwartościowy gnoju.
– Nie wiem, o czym pan mówi. – Tamten patrzył Slidellowi prosto w oczy.
– Czy pańskim zdaniem w szpitalu Mercy jest ktoś, z kim powinniśmy porozmawiać? – Znów Tinker.
– Obiecuję, że się poważnie zastanowię nad tym pytaniem.
– Bardzo proszę.
– No. Bardzo prosimy. – Zaszurało krzesło. Widoczne dotąd fragmenty Slidella zniknęły z wizji. – A tymczasem muszę zaczerpnąć świeżego powietrza, bo tu cuchnie.
Otworzyły się drzwi. I zamknęły. Ajax siedział nieruchomo, jak rzeźba na Mount Rushmore, wpatrzony w róg pokoju, gdzie – jak zakładałam – stał Tinker.
– Nigdy nie skrzywdziłem nikogo fizycznie. Ani wtedy, ani teraz.
– Wierzę panu, doktorze. – Tinker, nadzwyczaj dobry gliniarz. – Proszę posłuchać. Napije się pan czegoś?
Drgnienie ust. Uśmiech?
– Nie przyjmę niczego do jedzenia ani do picia.
– Jak pan sobie chce.
Nasze małe stadko znów się rozdzieliło. Detektywi przesunęli się na lewo, w kierunku siedziby Wydziału Kryminalnego. Barrow i ja skierowaliśmy się w prawo, w stronę sali konferencyjnej. Slidell już tam był, stał przy stole. Miał ściągniętą twarz, oczy spuchnięte i czerwone z niewyspania.
– Macie coś? – zapytał Barrow.
Slidell potrząsnął głową.
– Ten facet to cwaniak. Wie, jak się gra w tę grę.
– Kiedy zacząłeś przesłuchanie?
– Trochę po pierwszej.
Być może wydałam z siebie jakiś dźwięk. Albo się poruszyłam. Oczy Slidella skierowały się na mnie. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, w holu rozległy się głosy, a potem dołączyli do nas Tinker i Salter.
– Chciałem zająć się nim sam. – To było powiedziane do mnie, ale na tyle głośno, by usłyszał również Tinker. A może i Salter.
– Przez całe przesłuchanie Ajax nie zmienił zeznań ani na jotę? – Barrow również stracił początek przedstawienia.
– Nie pamięta, czy leczył Donovan albo Leal. Nie wiedział, że nie żyją. Nie miał nic wspólnego z ich śmiercią.
– Przecież o Leal cały czas mówiono w wiadomościach – powiedziałam. – Ajax nie czyta gazet ani nie ogląda telewizji?
– Twierdzi, że jest zbyt zajęty ratowaniem ludzi.
– I nikt w tym szpitalu nigdy nie wspomniał o Leal? Czy to się trzyma kupy?
– Ten obrzydliwy…
Salter przerwała wypowiedź Slidella.
– Co dokładnie macie na tego faceta?
– To pedofil. A rejestracja jego samochodu odpowiada numerom podanym przez świadka, który był na miejscu uprowadzenia Leal.
– W pełni?
– Dwie cyfry.
– I to wszystko?
– Nie żyją cztery dziewczynki. Może sześć. A ten zbok lubi dziewczynki.
– Słaby materiał dowodowy.
– Dwie spośród ofiar były na pogotowiu.
– Leczył je?
– Staramy się o kartoteki.
– Coś jeszcze?
– Opowiedz o budce telefonicznej – polecił mi Slidell.
Opowiedziałam.
– Przed szpitalem Mercy?
– Tak.
Salter skinęła głową i odwróciła się z powrotem do Slidella.
– Jakaś szansa na jego DNA?
– Nie zgadza się na wymaz.
– Jak zamierzacie postępować dalej?
– Dajcie mi do niego wrócić.
– Prosił już o adwokata?
– Jeszcze nie.
– Powinien był się zarejestrować jako przestępca seksualny – rzekł Tinker. – Nie robił tego od lat, a już nigdy w Karolinie Północnej.
– To daje nam pewną możliwość działania. – Po kilku sekundach Salter dodała: – Naprawdę sądzicie, że Ajax może być naszym facetem?
– To jedyny podejrzany, jakiego mamy.
– Grzebiecie w jego przeszłości?
– Co do gówienka.
– Okej. Pogrillujcie go jeszcze trochę, a potem zaprowadźcie do celi. – Przeniosła wzrok ze Slidella na Tinkera. – Jeśli nie pęknie do szóstej, zwolnić. – Slidell zaczął protestować. – Wszystko ma być idealnie zgodnie z przepisami. Oczekuję koronkowej roboty, jakbym oglądała Chinatown. – Zwróciła się do Slidella. – Jeżeli Ajax poprosi o adwokata, puszczamy go. Jasne?
Slidell wciągnął głęboko powietrze i wypuścił je przez nos.
– Jasne, detektywie?
– Wypuścimy go, ale będziemy siedzieć mu na ogonie, tak?
– Wręcz między pośladkami.