Ellis Yoder nie był otwarcie nieprzyjazny. Ani też przesadnie wylewny. Slidell pokazał mu swoją odznakę oraz niejasno usprawiedliwił moją obecność, po czym poprosił o rozmowę na osobności. Yoder zaprowadził nas do pustego biura.
Slidell zaczął od przypomnienia tamtemu, za co był aresztowany.
– Pamiętasz Chestera Hoveya? Faceta, któremu zdefasonowałeś twarz butelką?
– Faceta, który rzucił moją dziewczynę na szybę samochodu, żeby obmacać jej cycki. Wiesz, gdzie jest teraz Hovey?
– Nie wiem.
– Odsiaduje wyrok za pobicie prostytutki.
– A Viceroy?
– Bella. – Yoder powoli pokręcił głową. – Więc to o nią chodzi?
Slidell przyglądał mu się długo.
– Pokłóciliśmy się. Ta suka mnie walnęła. Ja jej oddałem. Wniosła zarzuty. Miała siedemnaście lat, ja dziewiętnaście, więc mnie się dostało.
– Wygląda na to, że masz problemy z radzeniem sobie z gniewem, Ellis.
– Och, tak. Mam swoje problemy. – Yoder wydał z siebie wymuszone parsknięcie. – Słuchaj, Bella i ja byliśmy idiotami. Od tej pory jestem czysty. Możesz sprawdzić.
– Masz to jak w banku.
– Wy nigdy nie zluzujecie, co?
– Pamiętasz pacjentkę nazwiskiem Shelly Leal, która przyjechała tu latem i skarżyła się na bolesną miesiączkę?
– Cholera, pewnie, że tak. To ta, którą zamordowali.
– Opowiedz mi o niej.
– Właściwie to jej nie pamiętam.
– Przed chwilą powiedziałeś, że pamiętasz.
– To znaczy, kiedy potem usłyszałem to nazwisko w wiadomościach, przypomniałem sobie, że była u nas.
– Znasz nazwiska wszystkich pacjentów?
– Nie. – Yoder skrzyżował ramiona i podrapał się po nich długimi, nerwowymi ruchami. Jego paznokcie pozostawiły białe szlaki na piegowatej powierzchni.
– Ale ją pamiętasz.
– No kurde. Myślisz, że miałem z tym coś wspólnego?
– A miałeś?
– Nie. – Na twarzy Yodera wystąpiły kolory.
– Pacjentkę nazwiskiem Colleen Donovan kojarzysz? Dzieciak z ulicy przywieziony z raną na głowie.
– Kiedy?
– W sierpniu dwa tysiące dwunastego.
– Może. Nie wiem. – Znów się podrapał. – Chwila. Chyba doktor Ajax ją zszywał. Ja nie asystowałem.
– Widziałeś którąś z tych dziewczynek poza pogotowiem?
– Poza SOR-em.
– Co?
– Mówi się SOR. Szpitalny Oddział Ratunkowy.
– Chcesz mnie wkurzyć?
– Nie! – Gwałtowność wypowiedzi Yodera sprawiła, że krawędzie jego nozdrzy zbielały.
– Odpowiedz na pytanie.
– Odpowiedź brzmi „nie”.
– Mów mi o Hamecie Ajaxie.
– Doktorze Ajaxie? – Prawie niewidoczne brwi Yodera uniosły się ze zdziwieniem. – To znaczy?
– Ty mi powiedz.
– Jest Hindusem.
Slidell wyciągnął dłoń wnętrzem do góry.
– Niechętnie gada, trudno go poznać.
– Jest dobrym lekarzem?
– Wystarczająco dobrym.
– Mów dalej.
– Co mam powiedzieć? Pacjenci go raczej lubią. Personel traktuje w porządku. O jego życiu osobistym nie wiem nic. Lekarze nie kumplują się z czarną siłą roboczą.
– Słyszałeś kiedyś jakieś skargi na niego? Plotki?
– Do czego zmierzacie? – Oczy Yodera przeskoczyły na mnie, potem z powrotem na Slidella. Miały osobliwie zieloną barwę awokado.
– Tylko pytam.
– Nie.
– Stwarzał jakieś nieprzyjemne sytuacje?
– Doktor Ajax? Nie.
– Coś jeszcze?
– Nic więcej.
– To wszystko?
– To wszystko.
– Alice Hamilton jest dzisiaj w pracy?
Palce Yodera zatrzymały się.
– Teraz kapuję.
– Taa?
– Ona i doktor.
– Słucham?
– Też bym tak chciał. – Jego wargi zacisnęły się w obleśnym uśmieszku. – Jeśli kumacie, o co mi chodzi.
Slidell patrzył na niego zimno.
– Hej, w nikogo nie rzucam kamieniem. – Podniósł dłonie i klasnął w nie. Usiane były drobnymi płatkami suchego naskórka.
– Powiadasz, że Ajax i Hamilton bawią się w dwugłowego zwierza?
Yoder uniósł oba ramiona i brwi.
– Gdzie ona jest?
– Skąd mam wiedzieć, do diabła?
– Kiedy ostatnio ją widziałeś?
– Już dawno nie widziałem.
– Nie ma w tym nic niezwykłego?
Yoder zastanawiał się nad pytaniem.
– Nie. Ona pracuje na pół etatu.
Slidell wygłosił przed Yoderem zwyczajową mantrę, że gdyby o czymś sobie przypomniał, ma do niego zadzwonić, po czym pozostawiliśmy go drapiącego się i wpatrującego w wizytówkę Slidella.
Przed wyjściem ze szpitala Chudy spytał kierownika o harmonogram pracy Hamilton. Miała wolne aż do środy. Otrzymaliśmy również jej dane kontaktowe i numer komórki.
Gdy przechodziliśmy przez parking, Slidell wybrał numer. Usłyszał pocztę głosową. Następnie zadzwonił do grupy obserwacyjnej. Ajax nie wychodził z domu od godziny szóstej, odkąd odstawiono go z komendy policji.
Zerknęłam na zegarek. Wpół do jedenastej i nie uzyskaliśmy zupełnie nic. Poziom adrenaliny już dawno we mnie opadł.
Wciąż urażona uwagą Slidella o usunięciu go z szybkiego wybierania, nie spytałam o jego dalsze plany.
Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu.
Pod wpływem pamiętnego widoku łuszczącej się skóry Yodera od razu wzięłam szybki prysznic.
Ryan zadzwonił, gdy kładłam się do łóżka. Umościłam sobie poduszki za plecami i przełączyłam go na głośnik. W tle słychać było frenetyczne męskie głosy.
– Co tam?
– W porządku. A u ciebie?
– Oglądam, jak Kanadyjczycy z Montrealu okładają się pięściami z drużyną Rangersów.
– O dwudziestej trzeciej?
– Na odtwarzaczu, kochana.
Opowiedziałam Ryanowi o telefonach wykonanych z budki przed szpitalem Mercy. O Ajaxie.
– Ja cię kręcę. Jak się facet zachowuje?
– Jest zimny jak lód. Miał dyżury na pogotowiu, kiedy pojawiły się tam Donovan i Leal. Rozmawiamy ze Slidellem z pozostałymi osobami, które wtedy pracowały na obu zmianach.
– Co mówią o nim współpracownicy?
– Jeden z sanitariuszy wyznał, że Ajax miał romans z pielęgniarką. Poza tym klapa. Nikt o Ajaxie nie wie dosłownie nic. Nie pamiętają też za bardzo Donovan i Leal. A ty? Poszczęściło ci się z McGee?
– Matka okazała się rozmowna. Tawny uczyła się w CEGEP. – Był to akronim od Collège d’enseignement général et professionnel, rodzaju szkoły policealnej charakterystycznej dla Quebecu.
– Gdzie?
– W Vanier. Rozmawiałem z paroma wykładowcami, ale żaden jej nie pamiętał. Nic dziwnego. Chodziła tam krótko, wyleciała w dwa tysiące szóstym roku. A potem zapadła się pod ziemię.
– Miałeś jakieś wiadomości od jej psychiatry?
– Tak. Od Pameli Lindahl. Poznałaś ją w dwa tysiące czwartym, prawda?
– Przelotnie.
– Twoje wrażenie?
– Wydawała się autentycznie zainteresowana dobrem Tawny. Czemu?
– Nie wiem. Jest dziwna.
– Wszyscy psychiatrzy są dziwni.
– Nie potrafię tego określić. Jakby chciała mi coś powiedzieć, ale nie wprost.
– Pytałeś, dlaczego zabrała Tawny na ulicę de Sébastopol? – Nie miało to właściwie znaczenia. Ale ta decyzja nie dawała mi spokoju. Nie mogłam dostrzec jej pozytywnych stron.
– Twierdzi, że była przeciwna temu pomysłowi, ale Tawny nalegała. Że to miało być coś na kształt rytuału przejścia. Ponieważ dziewczyna nie odpuszczała, Lindahl skonsultowała się z kolegami, którzy uznali, że czemu nie. Ostatecznie wyraziła zgodę.
– Po pożarze dom był zamknięty i zabezpieczony. Jak się dostały do środka?
– Lindahl zadzwoniła do władz miejskich, ktoś przeprowadził inspekcję bezpieczeństwa. Mimo uszkodzeń struktura budynku pozostała nienaruszona. W tych szczególnych okolicznościach udzielono zgody na wejście do środka. Nie znam całej historii.
– I co one tam robiły?
– Głównie siedziały w salonie.
– Tawny odważyła się zejść do piwnicy?
– Tak. Lindahl jej pozwoliła. Uznała, że dziewczyna powinna być tam sama.
– Jezu.
– Lindahl pozostawała z nią w kontakcie nawet wówczas, gdy skończyły się środki przeznaczone na terapię.
– Jak długo?
– Do czasu, aż dziewczyna zerwała się z uwięzi w dwa tysiące szóstym.
– Lindahl ma jakiś pomysł, gdzie może być teraz Tawny?
– Jeśli nawet, nie podzieliła się nim ze mną.
– A pytałeś o Jake’a Kezeriana?
– Nie wypowiadała się o nim zbyt pochlebnie.
– Czy ona sądzi, że Tawny odeszła przez niego?
– Odmówiła spekulacji na ten temat.
– A podczas ich sesji pojawiała się postać Anique Pomerleau?
– Nie mogła o tym mówić.
– Poważnie?
– Tawny jest jej pacjentką. I osobą dorosłą. Lekarza obowiązuje zachowanie poufności.
– A pytałeś ją, jak nasze próby nawiązania kontaktu mogą wpłynąć na Tawny?
– Lindahl uważa, że powracanie do przeszłości może być bolesne.
– Bez jaj.
Pauza.
– Naprawdę sądzisz, że Ajax to nasz facet? – zapytał Ryan.
– Slidell tak sądzi.
– Jak się poznali z Pomerleau?
– Jeśli sam Ajax nie pęknie, być może nigdy się tego nie dowiemy. Ale po wyjeździe z Oklahomy pracował w New Hampshire.
– I jakoś się spiknęli. Działali razem, ostatecznie doszło do morderstwa.
Oboje w ciszy rozważaliśmy tę myśl. W tle słyszałam tylko mecz hokeja.
– Coś mnie w tym jednak trapi – powiedziałam. – Ajax to pedofil. Ale przecież zabójstwa nie miały podłoża seksualnego.
– Kto wie, co dla tych zboczeńców ma podtekst seksualny. Nasz sprawca zbiera pamiątki. Może szczytuje już po zabójstwie.
– A może czerpie satysfakcję z pełnej kontroli nad ofiarami – ciągnęłam myśl Ryana. – Z najdrobniejszych rzeczy: sposobu uczesania, ubierania się, ułożenia ciała.
– Z momentu śmierci.
Usłyszałam zapałkę pocierającą o draskę. Wypuszczony oddech.
– Po co zabijać Pomerleau? – spytał Ryan. – I przenosić się do Charlotte?
– Lepszy klimat? – Ale sama w to nie wierzyłam.
– W takim razie czemu ta zwłoka? Po co wcześniej było jeszcze New Hampshire, a potem Wirginia Zachodnia?
– Ajax potrzebował czasu, żeby się „przebranżowić”.
– Może.
– Pomerleau zapewne opowiedziała mu o Montrealu. O mojej roli w doprowadzeniu do jej złapania. Niewykluczone, że to go jakoś podniecało. Nie jest czymś niezwykłym u seryjnych morderców, że lubią podnosić stawkę.
– Zwiększać niebezpieczeństwo, czuć coraz silniejszy dreszcz.
– Tym niebezpieczeństwem byłam ja.
Oboje zastanawialiśmy się, czy to ma ręce i nogi.
– A może tak – powiedział Ryan. – Ajax chce zostać aresztowany. Gardzi sobą za to, co robi, ale nie może się powstrzymać.
– I podświadomie pragnie, żebym go złapała?
– Podczas gdy świadomie próbuje się wykręcić.
– Hm.
Głosy w tle wybuchły szaloną wrzawą.
– Kto strzelił?
– Desharnais.
– Po co Ajax, lub ktokolwiek inny, miałby kontynuować ataki w dni ważne dla Pomerleau?
– Bo przejął jej kompulsję? A może bezwiednie wysyła wskazówki.
– Wskazówki, które ja zrozumiem.
– Otóż to.
– A kolejna data przypada za niecałe sześć tygodni.