Rozdział 26

Na ekranie komputera Huldar kątem oka zauważył automatyczną wiadomość z księgowości. Odwrócił się plecami do Ríkharðura i Erli. Ma pan w systemie 12 niezatwierdzonych faktur. Pożałował, że w ogóle spojrzał. W żadnym razie nie mógł się tym zająć w tym momencie, więc jutro otrzyma z pewnością tę samą informację, lecz z kilkoma dodatkowymi rachunkami. Teraz najważniejsze było śledztwo. Zastanawiał się, dlaczego jego byli zwierzchnicy nie mogli tego załatwić, zamiast surfować bez sensu po Internecie. Można im było również zlecić oceny pracownicze, co też stało się nowym obowiązkiem Huldara. Egill wymyślił kolejny sposób, jak Huldar może pomóc swoim ludziom w określeniu i realizacji ich własnych celów. Osobiście stworzył do tego formularz z pytaniami. Huldar musiał go wypełnić, a następnie porównać z odpowiedziami pracownika. Na koniec przewidziane było spotkanie z każdym z osobna i porównanie wyników.

Dotąd nie spotkał się z czymś bardziej bezsensownym. Wyobrażał sobie, jak robi przerwę w śledztwie, zasiada z Ríkharðurem i podsumowuje odpowiedzi ich obu. A wszystko po to, by móc stwierdzić, czy są zgodne i odpowiadają ich wyobrażeniom o dalszej pracy i rozwoju drogi zawodowej za pięć lat.

Huldar liczył, że w tym czasie uda mu się omijać szerokim łukiem zatwierdzanie w systemach rachunków i przeprowadzanie rozmów z pracownikami. Nie lepiej byłoby pogadać z ludźmi już po pięciu latach i zaoszczędzić sobie oraz innym zmartwień na przyszłość? Czy to nie było doskonałe rozwiązanie? Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej i raczej nie mógł się z tego wywinąć.

Kiedy Huldar tłumaczył Egillowi, że to wyjątkowo nieodpowiednia pora, ten nie okazał zrozumienia. Szczerząc swoje sztucznie białe zęby, wręczył mu plik dokumentów z przebiegiem pracy zawodowej i życiorysami pracowników oraz podsumowanie wypracowanych godzin w bieżącym roku i inne papierzyska. W dokumentach znajdowała się ubiegłoroczna ewidencja godzin pracy wszystkich pracowników, z szefami włącznie, a zadaniem Huldara miało być zestawienie jej z tegoroczną.

Huldar nie wierzył własnym uszom, nadal myślał, że się przesłyszał.

Zwrócił się więc ponownie do Ríkharðura i Erli:

– Wiecie, jak zablokować przychodzące automatycznie wiadomości z księgowości?

Erla jak zwykle była pierwsza.

– Nie, ale zapytaj Almara. Pomógł mi zablokować maile z przypomnieniem o wypełnianiu grafiku z przepracowanymi godzinami.

Włosy Ríkharðura nie przesunęły się nawet na milimetr, kiedy poruszył gwałtownie głową i skrzywił twarz. Wyglądał na oburzonego.

– A nie lepiej wypełnić pod koniec dnia pracy? Nie zajmuje to więcej niż pięć minut.

– No właśnie. – Erla się uśmiechała. Na chwilę zniknął surowy, ćwiczony latami wyraz twarzy. Przypominała teraz siebie z czasów, kiedy dopiero zaczynała u nich pracować. Huldarowi przyszło na myśl, by zaprosić ją na rozmowę w ramach tego, co wykombinował Egill, i zapytać, po jakiego diabła starała się kreować na twardziela w spodniach. Ale zrezygnował i pozwolił jej mówić. – Pod koniec dnia pracy?! Kiedy każda minuta się liczy. Nie wiem jak ty, ale ja cieszę się za każdym razem, kiedy z pracy wracam prosto do domu. – Ledwie skończyła, zorientowała się, że popełniła gafę. – No wiesz, co mam na myśli.

Ríkharður nic nie odpowiedział, ale atmosfera w pokoju zrobiła się gęsta. Dlaczego ten rozwód wciąż musiał odbijać się na nich wszystkich? Erla poczerwieniała, a Huldar musiał nagle koniecznie sprawdzić, jak działa zszywacz biurowy. Nabrał jednak pewności, że gdyby doszło do zleconej przez szefa rozmowy z Ríkharðurem, w żadnym razie nie poruszyłby tematów związanych z jego życiem prywatnym. Głupia sprawa, bo omówić należało i to, jak się pracownikowi wiedzie poza pracą. W czasie, kiedy myślał o życiu osobistym kolegi, czuł, że komórka w kieszeni jego spodni zaraz wypali mu dziurę. A to dlatego, że tuż przed tym, jak Ríkharður zjawił się u niego, dostał SMS-a od Karlotty. Muszę z tobą porozmawiać. Oddzwoń. Teraz kiedy była po rozwodzie, mógł zinterpretować to jako zaproszenie do bliższego poznania się. W jego głowie jednak przewijały się poszarpane kadry z ich ostatniego spotkania, zupełnie nieświadczącego o tym, że chciałaby pogłębić znajomość. Każda scena wywoływana z pamięci zaczynała i kończyła się miarowymi uderzeniami o ściankę działową toalety. Cudem jej nie roztrzaskali. Chyba jednak była to dla niej tylko odskocznia od sterylnego współżycia, jakie zapewne proponował jej Ríkharður.

Huldar odłożył na bok zszywacz i odchrząknął.

– Wróćmy może do tego, co najważniejsze.

Chociaż tak naprawdę wcale nie czuł się z tym dobrze. Bał się. Przez ostatnie dni nie rozmawiał o niczym innym i nie zajmował się niczym innym, jak tylko śledztwem. Bał się zwłaszcza dlatego, że nie szło im dobrze. W zasadzie tkwili w martwym punkcie. Huldar zasępił się i próbował uporządkować myśli. W pewnym sensie stracił poczucie, że ogarnia, kto i czym się zajmuje. Lista rzeczy priorytetowych wymknęła się spod kontroli. Do tej pory trzymali się określonych reguł, według których prowadzono tego typu śledztwa, ale pomysły powoli im się kończyły. Wykorzystali już prawie wszystkie możliwości. Zadawał sobie więc pytanie, w jakim kierunku mają teraz podążać.

Prześledzili w najdrobniejszych detalach przebieg kariery zawodowej Sigvaldiego. Przeprowadzili rozmowy z Krajową Izbą Lekarską i szefem ginekologii Szpitala Krajowego. Do Izby Lekarskiej nie wpłynęły żadne pozwy w sprawie uchybień w pracy Sigvaldiego, nie było też skarg na niego w szpitalu, w którym pracował. Nie zmarła żadna z rodzących kobiet znajdujących się pod jego opieką, żaden jego błąd nie stał się też przyczyną śmierci jakiegokolwiek noworodka. Jeśli wierzyć można podanym przez szpital informacjom. Czekano jeszcze na odpowiedź ze Szpitala Uniwersyteckiego w Szwecji, gdzie sześć lat wcześniej Sigvaldi zrobił specjalizację z ginekologii. Huldarowi wydawało się mało prawdopodobne, że doprowadzi ich to do mordercy. Upłynęło już zbyt wiele czasu, a pacjenci z tamtych lat byli przede wszystkim obywatelami szwedzkimi. Sigvaldi potwierdził również, że kiedy po uzyskaniu przez niego specjalizacji wrócili na Islandię, Margrét miała zaledwie rok, więc oczywiście nie mogła znać szwedzkiego. Morderca musiał więc mówić po islandzku.

Przejrzeli także spis ewentualnych powiązań łączących ze sobą obie ofiary i Sigvaldiego, albo raczej ich brak. Sprawdzili również osoby posiadające prawo jazdy na motor. Można je było policzyć na palcach jednej ręki i żadna nie była w bezpośrednim związku z ofiarami. Przypatrzyli się oczywiście temu, czy nikt z otoczenia Elisy, Sigvaldiego oraz Ástrós nie był już karany za popełnienie przestępstw z użyciem przemocy. Szukając wśród rodziny, przyjaciół, współpracowników, znaleźli sześciu mężczyzn. Wszyscy oni, z wyjątkiem jednego, oskarżeni byli o napaść i agresję w stosunku do innego mężczyzny. Ten szósty miał wprawdzie wyrok za gwałt, zasądzony dziesięć lat temu, ale posiadał żelazne alibi na czas obu zabójstw.

Poświęcili temu niezliczone godziny. W końcu Elisa pracowała w urzędzie, gdzie zatrudnionych było wielu ludzi. Miała też sporą rodzinę. To samo dotyczyło Sigvaldiego. Do tego doszli przyjaciele i znajomi, w szczególności u Elisy. Lista Ástrós była najkrótsza z tych trzech. Huldar wolał nie myśleć o zainwestowanym czasie i zupełnym braku rezultatów.

Obojętnie gdzie by nie szukali, wszędzie natrafiali na mur. Wyniki z próbek pobranych na miejscach zdarzeń nie wniosły niczego do sprawy. Żadnych odcisków palców ani DNA. Nic. Zupełnie nic, co mogłoby wskazać właściwą drogę. Rozmowy z przyjaciółmi i znajomymi także nie przyniosły rezultatów podobnie jak dokumenty i świadectwa, które przynieśli ze sobą. Policjanci zapukali do każdych drzwi w sąsiedztwie obu kobiet, by sprawdzić, czy ktoś nie słyszał odgłosów motoru, w czasie gdy dokonano zabójstw. Telefonu Elisy wciąż nie znaleźli. Przypuszczali, że został zniszczony lub rozładowany leżał gdzieś w okolicy. Mógł być również w rękach mordercy. Karta SIM, z której wysyłano SMS-y do Ástrós, zakupiona została w jednym z hoteli w śródmieściu przez angielskiego turystę nazywającego się Mike Linane. Człowiek ten rzeczywiście istniał i przypominał sobie, że ją kupił. Było to podczas letniego urlopu na Islandii. W ostatnim dniu jego pobytu telefon jednak zaginął lub też został skradziony. A ponieważ aparat był stary, a karta na nic by mu się nie przydała, zamiast zgłosić na policji kradzież, jeśli rzeczywiście to ona wchodziła w grę, wolał pojechać do Błękitnej Laguny. Przyjaciele, którzy podróżowali z nim, mogliby to potwierdzić w razie potrzeby. Od tamtego czasu nie opuszczał Anglii. Nie było sensu nadal go prześwietlać.

Zadzwoniono również do wszystkich sklepów sprzedających srebrną taśmę klejącą, ale nikt nie przypominał sobie, żeby w ostatnim miesiącu ktokolwiek kupował tego rodzaju towar w ilościach hurtowych. Wcześniej także nie. Co wskazywało, że morderca kupował pojedyncze rolki taśmy w różnych sklepach, aby nie wzbudzić podejrzeń swoim zakupem. Mógł również przywieźć większą ilość z zagranicy.

W jednym ze sklepów z materiałami budowlanymi, krótko przed świętami Bożego Narodzenia jakiś rok temu, z magazynu zginął ich cały karton. Ponieważ jednak skradziono dużo więcej innego towaru, nikt nie podejrzewał, że złodzieje nastawieni byli głównie na taśmę. Menadżer sklepu dodał, że o jej braku zorientowano się dopiero później. Nowozatrudniony w tym czasie pracownik przełożył ją niechcący do kartonu po przenośnikach USB i dopiero noworoczny remanent sklepu wykazał, że jej nie ma. Złodzieje przekonani byli, że kradną coś wartościowego. Całe włamanie wyglądało na dość profesjonalnie przeprowadzone.

Huldar przeglądnął w bazie danych policji raport o włamaniu i zadzwonił do funkcjonariusza, który zajmował się tą sprawą. Mężczyzna był przekonany, że złodzieje działali w grupie, ciężarówką wywieźli cały łup i go ukryli. Śledztwo zamknięto z braku dowodów i podejrzanych. Huldar wątpił, żeby to zajście mogło mieć jakiś związek z jego dochodzeniem. Na podstawie tego, jak niezręcznie morderca Ástrós posłużył się wycinarką do szkła, można było wnioskować, że nie należał do wytrawnych włamywaczy. Ale oczywiście policjant nie zakładał tego w stu procentach. Ilość skradzionej ze sklepu taśmy spokojnie wystarczyłaby do owinięcia głów obu zamordowanych kobiet. I jeszcze zostałby niemały zapas.

Nie mogli zapominać, że morderca ukradł telefon i za pomocą profesjonalnego sprzętu włamał się do mieszkania ofiary. Musiał więc mieć jakieś powiązania ze światkiem przestępczym. Część ludzi z wydziału zajmowała się już przeglądaniem włamywaczy wpisanych do rejestrów policyjnych. Za dodatkowe kryterium wspomagające wyłuskiwanie potencjalnych kandydatów uznano skłonności do agresji.

Ale gdy jedne drzwi się otwierały, drugie automatycznie zamykały. Na przykład wyjaśniła się sprawa związana z zagranicznymi firmami ubezpieczeniowymi. Nie potwierdziły się mianowicie podejrzenia, jakoby Elisa miała polisę na życie wykupioną za granicą, można więc było wykluczyć, że motywem zabójstwa były pieniądze. To samo dotyczyło Ástrós. I chociaż nie przyszło jeszcze oficjalne potwierdzenie z żadnego obcego kraju, to, iż nie posiadała ubezpieczeń w Islandii, raczej wykluczało, że wykupiła je gdzie indziej. Ástrós nie miała dzieci, więc spadek po niej otrzymała trójka jej rodzeństwa oraz dwóch braci zmarłego męża. I choć jej mieszkanie było całkowicie spłacone, a w banku pozostały oszczędności, w tym przypadku raczej także odpadał motyw majątkowy.

Nagrania z monitoringu stacji benzynowej pochodzące z tego czwartkowego dnia, kiedy prawdopodobnie skradziono Elisie klucze, również niczego nie wniosły do śledztwa. Jakiś mądrala ustawił zoomy przy dystrybutorach paliw. Kamery sklepowe pokazały Elisę wchodzącą do środka, wyjmującą z lodówki lody, czekającą przy kasie do chwili zatankowania, zerkającą co chwilę na plac z dystrybutorami, na dzieci oraz osobę, która tankowała. Następnie płacącą kartą za benzynę i wychodzącą na zewnątrz. Nikt inny nie wchodził do środka ani przed, ani po tym, jak Elisa tam była. Biorąc pod uwagę taśmy z nagraniami i zeznania Margrét, Huldar nie wykluczał, że nie znała utrwalonego na nagraniu mężczyzny. Margrét mówiła, że mama podała mu kluczyki, i nie przypominała sobie, by z nim rozmawiała czy też pozdrowiła tak serdecznie jak kogoś znajomego. Jeśli rzeczywiście mógł to być jej morderca, stało się jasne, że dla Elisy był osobą zupełnie obcą.

Im szersze kręgi zataczało śledztwo, tym bardziej Huldar tracił nadzieję na jego rychłe zakończenie.

– Jeśli chcesz, mogę zająć się sprawdzeniem kolorów kasków tych mężczyzn. Może okaże się, że któryś z nich ma powiązania jak nie z jedną, to z drugą ofiarą. – Erla przejrzała spis właścicieli motorów. – Ale szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby morderca, który używa kasku do zamaskowania, sam był posiadaczem motocykla.

– Co nie zmienia faktu, że musimy przejrzeć dokładnie tę listę. – Huldar czuł suchość w gałkach ocznych, potarł więc powieki. – Sprawdzamy też w urzędzie celnym wszystkich, którzy zamówili sobie kaski w zagranicznych sklepach internetowych. Na wypadek gdyby sprawca celowo tak się zaopatrzył. – Huldar przestał trzeć oczy i opuścił dłoń. – Skontaktowaliśmy się też z krajowymi sklepami prowadzącymi sprzedaż kasków motocyklowych. Poprosiliśmy o wykaz ich sprzedaży z ostatnich sześciu miesięcy. Na szczęście nie było tego dużo. Mam nadzieję otrzymać od nich informację jutro, najwyżej pojutrze. I jeszcze znaleźliśmy cztery ogłoszenia na portalu Miszmasz dotyczące sprzedaży używanych kasków.

– A jeśli go ukradł? – Ríkharður strzepnął z koszuli niewidzialny pyłek.

– Możesz się tym zająć i sprawdzić? – Huldar wiedział, że jego kolega był już znudzony sprawdzaniem telefonicznych donosów na temat rzekomo podejrzanych zachowań. On sam podczas paru śledztw znajdował się w podobnej sytuacji. Było to dla niego jak sprzątanie w kuchni. Ledwie włączyłeś zmywarkę z naczyniami, jak spod ziemi wyrastał kolejny brudny kubek i pracę można było zaczynać od nowa. Ledwie sprawdziło się jednego rozmówcę, jak grzyby po deszczu pojawiali się kolejni. Kiedy media podadzą wiadomości o morderstwie Ástrós, zaleje ich kolejna fala telefonów. Do tego czasu będzie musiał zacisnąć zęby. Odczekać, dopóki sytuacja się nie uspokoi.

– A jak w ogóle idzie ze sprawdzaniem tych informacji?

– Dość dobrze. – Ríkharður próbował brzmieć beztrosko, ale jego oczy mówiły co innego. – Na razie do niczego się nie przydały. Lecz kto tam wie?

– A która była najśmieszniejsza lub najbardziej niedorzeczna? – Erla nachyliła się do Ríkharðura.

– Słyszałem, że bywają ekstremalne. Ktoś mi mówił, że niedawno zameldował się jeden z mistyków. Ponoć dostaje wiadomości przez radio. – Huldar się uśmiechnął.

Ríkharður wyglądał na zakłopotanego.

– Tak, rzeczywiście. Ale to nic godnego uwagi. Pewna kobieta zadzwoniła z wiadomością, że widziała Elisę wysiadającą z przepełnionego turystami autobusu w Błękitnej Lagunie. Była przekonana, że grupa odjechała bez niej. Musiała źle zrozumieć podaną w mediach wiadomość, to znaczy myślała, że ogłosiliśmy jej zaginięcie i upierała się, by przeszukać dno akwenu laguny w poszukiwaniu ciała. Inny mężczyzna twierdził, że widział Elisę na głównej ulicy Laugavegur, jak zaatakowała parkingowego – dzień po swojej śmierci. Ponoć aresztowano ich oboje.

– Sprawdziłeś to dla pewności? – Huldar zastanawiał się, czy tego rodzaju informacje można było brać na poważnie. Jeśli Ríkharður miał do czynienia tylko z takimi problemami, nie było sensu dalej się nad nim użalać. Może najbardziej gorliwi informatorzy zdążyli się już przerzucić na Internet i tylko tam komentują wszystko na gorąco, zamiast przeszkadzać policji w dochodzeniu. – Czy ktoś z was przejrzał komentarze w sieci? Możliwe, że właśnie tam kryje się coś, co mogliśmy przeoczyć.

– W Internecie jeszcze specjalnie nie szukałem. – Ríkharður brzmiał, jakby zawiódł na całej linii. Przełknął głośno ślinę i ciągnął: – Elisa nigdy nie była aresztowana. Ani ona, ani ktokolwiek inny nie trafił do aresztu z powodu napaści na parkingowego. Przed jej śmiercią i po niej. – Ríkharður wyglądał na sfrustrowanego. – Chyba nie muszę wam mówić, że Elisa była wzorową obywatelką. Podobnie Ástrós. – Dało się wyczuć, że budziło to jego sympatię. Kto wie, czy gdyby obie nie były takie porządne, przykładałby się do pracy równie skrupulatnie.

– A co z tymi audycjami radiowymi? To musiała być zabawna rozmowa. – Erla jeszcze bardziej zbliżyła się do Ríkharðura, by tym samym zachęcić go do dalszego mówienia.

– Jeszcze tego nie sprawdzałem. Chciałem najpierw omówić to z tobą. W każdym razie trzymałem się twoich słów, by tego typu objawienia zostawić na sam koniec. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby mogło to wnieść do sprawy coś konstruktywnego.

– Nigdy nie można być do końca pewnym – uciął Huldar. Tak długo, jak nie wytypowali podejrzanego, nie dało się stwierdzić, co jest ważne, a co traktować trzeba jak stratę czasu. Nie mieli innego wyjścia, jak tylko sprawdzać każdy z możliwych tropów, w tym również telefoniczne informacje od zwykłych obywateli. – Nie możemy zapominać, że ludobójstwo w Rwandzie zaczęło się od rozkazu przekazanego drogą radiową. Ludziom z plemienia Hutu polecono w ten sposób zamordować wszystkich napotkanych z plemienia Tutsi. Co zresztą zrobili.

Ríkharður nie wyglądał na zachwyconego słowami Huldara. Pewnie liczył na to, że nie będzie musiał tego sprawdzać. Wszystko, co w mniemaniu Ríkharðura nie było w stu procentach osadzone w rzeczywistości, sprawiało mu problem. Już czas, by do tego przywykł. Ich biurka uginały się przecież od tylu absurdalnych i niewytłumaczalnych spraw dotyczących całkiem zwykłych, niczym niewyróżniających się ludzi. Świat nie był tak logiczny i poukładany jak on sam.

– Oczywiście zajmę się tym. Tylko pamiętałem, jak mówiłeś, że wszystko, co zakrawa na urojenie, może poczekać.

Był wyraźnie obrażony na Huldara, ale ten nie miał czasu ani też ochoty zastanawiać się nad jego nastrojem. Westchnął głęboko, pokiwał zrezygnowany głową i zmienił temat dyskusji.

– Powiedźcie mi jedno. Czy nie uważacie, że chociaż nie ma na to dotąd żadnego potwierdzenia, to jednak musi istnieć jakieś powiązanie między mordercą, Elisą i Ástrós? Albo między nim a Sigvaldim i Ástrós?

Erla i Ríkharður wymienili ze sobą dwuznaczne spojrzenia, co Huldarowi się nie spodobało. Jakby chcieli z przekąsem powiedzieć: „Tak, jedynie ty masz słuszność w tej sprawie”.

– Też jestem tego zdania. – Erla jak zwykle odpowiedziała pierwsza. Ríkharður tylko jej przytaknął.

Aby wyjść z twarzą z niezręcznej sytuacji, Huldar mówił teraz zdecydowanym i rzeczowym tonem.

– Cały trud, który morderca sobie zadał, nie może mieć innego wytłumaczenia jak tylko takie, że chciał się zemścić na kobietach, a w przypadku Elisy prawdopodobnie i na jej mężu. Gdybyśmy tylko wiedzieli za co, byłby to krok milowy w dochodzeniu. Możliwe, że za jakieś rzekome przewinienia ofiar w stosunku do niego albo za coś złego, co faktycznie zrobiły. Morderstw nie popełniono na tle seksualnym, pomimo elementów sadystycznych.

– Hm… – odezwała się niezbyt pewnie Erla. – Ale czy ktoś, kto zabija, by zaspokoić swoje sadystyczne żądze, nie wybiera ofiar raczej przypadkowo? Jakie znaczenie ma to, kto właściwie cierpi, jeśli celem samym w sobie jest zadawanie cierpienia?

– Ja też się z tym zgadzam. – Białe policzki Ríkharðura oblały się rumieńcem. Wargi miał zaciśnięte tak mocno, że widać było tylko siną kreskę w miejscu ust. To było wbrew jego poddańczej naturze – mieć inne zdanie niż jego zwierzchnicy. Z drugiej strony, ciężko przychodziło mu zaakceptowanie czegoś, co nie odpowiadało jego przekonaniom. – Co za różnica, kogo się torturuje?

– Pewnie żadna. Chyba że określone typy kobiet dają oprawcy szczególne zadowolenie. Ale przecież Elisa i Ástrós nie były do siebie podobne, w dodatku mocno różniły się wiekiem. Łączyło je tylko to, że były kobietami. Zostawmy to jednak na chwilę. Chcę powiedzieć przede wszystkim, że sadyzm nie mógł być jedynym powodem ich zabójstwa. Sprawca musiał je wcześniej znać lub być z nimi w jakiś sposób związany. Czy nie trwałoby to dłużej, jeśli chciałby za pomocą tortur jedynie zaspokoić swoje żądze? W takim układzie przeciągnąłby wszystko w czasie i zadawał kobietom długotrwały ból. Ale z sekcji Elisy wynika, że jej śmierć nastąpiła dość szybko, już wkrótce po tym, jak włączył odkurzacz. Trochę inaczej miały się sprawy z Ástrós. Lokówka potrzebowała czasu, by tak dotkliwie poparzyć jej gardło i drogi oddechowe, aż te się całkiem zamknęły, co doprowadziło do uduszenia. Jeśli rzeczywiście sadyzm był motywem zbrodni, to czy nie wybrałby innej, bardziej długotrwałej metody? – Huldar przywołał z pamięci wszystkie okropności, jakie wyczytał w raportach z autopsji.

– Masz na myśli, że mógłby je dłużej torturować? Nawet całymi dniami? – Erla jak zwykle trafiła w sedno sprawy.

– Tak, właśnie o tym myślę. Oczywiście zgadzam się z wami, że jego metody są obrzydliwe. Ale nie mają nic wspólnego z tym, co czytałem na przykład w zagranicznych raportach o morderstwach popełnionych przez sadystów. Tego rodzaju zabójstwa wyglądają prawie bez wyjątku identycznie. Morderca porywa ofiarę, zwabia do siebie lub wywozi w ustronne miejsce, do którego tylko on ma dostęp. Następnie tak długo jak się da, oddala w czasie moment śmierci. Ten rodzaj zabójców nie działa pospiesznie, a już na pewno nie podczas włamania.

– Podasz jakieś konkretne przykłady? – Erla skrzywiła się z obrzydzeniem.

Huldar otworzył usta, ale nie mógł przemóc się, by zacząć wymieniać. Gdy naczytał się o tym wszystkim, miał wrażenie, że po ekranie komputera za moment zacznie spływać krew.

– To są naprawdę obrzydliwości. I kto wie, czy rzeczywiście miały miejsce? – Spojrzał na zegarek na przegubie, który podarował mu jego tato z okazji ukończenia szkoły policyjnej. Już nikt nie nosił zegarków i tylko z szacunku dla ojca zakładał go prawie codziennie do pracy.

– A teraz przejdźmy do zostawionych przez niego wiadomości. – Ríkharður wyrecytował z pamięci kod związany z morderstwem Ástrós. Ten znaleziony u Elisy w domu musiał przeczytać z kartki, którą wyjął z kieszeni. – J, 99, 22 – 53, · 59, 30 – 7, 39, J, 99 – 16, 25, 53, 99 – 16, J · 105 – 5, 89 – 6, 74, 89 – 6, Ć · 6, 30 – 7, 39 · 8, 105, 53, 99 – 16, 37 – 5, 89 – 6, Ć. – Skończył czytać i podniósł wzrok znad kartki. – Czy nie sądzicie, że miał z kobietami jakąś sprawę do załatwienia, jeśli tak to można nazwać? – Ríkharður wiercił się przez chwilę na swoim krześle. Jego zawsze proste jak świeca plecy odprężyły się nieznacznie. Kiedy na nowo umościł się w krześle, znów wyglądał jak nabity na pal.

– A czy te wiadomości nie wydają wam się podejrzane? – Wygięte w pałąk plecy Erli były dokładną odwrotnością pleców Ríkharðura. Przed paroma miesiącami ich szef Egill zaangażował specjalistę od ergonomicznego siedzenia, który miał za zadanie poprawić komfort i stworzyć przyjazne ludziom miejsce pracy. Skończyło się na marnowaniu czasu. Większości przeszkadzało, że wokół ich biurek krąży facet uzbrojony w miarkę i notatnik. Niczego to nie zmieniło. Już po dwóch dniach od kursu prawidłowego siedzenia wszyscy przyjęli swoje dawne pozycje. Ríkharður siedział z wyprostowanymi plecami, a reszta przygarbiona. Żelowe podkładki pod myszki wylądowały w szufladach, a podpórki pod nogi kopnięto w kąt. Erla nawet nie odczekała dwóch dni. Pomimo kontuzji ramienia lub też właśnie z jej powodu. – Po co, do cholery, w ogóle zostawia jakieś listy? Nie mówcie mi, że w głębi duszy chce, by go złapano? Po prostu nie wierzę w to.

– Tak, tu masz całkowitą rację. – Huldar przekopywał stos dokumentów leżących na biurku, szukając fotokopii listów znalezionych na miejscach zbrodni. – A może sobie z nas drwi? Czuje, że ma nad nami przewagę. Wydaje mu się, że jest bezkarny, więc pozwala sobie na ryzyko.

Na twarzy Erli znów pojawił się grymas.

– Tak ci się wydaje? Myślę, że chce nas wprowadzić w błąd. Czy ktoś się już nad tym zastanawiał?

– Zupełnie bezsensowne wiadomości? – Ríkharður zrobił minę, jakby poczuł zapach zgnilizny. – Czy to nie lekka przesada?

Huldar nie odpowiedział od razu. Wcale nie uważał, żeby koncepcja Erli pozbawiona była podstaw.

– Dobra myśl, i pasuje lepiej do tego, jak rozważnie postępuje morderca. Jak to możliwe, że nie zostawia żadnych śladów, a zadaje sobie trud przygotowania wiadomości, które muszą wylądować w naszych rękach? No chyba nie wierzy, że je przeoczymy? A gdyby nawet wierzył, to ich zostawianie tym bardziej nie miałoby sensu. – Huldar miał wrażenie, że gubi się w tym wszystkim. O co temu człowiekowi chodzi? – Jeśli pozostawione przez niego listy mają związek z motywem zbrodni, muszą nam pomóc w złapaniu go. To by jednak znaczyło, że nasz zabójca popełnił fatalny błąd, co kompletnie do niego nie pasuje. Ale dobrze rozumujesz, Erla.

– A jeżeli prawdziwa jest druga teoria? – Ríkharður starał się nie patrzeć na Erlę. Z pewnością chciał uniknąć widoku jej triumfującej miny. – Że się z nami bawi i uważa nas za kompletnych idiotów?

– Jeśli już wkrótce nic się nie wydarzy, może mieć i rację. – Huldar wstał z krzesła. – Muszę napić się kawy. Na ekranie jego komputera pojawiła się jeszcze jedna wiadomość. Tym razem dotycząca planowania kontyngentu pracowników na następne sześć miesięcy. Nachylił się do komputera i go wyłączył. Dlaczego, do cholery, po prostu nie odmówił tego tak zwanego awansu? Miał wrażenie, że został wciśnięty do kontenera z formularzami do wypełnienia. – To już chyba wszystko na dzisiaj. Powinienem zrobić sobie przerwę. Odetchnąć od tego. Wam też radzę skończyć wcześniej.

Jego pomysł nie spotkał się z oczekiwanym odzewem. Wręcz przeciwnie. Oboje patrzyli na niego, jakby ich zdradził. Bardziej od ich zachowania deprymował go obecny przebieg śledztwa i sprawiał, że z nerwów bolał go brzuch.

– Widzimy się jutro. Zadzwońcie, jeśli coś się wydarzy. Dajcie też znać, jeżeli odezwą się z Interpolu w sprawie szyfrów. Wyślijcie SMS. Nie jestem pewien, czy odbiorę.

Zamierzał zajrzeć po drodze do Freyi, ale Ríkharður i Erla nie musieli o tym wiedzieć.