13

Spotkaliśmy się w tej samej kawiarni co na naszej pierwszej randce.

Zachodziłam kiedyś sama w to miejsce, w połowie drogi między domem Berthe a gabinetem Philippe’a. Siadałam tak jak teraz, przy stoliku z widokiem na ulicę: patrzyłam na Francuzki z ich przezroczystą cerą i sposobem, w jaki spinały włosy nad karkiem, tak że opadały na ramiona. Przyglądałam się, jak wyglądają w płaszczu i zawiązaną na szyi chusteczką oraz w makijażu. Czasami zastanawiałam się, dlaczego nie zaprzyjaźniłam się z żadną z tych kobiet, które z taką pewnością siebie przemierzały ulice, że zdawały się iść na spotkanie z jakimś mężczyzną. Mogłyby mi opowiedzieć o swoich przygodach, pokazać nową bluzkę czy sukienkę, którą właśnie kupiły. Ale nie miałam przyjaciółek w Paryżu. Nie miałam ich także w Isla Negra ani w Temuco. Tylko koleżanki ze szkoły, które raz poprosiłam o zadanie domowe. Zapraszały mnie do swoich domów na podwieczorek, ale ja nigdy nie odwzajemniałam zaproszeń i w końcu o mnie zapominały.

Philippe przeszedł przez ulicę. W rozpiętym płaszczu, z rozwianymi włosami zakrywającymi mu zbyt duże uszy.

Pocałował mnie w policzek. Jego twarz była lodowato zimna i lekko drapała. Przestał zapuszczać brodę.

– Ładnie wyglądasz – rzekł. – Przybierasz na wadze. Dobrze ci to robi.

Zamówił espresso, ja drugie.

– Myślałem o tym… – Mieszał kawę, nie patrząc na mnie. Jak tamtej nocy, kiedy mnie zabrał ze szpitala. Nocy, kiedy mu opowiedziałam. – Elisa. Jest coś…

Wreszcie na mnie popatrzył. Miał piękne szare oczy.

– Musisz się z nimi znów zobaczyć. Z wszystkimi, ale zwłaszcza z Pablem.

Poczułam dreszcz. Wypiłam łyk kawy.

– Z Juaną. Z Delią. Musisz z nimi porozmawiać, opowiedzieć im, wypytać. Ale zacznij od Pabla – nalegał. – Mogę ci pomóc.

– To nic trudnego. – Wzruszyłam ramionami. – Pisuje do mnie na adres Berthe.

Wciąż mieszał zimną kawę, jakby musiał dodać sobie odwagi, żeby mówić dalej. Wyciągnął rękę nad stołem i położył ją na mojej dłoni.

– Wiesz? Choć się już nie widujemy, chciałbym być pewien, że to zrobisz. Musisz tam wrócić.

– Wrócić – powtórzyłam.

– To, poniekąd, jest jak choroba.

Spojrzałam na niego i spuścił wzrok, podniósł dłoń i znów ją położył na mojej, jakby otwierał i zamykał jakiś pojemnik.

– Jak guzek, który nosisz w sobie. Udajesz, że o nim zapomniałaś, ale on staje się coraz ciemniejszy. Myślisz, że cię nie boli, ponieważ przyzwyczaiłaś się do bólu. To ból, z którym można żyć, lecz po co tak cierpieć.

Kiedy nauczył się mówić w taki sposób? Jego ręka wciąż spoczywała na mojej. Popatrzyłam na długie, cienkie palce. Już w czasie pierwszego spotkania jego dłonie wydały mi się piękne.

– Moja matka przed śmiercią powiedziała mi, że niczego nie żałuje, poza tym, czego nie zrobiła.

I wtedy, jak we śnie czy raczej w koszmarze, przypomniałam sobie, co powiedziałam policjantom, kiedy mnie wieźli do szpitala. Nie było tego w raporcie medycznym. Nie zrozumieli.

– Wiesz, o co chodzi? Moja matka jest w niebezpieczeństwie. Cała ludzkość jest w niebezpieczeństwie, a sekretem ocalenia Ziemi są matki. Zapytaj jakąkolwiek matkę na łożu śmierci, co jest najlepsze dla jej dziecka: będzie to też najlepsze dla świata. Jak myślisz, dlaczego wciąż podziwiamy renesansowe i gotyckie malowidła ukazujące Maryję Dziewicę z Dzieciątkiem? Dlaczego tak nas porusza Pieta? Wielcy artyści nie przedstawiali dziewic z powodów religijnych. Może Kościół płacił im za to, ale skoro te dzieła przetrwały tyle wieków, to dlatego że zawierają klucz do naszego ocalenia. Nie pojmowały tego religie, nie wiedzieli uczeni, ale zrozumieli wielcy artyści. Tylko matka wie, co jest najlepsze dla nas wszystkich.