Przez następne czterdzieści osiem godzin niewiele się działo.
Ajax nie potrafił zrekonstruować, co robił krytycznego dnia w roku 2007, gdy zniknęła Nellie Gower. Mieszkał wtedy w New Hampshire, ale w dokumentach tamtejszej kliniki nie prowadzono zapisów dotyczących dokładnych godzin pracy lekarzy. Zresztą rejestrów nie trzymano aż tak długo. Sam doktor również nie miał żadnych notatników z tego okresu.
Podobnie jak w Charlotte, Ajax żył samotnie w wynajętym mieszkaniu na przedmieściach Manchester. Wychodził tylko do pracy, do sklepu i załatwiać różne sprawy, nigdy natomiast w celach towarzyskich. Nie uczęszczał do kościoła. Nie miał kolegów, przyjaciół ani sąsiada, z którym rozmawiałby o ogrodzie czy o sporcie. Nie było z kim się skontaktować, aby odświeżyć mu pamięć.
Ajax twierdził, że w dniach, w których zaginęły Koseluk i Estrada, przebywał w szpitalu bądź w domu. Tinker starał się to zweryfikować, analizując dokumentację ośrodka Mercy. Rozmawiał też z ludźmi.
Adwokat Ajaxa odmówił policji dostępu do rachunków telefonicznych, wyciągów z kart kredytowych oraz danych bankowych swojego klienta. Tinker rozpoczął procedurę wystąpienia o nakaz sądowy.
Z Leal sprawy wyglądały inaczej. Ajax dokładnie pamiętał, gdzie przebywał w ów piątek, gdy ją uprowadzono.
Dwudziesty pierwszy listopada należał do jego nielicznych dni wolnych. Po południu zrobił zakupy w Morrocroft Village Harris Teeter, a potem w Walmarcie przy Pineville-Matthews Road. Zatankował i umył samochód na stacji benzynowej jedną ulicę dalej.
Tamtego wieczoru zjadł kolację w domu, a potem wybrał się samotnie obejrzeć film w kinie Manor. Pechowo dla siebie nie skorzystał z karty kredytowej, nie zachował paragonu ani biletu.
Slidell pokazał zdjęcie Ajaxa pracownikom sklepów, stacji benzynowej oraz kina, poprosił też o zapisy monitoringu z krytycznego dnia. Zaczął je przeglądać.
Barrow nadal analizował wideo z miejsc, w których Leal bywała w miesiącach przed swoją śmiercią. Zadzwonił do Oklahomy i dowiedział się, że żona i córki Ajaxa wyprowadziły się do Indii.
Rodas rozpowszechnił fotkę Ajaxa w Hardwick i w St. Johnsbury. Nikt faceta nie rozpoznał. Mężczyzna, który serwisował piec na farmie Corneau, powiedział, że stał za daleko, żeby widzieć twarz tamtego.
We wtorek rano do Slidella zadzwonił informatyk. Na forum poświęconym bolesnemu miesiączkowaniu namierzył pewnego gościa, który wydał mu się interesujący. Ham-Lover. Ham. Hamet. Slidell kazał mu zrobić wszystko, żeby zidentyfikować tego użytkownika.
We wtorek po południu, pod narastającą presją mediów, rzecznik prasowy policji w Charlotte-Mecklenburg zorganizował konferencję. Odbyła się ona na dziedzińcu przed komendą. Stojąc pod słonecznym niebem, Salter i Tinker odpowiadali na pytania dotyczące zabójstwa Leal. Ale tak naprawdę nie udzielali istotnych informacji. Nie wspomnieli o Lizzie Nance oraz o innych dziewczynkach. A także o Hamecie Ajaxie.
Leighton Siler zadawał pytanie za pytaniem; miał zatroskaną minę i był wyraźnie sfrustrowany. Nie dowiedział się niczego. Nieważne. Ostatecznie i tak Siler albo jego bardziej wygłodniały lub przebiegły rywal dotrze do szczegółów śledztwa i ogłosi je wielkimi literami w gazecie.
Kilka razy telefonowałam do Heatherhill, ale nie udało mi się porozmawiać z mamą. Zostawiałam jej wiadomości, wiedząc, że nie oddzwoni. Gdy pojawiają się demony, matka przestaje wierzyć we wszelkie formy komunikacji. Urywają się rozmowy telefoniczne, esemesy, e-maile.
Luna Finch powiedziała, że mama jest apatyczna, śpi więcej niż zwykle. I że skontaktowała się z Cécile Gosselin.
Rozłączyłam się, czując, że brakuje mi tchu. A więc mama wezwała do siebie Goose.
W środę rano Ajax popełnił błąd.
Ku mojemu zdumieniu Slidell przyjechał do przybudówki, żeby podzielić się ze mną wieściami. Było to zaraz po dziewiątej. Wyglądał mizernie, pachniał kawą oraz nadmierną ilością taniej wody kolońskiej.
– Ten gnojek przyjechał do jednej ze szkół.
– Kiedy?
– Dzisiaj o siódmej dwadzieścia.
– Gdzie jest teraz?
– W ciupie, na komendzie.
– Jak się tłumaczy?
– Chciał zostawić trochę żywności na zbiórkę świąteczną dla biednych. Twierdzi, że przejeżdża koło tej szkoły codziennie i właśnie zauważył, że w koszu nie ma wcale tak dużo darów. Chciał przekazać im groszek w puszce i makaron.
– To prawda?
– Nieważne. Pedofil nie może się pojawiać w odległości mniejszej niż tysiąc stóp od szkoły.
– Tysiąc stóp?
– Czy coś tam.
– Te restrykcje nie obowiązują, jeśli Ajax nie musi się już rejestrować jako przestępca seksualny.
– Sprawdzamy.
– Dlaczego to trwa aż tyle czasu?
– Pewnie jakieś zakłócenia na łączach, w cyberprzestrzeni.
– Kiedy ty…
– Jezus Chryste i wszyscy pieprzeni święci. Ten facet zgwałcił dziecko. Dzisiaj wjechał na teren szkoły.
– Chciałbyś kawy? – A może kopa w jaja?
– Załatwiam nakaz.
– Na co?
– Na przeszukanie domu Ajaxa.
– Jedziesz tam zaraz?
Slidell kiwnął głową.
– Chcę to załatwić i zniknąć, zanim adwokat Ajaxa się połapie. To samo dotyczy Silera i jego krwiożerczych kolesi.
– Ile potrzeba ci czasu?
– Mamy w tej kwestii pełną ciszę radiową. Ale niewiele.
– Gdzie on mieszka?
Slidell wyciągnął małą kartkę papieru, wyrwaną skądś, z zawiniętymi uszkami wzdłuż jednej krawędzi. Na jej niebieskich liniach nabazgrany był jakiś adres.
– Ty doprowadziłaś nas do tego gnojka – powiedział. – Jestem ci chyba coś winien.
Larabee zadzwonił, kiedy myłam zęby. W północnej części okręgu jakiś małolat znalazł worek na śmieci pełen kości. Nic pilnego, ale szef chciał, żebym je zbadała.
Potem odezwała się Harry. Ta rozmowa trwała długo.
Kiedy naciągałam na siebie spodnie, przyszła kolej na Rodasa. Otrzymał raport toksykologiczny w sprawie Pomerleau. W jej organizmie w momencie śmierci nie było narkotyków ani alkoholu. Opowiedziałam Rodasowi o wycieczce Ajaxa do szkoły. O nakazie przeszukania.
Dziewięćdziesiąt minut po wyjściu Slidella byłam wreszcie wolna.
Ajax mieszkał w południowo-wschodniej części miasta, w pobliżu Charlotte Country Day School, Carmel Country Club, kortów tenisowych Olde Providence Racquet Club. Wielkie domy, wielkie podwórka. Pola golfowe i winorośl na murach. W szkole zajęcia z lacrosse’a i czytanie Miltona. Kraina nowobogackich i starobogackich.
Nabazgrany przez Slidella adres zaprowadził mnie na Sharon View Road, wąską dwupasmową drogę, przy której rosły stare drzewa. Sunrise Court była jej niewielką odnogą, wychodzącą od strony południowej.
Przy ulicy wznosiło się dziesięć rezydencji, wszystkie wyprodukowane przez jednego dewelopera, wykończone drewnem i kamieniem. Wjazd prowadził przez bramę z imitacji kutego żelaza, z plastikowym zwieńczeniem. Wpisałam dostarczony mi przez Slidella kod i przejechałam pod nią samochodem. Brakowało mi wielkich sosen i wiecznie zielonych dębów. Rosnące tu i ówdzie młode drzewa świadczyły o niedawnych nasadzeniach. Lub o żałośnie małym budżecie na architekturę krajobrazu, obowiązującym podczas budowy.
Dom Ajaxa znajdował się na samym końcu, na niewielkim wzniesieniu ponad pozostałymi. Podobnie jak sąsiednie, należał do eleganckich, lecz bez przesady. W odróżnieniu od nich pozbawiony był figur świątecznych Mikołajów, reniferów, elfów oraz sztucznych sopli lodu.
Trawnik przed budynkiem prezentował się schludnie, roślinność skromnie. Ostrokrzewy. Bukszpan. Nic, co wymagałoby uwagi.
Taurus Slidella parkował na czele szeregu pojazdów na samym końcu ślepej uliczki. Dwa radiowozy. Furgonetka techników kryminalistyki. Nieoznakowany SUV. Chudy dokładał wszelkich starań.
Dołączyłam swoją mazdą do ogólnego zgromadzenia i wysiadłam. Idąc podjazdem, we frontowym oknie domu po lewej zauważyłam jakiś ruch. Sylwetkę człowieka stojącego ze skrzyżowanymi ramionami i utkwionym we mnie wzrokiem. Choć odblask światła słonecznego w szybie zasłaniał twarz, zarys ciała wskazywał, że ów ciekawski sąsiad jest mężczyzną.
Pospieszyłam po kamiennych schodkach do drzwi z ciemno barwionymi szkiełkami. Chwyciłam za klamkę; było otwarte.
Hol miał podłogę z terakoty, kinkiety z brązu i dopasowaną do nich brązową lampę na suficie. Na lewo znajdowała się toaleta dla gości, na wprost – salon i jadalnia. W każdym z tych pomieszczeń pracował technik w białym kombinezonie marki Tyvek. Jeden robił zdjęcia. Drugi posypywał futrynę drzwi ciemnym proszkiem.
Gdzieś na tyłach domu, nieco po lewej, słuchać było ludzkie głosy. Donośne. Niezbyt radosne.
Na terakocie leżał stosik jednorazowych nakładek na buty Tyvek. Wsunęłam jedną parę i ruszyłam przed siebie.
Wnętrze domu sprawiało wrażenie, jakby podjęto tu próbę uzyskania czarno-białej fotografii w starym stylu. Tapicerka, dywany i ściany utrzymane były w różnych odcieniach szarości. Zadymienie. Popiół. Bluza od dresu. Stal. Żółtozielone akcesoria tworzyły plamy kolorów. Poduszki. Rama lustra. Krzesło. Płyty DVD upchnięte ciasno we wnękach koło kominka z polnego kamienia. Wyżej mały telewizor z płaskim ekranem.
W jadalni, nad stołem z żółtozielonymi podkładkami pod talerze, wisiał gołębioszary kolisty żyrandol. Pośrodku ustawiono świece – nigdy ich nie zapalono. Obok, na kredensie, idealnie w centrum stała seledynowa ceramiczna misa. Ścianę zdobił wizerunek jaskrawozielonych maków.
Zastanawiałam się, kto decydował o wystroju wnętrza: Ajax czy deweloper. Podejrzewałam, że ten drugi. Mieszkanie miało zimny, bezosobowy charakter. Jak gdyby jego wyposażenie zakupiono w salonie Pokoje na Wynos oraz w sklepie Pottery Barn, a potem ustawiono dokładnie tak jak w żurnalu.
Skinęłam głową technikom, torując sobie drogę do kuchni. Odpowiedzieli mi tym samym.
Slidell siedział po jednej stronie centralnego stołu kuchennego z brązowego granitu, Tinker po drugiej. Obaj mieli nakładki na buty i lateksowe rękawiczki.
– …ani go lubili, ani nie lubili. Po prostu nie znali go. Sąsiadka z domu obok myślała, że pracował w sklepie Apple’a. – Tinker wyglądał na wkurzonego, był czerwony na twarzy.
– Porozmawiaj z innymi znajomymi – Slidell wyglądał na jeszcze bardziej zdenerwowanego.
– I usłyszę taką samą historię.
– Sam naciskałeś, żeby to tak załatwić.
– A ty sądzisz, że Ajax nie jest podejrzany?
– Tego nie twierdzę – warknął Slidell.
– A co twierdzisz?
– Że jeśli Salter się dowie, że nadal czekamy na informacje z Oklahomy, to powiesi za jaja na zardzewiałym haku mnie, nie ciebie. Już nie wspominam o konsekwencjach odcięcia Ajaxa od jego adwokata.
– A może te twoje jaja już dawno odpadły? Raz się sparzysz, to drugi…
– Spierdalaj stąd i przynieś mi coś istotnego!
Tinker zbierał się do riposty, ale usłyszał odgłos moich butów na gumowej podeszwie szurających po terakocie. Jego usta zacisnęły się na kształt odwróconej litery U. Odwrócił się na pięcie i wyszedł ciężkim krokiem.
– Co się dzieje? – zapytałam.
– Przeszukaliśmy całe to cholerne miejsce. Jak dotąd nic. Żadnej pornografii, dziewczęcych ubrań. Ani klucza, ani pierścionka, ani baletek. Nie ma zabitych deskami okien i drzwi zamkniętych na kłódkę. Nic, co by wskazywało, że dzieci tu były.
– Odciski palców?
– Jeden zestaw, który – możesz się założyć o swój tyłek – należy do Ajaxa. To samo, jeśli chodzi o włosy i włókna. Albo to jest najczystszy skurwiel na świecie, albo najbardziej ostrożny.
– Kazałeś technikom sprawdzić odkurzacz?
– Już zabezpieczyli zawartość.
– A śmieci?
Slidell tylko popatrzył na mnie.
– Znaleźli coś, z czego by można pobrać DNA?
– Szczoteczkę do zębów. Ale Ajax nie figuruje w kartotece DNA.
– Możemy porównać jego DNA z tym z odcisku ust na kurtce Leal.
– Słusznie.
– Znalazłeś jakiś komputer?
Chwilę się wahał.
– Nie.
– A ładowarkę do laptopa?
– Nie.
– Modem? Router?
Lekko pokręcił głową.
– Mógł korzystać z Internetu gdzieś indziej. Może w szpitalu.
– No.
– Jest tu piwnica? – Prawie bałam się o to zapytać.
– Tylko mała komórka. Pusta, nie licząc śmieci, które musiał tam upchnąć deweloper. I kilku generacji pająków.
– A garaż?
– Czysty.
– Gdzie jest samochód?
– W mieście.
– Nakaz go obejmuje?
– Nie. – Mięśnie żuchwy Slidella napięły się i rozluźniły. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę: jeżeli to przeszukanie niczego nie da, szansy na następne nie będzie.
– Mogę się rozejrzeć?
– Tylko niczego nie dotykaj.
Slidell wyglądał tak ponuro, że zostawiłam to irytujące polecenie bez komentarza.
Wróciłam po własnych śladach i w holu skręciłam w lewo. Korytarz prowadził do dwóch sypialni, każdej z własną łazienką.
Weszłam do tej od frontu. Dominującym tematem wnętrza była zieleń. Wśród mebli znajdowało się łóżko, nocny stolik z lampą, biurko. Ich artystyczny styl informował, że pochodziły z salonu Restoration Hardware. Dwa regały na książki obok biurka wskazywały raczej na Staples albo Costco.
Uważam, że łazienki odsłaniają bardzo wiele prawdy o danej osobie. Zaczęłam więc właśnie tutaj.
Szafka na lekarstwa była otwarta, jej lustro pokrywał proszek daktyloskopijny. Podobnie zresztą jak kabinę prysznicową. W jednej i drugiej nie znalazłam żadnego mydła, szamponu, myjki czy gąbki. Umywalka wspierała się na postumencie, brakowało tam miejsca, żeby coś schować. Pomieszczenie było sterylne. Absolutnie bezosobowe.
Wróciłam do sypialni.
Na półkach leżały zawodowe czasopisma. Przeszłam przez pokój, żeby im się przyjrzeć. „Medycyna ratunkowa”. „Magazyn Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego”. „Magazyn Medyczny Nowej Anglii”. „Annały Medycyny Ratunkowej”.
Przesunęłam się do biurka. Na jego środku znajdował się najnowszy numer „Magazynu Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego”, z małą plastikową linijką, którą zaznaczono stronę. Zastanawiałam się, co takiego Ajax czytał. Przypomniałam sobie jednak ostrzeżenie Slidella i nie zajrzałam.
Zszywacz. Taśma klejąca. Otwieracz do listów. Skórzany kubek z długopisami i ołówkami. Mały stos kopert, które wyglądały jak rachunki.
Kosz na śmieci był pusty. Pewnie robota techników kryminalistycznych.
Niewątpliwie to tutaj Ajax miał swoje biuro. A jednak z łazienki korzystał gdzieś indziej. Przynajmniej wtedy, gdy chodziło o coś więcej niż potrzeby fizjologiczne. Nawyk? Wyeliminowanie konieczności częstszego sprzątania?
Przecięłam korytarz i weszłam do sypialni naprzeciwko. Była nieznacznie większa, dominowały w niej odcienie błękitu. Ten sam klimat z Restoration Hardware, ale odmienne wykończenie detali, w drewnie. Styl bardziej miejski, bardziej szykowny. Jak poprzednio zaczęłam od łazienki.
W odróżnieniu od tamtej, ten przybytek był używany. Z haczyka na drzwiach zwisała czarna flanelowa piżama. W kabinie prysznicowej znajdowały się po jednej buteleczce szamponu i odżywki, mydło Ivory oraz szczotka z długą rączką.
Szafka na leki zawierała advil, afrin, ChapStick, plastry marki CVS, antyperspirant Degree, jednorazową maszynkę Gilette, puszkę żelu do golenia Edge, nić dentystyczną Oral B oraz tubkę pasty do zębów Crest.
Umywalka wspierała się na czarnej drewnianej toaletce. W jej otwartych szufladach leżały szczotka i grzebień, pęseta, nożyczki, domowy zestaw do golenia brody tudzież maszynka do włosów w nosie i uszach, na baterie. Pościel, papier toaletowy i zapasy wszystkich przyborów umieszczono w wysokiej szafce z listew, która pasowała do obudowy umywalki. Kiedy Ajax robił zakupy, to na wiele miesięcy.
Pomyślałam o różnych artykułach w mojej własnej łazience. O stanie higieny w moich szafkach i szufladach. Slidell miał rację. Mieszkanie było nadzwyczaj czyste. Obsesja? Zacieranie śladów?
Wróciłam do sypialni.
Na nocnym stoliku, wsparta o lampę, tkwiła książeczka z krzyżówkami; do jej okładki przypięto długopis. Zobaczyłam też jakiś przedruk z „Europejskiego Magazynu Medycyny Ratunkowej”. Rozsunęłam go na boki, żeby odczytać tytuł. „Ograniczenie potencjalnego wystąpienia zespołu poreperfuzyjnego wskutek użycia opaski zaciskowej”. No tak. To by każdego mogło uśpić.
Na komodzie w równej odległości od siebie stały trzy zdjęcia w ramkach. Podeszłam, żebym im się przyjrzeć.
I poczułam, że mam gęsią skórkę.