Rozdział 31

Ellis Yoder nie był otwarcie nieprzyjazny. Ani też przesadnie wylewny. Slidell pokazał mu swoją odznakę oraz niejasno usprawiedliwił moją obecność, po czym poprosił o rozmowę na osobności. Yoder zaprowadził nas do pustego biura.

Slidell zaczął od przypomnienia tamtemu, za co był aresztowany.

– Pamiętasz Chestera Hoveya? Faceta, któremu zdefasonowałeś twarz butelką?

– Faceta, który rzucił moją dziewczynę na szybę samochodu, żeby obmacać jej cycki. Wiesz, gdzie jest teraz Hovey?

– Nie wiem.

– Odsiaduje wyrok za pobicie prostytutki.

– A Viceroy?

– Bella. – Yoder powoli pokręcił głową. – Więc to o nią chodzi?

Slidell przyglądał mu się długo.

– Pokłóciliśmy się. Ta suka mnie walnęła. Ja jej oddałem. Wniosła zarzuty. Miała siedemnaście lat, ja dziewiętnaście, więc mnie się dostało.

– Wygląda na to, że masz problemy z radzeniem sobie z gniewem, Ellis.

– Och, tak. Mam swoje problemy. – Yoder wydał z siebie wymuszone parsknięcie. – Słuchaj, Bella i ja byliśmy idiotami. Od tej pory jestem czysty. Możesz sprawdzić.

– Masz to jak w banku.

– Wy nigdy nie zluzujecie, co?

– Pamiętasz pacjentkę nazwiskiem Shelly Leal, która przyjechała tu latem i skarżyła się na bolesną miesiączkę?

– Cholera, pewnie, że tak. To ta, którą zamordowali.

– Opowiedz mi o niej.

– Właściwie to jej nie pamiętam.

– Przed chwilą powiedziałeś, że pamiętasz.

– To znaczy, kiedy potem usłyszałem to nazwisko w wiadomościach, przypomniałem sobie, że była u nas.

– Znasz nazwiska wszystkich pacjentów?

– Nie. – Yoder skrzyżował ramiona i podrapał się po nich długimi, nerwowymi ruchami. Jego paznokcie pozostawiły białe szlaki na piegowatej powierzchni.

– Ale pamiętasz.

– No kurde. Myślisz, że miałem z tym coś wspólnego?

– A miałeś?

– Nie. – Na twarzy Yodera wystąpiły kolory.

– Pacjentkę nazwiskiem Colleen Donovan kojarzysz? Dzieciak z ulicy przywieziony z raną na głowie.

– Kiedy?

– W sierpniu dwa tysiące dwunastego.

– Może. Nie wiem. – Znów się podrapał. – Chwila. Chyba doktor Ajax ją zszywał. Ja nie asystowałem.

– Widziałeś którąś z tych dziewczynek poza pogotowiem?

– Poza SOR-em.

– Co?

– Mówi się SOR. Szpitalny Oddział Ratunkowy.

– Chcesz mnie wkurzyć?

– Nie! – Gwałtowność wypowiedzi Yodera sprawiła, że krawędzie jego nozdrzy zbielały.

– Odpowiedz na pytanie.

– Odpowiedź brzmi „nie”.

– Mów mi o Hamecie Ajaxie.

– Doktorze Ajaxie? – Prawie niewidoczne brwi Yodera uniosły się ze zdziwieniem. – To znaczy?

– Ty mi powiedz.

– Jest Hindusem.

Slidell wyciągnął dłoń wnętrzem do góry.

– Niechętnie gada, trudno go poznać.

– Jest dobrym lekarzem?

– Wystarczająco dobrym.

– Mów dalej.

– Co mam powiedzieć? Pacjenci go raczej lubią. Personel traktuje w porządku. O jego życiu osobistym nie wiem nic. Lekarze nie kumplują się z czarną siłą roboczą.

– Słyszałeś kiedyś jakieś skargi na niego? Plotki?

– Do czego zmierzacie? – Oczy Yodera przeskoczyły na mnie, potem z powrotem na Slidella. Miały osobliwie zieloną barwę awokado.

– Tylko pytam.

– Nie.

– Stwarzał jakieś nieprzyjemne sytuacje?

– Doktor Ajax? Nie.

– Coś jeszcze?

– Nic więcej.

– To wszystko?

– To wszystko.

– Alice Hamilton jest dzisiaj w pracy?

Palce Yodera zatrzymały się.

– Teraz kapuję.

– Taa?

– Ona i doktor.

– Słucham?

– Też bym tak chciał. – Jego wargi zacisnęły się w obleśnym uśmieszku. – Jeśli kumacie, o co mi chodzi.

Slidell patrzył na niego zimno.

– Hej, w nikogo nie rzucam kamieniem. – Podniósł dłonie i klasnął w nie. Usiane były drobnymi płatkami suchego naskórka.

– Powiadasz, że Ajax i Hamilton bawią się w dwugłowego zwierza?

Yoder uniósł oba ramiona i brwi.

– Gdzie ona jest?

– Skąd mam wiedzieć, do diabła?

– Kiedy ostatnio ją widziałeś?

– Już dawno nie widziałem.

– Nie ma w tym nic niezwykłego?

Yoder zastanawiał się nad pytaniem.

– Nie. Ona pracuje na pół etatu.

Slidell wygłosił przed Yoderem zwyczajową mantrę, że gdyby o czymś sobie przypomniał, ma do niego zadzwonić, po czym pozostawiliśmy go drapiącego się i wpatrującego w wizytówkę Slidella.

Przed wyjściem ze szpitala Chudy spytał kierownika o harmonogram pracy Hamilton. Miała wolne aż do środy. Otrzymaliśmy również jej dane kontaktowe i numer komórki.

Gdy przechodziliśmy przez parking, Slidell wybrał numer. Usłyszał pocztę głosową. Następnie zadzwonił do grupy obserwacyjnej. Ajax nie wychodził z domu od godziny szóstej, odkąd odstawiono go z komendy policji.

Zerknęłam na zegarek. Wpół do jedenastej i nie uzyskaliśmy zupełnie nic. Poziom adrenaliny już dawno we mnie opadł.

Wciąż urażona uwagą Slidella o usunięciu go z szybkiego wybierania, nie spytałam o jego dalsze plany.

Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu.

Pod wpływem pamiętnego widoku łuszczącej się skóry Yodera od razu wzięłam szybki prysznic.

Ryan zadzwonił, gdy kładłam się do łóżka. Umościłam sobie poduszki za plecami i przełączyłam go na głośnik. W tle słychać było frenetyczne męskie głosy.

– Co tam?

– W porządku. A u ciebie?

– Oglądam, jak Kanadyjczycy z Montrealu okładają się pięściami z drużyną Rangersów.

– O dwudziestej trzeciej?

– Na odtwarzaczu, kochana.

Opowiedziałam Ryanowi o telefonach wykonanych z budki przed szpitalem Mercy. O Ajaxie.

– Ja cię kręcę. Jak się facet zachowuje?

– Jest zimny jak lód. Miał dyżury na pogotowiu, kiedy pojawiły się tam Donovan i Leal. Rozmawiamy ze Slidellem z pozostałymi osobami, które wtedy pracowały na obu zmianach.

– Co mówią o nim współpracownicy?

– Jeden z sanitariuszy wyznał, że Ajax miał romans z pielęgniarką. Poza tym klapa. Nikt o Ajaxie nie wie dosłownie nic. Nie pamiętają też za bardzo Donovan i Leal. A ty? Poszczęściło ci się z McGee?

– Matka okazała się rozmowna. Tawny uczyła się w CEGEP. – Był to akronim od Collège d’enseignement général et professionnel, rodzaju szkoły policealnej charakterystycznej dla Quebecu.

– Gdzie?

– W Vanier. Rozmawiałem z paroma wykładowcami, ale żaden jej nie pamiętał. Nic dziwnego. Chodziła tam krótko, wyleciała w dwa tysiące szóstym roku. A potem zapadła się pod ziemię.

– Miałeś jakieś wiadomości od jej psychiatry?

– Tak. Od Pameli Lindahl. Poznałaś ją w dwa tysiące czwartym, prawda?

– Przelotnie.

– Twoje wrażenie?

– Wydawała się autentycznie zainteresowana dobrem Tawny. Czemu?

– Nie wiem. Jest dziwna.

– Wszyscy psychiatrzy są dziwni.

– Nie potrafię tego określić. Jakby chciała mi coś powiedzieć, ale nie wprost.

– Pytałeś, dlaczego zabrała Tawny na ulicę de Sébastopol? – Nie miało to właściwie znaczenia. Ale ta decyzja nie dawała mi spokoju. Nie mogłam dostrzec jej pozytywnych stron.

– Twierdzi, że była przeciwna temu pomysłowi, ale Tawny nalegała. Że to miało być coś na kształt rytuału przejścia. Ponieważ dziewczyna nie odpuszczała, Lindahl skonsultowała się z kolegami, którzy uznali, że czemu nie. Ostatecznie wyraziła zgodę.

– Po pożarze dom był zamknięty i zabezpieczony. Jak się dostały do środka?

– Lindahl zadzwoniła do władz miejskich, ktoś przeprowadził inspekcję bezpieczeństwa. Mimo uszkodzeń struktura budynku pozostała nienaruszona. W tych szczególnych okolicznościach udzielono zgody na wejście do środka. Nie znam całej historii.

– I co one tam robiły?

– Głównie siedziały w salonie.

– Tawny odważyła się zejść do piwnicy?

– Tak. Lindahl jej pozwoliła. Uznała, że dziewczyna powinna być tam sama.

– Jezu.

– Lindahl pozostawała z nią w kontakcie nawet wówczas, gdy skończyły się środki przeznaczone na terapię.

– Jak długo?

– Do czasu, aż dziewczyna zerwała się z uwięzi w dwa tysiące szóstym.

– Lindahl ma jakiś pomysł, gdzie może być teraz Tawny?

– Jeśli nawet, nie podzieliła się nim ze mną.

– A pytałeś o Jake’a Kezeriana?

– Nie wypowiadała się o nim zbyt pochlebnie.

– Czy ona sądzi, że Tawny odeszła przez niego?

– Odmówiła spekulacji na ten temat.

– A podczas ich sesji pojawiała się postać Anique Pomerleau?

– Nie mogła o tym mówić.

– Poważnie?

– Tawny jest jej pacjentką. I osobą dorosłą. Lekarza obowiązuje zachowanie poufności.

– A pytałeś ją, jak nasze próby nawiązania kontaktu mogą wpłynąć na Tawny?

– Lindahl uważa, że powracanie do przeszłości może być bolesne.

– Bez jaj.

Pauza.

– Naprawdę sądzisz, że Ajax to nasz facet? – zapytał Ryan.

– Slidell tak sądzi.

– Jak się poznali z Pomerleau?

– Jeśli sam Ajax nie pęknie, być może nigdy się tego nie dowiemy. Ale po wyjeździe z Oklahomy pracował w New Hampshire.

– I jakoś się spiknęli. Działali razem, ostatecznie doszło do morderstwa.

Oboje w ciszy rozważaliśmy tę myśl. W tle słyszałam tylko mecz hokeja.

– Coś mnie w tym jednak trapi – powiedziałam. – Ajax to pedofil. Ale przecież zabójstwa nie miały podłoża seksualnego.

– Kto wie, co dla tych zboczeńców ma podtekst seksualny. Nasz sprawca zbiera pamiątki. Może szczytuje już po zabójstwie.

– A może czerpie satysfakcję z pełnej kontroli nad ofiarami – ciągnęłam myśl Ryana. – Z najdrobniejszych rzeczy: sposobu uczesania, ubierania się, ułożenia ciała.

– Z momentu śmierci.

Usłyszałam zapałkę pocierającą o draskę. Wypuszczony oddech.

– Po co zabijać Pomerleau? – spytał Ryan. – I przenosić się do Charlotte?

– Lepszy klimat? – Ale sama w to nie wierzyłam.

– W takim razie czemu ta zwłoka? Po co wcześniej było jeszcze New Hampshire, a potem Wirginia Zachodnia?

– Ajax potrzebował czasu, żeby się „przebranżowić”.

– Może.

– Pomerleau zapewne opowiedziała mu o Montrealu. O mojej roli w doprowadzeniu do jej złapania. Niewykluczone, że to go jakoś podniecało. Nie jest czymś niezwykłym u seryjnych morderców, że lubią podnosić stawkę.

– Zwiększać niebezpieczeństwo, czuć coraz silniejszy dreszcz.

– Tym niebezpieczeństwem byłam ja.

Oboje zastanawialiśmy się, czy to ma ręce i nogi.

– A może tak – powiedział Ryan. – Ajax chce zostać aresztowany. Gardzi sobą za to, co robi, ale nie może się powstrzymać.

– I podświadomie pragnie, żebym go złapała?

– Podczas gdy świadomie próbuje się wykręcić.

– Hm.

Głosy w tle wybuchły szaloną wrzawą.

– Kto strzelił?

– Desharnais.

– Po co Ajax, lub ktokolwiek inny, miałby kontynuować ataki w dni ważne dla Pomerleau?

– Bo przejął jej kompulsję? A może bezwiednie wysyła wskazówki.

– Wskazówki, które ja zrozumiem.

– Otóż to.

– A kolejna data przypada za niecałe sześć tygodni.