Hugh, Neeve, Kiara i ja szliśmy chwiejnym krokiem przez nasze nowe życie w Dublinie, wiecznie wyczerpani i skupieni na jakimś dniu z odległej przyszłości, kiedy będziemy już panować nad wszystkim. I wtedy, tuż po drugich urodzinach Kiary, trzyletnia Sofie przybyła do Irlandii.
Joe zostawił Urzulę, gdy Sofie miała tylko kilka tygodni. Urzula starała się, jak mogła, żeby utrzymać siebie i Sofie na Łotwie, ale okazało się to niemożliwe. Po trzech latach borykania się z różnymi trudnościami dostała pracę kelnerki na statku wycieczkowym (to było, zanim odkryła swoje prawdziwe powołanie jako pogromczyni grubasów). Zarabiała tam pieniądze, ale nie mogła zabrać ze sobą córeczki.
Sofie została więc wysłana do Joego, który zamieszkał z powrotem w Dublinie.
Przyjechała do nas półdzika – nie nauczono jej korzystać z nocnika, niemal nie mówiła, unikała kontaktu wzrokowego i jeśli cokolwiek jadła, robiła to rękami. Było to przerażające i karygodne: w końcu to była moja bratanica. Powinnam to przewidzieć i coś z tym zrobić.
Bardzo szybko Joe odkrył, że nie potrafi utrzymać się w żadnej pełnoetatowej pracy ani zajmować się swoją córką. Co było kompletną bzdurą, bo gdyby był kobietą, oczekiwano by, że będzie to w stanie pogodzić. Wielu kobietom to się udawało. I wielu mężczyznom też, gwoli sprawiedliwości. Ale nie Joemu.
Wolał wciskać Sofie Maurze, Derry i mnie. I choć wszyscy nabijaliśmy się z Maury, miała złote serce – ale to opiekowanie się małym dzieckiem przysparzało jej zgryzot. „To przywołuje u mnie obrazy z naszego traumatycznego dzieciństwa. Dlatego właśnie nie mam dzieci”. (Maura długo chodziła na terapię. Tylko na co to się zdało? Cóż, przynajmniej rozumie swój gniew. To powinno coś znaczyć).
Derry słusznie przewidziała, że to na nią, jako singielkę, która nie ma nikogo na utrzymaniu, najczęściej będzie spadało przejęcie pałeczki – i pod żadnym pozorem nie zamierzała się na to zgadzać. Najcenniejszą rzeczą dla Derry była jej niezależność.
Więc zostawałam ja. No i, rzecz jasna, Hugh. I od samego początku wyglądało na to, że jedyną osobą, której Sofie ufa, jest właśnie mój mąż.
Niektórzy ludzie wykazują taką cechę – psy zwykle to wyczuwają. Gdybym była z Hugh w pokoju pełnym ludzi i wszedłby tam pies, pewnie dałoby się zauważyć, jak Burek myśli: „Hej, ten mi się podoba”, i idzie prosto do Hugh.
Więc kiedy Joe przywoził Sofie do nas, stawała w kącie i wpatrywała się w podłogę, a potem powoli, ukradkiem przesuwała się coraz bliżej Hugh. Wdrapywała się na kanapę, opierała się o niego, a po jakimś czasie on unosił ramię i ona przytulała się swoim chudym ciałkiem do jego brzucha odzianego w T-shirt. Tylko Hugh był w stanie przekonać ją, żeby jadła, i nikomu innemu poza nim nie wolno było rozczesywać jej skołtunionych blond włosów.
Kiedy Joe wracał, żeby ją zabrać – zawsze się spóźniał, a często nawet bardzo – kładła małe rączki na brodatej twarzy Hugh i obsypywała ją pocałunkami, a potem, roniąc cicho niepokojąco dorosłe łzy, odchodziła z Joem.
– Jak to jest, że Hugh tak świetnie sobie radzi z dziećmi? – spytała mnie Steevie.
– Nie mam bladego pojęcia. Jest przedostatnim dzieckiem w rodzinie, więc raczej nie nauczył się tego, opiekując się młodszym rodzeństwem.
– Może po prostu jest miły – stwierdziła Steevie z powątpiewaniem.
– Może…
Rozwiązanie sytuacji Sofie było dla nas nieustającym zmartwieniem. Spędzała tak wiele czasu w naszym domu, że pomysł, by oficjalnie została członkiem rodziny, stawał się powoli nieunikniony. Ale Hugh „przyjął” już jedno dziecko innego mężczyzny – choć nigdy nie podchodził do tego w ten sposób. Od samego początku otworzył przed Neeve serce (czego ona raczej nie odwzajemniała).
Wyglądało jednak na to, że nasze mózgi działają tak samo, więc nie było to jakimś wielkim zaskoczeniem, kiedy pewnej soboty rano obudził mnie, lekko mną potrząsając.
– Jedźmy teraz, zanim będzie za duży ruch – oznajmił. – Kupimy łóżko dla Sofie. Musi zamieszkać z nami.
Miałam wrażenie, że serce zaraz mi wybuchnie z miłości do niego.
Postanowiliśmy, że może dzielić pokój z Kiarą do momentu, kiedy będzie nas stać na przerobienie poddasza, i kupiliśmy małe białe łóżko, które przemalowaliśmy na różowo, ponieważ Sofie uwielbiała dziewczęce rzeczy. Trudniej było znaleźć odpowiedną narzutę: nic nie było wystarczająco ładne.
– Nie mogłabyś zastosować tu swoich sztuczek? – spytał Hugh. – Może zdziałałabyś coś z tymi swoimi błyszczącymi gadżetami ze skrzynki z przyborami do szycia?
Gromadziłam ścinki połyskliwych materiałów i różne różności pasmanteryjne – kwiatki z cekinów, błyszczące wstążki i szeleszczące tiule. Zdobywałam je na wyprzedażach garażowych i festynach szkolnych w nadziei, że kiedyś mi się przydadzą. Gdy tworzyłam poszewkę z krainy czarów, cieszyłam się, że w końcu okazało się, że miałam rację.
Kiedy Sofie zobaczyła migoczące różowe łóżko, gapiła się na nie przez chwilę, potem spojrzała na nas i wyszeptała:
– Moje?
– Twoje – odpowiedzieliśmy.
Podeszła do niego, jakby miało ją ugryźć, po czym powoli wdrapała się na nie i zaczęła przyglądać się szczegółom narzuty, mruczała nad nimi i wydawała zachwycone okrzyki, kiedy odkrywała tam motylki, biedronki i róże.
– Wróżkowa magia! – oznajmiła z szerokim uśmiechem.
Hugh tak mocno ścisnął moje ramię, że aż zabolało.
Oboje staraliśmy się nie rozpłakać.
Tak więc Sofie wprowadziła się do nas i niemal z dnia na dzień nauczyła się korzystać z nocnika. Zaczęła też mówić pełnymi zdaniami po angielsku. Przesypiała całą noc, skończyła z nieustannym ssaniem dwóch środkowych palców, zaczęła mówić „tata” do Hugh (ja ciągle byłam „Amy”), nigdy nie pytała o swoją mamę, co w sumie nie dziwiło, ponieważ telefony od niej nie były zbyt częste, i traktowała Joego z łagodną obojętnością.
W przeciwieństwie do Neeve, która nadal miała obsesję na punkcie swojego „biologicznego ojca” (ponure określenie) oraz jego nowej żony i córek, Sofie rozkwitła pod naszą opieką.