9

Berthe umarła we śnie.

W międzyczasie opuściłam Philippe’a i przeniosłam się z powrotem do niej, znowu zostałam jej lektorką. Odbyło się to tak naturalnie, jakby nic się nie zmieniło: ani nasze pokoje, ani nasi ulubieni autorzy. Nie potrzebowałyśmy słów. Rozmawiałyśmy za pośrednictwem książek. Miesiąc później zmarła.

Tego ranka nie odpowiedziała, gdy zawołałam ją na śniadanie. Podeszłam do niej i była zimna, ale przecież zawsze taka była. Znów mnie nabiera, przyszło mi do głowy, jak wtedy, kiedy myślałam, że nie jest ślepa, że wszystko to tylko udawana farsa, po to żebym dotrzymywała jej towarzystwa.

Jej śmierć nie była dla mnie ciosem. W jakiś sposób przygotowała mnie na nią. Może właśnie tak umierają niewidomi: stopniowo gasną, porządkując swe życie i wszystko, co ich otacza, aż wreszcie mogą spokojnie odejść.

Nie wiedziałam, kogo powiadomić. Berthe nie miała rodziny. Nie chciałam wzywać Delii. Nie chciałam dzielić się jej śmiercią.

Zadzwoniłam do Philippe’a. To on zajął się pogrzebem. Kameralna ceremonia w Saint-Severin, kościele, do którego chodziła Berthe. Odprowadzałam ją na msze – zostawiałam ją w pierwszej ławce i krążyłam po Dzielnicy Łacińskiej, aż minęła godzina.

W ostatniej ławce płakał jakiś staruszek. Sekretna miłość?

Proboszcz wygłosił krótką mowę – o tym, jak szczodra była Berthe, o jej dobrym humorze. Płakałam nie z jej powodu, tylko na wspomnienie matki: nie widziałam jej trumny, nie wiedziałam, gdzie spoczęły jej prochy, nikt nie wygłosił dla niej mowy, nikt jej tak naprawdę nie znał. Ubrałam się na czarno dla Berthe, na znak żałoby, której nie nosiłam po matce.

Kiedy skończyła się msza, staruszka z ostatniej ławki już nie było.

Przyjrzałam się jeszcze raz wnętrzu kościoła. Przypomniałam sobie spokojną twarz Berthe, gładkość, jaką zdawały się mieć jej zamknięte powieki.

Jakiś pisarz, nie pamiętałam już kto, napisał, że na łożu śmierci nikt nie opowiada powieści ani poematu, tylko nowelę. Jaką opowieść snuła Berthe?

Podeszła do mnie Marie. Wzięła mnie pod rękę i wyprowadziła na dziedziniec.

– Nie jest to właściwy moment na taką rozmowę. Ale chcę wydać pani książkę.