25

Wstałam, uważając na gwałtowne gesty. Długo wpatrywałam się w klucz, jak w komara, którego zamierzam zabić, potem ze zdecydowaniem wyciągnęłam prawą rękę i nakazałam palcom wykonanie ruchu okrężnego w lewo. Klucz ani drgnął. Pociągnęłam do siebie w nadziei, że może choć odrobinę się przesunie i odnajdzie właściwą pozycję, ale nie poruszył się nawet o milimetr. Jakby nie był kluczem, tylko wypustką mosiężnego okucia, jego ciemnym wykończeniem.

Przyjrzałam się drzwiom. Były gładkie, bez żadnego punktu zaczepienia z wyjątkiem błyszczącej klamki: masywne, z równie masywnymi zawiasami. To bez sensu, da się je otworzyć tylko kluczem. Przyjrzałam się okrągłym nakładkom na dwóch zamkach, klucz wystawał z dolnego. Każdy z zamków był przytwierdzony czterema małymi śrubkami. Wiedziałam, że nic mi nie pomoże, jeśli je odkręcę, pomyślałam jednak, że taka operacja doda mi zapału.

Poszłam do schowka po skrzynkę z narzędziami i przywlokłam ją na korytarz. Ale nie znalazłam w niej odpowiedniego śrubokręta, wszystkie były za duże. Wzięłam więc nóż z kuchni. Wybrałam śrubkę na chybił trafił i włożyłam czubek ostrza w mały krzyżyk, lecz nawet się nie zahaczył. Przeprosiłam się ze śrubokrętami, wybrałam najmniejszy z nich i spróbowałam wsunąć go pod mosiężną nakładkę na dolnym zamku. Wszystko na darmo. Poddałam się po kilku próbach i znowu ruszyłam do schowka. Powoli, żeby nie utracić koncentracji, szukałam czegoś, co mogłabym włożyć pod drzwi, na tyle solidnego, by podważyć choćby jeden z zawiasów. Rozumowałam tak, jakbym opowiadała sobie bajkę, nie wierząc w najmniejszym stopniu, że znajdę odpowiednie narzędzie, a nawet jeśli znajdę, to przecież nie mam wystarczająco dużo sił, żeby wykonać to, co zamierzam. Poszczęściło mi się jednak i trafiłam na krótki żelazny pręt o ostrym zakończeniu. Wróciłam do przedpokoju i zaczęłam wpychać go pod drzwi. Nie było jednak pod nimi żadnej szpary, skrzydło przylegało do progu, zresztą u góry brakowało miejsca, żeby podnieść je na tyle wysoko, by wypadło z zawiasów. Z hukiem upuściłam pręt na podłogę. Nie miałam więcej pomysłów, stałam nieporadnie, uwięziona we własnym mieszkaniu. Po raz pierwszy tego dnia łzy napłynęły mi do oczu i nie było to nieprzyjemne uczucie.