22
ŚRODA, 14 WRZEŚNIA, DZIEŃ DRUGI

Budzę się gwałtownie o czwartej trzydzieści siedem w pokoju gościnnym Druzie. Siadam na łóżku i zapalam światło. Wiem dobrze, jak działają poranne horrory – kiedy nie śpię, sztuczny szum intensywnego życia tłumi wszelkie obawy. Ale podczas snu wszystkie warstwy bezsensownych bzdur unoszą się stopniowo i odpływają, aż nie zostaje nic poza prawdą w jej pełnej, przerażającej wersji.

Strata, wstyd, strach o przyszłość – cholera, to jest okropne. A najgorszy z tego wszystkiego jest smutek. Nagle nabieram pewności, że tego nie przeżyję. Hugh kochał mnie, a ja kochałam jego. Byliśmy dla siebie nawzajem szczęśliwym zakończeniem.

Żałuję, że nie wiem, jak ukoić samą siebie. Powinnam była nauczyć się rozwagi, ale teraz jest już na to za późno, bo nie ma sensu zdobywać tej umiejętności, jeśli jestem pogrążona w kryzysie: trzeba zacząć, gdy wszystko układa się dobrze. Ale chyba tylko największy dziwak pomyślałby: „Hej, moje życie jest doskonałe”. Wiem! Posiedzę i zmarnuję dwadzieścia minut na analizowanie swoich myśli bez osądu.

Palę papierosa elektronicznego i przeglądam Facebook – oto oni i ich doskonałe życie. Mam już dziewięćdziesiąt trzy nieprzeczytane prywatne wiadomości i jestem pewna, że aż kipi w nich od pragnienia nasycenia się plotkami. To straszne, kiedy jest się osobą w centrum skandalu, i coś wam powiem – w przyszłości dobrze się zastanowię, zanim rzucę się do czytania o szczegółach czyjegoś dramatu. Nie pytaj, komu rzucą słowa: „Wszystko gra, skarbie?”. Rzucą je tobie.

Zerkam szybko na tablicę Hugh. Choć przysiągł, że nie będzie niczego tam zamieszczać, już nie wierzę jego obietnicom. Nie ma tam niczego nowego: ostatnią rzecz opublikował trzy dni temu, kiedy był jeszcze w domu i przesłał jeden z wpisów Kiary na temat uchodźców.

Przeskakuję na Instagram w nadziei, że znajdę jakieś kiecki vintage, ale pełno tam motywacyjnych frazesów. „Odważ się być nadzwyczajną”, „Jesteś silniejsza, niż mogłabyś przypuszczać”.

Rzecz jasna, obserwuję niewłaściwe osoby, bo nie mam czasu na takie głupoty. A może powinnam zacząć to robić? Może powinnam przemyśleć te sześć miesięcy, które mam spędzić sama, i uznać je za możliwość – tu posłużę się zwrotem Kiary – żeby postawić na samorealizację?

Nagle jeden z banałów na Instagramie przykuwa moją uwagę: „Nawet najdłuższa podróż zaczyna się od jednej głupiej decyzji”. Roześmiałam się na głos – zwykle nie wydaję żadnych dźwięków, kiedy jestem sama, nawet jeśli walnę się małym palcem u nogi o brzeg wanny. Jaki sens ma mówienie „Chryste! Mój cholerny palec!”, skoro nikt nie przyjdzie i nie okaże mi współczucia?

Od razu lajkuję wpis na Instagramie. Gdybym mogła, zrobiłabym to nawet trzykrotnie. I wtedy zauważam, kto zamieścił ten wpis – Josh Rowan – i mój śmiech gwałtownie ustaje.