– Niechlujne – wymamrotał pod nosem Peter.
Wzdrygnęłam się. W czasie czterdziestu pięciu minut, które poświęcił na przeczytanie mojego projektu umowy sprzedaży, siedziałam w jego gabinecie i na przemian obserwowałam go i czytałam maile w telefonie. Nie odezwał się ani słowem. Zamiast tego sięgnął po długopis i zaczął kreślić po moim projekcie gwałtownymi, wściekłymi ruchami.
Skrzywiłam się, patrząc, jak czerwone linie rozdzierają słowa, które tak starannie dobierałam. Pomyślałam o tym, że Carmen nie odbiera moich telefonów. Peter przygryzał dolną wargę. Zastanawiałam się, czy jest taki wściekły, bo ona też przestała z nim sypiać. Tak naprawdę mnie to jednak nie obchodziło. Właściwie nic mnie już nie obchodziło. Poza transakcjami.
Rzuciłam się w wir pracy, pozwalając, by wysysała ona ze mnie całą energię. Poświęcałam jej dnie i noce. Niemal zdołałam sobie wmówić, że dobrze sobie radzę – do czasu, aż napiłam się alkoholu. Gdy tylko osłabiał moją linię obrony, wszystkie ohydne płyny ustrojowe opuszczały moje ciało: gorące łzy, żółta flegma i spieniona ślina. Parę dni po żenującym pokazie, który dałam przy drinkach z Kevinem i Jordanem, wróciłam do domu z pracy i wypiłam kilka kieliszków wina, siedząc samotnie na kanapie. Jeszcze zanim skończyłam pierwszy, moje ciało zanosiło się już szlochem i drżały mi ramiona. Pozwalałam sobie na takie chwile tylko wtedy, gdy wszystko waliło się wokół mnie i wiedziałam na pewno, że nikt mnie nie usłyszy.
Kiedy jednak byłam trzeźwa, wmawiałam sobie, że ze spokojem przyjmuję swoje życie osobiste i chaos, który w nim obecnie panuje. Dni powszednie w biurze wydawały się względnie normalne, z wyjątkiem faktu, że Peter dokładnie sprawdzał teraz wszystko, co robiłam, i oceniał efekty mojej pracy dużo surowiej niż dawniej.
W końcu podniósł wzrok i wręczył mi pokreślony na czerwono dokument.
– Wprowadź te zmiany do końca dnia – oznajmił chłodnym tonem.
Pokiwałam głową i odwróciłam się, zamierzając ruszyć do drzwi.
– Kiedy zaczęłaś zajmować się fuzjami i transferami? – zapytał.
Spojrzał na mnie tak, jakbyśmy się ledwo znali.
– W październiku.
– Hmm – prychnął i przeniósł wzrok na komputer.
Zamierzał napisać mi złą opinię. Zamierzał zrujnować mi karierę. Byłam skończona. Klasko okazało się niestety jedynym miejscem, w którym czułam się jak w domu, w którym czułam się kompetentną, dorosłą osobą – przed romansem, przed rozstaniem, przed Incydentem. Potrzebowałam dopasowanych strojów biznesowych, które utrzymywałyby mnie w ryzach, potrzebowałam sterylnego holu, dzięki któremu czułabym się zdrowa, potrzebowałam sztucznych wymian uprzejmości i prozaicznych zajęć, które pozwoliłyby mi oderwać myśli od tego, co się wydarzyło.
Kiedy obudziłam się nazajutrz, wzięłam głęboki oddech i skrzywiłam się z obrzydzenia. Co tak cuchnęło? Zajrzałam pod łóżko w poszukiwaniu resztek jedzenia, a potem sprawdziłam buty z siłowni, żeby się upewnić, czy w coś nie wdepnęłam. W końcu zbliżyłam nos do pachy i raz jeszcze wciągnęłam powietrze. Myślałam, że nie da się wyczuć własnego zapachu, ale nie miałam teraz wątpliwości, że cuchnęłam, i to w sposób, który wskazywał raczej na chorobę niż brak higieny. Ruszyłam do łazienki i zaczęłam się rozbierać, a z każdym ubraniem rzuconym na podłogę pogłębiała się moja panika. Spojrzałam na swoje zapadnięte oczy i zmierzwione włosy, a potem zmusiłam się do wejścia pod prysznic, gdzie przypomniałam sobie, dlaczego dotąd unikałam tej chwili. Nagość sprawiła, że tamta noc natychmiast stanęła mi przed oczami. Słyszałam pulsującą muzykę, a niepokój krążył w moich żyłach. Głównie jednak przypominałam sobie swoje wrzaski i walkę. Miałam wrażenie, że własne ciało już do mnie nie należy. Stało się zbędnym balastem, ciężarem, który wszędzie za mną chodził i którego najchętniej bym się pozbyła. Weź się w garść – pomyślałam. Nic ci nie jest. Nic się przecież tak naprawdę nie stało. Wyszorowałam się i wytarłam ręcznikiem tak szybko, jak tylko mogłam, a potem sprawdziłam skrzynkę, wkładając czarne spodnie i jedwabną bluzkę.
Nadawca: Carmen Greyson
Odbiorca: Alexandra Vogel
Temat: Możemy porozmawiać?
W moim gabinecie? Teraz? Naprawdę powinnyśmy porozmawiać…
Nadawca: Alexandra Vogel
Odbiorca: Carmen Greyson
Temat: Re: Możemy porozmawiać?
Już jadę do biura. Przyjdę prosto do Ciebie.
– Cześć – powiedziałam, kiedy czterdzieści minut później weszłam do gabinetu Carmen. Spojrzałyśmy na siebie i obie zobaczyłyśmy szczuplejszą, bardziej wyniszczoną wersję swojej przyjaciółki. Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam.
– Więc… – zaczęła. Natychmiast zadrżała jej warga. – Muszę ci o czymś powiedzieć.
Nie mogłam patrzeć, jak się męczy. Łzy napłynęły jej do oczu, a ręce drżały coraz bardziej.
– Ja też spałam z Peterem Dunnem.
Próbowałam udawać zaskoczoną, ale nie musiałam się szczególnie wysilać: Carmen ledwo była w stanie spojrzeć mi w oczy.
– Przepraszam – wyszeptała.
Dałam jej chwilę, po czym odpowiedziałam:
– Słuchaj, Carmen, ja też popełniłam błąd z Peterem. To nie trwało długo i już się zakończyło.
Uniosła głowę i ją przekrzywiła. Wyczułam, że dla niej było to coś więcej niż zwykły błąd. Oczywiście dla mnie też.
– Alex, musimy iść z tym do kierownictwa – powiedziała. – Zespół M&A nastawiał nas przeciwko sobie od samego początku. Każą nam walczyć o pracę, o gabinety, o akceptację. A jeden z najważniejszych wspólników w grupie sypiał z nami obiema i Bóg wie z kim jeszcze. To nieprzyjazne kobietom środowisko pracy i nie zamierzam tego tolerować. Zawalczmy o pozycję równą mężczyznom z zespołu M&A. – Jej słowa brzmiały tak, jakby uczyła się ich na pamięć przed lustrem.
Wolno pokiwałam głową. Doceniałam jej gotowość do działania, ale czułam się zbyt pokonana, żeby wykrzesać z siebie jakikolwiek entuzjazm.
– Prawdę mówiąc, Peter Dunn to ostatnio najmniejsze z moich zmartwień. On przynajmniej do niczego mnie nie zmuszał.
– Alex, żartujesz? Po pierwsze, wspólnicy nie mogą tak po prostu sypiać sobie z prawniczkami. Po drugie, co oznacza „zgoda” w kontekście tak pokręconej dynamiki władzy? Zastanawiałaś się kiedyś, co by się stało, gdybyś go odrzuciła? Albo próbowała to zakończyć? To czysty przypadek napastowania seksualnego. Odkąd usłyszałam waszą rozmowę, najchętniej już nigdy więcej bym się do niego nie odezwała, ale pracuję z nim przy transakcji i nie mam wyboru. Muszę okazywać mu szacunek, bo to mój szef. To naprawdę popierdolone.
– Zakończyłam to. I zaczął się mścić – powiedziałam to na głos, zanim się zorientowałam, a potem potrząsnęłam głową. – Przepraszam, ale nie mam poczucia, że to napastowanie seksualne. – Owszem, mój próg dramatycznie się przesunął w ciągu ostatnich tygodni. – Ale jeśli ty czujesz się napastowana, powinnaś coś powiedzieć. Tylko uważaj. Zastanów się, co chcesz osiągnąć, bo…
– Chcę, żeby Peter zniknął, chcę równych szans i równego traktowania, tak żeby móc zostać wspólniczką bez rywalizowania ze swoją najlepszą przyjaciółką w firmie. Nie chcę też chodzić do klubów ze striptizem tylko po to, żeby mnie przydzielano do transakcji. – Podniosła głos i żywo gestykulowała.
Siedziałam spokojnie, obserwowałam ją i myślałam o tym, że właśnie tak powinnam reagować. Coś było ze mną nie tak. Tego, co mi się przytrafiło, nie dało się już cofnąć. Jestem uszkodzonym towarem.
– Absolutnie się zgadzam, Carm, ale musisz wziąć pod uwagę, że firmie chodzi głównie o zarobki – odpowiedziałam. – A Peter Dunn ma klientów, którzy przynoszą największe zyski. Nie zwolnią go. Nas dużo łatwiej się pozbyć. Zaoferują ci pieniądze za odejście, a on zostanie.
– Nigdy bym ich nie przyjęła! – syknęła.
– Słuchaj, mam teraz sporo na głowie. Mogę się nad tym zastanowić?
Wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
– Jasne. Ale idę do kierownictwa w poniedziałek. – Była środa. – Dłużej tego nie zniosę. – Zatrzymała się, odwrócona do mnie plecami, położyła sobie dłonie na biodrach i wyjrzała przez okno, tak jakby szukała odpowiedzi w panoramie miasta.
– Rozumiem.
– Myślę, że obie mamy dużo do opowiedzenia – oznajmiła z przekonaniem. Podeszła do mnie i otoczyła mnie ramieniem, w nietypowy dla siebie sposób okazując mi czułość. – Mam nadzieję, że postąpisz jak należy.
Pokiwałam głową. Rozluźniła uścisk, a ja wyswobodziłam się i wyszłam z gabinetu.