Skutkiem wieczornych wydarzeń w mieszkaniu był coraz gorszy zapach, do którego nie sposób się było przyzwyczaić. Przez zasunięte zasłony okienne do środka nie dochodziło już światło dzienne, tak krótkotrwałe o tej porze roku. Trochę było go szkoda, ale w pokojach i tak zainstalowano sztuczne oświetlenie. Jasność bijąca z przenośnych reflektorów dawała kosmiczną poświatę. Oczy ludzi stojących wokół wydawały się czarne jak smoła, a twarze trupioblade. Wyglądali więc na bardziej wystraszonych, niż byli w rzeczywistości, i mówili spokojnymi, ściszonymi głosami. Niektórzy zasłaniali rękoma usta, w obawie, że gdy je otworzą, zapach spalenizny oblepi im języki.
Już wkrótce grupa zabezpieczająca ślady zakończy swoją pracę i zwłoki zostaną wywiezione. Dopiero wtedy można będzie otworzyć okna w mieszkaniu. Jednak do wymazania z pamięci tego, co się tu ujrzało, świeże powietrze na pewno nie wystarczy.
Nie tylko Huldara dopadła klaustrofobia. Ale to on najdłużej przebywał na miejscu zdarzenia, towarzysząc lekarzowi sądowemu i technikom kryminalistycznym. Nawet Erla zapomniała o pozie kobiety ze stali i odłożyła na bok swój pancerz ochronny. Ledwie się odzywała, a na twarzy wypisane miała zmęczenie i bezsilność, tak jak i reszta grupy. To samo dotyczyło Ríkharðura, który od chwili ich przybycia na miejsce prawie nie zabierał głosu.
Huldar żałował, że wezwał tę dwójkę. Oboje pracowali przez cały weekend i mieli prawo do wolnego, żadne z nich jednak nie próbowało się wykręcić. Erla była już w przebieralni swojej siłowni, ale zdążyła zdjąć tylko jedną skarpetkę. Natomiast Ríkharður zawrócił z drogi do Mosfellsbær, gdzie wybierał się w odwiedziny do rodziców.
Oboje bez słowa i jakichkolwiek protestów, że ich ściągnięto do pracy, stawili się na miejscu. Erla dotarła szybciej, więc mogła wybrać sobie zadanie. Natomiast kiedy pojawił się Ríkharður, nie było nawet potrzeby mówienia mu, co ma robić, bo sam doskonale wiedział. Pracował bez słowa, nie wtrącając się do półszeptem rozmawiających ze sobą kolegów. Nikt też nie czepiał się jego milczenia. Wszyscy byli smutni i tego nie ukrywali.
Na podłodze w kuchni leżało ciało martwej kobiety. Nie można już było zmienić przeznaczenia Ástrós Einarsdóttir ani niczego dla niej zrobić. Jedyne co mogli, to swoją ciężką pracą zmienić przeznaczenie tego, który to zrobił. Zapewnić mu zasłużoną karę. Za każdym razem, gdy spoglądali na zbezczeszczone zwłoki, buzowała w nich złość. Powykręcane drgawkami agonii ciało wyglądało, jakby unosiło się nad ziemią. Huldarowi wydawało się, że owija się wokół jego głowy i ją zaciska.
– Czy nie można by przykryć denatki? – Erla zwróciła się do patologa, który od godziny klęczał przy zwłokach. – Nie mogę już dłużej patrzeć na jej twarz.
– Za chwilę kończę. – Lekarz nawet nie podniósł wzroku znad swoich notatek i w dalszym ciągu pisał. Potem odłożył notatnik, by zrobić kolejne zdjęcia. – Przecież twarz ma prawie zupełnie zasłoniętą… – Tak jak w przypadku Elisy, część głowy kobiety została wielokrotnie owinięta połyskliwą, jasnoszarą taśmą klejącą, więc w godzinie śmierci niczego nie widziała. Być może należało to uznać za akt łaski dla ofiary. Tą samą taśmą umocowano i zabezpieczono wewnątrz gardła urządzenie elektryczne, które oczywiście doprowadziło do śmierci, ale i zapobiegło krzykom. Dlatego też spod taśmy wystawał ledwie kawałeczek twarzy: trochę czoła, odrobina nosa, uszu, brody. Krótkie, sztywne włosy stały dęba. Wyglądało to tak, jakby zmarła z powodu porażenia prądem, a jednak nie on ją zabił. Śmierć z tej przyczyny byłaby bardziej litościwa. Patolog zrobił jeszcze jedno zdjęcie i wstał z kolan. – Można zabrać ciało. Czy samochód już jest?
Kiedy Huldar potwierdził, że samochód czeka, na twarzach większości pojawiła się ulga. To, co najgorsze, właśnie się skończyło i za chwilę zwłoki znikną im z oczu. Owinięta taśmą twarz, potargane i stojące na czubku głowy włosy. Rączka urządzenia wystająca z twarzy kobiety, tak jakby próbowała je połknąć.
Z niewyjaśnionego powodu Huldar nie mógł znieść przede wszystkim widoku jej palców. Były jak rozczapierzone krogulcze pazury, szukające czegoś, co mogłoby zakończyć mękę. Czegoś, co mogło pomóc Ástrós w wyciągnięciu z gardła przedmiotu i uwolnieniu się od potwornego bólu, który z pewnością towarzyszył jej agonii. Jak twierdził medyk, na podstawie śladów widocznych na palcach można było wnioskować, że morderca nogami przytrzymywał jej dłonie na ziemi. Na kuchennym stole leżały różne przedmioty. Między innymi duży nóż i nożyczki, których pewnie używał do odcinania taśmy. W jakim celu wyciągnął resztę przedmiotów i czy zamierzał ich użyć, ciężko było powiedzieć. Możliwe, że chciał ją tylko nastraszyć. Mimo że już samo narzędzie zbrodni było wystarczająco straszne.
Huldar próbował rozeznać się w sytuacji, przyglądając się dokładnie wszystkiemu, co na miejscu zdarzenia się znajdowało. Oprócz kuchennych pomocy na podłodze leżało krzesło, a obok pojedyncza biała kartka. Na niej nagryzmolone były ułamki i niezrozumiałe obliczenia, które trudno było odczytać. Nie powycinane z gazet, tylko napisane ołówkiem, niepodobne były do zakodowanej wiadomości pozostawionej w domu Elisy. Ołówek znaleziono na podłodze koło zlewu.
Zanim kobieta zmarła, prawdopodobnie siedziała na krześle umieszczonym przy stole. Nie wiadomo było, czy to ona napisała te dziwne równania matematyczne. Sugerował to jednak fakt, że były nagryzmolone koślawo, tak jakby pisząca osoba nie widziała tego, co pisze. Kiedy zbliżała się śmierć, Ástrós musiała rzucić się do tyłu i upaść na podłogę. Według lekarza ten nagły upadek nie był aż tak bolesny w porównaniu z tym, co musiała odczuwać w ustach i gardle. Pewnie nawet nie zorientowała się, że upadła.
– Możecie zabrać kartkę, ołówek i całe to kuchenne oprzyrządowanie – polecił patolog. – I wyciągnijcie to cholerstwo z prądu. Chcę mieć także przedłużacz, więc wyjmijcie go z kontaktu, zwińcie i połóżcie ostrożnie na nią. – Wskazał na rączkę wystającą z ust Ástrós, owiniętą taśmą i przymocowaną do szyi. – Uważajcie, by używać rękawiczek nawet przy wyjmowaniu wtyczki z kontaktu. Wszystkie luźne rzeczy spakujcie do worka. – Lekarz wyjął duży przezroczysty worek z torby. – Chyba potraficie to oznaczyć?
Huldar ponownie udzielił odpowiedzi za całą grupę. Wszyscy w ogóle mało mówili, a jeśli już, to odpowiadali tylko na pytania bezpośrednio do nich kierowane. Nawet gdyby w oględzinach nie uczestniczył Ríkharður, nastrój byłby iście grobowy. I chociaż nikt nie znał osobiście zmarłej, wszyscy byli zdruzgotani tym, co się tu stało. Huldar nie mógłby pracować z ludźmi traktującymi morderstwo jak chleb powszedni, był więc zadowolony z ich reakcji.
– I co pan znalazł? – Przyglądał się medykowi ściągającemu maskę i rękawiczki, wyglądały jak przyklejone do skóry.
– Niczego nie mogę stwierdzić na pewno, ale temperatura ciała każe szanować czas zgonu na około północy. Wszystko wskazuje na to, że przyczyną śmierci było poparzenie gardła, jednak dopiero pełna autopsja da odpowiedzi na pytania, co dokładnie się stało i co bezpośrednio spowodowało zatrzymanie akcji serca. Mogło dojść do zablokowania dróg oddechowych w wyniku poparzeń lub do krwotoku, który spowodował, że utopiła się we własnej krwi. Biorę pod uwagę różne scenariusze, nie znam jednak żadnych podobnych przypadków, na przykładzie których mógłbym wyciągać wnioski. Nie co dzień zabija się człowieka za pomocą lokówki do włosów.
Huldar i Erla wpatrywali się w jej czarny uchwyt. Zapach spalenizny wzmagał się, ale policjantka na próżno pocierała nos, chcąc oddalić woń od siebie.
Lekarz kiwał głową. Był smutny.
– Z przykrością muszę powiedzieć, że jedno jest pewne: to nie była bezbolesna i szybka śmierć. Niestety.
Para policjantów wyraźnie spochmurniała. Ríkharður stał przy szafce kuchennej, gdzie starał się przy pomocy proszku daktyloskopijnego zdjąć odciski palców. Odwrócił się do nich i także posmutniał. Ich przerażone miny nie zrobiły na lekarzu żadnego wrażenia. Niestrudzenie mówił dalej.
– Tak jak już mówiłem, więcej dowiemy się po sekcji zwłok, być może także na temat dokładniejszej godziny zgonu, chociaż to akurat duże wyzwanie. Pomogłoby, gdybyście ustalili, kiedy ostatni raz jadła, to jednak może być trudne, bo ofiara mieszkała tu sama, zgadza się? Zakładając oczywiście, że to jej mieszkanie.
– Z pewnością była właścicielką tego mieszkania. Tak to zrozumiałem. – Huldar rozmawiał ze znajdującą się w głębokim szoku siostrą zmarłej, która powiadomiła policję o zabójstwie. Bał się, że nie będzie w stanie zeznawać, ale udało mu się wyciągnąć z niej parę podstawowych informacji. Opowiedziała, że zaniepokojona nieodbieraniem przez siostrę telefonu przyjechała sprawdzić, co się z nią dzieje. W przerwach pomiędzy głośnym szlochaniem wyznała, że obawiała się, iż Ástrós dostała zawału serca i leży nieprzytomna na podłodze. Już od dawna cierpiała na nadciśnienie tętnicze krwi. – Siostra mówiła, że Ástrós owdowiała dwa lata temu, a małżeństwo nie miało dzieci. Poza tym w lodówce jest ciasto i brakuje tylko jednego kawałka, więc nie wygląda na to, żeby zaprosiła gości. W zlewie leży garnek, jeden talerz, nóż i widelec, czyli tylko ona jadła. Z drugiej strony, były tam dwie szklanki. Jedna z nich mogła oczywiście leżeć w zlewie dłużej, ale biorąc pod uwagę ład i czystość w mieszkaniu, to mało prawdopodobne, żeby składowała brudne naczynia.
– Wszystko zabrano do badań? Ciasto też? – Lekarz słynął ze swojej dokładności. Huldar z doświadczenia wiedział, że nie opuści miejsca zbrodni bez uprzedniego sprawdzenia, czy wszystko zostało zabezpieczone i zapakowane.
– Tak. Liczę, że na szklankach zostały odciski palców. Należy się jednak raczej spodziewać tylko tych należących do denatki. Wydaje mi się, że sprawca był zbyt uważny, aby pozwolił sobie na tak banalny błąd. Znalazł pan jakieś ślady na zwłokach? – Huldar doskonale znał odpowiedź, ale pomimo to zapytał. Dokładnie obserwował lekarza i nie uszłoby jego uwadze, gdyby ten znalazł coś istotnego.
– Nie znalazłem niczego przy oględzinach zewnętrznych. Oczywiście mogłem coś przeoczyć, ale biorąc pod uwagę, w co była ubrana, nie robiłbym sobie wielkiej nadziei na znalezienie czegoś na odzieży. – Kobieta pożegnała ten świat w grubym frotowym szlafroku, spranym podkoszulku i bawełnianych spodniach w kratkę. W agonii jej podkoszulek zadarł się do góry, odsłaniając blady, pofałdowany brzuch. Szlafrok miała rozwiązany. Jego poły rozrzucone na podłodze po obu stronach ciała wyglądały jak zniekształcone skrzydła. – Może coś się tam znajdzie, ale to już po dokładniejszych oględzinach w zakładzie. Wątpię też, że jakieś ślady są z tyłu na szyi. Zostaje nam jedynie taśma, chociaż do niej też nie jestem nastawiony zbyt optymistycznie. Poprzednim razem na niej również niczego nie znaleźliśmy. Kimkolwiek jest morderca, wygląda na kogoś, kto się bardzo pilnuje. Jeśli oczywiście to ten sam sprawca.
Huldar nie odpowiedział, choć przypuszczał, że właśnie tak jest. Za dużo było podobieństw, żeby uznać to za zbieg okoliczności. Dwie kobiety zamordowane w obrzydliwy sposób w odstępie paru dni. Już sama przeklęta taśma klejąca umacniała go w przekonaniu, że obie wykończył ten sam morderca. Nic innego tych kobiet nie łączyło. Nie było śladów gwałtu na ich ciałach i nic nie wskazywało na to, że w grę wchodzić mogło zabójstwo na tle seksualnym. Życie żadnej z nich nie prowokowało do tego, żeby je zabić, bo przecież Elisa była tylko matką trójki dzieci i pracownicą skarbówki, a Ástrós blisko siedemdziesięcioletnią wdową, która niegdyś uczyła biologii w liceum, a teraz – jeśli w tej sprawie można było wierzyć jej siostrze – nie interesowała się już niczym poza oglądaniem telewizji. Dowodem na to, że prowadziła monotonny tryb życia, były także fotografie, na których ona i jej mąż przytulali się do siebie w ten sam sposób niezależnie od tego, gdzie robiono zdjęcie: czy to na słonecznej plaży, czy na pikniku na łonie islandzkiej natury, czy na zabawie w mieście. To, że zdjęcia zrobiono w dużych odstępach czasu, nie miało znaczenia, bo i tak na wszystkich ona miała krótkie, wymodelowane i raczej rzadkie włosy okalające bezbarwną twarz, a on pucułowatą twarz i prawie łysą głowę. Zwyczajni ludzie. Żadna z kobiet nie wyglądała na osobę mogącą wzbudzić zainteresowanie dewianta opętanego chęcią mordowania. Tak czy inaczej, musiały zrobić coś, co sprawiło, że stały się jego celem.
Huldar brał pod uwagę wszelkie możliwe wersje. Nie chciał, by cokolwiek zostało przeoczone. Od kiedy przekroczył próg kuchni i jego oczom ukazał się wstrząsający widok, nie mógł się jednak skoncentrować. Przeszkadzał mu w tym wypełniający całą przestrzeń zapach spalenizny, który nie pozwalał na swobodny przepływ myśli. Jeszcze długo widok srebrnej taśmy klejącej będzie wywoływać niesmak w jego ustach. Był też pewien, że pozostanie traumatyczny dla wszystkich, którzy weszli dzisiaj do tego mieszkania.
Policjant nachylił się do kontaktu i ostrożnie wyciągnął z niego wtyczkę przedłużacza. Zwinął kabel i delikatnie ułożył na ciele zmarłej. Wszystko robił w rękawiczkach. Kręciło mu się w głowie, uważał więc, by nie wstać zbyt gwałtownie i nie upaść na nieszczęsną denatkę. Wystarczająco wycierpiała za życia, żeby teraz dodatkowo jej uwłaczać.
Gdy czekał, aż zawroty głowy miną, próbował znów zebrać myśli. Nie potrafił się skupić od momentu przybycia na miejsce zdarzenia. Tak łatwo było wpaść w pułapkę zafiksowania się na przeklętej taśmie i urządzeniu elektrycznym. Nie miał jednak wielkiego wyboru, więc poświęcał im całą swoją uwagę. Pomimo tego, że wiele łączyło oba morderstwa, było także trochę różnic. Huldar wiedział, że będzie musiał dokładnie zanalizować, czy rzeczywiście chodzi o jednego sprawcę. Niejeden dużo lepszy od niego przejechał się na takim przeświadczeniu, zakładając coś z góry i pomijając pewne szczegóły, bo nie pasowały do wymyślonej wersji wydarzeń.
Elisę znaleziono w jej łóżku, a nie na podłodze jak Ástrós. W pierwszym przypadku zabójca odczekał, aż ofiara zaśnie. W drugim napadł na kobietę, gdy udawała się na spoczynek. Według Huldara mogło to dowodzić, że morderca zaczął czuć się pewniej, równie dobrze jednak mogło oznaczać innego sprawcę. Historii z taśmą klejącą nie podano w wiadomościach, ale nie znaczyło to wcale, że nie wyciekła. Cała masa policjantów i innych ludzi wiedziała, że użyto jej w morderstwie Elisy, i można było się spodziewać, iż ktoś, oczywiście w wielkiej tajemnicy, opowiedział o tym żonie lub przyjaciołom. W normalnych warunkach nie trzeba było czekać, bo takie informacje rozchodziły się natychmiast.
Huldar gwałtownie potarł twarz. Musiał coś zrobić z rękami. Kiedy jednak opadły w dół, wcale nie poczuł się lepiej. Tęsknił za chwilami, kiedy to, jak śledztwo się toczy, było zmartwieniem kogoś innego. Kogoś, kto stał w hierarchii ponad nim i zadając sobie pytanie, kto mógł być sprawcą, zastanawiał się też, czy sposób, w jaki dokonano zabójstw, wskazywał na ich przyczynę. Teraz Huldar nie mógł już od tego uciec. Powoli wydychał powietrze, przyglądając się kuriozalnej głowie Ástrós. To musiał być ten sam sprawca. W tak małym islandzkim narodzie nie byłoby miejsca dla dwóch identycznie myślących pomyleńców.
Trzask zamykanej torby lekarza przestraszył podpartą o ścianę, stojącą jak w transie Erlę. Dzisiejszy dzień był naprawdę długi. Za długi. Huldar walczył nie tylko z przemożnym zmęczeniem, ale też z bólem głowy, który, jakby tego było mało, brał we władanie umysł. Nienaturalnie jasne światło z reflektorów wywoływało mroczki przed oczami, więc już prawie niczego nie widział. Będzie musiał się poddać, nie da rady dokładnie przyglądać się wszystkiemu. Zadzwonił telefon, który trzymał w kieszeni spodni i którego tak jak poprzednio nie odebrał. Nawet nie sprawdził, kto próbował się z nim skontaktować, całkowicie skupiony na tym, co działo się tu i teraz. Morderstwa, choć zdarzały się na szczęście rzadko, odsuwały na bok wszystko inne. Nikt się więc specjalnie nie wkurzał, kiedy nie odbierał telefonu.
– Zabraliście przyssawkę i wycinarkę do szkła? – Głos lekarza brzmiał tak, jakby uchodziło z niego powietrze. Pocierał twarz w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą miał zawiązaną maseczkę.
– Tak.
Telefon Huldara dał za wygraną, ale ból głowy nie. Sprawca wszedł do środka przez drzwi balkonowe, na co wskazywały ślady na ścianie obok pozostałe po ich gwałtownym otwarciu, a także odciski stóp w śniegu na balkonie i przed drzwiami mieszkania. Rozmiar obuwia był typowy dla wielu mężczyzn, jednak słońce sprawiło, że nie dało się już rozpoznać wzoru na podeszwach.
Drzwi balkonowe otworzono po uprzednim wycięciu dziury w szybie. Użyto przyssawki, najwyraźniej jednak morderca nie potrafił się nią sprawnie posługiwać, bo kiedy próbował odmontować cyrkiel wycinaczki, wpadła mu do mieszkania, a szyba nie wytrzymała nacisku i pękła. Teraz napastnik mógł już z łatwością otworzyć sobie drzwi od wewnątrz. Wszedł do mieszkania i napadł na kobietę prawdopodobnie w korytarzu obok sypialni, na co wskazywała czarna kreska na podłodze, ciągnąca się od łazienki do kuchni. Przypuszczalnie były to ślady kapci kobiety, które odznaczyły się, gdy morderca ciągnął jej bezwładne ciało po parkiecie. Dalszego ciągu zdarzeń można się już było jedynie domyślać.
– O jednej rzeczy musimy pamiętać – powiedział lekarz sądowy, zdejmując z siebie papierowy kombinezon ochronny. – Jeśli w grę wchodzi rzeczywiście ten sam sprawca, nie będzie dla niego żadnym problemem zamordować znowu. Oczywiście może poprzestać na tych dwóch, ale równie dobrze może zabić jeszcze jedną lub dziesięć innych osób. Zupełnie bez konsekwencji, bo i tak nie wpłynie to na długość wyroku. Może dostać dwadzieścia zamiast szesnastu lat odsiadki. Strach pomyśleć.
Wszyscy znów popadli w grobowy nastrój.
– Miejmy nadzieję, że morderca rozważy swoją sytuację. Najpewniej nie chce, by go złapano, a przecież każde kolejne zabójstwo zwiększa prawdopodobieństwo, że tak się stanie. Jeśli oczywiście jest to ten sam morderca. – Huldar liczył, że jego słowa podniosą ludzi na duchu. Muszą myśleć, że najgorsze już za nimi.
W duchu jednak przeczuwał, że to nieprawda. Koledzy też nie byli co do tego przekonani. Ríkharður wrócił do przerwanej czynności sprawdzania półek, natomiast Erla wyglądała na załamaną, bo spuściła głowę i założyła ręce na piersiach. Oboje bardzo dobrze wywiązali się ze swoich obowiązków, postanowił więc odprawić ich do domu. Mógł równie dobrze sam załatwić resztę spraw z technikami kryminalistycznymi. Widział, jak im ulżyło, chociaż próbowali tego nie okazywać. Kiedy prosił Ríkharðura, by zajrzał po drodze do domu Freyi, jego kolega nie potrafił już jednak ukryć zmęczenia. Ożywił się dopiero, gdy Huldar powiedział mu, że mieszka w dzielnicy Granda, niedaleko jego mieszkania w Vesturbær. Jeszcze bardziej ucieszył się po tym, jak Huldar oznajmił, że nie musi wchodzić do mieszkania, tylko przejeżdżając, zerknąć, czy nie dzieje się nic niepokojącego. Teraz, kiedy przebywała tam Margrét, lepiej było dmuchać na zimne. Nie mógł poprosić kogoś innego, bo tylko Ríkharður i Erla z całej jego grupy wiedzieli o tym, że dziewczynka przebywała właśnie tam. Poza oczywiście szefostwem, które to wszystko zorganizowało.
Erla stała ze skwaszoną miną, czując się pominięta. Huldar był za bardzo zmęczony, by wymyślić dla niej zadanie, które mogłaby wykonać po drodze do domu. Chyba, że przejeżdżałaby koło apteki i kupiła mu tabletki przeciwbólowe. Pewnie by mu nie pomogły, ale też nie miał siły tłumaczyć koleżance, że wysyłanie jej teraz do Freyi mijało się z celem. Erla mieszkała na Breiðholt, czyli na drugim końcu miasta, powinna więc cieszyć się, że może pojechać do domu i dotrzeć tam jeszcze przed wieczornymi wiadomościami. Huldar wolał jednak milczeć i liczyć, iż zrozumie, jak niedorzeczne jest myślenie, że z ich dwojga wyróżnia Ríkharðura. Kiedy jeszcze nie był ich szefem, do głowy by jej to nie przyszło. Ponownie więc pożałował, że zdecydował się przyjąć to stanowisko, ale użalanie się nad sobą nie tylko nic mu nie dało, ale jeszcze spotęgowało ból głowy.
***
Na zewnątrz panował mróz, więc Huldar jedynie przez chwilę rozkoszował się świeżym powietrzem, by już w kolejnej chcieć wrócić do ogrzewanego wnętrza. Musiał jeszcze porozmawiać z ludźmi z parteru domu, w którym mieszkała Ástrós. Jednak ze wszystkiego na świecie najbardziej pragnął w tym momencie zapalić. Mocno nacisnął na guzik dzwonka, nie odrywając palca, choć dobrze wiedział, że nie miało to żadnego znaczenia. W środku i tak nikt nie reagował. Zadzwonił jeszcze raz, dobrze wiedząc, że sąsiedzi już wrócili, bo na podjeździe przed domem stało dodatkowe auto, którego nie było tu jeszcze rano, gdy przyjechał. Zadzwonił więc po raz trzeci.
Tylko jeden papieros. Wystarczyłby, żeby coś innego niż tamten smród wypełniło jego nozdrza. No, może dwa. Udało mu się dotąd wytrzymać bez papierosów, chociaż w drodze do apteki minął dwa kioski. Od tamtej pory bez przerwy żuł gumę nikotynową. Właśnie wypluł stary listek i włożył do ust następny. Drzwi się otworzyły. Przedstawił się niewyraźnie, nie przestając żuć gumy, i poprosił o chwilę rozmowy.
– Dzień dobry. Czy coś się stało? – Kobieta otuliła się dokładniej swetrem, tak jakby chciała ochronić się przed złymi wiadomościami.
– Chciałbym zadać państwu parę pytań dotyczących wczorajszego wieczoru. – Huldar językiem przycisnął gumę do policzka.
– Wczorajszego wieczoru?
– Tak. Była pani w domu? – mówił wyraźniej i jego głos był bardziej donośny, kiedy guma nie plątała się w jamie ustnej.
– Tak, oboje z mężem byliśmy w domu. Gdzieś tak od siedemnastej. Dzieci już dawno temu poszły na swoje. – Kobieta odwróciła się i zawołała: – Gunni! Policja przyszła. – Po czym patrząc znów na Huldara, powiedziała: – Oglądaliśmy telewizję. Wiadomości o dziesiątej. – Całym swoim zachowaniem dawała mu do zrozumienia, że nie jest mile widzianym gościem i zamiast z nim rozmawiać, wolałaby oglądać telewizję.
– O co chodzi? – Drzwi otworzyły się szerzej i pojawił się w nich pan domu. Wyglądał na tak samo poirytowanego odwiedzinami. Wystawił głowę zza drzwi i rozejrzał się po okolicy, jakby liczył na znalezienie tam odpowiedzi na swoje pytanie.
– Muszę ustalić, czy słyszeli państwo wczoraj wieczorem dziwne odgłosy w mieszkaniu piętro wyżej albo czy zauważyliście kogoś w ogrodzie lub na korytarzu?
Małżeństwo zbytnio nie przejęło się pytaniem, bo nie okazało ani zaskoczenia, ani choćby śladu troski.
– Wczoraj wieczorem, mówi pan? – Kobieta zrobiła zdziwioną minę i spojrzała na męża. – To było wczoraj czy przedwczoraj, jak słyszałam brzęk tłuczonego szkła?
– Wczoraj w nocy. Tak mi się wydaje.
– Odgłos tłuczonego szkła? O której to było? – pochwycił Huldar.
– Zasnęłam około wpół do jedenastej, więc to musiało być później. Może około drugiej? Obudził mnie hałas i wyjrzałam przez okno na zewnątrz, ale niczego nie zauważyłam. O co właściwie chodzi? Włamali się do Ástrós?
Huldar zignorował jej pytania.
– Czy jest pani pewna, że odgłosy dochodziły z mieszkania sąsiadki? – Zeznania kobiety nie pasowały do wstępnych ustaleń dotyczących czasu zgonu ofiary, o drugiej Ástrós nie żyła już od blisko dwóch godzin. To, co słyszała sąsiadka, nie mogło więc być dźwiękiem tłuczonej szyby drzwi balkonowych, przez które morderca musiał dostać się do środka o wiele wcześniej. Może został jeszcze w mieszkaniu, by podziwiać swe dzieło lub pozacierać ślady. Niewykluczone też, że przez nieuwagę zbił jakiś wazon lub coś innego, chociaż nie znaleziono żadnych świadczących o tym wskazówek.
– Niczego nie jestem pewna. Hałas mnie obudził. Byłam na wpół śpiąca. Nie spojrzałam na zegarek ani też nie pomyślałam, że mogłoby to mieć jakiś związek z włamaniem. Gdyby tak było, lepiej bym wszystko zapamiętała.
A jednak podeszła do okna, aby wyjrzeć na zewnątrz, co było dowodem, że się martwiła. Huldar odpuścił sobie zwracanie jej uwagi, bo w zasadzie cieszył się, że małżeństwo myślało, iż chodzi o włamanie. Widocznie nie zauważyli wynoszenia zwłok.
– A co z wczorajszym wieczorem? Czy coś zwróciło szczególnie państwa uwagę?
Oboje zaprzeczyli, ale po krótkiej wymianie słów i wspólnym przypominaniu sobie, co działo się wieczorem, skorygowali odpowiedź. W końcu przyznali zgodnie, że około dziesiątej słyszeli jakieś odgłosy dochodzące z mieszkania Ástrós. Między innymi przytłumioną rozmowę, jak również coś, co przypominało płacz lub lament, ale równie dobrze mógł to być śmiech. Dużo nad tym nie myśleli, bo przecież miewała często gości. Wypowiedzieli to pogardliwym tonem, jakby przyjmowanie gości było czymś oburzającym. Gdy jednak Huldar zapytał o płeć i ewentualną liczbę odwiedzających, nagle zaczęli wycofywać się ze swoich zeznań. Stwierdzili, że równie dobrze mogły to być odgłosy telewizji albo radia.
Trochę kręcili, każde mówiło co innego, ale na koniec wspólnie oświadczyli, że chodziło raczej o słuchowisko radiowe. Argumentowali to tym, że w tle nie było słychać muzyki czy reklam. Kobieta dodała też z wyraźną złością, że mieszkania są bardzo akustyczne, i dało się wyczuć, że bardzo jej to przeszkadzało. Kiedy jednak mąż ukradkiem szturchnął ją łokciem w bok, zamilkła i pozwoliła mu podjąć opowieść. Zanim się odezwał, rozmyślał przez chwilę, drapiąc się przy tym po skromnym owłosieniu na głowie. Nagle przypomniał sobie, że około północy, gdy obudził się i poszedł do łazienki, wydawało mu się, że słyszy coś jakby jęki lub łkanie dobiegające z mieszkania sąsiadki. Nie było to jednak aż tak jednoznaczne, aby wywnioskował, że z Ástrós działo się coś niepokojącego. Może po prostu była smutna, przecież dwa lata temu straciła męża i od tego czasu różnie to bywało. Ich międzysąsiedzkie stosunki nie były szczególnie dobre i dlatego nie mieli w zwyczaju zaglądać do siebie, by sprawdzić, czy nie dzieje się nic złego. Jeśli można było wierzyć temu, co mówił, to od czasu, kiedy owdowiała, próbowała wykręcać się od obowiązków związanych z utrzymaniem porządku na posesji. Ich spór dotyczący wyboru koloru otynkowania budynku zakończył się polubownie, choć Ástrós chciała kolor żółty, a małżeństwo szary. Pewnie kiedy dowiedzą się o jej śmierci, skorzystają z okazji i szybko wymalują fasadę po swojemu, nie czekając, aż głos zabierze następny właściciel mieszkania.
W czasie, kiedy małżeństwo dalej obgadywało swoją zmarłą sąsiadkę, dzwonił telefon Huldara. Tak jak i poprzednio, nie odebrał. Miał nadzieję, że za chwilę, siedząc już w aucie, na spokojnie przejrzy listę połączeń i zareaguje na te, które były ważne. Pozwolił małżonkom się wygadać, ci zaś prześcigali się w wyliczaniu wszystkiego, co było złe w ich stosunkach z Ástrós. Stawali się w tym coraz bardziej małostkowi, ale ich zaciekłość powoli malała. W końcu wyrzucili z siebie cały jad i zapanowała nieprzyjemna cisza.
Huldar zorientował się, że niczego konkretnego już się od nich nie dowie. Zakończył więc rozmowę, dodając na odchodne, iż policja zgłosi się do nich na dniach w sprawie potwierdzenia ich zeznań. Kiedy zamierzał zapisać ich numer telefonu w komórce, zobaczył na ekranie, że jako ostatnia próbowała się połączyć Freyja. Nie dając niczego po sobie poznać, pospiesznie zanotował numer i się pożegnał. Nie liczyły się już przeszywające go zimno ani szczypiąca w policzek guma do żucia, bo górę wzięły inne, o wiele poważniejsze zmartwienia. Freyja nie dzwoniłaby do niego bez potrzeby, a on zobowiązał się przed szefostwem, że dzień i noc będzie do jej dyspozycji.
– Chwileczkę! – Mężczyzna wciąż stał w uchylonych drzwiach. – Mam tu coś, co może chciałby pan obejrzeć. – Zniknął w mieszkaniu na krótką chwilę, która wydawała się Huldarowi wiecznością. Chciał już stąd iść, by jak najszybciej zadzwonić do Freyi. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby coś stało się Margrét, tylko dlatego że nie odebrał telefonu. Przypuszczał, że to nie aż tak ważne, skoro Ríkharður nie dał mu żadnego sygnału, ale przecież sprawdzenie sytuacji pod domem Freyi zlecił mu ponad godzinę temu, a od tego czasu wiele mogło się zmienić.
Huldar z wielkim wysiłkiem odsunął na bok złe przeczucia. Zawstydzony mężczyzna podał mu wymazaną sosem pomidorowym kopertę.
– Bardzo pana przepraszam, ale wyrzuciłem to do kosza na śmieci. Znalazłem ją dzisiaj nad ranem, wetkniętą pod wycieraczkę na przedniej szybie. Otworzyłem, ale to, co było w środku, wydało mi się jakąś bzdurą. Proszę wyrzucić, jeśli nie ma związku z włamaniem. Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło.
Huldar założył lateksowe rękawiczki i odebrał ostrożnie kopertę. Małżonkowie patrzyli na ruch jego rąk z wielkim zdziwieniem. Nie zwracał jednak na nich uwagi. Jeśli w grę wchodziło to, o czym myślał, nie potrzebował więcej dowodów. Elisa i Ástrós zginęły z rąk tego samego mordercy.
Odwrócił się do nich plecami i wyciągnął list z koperty. Przeczytał tekst i ponownie schował kartkę. Wszystko się zgadzało. Dwa morderstwa. Jeden morderca. Huldar spojrzał mężczyźnie prosto w oczy.
– Potrzebne mi będą pańskie odciski palców – powiedział, po czym zwrócił się do kobiety: – Pani też, jeśli dotykała pani koperty lub listu.
Na twarzach małżonków malował się wielki znak zapytania.