– To była Pomerleau. Jej krew i skóra z głowy.
– Wiedziałam.
– Na niektórych chusteczkach znajdowała się ślina.
– Pomerleau?
– Tak.
Mój puls przyspieszył o kilka dodatkowych uderzeń.
– Co o tym sądzisz? – zapytał Larabee, ponieważ milczałam.
– Morderca celowo zostawiał ślady na zwłokach.
– Też tak uważam.
– W przypadku Gower i Nance wziął chusteczkę ze śliną i wetknął ją w rękę dziecka.
– To było jednak mocno niepewne. A gdyby padało? Gdyby chusteczkę porwał wiatr? Albo zwierzęta? – Larabee myślał dokładnie o tym samym co ja. – Musiał zmienić metodę na bardziej wyrafinowaną.
Zamknęłam oczy. Zobaczyłam ciało w syropie klonowym na stole prosektoryjnym.
– Pomerleau miała w zgięciu łokci ślady po nakłuciach – powiedziałam. – Medyk sądowy w Vermoncie stwierdziła, że nie wyglądają na pozostałości po igle do narkotyków. Ja też byłam tego zdania. A wyniki badań toksykologicznych Pomerleau wskazały, że była czysta.
– Ajax pobrał jej krew i przechowywał w fiolkach.
– Może sama mu ją dała.
– Wątpię, żeby dała mu też fragmenty swojej skóry głowy.
Chwilę przetrawiałam tę uwagę.
– Był bystry – powiedziałam. – Wiedział, że łodyga włosa nie wystarczy do określenia sekwencji DNA, że potrzebna jest cebulka.
– Sądzisz, że oskalpował ją po zabiciu?
– Tak.
Pauza. Gdzieś w tle zagrzechotał metal. Domyśliłam się, że Larabee jest w sali sekcyjnej.
– Zabójca utworzył magazyn – myślałam na głos. – Włosy. Krew. Ślina.
– Pewnie trzymał je w zamrażarce.
– Ale po co zadawać sobie tyle trudu?
– Żeby odsunąć od siebie podejrzenia? W razie wpadki?
– Może. A może był to element gry.
– Którą kontynuował po wciśnięciu Pomerleau do beczki. Kiedy to się wydarzyło?
– Prawdopodobnie w dwa tysiące dziewiątym roku – odpowiedziałam.
– Czyli wtedy, gdy cała zabawa przeniosła się tutaj.
W moim telefonie wylądował esemes.
– Muszę kończyć.
– Możesz powiedzieć o tym Slidellowi?
– Właśnie jest u mnie.
W oddechu Larabee’ego usłyszałam jakby wahanie. Potem rzucił:
– Powiedziałaś „zabójca”. Nie „Ajax”. Czy Slidell też tak sądzi?
Mocno przycisnęłam telefon do ucha, czując, jak zalewa mnie poczucie winy.
– Tak.
– Bałem się, że obije mi twarz, kiedy dziś rano przekazywałem mu te nowiny. Ale tego nie zrobił. Po prostu siedział.
– Też miał wątpliwości.
– Skurczybyk.
– Coś w tym rodzaju.
Esemes był od mamy. Link do filmiku na YouTube. Widząc, że Slidell podchodzi do mnie, zdecydowałam, że to może zaczekać.
Jadąc samochodem do mieszkania Saranelli na South End, przekazałam Chudemu informacje od Larabee’ego. Słuchał. Tylko raz pokręcił głową.
Saranelli nie było w domu. Jego współlokator, Grinder, odznaczał się mocną plackowatą łysiną i postawą typu „pieprzę was”. Po paru uwagach na temat niewłaściwego zachowania, wygłoszonych przez Slidella, Grinder podzielił się z nami wiadomością, że Arnie znajduje się obecnie w Hilton Head i zjawi się dopiero w poniedziałek.
Po powrocie do taurusa sprawdziłam godzinę: 15.10.
Slidell wpadł w przygnębienie. Ja też. Nie uzyskaliśmy nic. Rosło we mnie poczucie winy związane z Ajaxem. W dodatku umierałam z głodu.
Poprosiłam Slidella, żeby odwiózł mnie do wydziału medycyny sądowej.
Uwolniwszy się od pani Flowers, z lodówki wyjęłam jogurt, a z szuflady biurka batonik granoli. Na zakończenie tej uczty wypiłam dietetyczną colę. Wszystkie grupy pokarmowe.
A potem zadzwoniłam do Ryana. Poczta głosowa.
Rodas. Ten odebrał. Opowiedziałam mu o DNA, o pouczeniu, kartotece kryminalnej opiekunki do dziecka molestowanej niegdyś przez Ajaxa. Zareagował w sposób bardziej ożywiony niż Slidell. O wiele bardziej.
Na zakończenie swojej relacji dodałam:
– Przeglądałam zdjęcia z miejsca znalezienia zwłok Gower.
– W kamieniołomach w Hardwick?
– Tak. Pomyślałam, że jeśli Ajax tam był, to może pojawi się na jakiejś fotce.
– I?
– Jest wielu gapiów, ale doktora wśród nich nie ma.
– Wracamy do punktu wyjścia?
– Możliwe.
Rozłączyłam się. Byłam pod wrażeniem. Umpie Rodas nigdy nie odpuści sprawy Nellie Gower.
Ryan zadzwonił, gdy wrzucałam do pojemnika przedostatni raport. Krótko przedstawiłam mu najnowsze informacje. Potem przedzieraliśmy się wspólnie przez labirynt spekulacji podobny do tego, który przebyłam z Larabee’em. Jeśli nie Ajax, to kto? W jaki sposób facet spiknął się z Pomerleau? Dlaczego? Po co przeniósł się do Charlotte?
– I czemu podkładał na zwłokach ofiar DNA Pomerleau? – zapytał Ryan, gdy już doszliśmy donikąd. – Dlaczego nie własne? Przecież pracowali razem, dopóki jej nie zabił.
– Dopóki ktoś jej nie zabił.
– Sądzisz, że Pomerleau dawała mu swój materiał genetyczny z własnej woli?
– Nie wiem.
– A może drań trzymał ją w zamknięciu, żeby móc pobierać płyny ustrojowe?
Nie umiałam na to odpowiedzieć. Sama myśl była zbyt odrażająca. Nawet w przypadku takiego potwora jak Pomerleau.
– Może po prostu dlatego, że miał do niej dostęp? – Ryan rzucał kolejne teorie w nadziei, że któraś trafi w sedno. – Czyżby w jego chorobie psychicznej Pomerleau odgrywała centralną rolę?
– Nie chodziło o czyjeś DNA, tylko konkretnie o DNA Pomerleau?
– Tak.
– Również w tym wypadku ona jest kluczem do rozwiązania zagadki. Elementem układanki, którego nie potrafimy wytłumaczyć.
– To tylko jeden z pomysłów.
Kolejna pauza.
– Salter odwiesiła śledztwo? – zapytał Ryan.
– Slidell chce kupić sobie trochę czasu – odparłam dyplomatycznie.
– Czyli jej nie powiedział.
– Nie.
– Co robi?
– Rozmawia z ludźmi, którzy znali Ajaxa. Kontaktuje się z Oklahomą. Ma na oku pielęgniarza Ellisa Yodera.
– Czemu?
– Yoder pełnił dyżur w dniach, w których Leal i Donovan przyjechały na pogotowie.
– A ty co sądzisz?
– Nie mamy niczego innego.
– Na komendzie policji Charlotte wiele osób będzie się czerwienić.
– Wiele – zgodziłam się.
Spędziłam kolejny wieczór z Birdiem, żywiąc się daniami na wynos.
Jedliśmy właśnie spaghetti Il Nido i surfowaliśmy po kanałach telewizyjnych, gdy mój iPhone zaśpiewał: Frosty the Snowman.
– Dlaczego umył kubek?
– Co? – Pytanie Slidella zaskoczyło mnie. Podobnie jak późny telefon.
– Ajax. Idzie do garażu skończyć ze sobą. Po co zadaje sobie trud umycia kubka?
– Bo był stuknięty.
Brak odpowiedzi.
– W dodatku naszprycowany wodzianem chloralu – dodałam. – Wtedy ludzie robią różne zabawne rzeczy.
– Oglądam zdjęcia zrobione przez techników. Na podłodze zaraz za drzwiami jest błoto.
– Dużo?
– Nie o to chodzi. Dlaczego umył kubek i ekspres do kawy, a zostawił brudną podłogę?
– Umył ekspres?
– I wyrzucił jego zawartość. Fusy znajdowały się w foliowym worku w pojemniku na zewnątrz.
– O czym ty mówisz?
– Mówię o tym, że albo facet był pedantem, albo nim nie był.
– Może naniósł błota, kiedy poszedł wynieść śmieci, i nie zauważył.
– Naniósł skąd? Kosz stoi zaraz za drzwiami.
Usłyszałam serię miękkich plaśnięć, pewnie zdjęć rzucanych na blat stołu.
– Nić. – Tik. Tik. – Przyczepiona do żywopłotu z tyłu domu.
– Jaka nić?
Brak odpowiedzi.
Teraz rozległ się odgłos przerzucanych kartek.
– Fioletowa. – Nie byłam pewna, czy Slidell mówi jeszcze do mnie. – Faceci od włókien twierdzą, że z fioletowej wełny.
– Przeanalizowano te fusy po kawie?
Kolejne przerzucanie stron.
– Muszę lecieć.
I cisza.
Rzuciłam telefon na kanapę. Wstałam. Zaczęłam chodzić, zataczając ciasne kręgi. Głowa Birdiego obracała się w ślad za moimi ruchami.
W jakim celu Slidell zadzwonił do mnie? Zaniepokoiło go coś, co znaleziono na miejscu zdarzenia przy Sunrise Court. Czyżby miał wątpliwości nie tylko co do udziału Ajaxa w tych morderstwach, lecz także dotyczące jego śmierci? Podejrzewał coś innego niż samobójstwo?
Morderstwo?
Prawdopodobnie bardzo się pomyliliśmy co do Ajaxa. Czyżby moje potworne wyrzuty sumienia w związku z jego śmiercią nie były bezzasadne? Ktoś zabił Ajaxa i upozorował samobójstwo?
Kto? Dlaczego?
Jezu. Zadaję sobie te same pytania od wielu tygodni.
Mój telefon piknięciem zasygnalizował nadejście esemesa.
Mama.
Widziałaś ten filmik na YouTube?
Właśnie go oglądam.
Miejsce się zgadza?
Przeszłam do wiadomości wyżej. Kliknęłam na link.
Film nosił tytuł: Klub rowerowy Northern Essex Community College. Rajd wiosenny 2008 (3): Przez rzekę Passumpsic. Klip trwał dwanaście minut, obejrzano go 18 927 razy. Większości widzów się podobał.
Byłam ciekawa, dlaczego to nagranie zwróciło uwagę mamy. Mniej interesowała mnie jego treść. Kliknęłam w mały biały trójkąt. Zespół Queen zaśpiewał Bicycle Race. Nieruchomy dotąd kolarz zaczął pedałować, nie wściekle, ale silnymi, stabilnymi pchnięciami nóg.
Na ekranie pojawił się prostokąt z ładnymi białymi zawijasami, jak plansza dialogowa w starych niemych filmach. Zawierał słowa: Rajd wiosenny 2008.
Kamera cofnęła się, żeby ukazać kolejnych ośmiu rowerzystów, wszystkich w kaskach, wiatrówkach i czarnych elastycznych spodenkach sięgających kolan. Jechali gęsiego po dwupasmowej szosie. Obraz był chwiejny, pewnie z kamery ręcznej albo zamontowanej na kasku osoby pedałującej na końcu stawki.
Mama nigdy nie wykazywała żadnego zainteresowania kolarstwem. Nie mogłam pojąć, co jej się tak spodobało w tym filmie.
Grupa minęła budynek mieszczący pocztę i sklep spożywczy: stary, z czerwonym samochodowym fotelem na werandzie i czerwonym plastikowym kajakiem przymocowanym do frontowego okapu.
Kolejna plansza z tekstem głosiła: Barnet, stan Vermont.
Odczytałam słowa na burcie kajaka. I nagle się wyprostowałam.
Z przyspieszonym tętnem obserwowałam, jak rowerzyści przejeżdżają przez wąską rzekę po zielonym metalowym moście. Kolejna plansza: Rzeka Passumpsic.
Dwie minuty pedałowania przez gęsty las liściasty z domieszką sosny, po czym niezdarnie zmontowany filmik ukazał grupkę ludzi stojących na poboczu, ze śmiechem wskazujących deskę przybitą do drzewa nad ich głowami. Widniały na niej cztery wyblakłe litery. ORNE. Ten sam podniszczony znak, który zapowiadał dom Corneau.
ORNE. Podobał im się ten napis, ponieważ jego pozostałość odpowiadała akronimowi ich klubu. Overland Riders of Northern Essex.
Gdy powód rozbawienia został już zarejestrowany, w kadrze pojawił się nagle samochód wyjeżdżający z drogi na lewo od znaku. Za kierownicą widać było samotną sylwetkę.
Wóz się zatrzymał, jego drzwi się otworzyły. Ktoś wysiadł i podszedł do rowerzystów. Kamera skierowana była teraz cały czas na tę postać, niewątpliwie trzymano ją w ręku. Nie dostrzegłam twarzy, lecz język ciała wskazywał, że kierowca jest zły.
Kolejny prostokąt: Nieprzyjazny tubylec!
Postać odwróciła się w stronę kamery. Krzyczała i wymachiwała ramionami.
Poczułam, że ogarnia mnie mróz sięgający szpiku kości.