Molly nie mogła przyzwyczaić się do noszenia kołnierza. Zanim zaczęło się przesłuchanie, kręciła się bez ładu i składu po pokoju zebrań, obijając o wszystko i wszystkich. Huldara bolały już od tego łydki, bo wyglądało na to, że pies atakuje go ze szczególnym upodobaniem. Jednak nie dawał po sobie niczego poznać. Najchętniej zaciągnąłby psa za ten kołnierz z powrotem do radiowozu, ale oczywiście się powstrzymał. Mała Margrét bardzo zaprzyjaźniła się z Molly, jej bliskość uspokajała dziewczynkę i liczono na to, że dzięki temu się otworzy. Jeśli miałoby tak się stać, to choćby i do końca przesłuchania suczka mogła wgniatać się Huldarowi w łydki.
Ze wspólnej kawy z Freyją nic nie wyszło. Kiedy Huldar z Erlą przyszli, zaczęły się dyskusje, kto powinien przepytywać Margrét. Czy dalej powinna to robić Silja, czy też Freyja powinna przejąć jej zadanie? Silji nie udało się zbyt wiele wyciągnąć z dziewczynki, ale była już do niej przyzwyczajona. Z drugiej strony, Freyi udało się nawiązać z małą dość dobry kontakt – chociaż w każdej chwili mogło się to zmienić. Istniało duże ryzyko, że Margrét zamknie się w sobie na dobre, jeśli Freyja nagle wejdzie w inną rolą. Huldara i Erli nie pytano o stanowisko w tej sprawie.
Wynik całej tej przydługiej dyskusji był taki, że to Freyja zakładała właśnie do ucha mikroskopijny nadajnik połączony cienkim kabelkiem, zwisającym wzdłuż pleców, z odbiornikiem, który przypięła do paska swoich spodni. W tym czasie Silja siedziała w pokoju po drugiej stronie szyby i rozmawiała z Margrét. Dziewczynka miała na sobie bluzeczkę z pandą i dżinsy wyszywane na nogawkach kolorowymi szkiełkami w kształcie kwiatków. W takim stroju wyglądała bardziej na przedszkolaka niż na pierwszoklasistkę.
Huldar obserwował rozważne ruchy Freyi i dziwił się, jak bardzo różni się od policjantów, traktujących kable jak uzbrojenie. Nie było w niej cienia napuszonego bohaterstwa. Trudno mu było wyobrazić sobie, że po skończeniu zakładania urządzenia kobieta zacznie bić się w piersi niczym Tarzan, choć oczywiście miała do wykonania zupełnie inne zadanie niż policjant w pełnym rynsztunku. Uważał jednak, że gdyby nawet pracowała w policji, niczego by to nie zmieniło. Jak zachowałaby się na przykład Erla? Wcisnęłaby słuchawkę w ucho z taką siłą, że wygięłaby się membrana. Następnie wsadziłaby kabel pod koszulę i tak długo tupała nogami, aż wyleciałby od dołu.
– No dobrze. Jestem gotowa. – Freyja zapięła pasek i zdjęła gumkę z włosów. Rozpuściła je, by zakryły uszy. – Czy jest coś, na czym szczególnie powinnam się skoncentrować.? Jakieś priorytety? – Pytanie skierowała bezpośrednio do Huldara, który chciał właśnie zasiąść na swoim miejscu. Wszyscy zebrani, w tym samym składzie, co poprzednio, poszli za jego przykładem. Erla siedziała z boku Huldara, z założonymi na piersiach rękoma, jak obrażony dzieciak. Przez całą drogę do schroniska nie zamienili ze sobą ani słowa i pewnie wracać też będą w kompletnej ciszy. Erla nie była jednak obrażalska i pamiętliwa. Już raczej impulsywna.
Huldar odsunął od siebie myśli o Erli.
– Musimy szczególnie skoncentrować się na tym, co mogła zobaczyć i usłyszeć. Każde jej słowo może być kluczowe i naprowadzić nas na to, kim jest ten mężczyzna. Bardzo ważne byłoby nakłonienie jej do wyjaśnienia, dlaczego obwinia o wszystko swojego tatę. To też mogłoby nam bardzo pomóc. Musimy też dowiedzieć się, czy kojarzy, co się działo podczas jazdy na stację benzynową, a jeśli tak, to czy był z nimi w samochodzie jakiś mężczyzna. I jeżeli wystarczy nam czasu, chciałbym, aby pokazano jej wiadomości zostawione przez sprawcę u niej w domu. Ale nie jest to teraz najważniejsze.
Freyja kiwnęła głową na znak, że zrozumiała i wyszła z pokoju, by zastąpić Silję. Molly szła tuż za nią i kiedy obie wkroczyły do pokoju przesłuchań, na widok Margrét zaczęła dziarsko machać ogonem. Klosz wokół pyska suczki poruszał się bez przerwy. Nie widziały się może kwadrans. Huldar próbował wyobrazić sobie reakcję psa po nieco dłuższej rozłące.
– No i jesteśmy już z Molly. – Freyja usiadła na sofie obok Margrét. – Nie było nas tylko przez chwilę, zgadza się?
Margrét wzruszyła ramionami.
– Jasne. – Wsadziła rękę pod klosz na karku Molly i głaskała ją po głowie. Sunia wyglądała na bardzo zadowoloną.
Freyja zaczęła od rzeczy lekkich i przyjemnych. Mówiła głównie o Molly. O tym, że po wszystkim czeka je spacer po okolicy lub że pojadą do Geirsnef, gdzie psy mogą swobodnie biegać bez kagańca. Jej uwagi o tym, że Molly z kloszem wokół głowy mogłaby czuć się nieswojo w obecności innych piesków, wywołały uśmiech na twarzy Margrét. Po jej ciele widać było, że odprężyła się nieznacznie. Ledwie jednak Freyja przeszła do sedna sprawy, napięcie powróciło i dziewczynka nienaturalnie się wyprostowała.
– Jak wiesz, Margrét, policja szuka człowieka, który skrzywdził twoją mamę. Nie chcą niczego innego, jak tylko złapać i wsadzić go do więzienia. Tylko wtedy możemy być pewni, że już nikogo więcej nie skrzywdzi. – Wcześniej ustalono, żeby zaoszczędzić Margrét dodatkowego stresu i nie informować jej o śmierci Ástrós, bo mogłoby to pokrzyżować przebieg przesłuchania. Mała pokiwała głową z poważną miną. Wyglądało, że rozumie powagę sytuacji. – Ale żeby móc go szybko i bezpiecznie złapać, policjanci muszą wiedzieć, kim on jest. Inaczej nie będą mieli pojęcia, kogo szukają.
– Mordercy nie są tacy jak my. – Margrét mówiła cicho, prawie szeptem.
– Racja, nie są jak my. Nie w środku. Tylko że na zewnątrz mogą wyglądać prawie tak samo jak my.
– Ale nie ten morderca.
– Nie, z pewnością. Mówiłaś przecież, że ten wygląda jakoś szczególnie.
– Nie tak całkiem.
– Nie? Ja na przykład nie znam nikogo z dużą głową. Ani białą, ani z czarną. – Freyja podniosła dłonie do góry i nakreśliła w powietrzu niewidzialną kulę wielkości piłki do koszykówki. – Była taka duża?
– Tak. – Margrét wciąż nie podnosiła głosu, więc ludzie siedzący wokół stołu konferencyjnego musieli nachylić się do głośników, by usłyszeć, co mówi. Dziewczynka wyglądała na zmieszaną, jakby zorientowała się, że jej wcześniejszy opis postaci był zupełnie nierealny. – Właśnie taka duża.
Freyja miała problem z zadaniem kolejnego pytania. Huldar nachylił się do mikrofonu pośrodku stołu.
– Proszę zapytać, jakie miał włosy. Może to właśnie wytłumaczy rozmiar głowy: że miał perukę lub dziwną fryzurę. W ciemności mogła się przecież pomylić.
Freyja błyskawicznie podłapała wątek.
– Przypominasz sobie, Margrét, jakie włosy miał ten mężczyzna? – Nie powiedziała jej, dlaczego zadała to pytanie ani też nie wymieniła kolorów włosów czy też rodzajów fryzur. Huldar we współpracy ze schroniskiem nauczył się już dostatecznie wiele, żeby wiedzieć, że pytanie było doskonale przemyślane. Freyja chciała zapobiec temu, aby jej słowa miały bezpośredni wpływ na wspomnienia dziewczynki i aby powiedziała coś tylko dlatego, że było zgodne z oczekiwaniami dorosłych.
– On nie miał włosów. – Takiej odpowiedzi nikt się nie spodziewał. Wokół stołu konferencyjnego wymieniano zdziwione spojrzenia. Tylko Huldar nie był specjalnie zaskoczony, bo na miejscu zbrodni nie znaleziono przecież włosów sprawcy. Jak również sztucznych włosów, które mogłyby pochodzić z peruki. Podejrzewano, że zanim morderca opuścił dom, odkurzył przyniesionym ze sobą ręcznym odkurzaczem łóżko, by usunąć po sobie wszelkie biologiczne ślady. Wiadomo, że nie mógł użyć domowego odkurzacza, bo ten był zajęty. To samo dotyczyło mieszkania Ástrós, tam również niczego nie znaleziono. W worku odkurzacza znajdowały się tylko włosy gospodyni. To jeszcze bardziej utwierdziło ich w przekonaniu, że używał przyniesionego ze sobą ręcznego urządzenia. Oczywiście można też było założyć, że w ogóle nie miał włosów.
– A może był łysy? – Freyi udało się wypowiedzieć pytanie neutralnym tonem, by w żadnym razie nie dawać Margrét do zrozumienia, jakiej odpowiedzi się od niej oczekuje.
– Nie wiem. – Margrét wydawała się być zestresowana i zmieszana. Poprawiła się na sofie i unikała kontaktu wzrokowego z Freyją. – On miał świecącą głowę. Pamiętam bardzo dobrze. – Ściągnęła brwi, po czym popatrzyła na Freyję i dodała, lekko się wahając: – On nie miał uszu.
Erla jęknęła, na szczęście jednak niezbyt głośno. Huldara zalała złość. Miał tylko nadzieję, że Freyja tego nie usłyszała. Chciał obrzucić koleżankę karcącym spojrzeniem, ale zrezygnował, bo i tak nic by to nie dało, co najwyżej przeszkodziło w dalszym zadawaniu pytań. Zamiast tego przybliżył się do mikrofonu.
– Proszę zapytać, czy ten, którego widziała u siebie w ogródku, wyglądał tak samo. Bez uszu i tak dalej.
Po drugiej stronie szyby Freyja założyła nogę na nogę i prawie niedostrzegalnie pokiwała głową.
– Margrét, pamiętasz rysunki, które pokazywaliśmy ci poprzednio? Czy ten człowiek, którego namalowałaś, wyglądał tak samo jak ten, którego widziałaś w domu tamtej nocy? Z dużą czarną głową i bez uszu?
Margrét bawiła się włosami, nawijając na palec rudy lok. Najwyraźniej się zastanawiała.
– Tak, myślę, że tak. Ale nie wiem na pewno. Wtedy miał coś na głowie.
– Co miał na głowie? Czapkę czy coś w rodzaju kominiarki?
Margrét zmarszczyła czoło.
– Kominiarki? A co to jest?
Freyja się uśmiechnęła.
– To jest taka zrobiona na drutach czapka, która zasłania też szyję, z dużą dziurą na twarz albo z małymi dziurkami na oczy, uszy i buzię. Czasem nie ma otworu na nos. Jeśli widzi się kogoś w takiej czapce nocą, to można pomyśleć, że ma czarną głowę bez uszu.
– Nie ma dziurek na uszy w takiej kominiarce?
– Nie. Raczej nie ma.
– To on nie był w czymś takim. Miał kaptur, taki od bluzy.
– Czy ten człowiek, którego widziałaś w nocy w domu, też miał kaptur na głowie?
– Nie. – Odpowiedź była natychmiastowa.
– A może kominiarkę?
– Nie. – Znowu odpowiedziała bez zastanawiania się.
– No to dobrze. – Freyja popatrzyła w kierunku szyby.
Huldar zrozumiał, że oczekuje wskazówek co do następnych pytań, więc szybko podsunął:
– Proszę zapytać o pobyt na stacji benzynowej.
– Pamiętasz, Margrét, jak tankowaliście benzynę w ubiegły czwartek?
W reakcji na pytanie mała jedynie zaprzeczyła ruchem głowy.
– Proszę powiedzieć, że mama kupiła im wtedy lody na patyku. Może właśnie to naprowadzi ją na właściwy tor.
– Mama kupiła tobie i twoim braciom lody na patyku.
Margrét kiwnęła głową.
– Tak, pamiętam. Stebbi i Bárður kłócili się o figurkę Spider-Mana.
– Ach tak. Rozumiem. – Freyja uśmiechnęła się do dziewczynki. Ten uśmiech wywołał u Huldara nieprzyjemnie wspomnienie ich wspólnie spędzonej nocy, bo Freyja uśmiechała się w taki sposób, gdy skończyli się kochać. Chrząkając i zasłaniając ręką usta, próbował oczyścić się z myśli tak bardzo nieprzystających do sytuacji. Jakim był idiotą. Freyja przestała się uśmiechać i ciągnęła dalej. To wystarczyło, by znów zdołał się skoncentrować.
– A kto był w samochodzie, kiedy pojechaliście na stację?
Margrét wyglądała na zdenerwowaną.
– Przecież już ci mówiłam. Ja, Stebbi i Bárður. No i mama oczywiście.
– I nikt inny?
– Nie. Już to mówiłam.
– Ależ oczywiście.
Huldar wpadł jej w słowo.
– Proszę zapytać, kto tankował samochód.
– A kto wlewał benzynę do baku? Przypominasz może sobie?
– No, nie ja.
– Jasne, że nie. Ani też Báður czy Stefán.
Margrét parsknęła niczym stara kobieta.
– Oni przecież są za mali i do tego straszne z nich gapy.
– Więc kto to zrobił?
– Człowiek. Benzyniarz.
– Benzyniarz? Czy miał na sobie kombinezon roboczy?
– Nie, był tylko w ubraniach. Nie w jakimś kombinezonie. A jak wyglądają kombinezony robocze na stacjach benzynowych?
– To są takie ubrania w podobnym kolorze jak stacja paliw. Z ich znaczkiem firmowym z przodu. O tu. – Freyja poklepała się po lewej piersi. Huldar miał duży problem z utrzymaniem myśli na wodzy. – Czy miał na sobie właśnie takie ubranie?
– Nie, był w zwykłych ubraniach. W bluzie, w spodniach i w rękawiczkach. Spojrzała błyskawicznie na Freyję z poważną miną. – I nie miał kominiarki. Tylko kaptur od bluzy. Tak samo jak ten z człowiek z ogródka.
– Proszę zapytać, czy myśli, że to ten sam człowiek – wtrącił znów Huldar.
Freyja poruszyła powoli głową raz w lewo raz w prawo. Silja zorientowała się, co w ten sposób Freyja chciała przekazać Huldarowi i szybko wyjaśniła:
– Nie powinno się w ten sposób zadawać pytań. Margrét może wyczuć ukrytą podpowiedź i zacząć myśleć, że tak właśnie jest. Z tej drogi nie da się już zawrócić, choćby nawet okazało się to nieprawdą.
Huldar nachylił się do mikrofonu.
– Zmieńmy pytanie. Czy widziała jego twarz lub słyszała, jak coś mówił, i czy wszedł, po tym jak zatankował bak, do sklepu na stacji?
Po czym zwrócił się do Silji.
– Możliwe, że uchwycił go monitoring w sklepie.
– Margrét, widziałaś twarz tego pracownika stacji?
– Nie, bo miał założony kaptur. Już ci to mówiłam.
– A co on dokładnie robił? Przypominasz sobie?
Margrét zmarszczyła nos, który musiał ją swędzieć przy strojeniu tej miny, bo zaczęła go gwałtownie pocierać.
– On podszedł do mamy, kiedy wysiadła z auta, i odebrał od niej kluczyki. Potem otworzył małe drzwiczki benzynowe w aucie i wsadził do nich rurę. Nie widziałam tego, jak to robi, tylko słyszałam. Ale też niezbyt dobrze, bo musiałam uspokoić niegrzecznych braci. Zabrałam im Spider-Mana.
– Dobrze to wszystko pamiętasz. I co dalej?
– Kiedy skończył napełniać bak, otworzył drzwi od samochodu i odłożył kluczyki na siedzenie mamy. I poszedł sobie.
– Widziałaś może wtedy jego twarz, gdy otworzył samochód i pochylił się do środka?
– Nie, bo miał na głowie kaptur. Już ci to mówiłam. Parę razy. Siedziałam z tyłu koło Stefána i Bárðura. Nie mogę jeszcze jeździć z przodu, dopóki nie skończę dziesięciu lat. Albo dwunastu. Nie pamiętam dokładnie.
– Możemy później sprawdzić dokładnie, ile trzeba mieć lat, jeśli chcesz. – Freyja poprawiała sobie włosy. – A gdy zamknął drzwi od samochodu, to dokąd poszedł?
– Po prostu poszedł sobie.
– Do sklepu na stacji?
– Nie. Przed siebie.
– A widziałaś dokąd?
– Nie, bo Stefán wyrwał mi z rąk Spider-Mana. Musiałam z nim walczyć, żeby mu go zabrać.
– W porządku. Człowiek czasem nie może wszystkiego widzieć. – Freyja sięgnęła do stolika po dzbanek z wodą i nalała do szklanek. – Chcesz wody? – Margrét pokręciła głową. Freyja upiła łyk. – Na koniec zostały nam do omówienia jeszcze dwie rzeczy, Margrét. I to nie będzie łatwe. Może od razu zaczniemy, żeby mieć już to za sobą? A po wszystkim będziemy mogły pójść z Molly na spacer albo na lody. Może lepiej na gorącą czekoladę, bo na lody chyba jest za zimno.
– Nigdy nie jest za zimno na lody.
– Tak. Masz całkowitą rację. – Freyja odłożyła szklankę i oparła się ponownie na sofie. – No to zaczynamy?
– A mogę wybrać, co będzie pierwsze?
– Tak. Możesz. – Wyglądało na to, że Freyja zastanawia się chwilę nad doborem odpowiednich słów. – O czym chcesz na początku rozmawiać? O tym, co stało się w nocy, kiedy ten człowiek skrzywdził twoją mamę, czy o swoim tacie?
Całe ciało Margrét opanował niepokój, poruszało się bezładnie. Wybór nie był dla niej łatwy. Zresztą nic dziwnego.
– Chcę najpierw rozmawiać o tamtej nocy i o tym człowieku. – Podniosła wzrok na Freyję i dodała: – Ale możesz mi zadać tylko jedno pytanie na każdy z tych tematów. Nie wolno zadawać dwóch. Jedno pytanie o tamtej nocy i jedno o tacie. I potem chcę już sobie pójść.
– Nie ma sprawy. Jedno pytanie o tamtej nocy i jedno o twoim tacie. Umowa stoi. – Freyja ponownie napiła się wody. – No to zaczynam. Skąd wiedziałaś, że ten człowiek ma zamiar zrobić krzywdę innej kobiecie? Mówił coś o tym?
– Tak. – Margrét zamknęła usta i patrzyła w oczy Freyi.
– Tylko „tak”, to nie jest w porządku odpowiedź, Margrét.
– A właśnie, że jest.
– To tak, jakbym poszła z tobą do lodziarni i pozwoliła ci zamiast całych lodów kupić tylko wafelek. Musisz mi jeszcze opowiedzieć, co dokładnie mówił.
– Ale przysięgasz, że nie będziesz mnie już o to więcej pytać? – Freyja się zgodziła. Margrét wzięła głęboki oddech, by lepiej przygotować się do odpowiedzi. – Powiedział, że jest jeszcze jedna kobieta, na której chce się zemścić. Bo ona źle policzyła. – Dziewczynka zamilkła i wsunęła swoje dłonie pod uda. Panda uwypukliła się na jej koszulce. Zupełnie nie pasowała do całej tej sytuacji.
Huldar błyskawicznie nachylił się do mikrofonu.
– Musi powiedzieć coś więcej. W domu drugiej ofiary znaleziono kartkę z rachunkami. To jest bardzo ważne.
Freyja odwróciła się od Margrét i skrzywiła się, patrząc w szybę.
– Ona nie może tego zrobić, bo obiecała nie zadawać kolejnych pytań. Musi się pan zadowolić tym, co jest. Chyba że chce pan zrezygnować z pytania o ojca – ostrzegła Silja, a Freyja delikatnie skinęła głową na znak, że się z tym zgadza.
– Nie, proszę zapytać o jej ojca. – Huldar starał się opanować swoje niezadowolenie z powodu obrotu sprawy. Niezbyt dobrze mu to wychodziło. Wyglądało jednak na to, że nikt tego nie zauważył.
Mimo wszystko Freyja spróbowała jeszcze raz zrobić przysługę Huldarowi, choć oczywiście myślała o korzyściach dla śledztwa, a nie o nim samym. Nie oszukiwał się jednak, że jej dobra wola powodowana była tym, iż była mu coś winna. Niestety. On natomiast gotów byłby dla niej zrobić dużo więcej.
– Margrét, czy mogę zadać ci drugie pytanie o tej kobiecie i tym rachunku?
Dziewczynka pokręciła główką.
– To przejdę po prostu do następnego pytania. Jest o wiele trudniejsze, bo dotyczy twojego taty. Jesteś taka dzielna. Musisz tylko zacisnąć zęby i odpowiedzieć. A po wszystkim wybierzesz, czy chcesz dostać waniliowe czy truskawkowe lody.
– Czekoladowe. Chcę czekoladowe lody.
– No to dostaniesz czekoladowe. Tylko najpierw skończymy to, a potem czeka nas spacer z Molly i jedzenie lodów. – Pies, który przez cały czas leżał spokojnie u stóp Margrét, zaciekawiony podniósł łeb otoczony sztywnym kloszem i przez chwilę patrzył to na jedną, to na drugą, po chwili jednak znów przylgnął do podłogi. – Dlaczego uważasz, że twój tato ma coś wspólnego z tym wszystkim? Czy ten mężczyzna powiedział coś, co cię do tego przekonało? Tylko bardzo proszę, żebyś nie odpowiadała jednym słowem, że tak lub nie.
I znowu Margrét wzięła głęboki oddech. Wzrok miała spuszczony. Sprawiała wrażenie, jakby pragnęła zapaść się w siebie samą lub wtopić w sofę. Kiedy wreszcie zaczęła mówić, jej głos był cichy oraz przepełniony smutkiem i rozpaczą. W pokoju, z którego ją obserwowano, wszyscy obecni nachylili się do głośników na środku stołu.
– Ja nie chciałam słyszeć jego historii. – Zamilkła. Oddech miała ciężki. Zaczęła dalej mówić. – Ale część słyszałam. Słyszałam, jak mówił do mamy o tacie, że to jego wina i że mama musi umrzeć, żeby mógł się na nim zemścić, bo tata jest mordercą. A nie on. Ale zabił mamę. – Margrét spojrzała w górę, twarz miała zalaną łzami. Drobne ciało drżało. Wytarła łzy z policzków. – To wina taty.
Przesłuchanie dobiegło końca i nie było szans na pokazanie Margrét kodów liczbowych. Freyja sięgnęła do ukrytego w kieszeni spodni nadajnika i wyłączyła go. Przez chwilę w pokoju zebrań panowała absolutna cisza, bo wszyscy łamali sobie głowy nad tym, co powiedziała Margrét. Jeśli miała rację, można było odłożyć na półkę dochodzenie na temat Elisy i skoncentrować się na jej mężu. Huldar wątpił, że mógłby on popełnić zabójstwo, chociaż nie można było i tego wykluczyć. Najprawdopodobniej Sigvaldi nie powiedział im całej prawdy o swojej pracy. Wyglądało na to, że musiał przyczynić się do śmierci noworodka, rodzącej lub innej pacjentki. W każdym razie tak widział to morderca Elisy.
Huldar wstał od stołu.
– Muszę zabrać nagranie z przesłuchania. – Chciał jeszcze raz to wszystko przesłuchać. Wiele razy. W myślach układał sobie wszystkie nowo zebrane informacje. Nagle go olśniło. Duża, świecąca i czarna głowa. Żadnych uszu.
Mężczyzna był w kasku. W kasku motocyklowym.