Od dwóch lat nie mieszkałyśmy razem.
Pablo i Delia przygarnęli mnie w taki naturalny sposób, że ani matka, ani ja nie sprzeciwiałyśmy się temu. Matka odeszła, upokorzona kłamstwem Matilde. A Pablo i ja pozwoliliśmy jej odejść. Ja pozwoliłam jej odejść. Spodziewałam się, że Delia po powrocie sprowadzi ją z powrotem. Lecz Delia powiedziała tylko: „Powinnaś była wyjechać z matką”.
Nie chciałam. Nie wiedziałam, jak to wyjaśnić, jak wytłumaczyć sobie to zachowanie.
Zapytałam o to mamę, pragnąc, żeby mi pozwoliła zostać w Isla Negra.
– Mamo, czy chcesz, żebym tu z tobą mieszkała?
Siedziałyśmy w kuchni w Temuco. Juana wcześniej wyszła. Nie patrzyłam na mamę, czekając na jej odpowiedź.
– Elisa – rzekła, choć prawie nigdy nie zwracała się do mnie po imieniu. – Zostań tam, gdzie uważasz, że jest twój dom.
Wstała, podeszła do zlewu i odkręciła kran. Szum wody zdawał się ją uspokajać, ratować przed niebezpieczeństwem, jakby ten dźwięk mógł zagłuszyć wszystko, czego nie chciała słyszeć i widzieć.
Patrzyłam na plecy matki, na jej zapadnięte ramiona. Nie chciałam być taka jak ona. Chciałam być jak Delia. I tylu rzeczy musiałam się jeszcze nauczyć.
Juana wróciła z torbami z supermarketu, przywitała się ze mną chłodno i zabrała się za wkładanie zakupów do lodówki. Gdy matka poszła do łazienki, Juana powiedziała do mnie: „Odpokutujesz za to, co zrobiłaś swojej matce”.
Telewizor wciąż był włączony, wypełniając ciszę. Matka zabrała ze stołu moją pustą filiżankę. Miała przetłuszczone włosy i błyszczące, spuchnięte palce. Poczułam bijącą od niej woń czosnku i wybielacza. Była to woń biedy i pragnęłam zostawić ją za sobą.
Nie chciałam, żeby mnie odprowadzała. Poszłam, nie oglądając się za siebie. Przebiegłam ulice dzielące mnie od dworca, pewna, że matka wciąż stoi w drzwiach, nawet kiedy mnie już nie widzi.