9

– Wow – mówi Kiara. – Wielki szok.

Teraz się wściekam. Neeve i Sofie miały gówniany start w życiu, ale w przypadku Kiary wszystko przebiegało gładko. Tu nie powinno chodzić o mnie, ale Kiara była moim czystym kontem, moim sukcesem życiowym, a teraz Hugh zszargał i to.

– Przykro mi, kochanie – mówię. – Dobrze się czujesz?

– Miałam na myśli spory szok dla ciebie.

– Nie, nie…

– Ze mną wszystko dobrze – odpowiada. – Rozumiem, że tata tego potrzebuje. To o ciebie się martwię.

– Kiaro…

Czasami moja młodsza córka wydaje się bardziej dojrzała niż reszta nas, lecz spora część tego jest pewnie tylko powierzchowna i raczej popełniłabym błąd, gdybym zaczęła na tym polegać.

– Nic mi nie jest, mamo. Ale tobie przyda się strategia na nadchodzące sześć miesięcy. Mogłabyś zacząć uprawiać wspinaczkę.

– Dlaczego?

– No dobra, może nie wspinaczkę. Rzucam tylko pomysłami. Ale pewnie jest sporo rzeczy, które miałaś ochotę robić i teraz masz na to szasnę!

Boże. Jedyne, czego chcę, to wleźć do łóżka na pół roku i przeżyć ten czas na chrupkach jedzonych prosto z pudełka. Zamiast tego będę musiała tworzyć nowe wspomnienia, być najlepszą wersją samej siebie, robić codziennie jakąś jedną rzecz, która mnie przeraża, i podejmować wszelkie inne proaktywne działania, które chodzą Kiarze po głowie.

– Gdybyś jutro umarła – podpowiada – niezrobienia czego byś żałowała?

To jakieś bzdury. To ja tu jestem dorosła, a ona jest dzieckiem. To ja powinnam być źródłem wsparcia i rozwiązań problemów.

– Musisz mieć coś takiego, mamo.

Może to przez stres, ale w głowie siedzi mi tylko jedna rzecz. Odkąd rzuciłam palenie, przybyło mi kilka kilogramów. A kiedy jesteś niska, nawet parę deka różnicy wyraźnie widać. Nie przyzwyczaiłam się do mojej nowej wagi i nie mam na to ochoty – to nie jestem prawdziwa ja.

– Żałowałabym, że nie schudłam – odpowiadam. – Nie chciałabym umrzeć w niewłaściwym rozmiarze. Wydaje mi się, że nie potrafiłabym się w pełni cieszyć życiem pozagrobowym. To byłoby jak wybranie się na wędrówkę z kamykiem uwierającym w bucie.

Kiara uśmiecha się niepewnie. Ta myśl najwyraźniej nie zasługuje na uwagę. Potem jednak się otrząsa.

– Bum – mówi. – No i proszę. Zdrowe jedzenie, prawda?

– Tosty z batatów – odpowiadam. – Chyba że szał na nie już się skończył…

– Nie, nadal są na czasie – zapewnia mnie uprzejmie.

Nie jestem tego taka pewna.

– Mogłabyś porozmawiać z Urzulą – podpowiada.

– Może – mamroczę.

– A może… jednak nie.

Urzula, matka Sofie, to samozwańcza guru do spraw diety, która coraz częściej pojawia się w telewizji zarówno w Irlandii, jak i w Wielkiej Brytanii. Nie ma żadnych kwalifikacji, ale jej chłodnobałtycka chudość i opinie wygłaszane z silnym łotewskim akcentem dają jej rosnącą grupę zwolenników, ludzi, którzy chwalą jej „szorstką miłość” i bezceremonialne opieprzanie grubasów. Ma prawdziwą obsesję na punkcie zwalczania tłuszczu. Moim zdaniem udało jej się po prostu przekuć swoje zaburzenia odżywiania w karierę.

– Urzula ma zlodowaciałą duszę – mówię.

– Nie – odpowiada Kiara. – Urzula ma w swojej duszy jedynie płaską łyżeczkę kaszy jaglanej.

Obie się śmiejemy, a potem Kiara wychodzi.

Teraz, kiedy dziewczynki zostały już o wszystkim poinformowane i sprawa stała się oficjalna, robię coś, co powinnam była zrobić wiele dni temu – dzwonię do Derry.

– Mam ci coś dziwnego do powiedzenia. – Robię głęboki wdech. – Hugh w pewnym sensie mnie opuszcza. Na pół roku – dodaję szybko. – Ale potem wróci. W trakcie tego wyjazdu będzie tak, jakby był singlem.

Derry przez chwilę nic nie mówi. Potem pyta:

– Gdzie jesteś? W domu? Będę u ciebie za dziesięć minut.

Nie mija osiem, kiedy jej samochód wjeżdża z piskiem opon na nasze osiedle i zatrzymuje się gwałtownie przed bramą.

Siostra wpada do mnie z połową włosów wysuszonych w nowojorskim, sprężystym stylu, a drugą połową nadal mokrą.

– Derry, na miłość boską, nie musiałaś wychodzić w trakcie suszenia włosów.

– Nie mam zbyt wiele czasu. Mów.

Niepewnie zarysowuję jej fakty.

– I to stało się kiedy?

– W zeszłą niedzielę wieczorem.

– I nie powiedziałaś mi o tym, bo… to było zbyt dziwne? Byłaś za bardzo upokorzona? Miałaś nadzieję, że on zmieni zdanie?

– Wszystko powyższe.

– Jezu Chryste, Amy, ty biedaczko. – Patrzy na mnie ze szczerym współczuciem. – Masz gówniane szczęście do mężów.

– Ale on się zaklina, że wróci.

Wyraz twarzy Derry mówi wszystko: nawet jeśli Hugh wróci, będzie już inaczej. Nie ma szans, żeby tak po prostu wcisnął się na swoje dawne miejsce i żył jak wcześniej.

– Amy, potrafisz przezwyciężać przeciwności losu. – Mówi to z pewnością w głosie i owszem, chyba rzeczywiście taka jestem: przeżyłam odejście Richiego i wszystkie numery, jakie mój były mąż wywinął naszej córce, przetrwałam okres buntu Neeve, pełen zgryźliwości godnej Egzorcysty, oraz dwa katastrofalne zwolnienia z pracy, jedno dawno temu w Londynie, a drugie stosunkowo niedawno w Dublinie.

Ale to przezwyciężanie przeciwności jest cholernie trudną pracą, o wiele trudniejszą, niż się wydaje, i mam wrażenie, że moje moce zaczynają się wyczerpywać. Jeśli miałabym wybierać, to zdecydowanie wolałabym spędzić życie na dogadzaniu sobie, gdy nic złego się nie dzieje.

– Jak mogę ci pomóc? – Derry zawsze jest pełna inicjatywy.

– Pozwalając mi się wyładować. Tylko błagam, nie zmuszaj mnie do chodzenia na randki. Nie chcę mieć niczego wspólnego z mężczyznami, ani teraz, ani nigdy.

– Ale jeśli o to chodzi…

– Błagam, Derry! To było chwilowe szaleństwo.

– Ale mogłabyś skończyć to, co zaczę…

– Błagam cię, Derry, nigdy, przenigdy już o tym nie wspominaj. Proszę. – Pojawia się ryzyko, że się rozpłaczę. – Chcę tylko gdzieś się zakopać na sześć miesięcy, nie wychylać się i zobaczyć, jak to będzie, gdy Hugh wróci.

– Kiedy wyjeżdża?

– Wkrótce. A nawet bardzo, bo w przyszłym tygodniu.

Derry przygryza dolną wargę.

– Słuchaj no – mówi. – Mam dzisiaj lecieć do Kapsztadu. – Moja siostra pracuje w firmie HR; wiąże się to z licznymi podróżami. – Ale mogłabym spróbować to odwołać, jeśli…

– Nie wygłupiaj się. Tak czy inaczej, nie będzie go przez sześć cholernych miesięcy. Nie możesz przecież odwołać wszystkich swoich wyjazdów.

– Ale kto się tobą zajmie, jeśli on wyjedzie w tym tygodniu? Maura obróci sytuację tak, żeby to ona była w centrum uwagi. Jezu, kompletnie jej odbije, kiedy się o tym dowie… – Zauważa teraz mój wyraz twarzy. – Chwila, ona już o tym wie?

– Wybacz, Der. Domyśliła się, że coś jest na rzeczy. Przyszła wczoraj do mnie do pracy i tak długo mnie męczyła, aż wszystko jej wyznałam.

– Podtapiaczka znowu w akcji.

– Szczerze mówiąc, nie była nieprzychylna.

– Ale i tak na gówno się przyda, jeśli sprawy się popieprzą. A co ze Steevie? Dalej prezentuje postawę WMTD?

Potakuję. WMTD oznacza Wszyscy Mężczyźni To Dranie.

– Może z tego wyniknąć coś dobrego? Możecie we dwie zrobić maleńkich facetów z wosku, wziąć jakieś igły i… nie?

– Nie. To brzmi jak szaleństwo, ale Hugh nie potrafi nic na to poradzić.

Derry nie dowierza.

– Hugh to totalny kutas. Wiesz, że go kocham, ale teraz zachowuje się jak totalny kutas. – Wygląda na zdezorientowaną. – Dlaczego nie pałasz do niego nienawiścią?

– Nienawidzę go. Czasami. W sumie to cały czas… – Po chwili wybucham: – Dlaczego nie wytrwał w obietnicy, którą mi złożył, kiedy braliśmy ślub? Dlaczego musi być taki słaby? – Zanim ona ma szansę odpowiedzieć, kontynuuję: – A może to ja jestem tą słabą, pozwalając mu tak po prostu wyjechać? Czy inna kobieta nalegałaby na wypełnienie wszystkich warunków umowy małżeńskiej? Na dobre i na złe?

– Właśnie, to twoje słowa, palantko!

– Ale zmuszenie go do zostania nic by nie dało. Jest nieszczęśliwy i emocjonalnie niedostępny.

– Jest fiutem.

– Derry, ja go nadal kocham. I jest mi go żal. Ten cholerny bałagan…

– Niech będzie. – Waha się chwilę. – Chyba rozumiem. – To nie byłaby jej odpowiedź, ale stara się mocno, żeby dopasować swoje zdanie do mojego. – Odczuwasz dwa przeciwstawne rodzaje emocji jednocześnie. Nikt nigdy nie twierdził, że życie będzie proste. A więc kto jeszcze mógłby tu pomóc? A co z tą przygłupią Janą Shanahan?

Parskam niespodziewanym śmiechem. Derry nie potrafi zdzierżyć Jany: tam, gdzie ja dostrzegam słodycz, ona widzi całkowitą głupotę. Powiedziała kiedyś o Janie: „Kółko nadal się kręci, ale chomika już dawno nie ma”.

– Może się na coś przydać w kryzysowej sytuacji? – W głosie Derry pobrzmiewa spora dawka powątpiewania. – Uważam, że jest równie przydatna co Pinterest, ale ty ją lubisz.

– Przyjaźni się z Genevieve Payne.

– A ty nie chcesz, żeby Genevieve dowiedziała się o wszystkim, dopóki Hugh nie znajdzie się poza jej zasięgiem? A co z okresem, kiedy go nie będzie?

– Nadal nie chcę, żeby się o tym dowiedziała.

– Ale to nieuniknione. Ktoś jej o tym powie. Cholera, wszyscy jej powiedzą. Przykro mi, kochana, ale na długo staniesz się popularnym tematem rozmów.

– Nie, jeśli nikomu o tym nie powiem. Poza tobą, oczywiście. I Maurą. I dziewczynkami. No i jeszcze Jackson się dowie, bo często u nas przebywa. Ale poza nimi nie zamierzam mówić o tym nikomu.

Na twarzy Derry maluje się mieszanka zaniepokojenia i współczucia.

– Amy, najdroższa, nie możesz… Słuchaj, nie ma szans, żebyś utrzymała to w tajemnicy przez sześć miesięcy. I nie powinnaś być do tego zmuszona, nie zrobiłaś niczego złego.

– Ale to jest strasznie upokarzające – szepczę.

– To jest upokarzające. Ale też bardzo, bardzo trudne i będziesz potrzebować ludzi, którzy będą przy tobie.

Milczę. Mam już dosyć polegania na innych. Część mojego rodzeństwa jest świetna: nasze popieprzone dzieciństwo nas zjednoczyło. Ale reszta świata mnie nie przekonuje, nie teraz.

– Ta informacja wycieknie – wali prostu z mostu. – Lepiej, żebyś to ty miała nad tym kontrolę. Potraktuj to jak oświadczenie prasowe.

Co? Jak to fantazyjne, które ułożyłam sobie w głowie? Nie ma szans.

– Muszę już iść – oznajmia. – Bo inaczej nie zdążę na samolot. Pogadamy na FaceTimie. Amy, powiedz o tym ludziom, przejmij kontrolę nad sytuacją.

– W porządku. – Nie zrobię tego.

Wychodzi i kiedy sortuję pranie w koszu, dzwoni mój telefon. To mama. Natychmiast czuję się zaniepokojona: jaka nowa katastrofa się dzieje?

– Wszystko w porządku? – pytam.

– Dziewczynki są u mnie. Neeve i Sofie. Mówią, że Hugh wyjeżdża.

– Powiedziały ci? – Mamie nie przekazuje się złych wieści! Dosyć wcześnie nauczyliśmy się, że trzeba chronić jej osłabiony system odporności. Co Neeve i Sofie sobie myślały? Będę musiała z nimi poważnie porozmawiać, z Kiarą też…

Ale całkowitym szaleństwem byłoby wymaganie od nich utrzymania nieobecności Hugh w tajemnicy – są za młode, to byłaby dla nich zbyt wielka odpowiedzialność. Opanowuje mnie nagła wściekłość – dociera do mnie, że Derry ma rację i że tego za żadne skarby nie da się ukryć.

– Słyszę, że jesteś zdenerwowana – mówi mama.

– No wiesz… – Naprawdę nie jest tego typu matką.

– Chciałabyś porobić coś razem?

– Porobić… coś razem?

– Możemy pomalować sobie paznokcie. Neeve daje mi sporo lakierów.

Szczęściara. Ja nie dostaję niczego poza szamponem przeciwłupieżowym.

– Jeśli chcesz, możemy napić się wina. To jest świetne na poprawę samopoczucia. Żałuję, że nie odkryłam wina lata temu.

Niech już skończy gadać, bo przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

– Dziękuję za propozycję, mamo.

Żegnamy się. A potem we wściekłej furii wrzeszczę:

– Hugh! HUGH!

Wbiega po schodach, a ja chwytam telefon i idę ku niemu.

– Weź ten pieprzony ręcznik! – mówię.

– Co?

– Pieprzony ręcznik, który wysycha w kilka minut!

– Co się stało?

– Po prostu… kurwa… go weź…

Idzie do szopy – która najwyraźniej stała się jego centrum dowodzenia – i pojawia się z powrotem z niebieskim zawiniątkiem.

– O co chodzi? – pyta.

– Rozwiń go i przytrzymaj. Uśmiechnij się.

– Dlaczego?

– Po prostu, kurwa, to zrób.

Robię kilka zdjęć Hugh trzymającego ręcznik – ma twarz wykrzywioną w grymasie i szkliste spojrzenie.

– Do kurwy nędzy, Hugh, UŚMIECHNIJ SIĘ! Szczęściarz, wyruszasz na półroczne wakacje pełne seksu!

Wrzucam najmniej żałosne zdjęcie na Facebooka. „Patrzcie! – piszę. – Podróżny ręcznik Hugh. Wysycha w dwadzieścia minut! Baw się dobrze, Hugh, podczas swojej półrocznej podróży. Przywieź nam trochę słońca!” Szybko wystukuję setki emotikonów: samoloty, słoneczka, lody, koktajle i bikini, po czym całość wysyłam do swoich tysiąca czterystu trzydziestu dziewięciu przyjaciół.

– Co ty zrobiłaś, Amy?

Wyszarpuję mu ręcznik, zgniatam go w kulkę i rzucam mu nim w pierś. Niestety, jest za lekki, żeby go mocno uderzył.

– Co ty zrobiłaś? – Wyrywa mi telefon z ręki, a ja mu go odbieram.

Historia poszła w świat i to ja o niej decyduję. Pewnie wywołam niezłe zamieszanie w internecie, ale od tej chwili to ja panuję nad sytuacją.