37
Szesnaście miesięcy temu

Josh Rowan puścił moje ramię, jakby było radioaktywne.

– Mam do ciebie dołączyć? W twoim pokoju hotelowym?

– No… tak.

– Po co?

Chryste, zabij mnie teraz. Błagam. Spuść jeden z tych wielkich żyrandoli na moją głowę.

– Po nic – odpowiedziałam. – Wybacz, nie… po prostu… – Co mi, do diabła, strzeliło do głowy. Byłam pijana, ale czy na tyle pijana, żeby komuś składać takie propozycje? – Zapomnij, że cokolwiek powiedziałam. – Jezu, pozwól mi umrzeć.

Za dużo czasu spędziłam, snując w głowie fantazje i pogrążając się w szaleństwie. Ale ta fantazja właśnie zderzyła się z rzeczywistością, z upokarzającym skutkiem.

– Amy, jeśli mówisz coś takiego, musisz mieć właśnie to na myśli.

Spojrzałam na niego w milczeniu.

– A więc? – spytał cicho. – Masz to na myśli?

Pomyślałam o Hugh, o tym, jaki był dla mnie kochany, o Marcii i jej piecyku na węgiel, o jeżdżeniu windą z Joshem Rowanem, o niezręczności chwili, kiedy dotrzemy do pokoju hotelowego, o wiciu się na łóżku, w którym tyle osób tarzało się przed nami, o pokazaniu mu swojego czterdziestotrzyletniego ciała… Zestawienie tych obrazów było przerażające.

– Nie. – Pochyliłam głowę.

Trzymając mnie za nadgarstek, wyprowadził mnie z sali bankietowej w oślepiające światła wielkiego lobby. Poszłam za nim posłusznie, bo czułam się skruszona niczym dziecko.

Wstyd był uczuciem, które teraz u mnie przeważało. Głęboki wstyd. Mężczyzna, z którym zabawiałam się w fantazjach, nie był prawdziwy, ale ten tutaj – był. Nie można ot tak sobie rzucać propozycji o podtekście seksualnym, jeśli nie mam zamiaru ich zrealizować.

– O co w tym wszystkim chodzi? – spytał Josh.

Co powinnam mu powiedzieć? Powinnam się przyznać do lekkiej obsesji, która się u mnie rozwinęła?

– Usiądźmy na chwilę. – Pokonaliśmy ogromny hol z marmurową posadzką i usiedliśmy na kanapie. Wybrałam miejsce w rogu, Josh również usiadł, zachowując dystans między nami.

Kiedy pojawił się kelner z tacą, Josh odprawił go słowami:

– Nie, dziękuję. – I dopiero gdy tamten całkowicie zniknął, skupił się na mnie i powiedział: – Więc? Co się dzieje?

– Ja… posłuchaj. – Jedyna właściwa rzecz, jaką mogłam zrobić, to powiedzieć mu prawdę. – Ja… zadurzyłam się w tobie. To było tego dnia, kiedy robiliśmy wywiad z Premillą.

Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę.

– Masz męża.

Zakryłam twarz dłoniami.

– Wiem. Błagam, wiem. Kocham Hugh. Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje.

– Co byś zrobiła, gdybym się teraz zgodził?

Jęknęłam ponownie.

– Pewnie stchórzyłabym, jeszcze zanim dotarlibyśmy do windy. – Zalała mnie nowa fala wstydu. – Może chciałam tylko przyciągnąć twoją uwagę… chciałam się przekonać, co byś odpowiedział. Możemy udawać, że to się nie wydarzyło? – Teraz zaczęłam się martwić, jak to odbije się na mnie zarówno od strony zawodowej, jak i osobistej. A co, jeśli Josh Rowan opowie o tym innym dziennikarzom w Londynie? To zniszczyłoby znaczną część szacunku, na który pracowałam (Tim i Alastair również) tak ciężko. – Proszę – powiedziałam. – To zupełnie do mnie niepodobne. Pewnie przeżywam jakiś kryzys wieku średniego. Może to wstęp do menopauzy… podobno kobiety od tego nieco świrują.

– W porządku, Amy, skarbie – odparł. – Jesteśmy tylko ludźmi. – Rany, ten jego akcent.

– Dzięki. – Zrobiłam długi, drżący wydech. A potem spytałam: – Odpowiedziałbyś „tak”?

Nasze spojrzenia się spotkały.

– Tak.

Poczułam się, jakby poraził mnie prąd. Przełknęłam ślinę. Dobra.

– Nie wpadłem na ciebie przez przypadek. – Skinął głową w kierunku sali bankietowej. – Odliczałem dni do tej imprezy. – Cholera! Właśnie takie rzeczy mówił w moich fantazjach. Ale teraz, kiedy te słowa padły naprawdę, napawały mnie śmiertelnym przerażeniem. – Śledziłem cię cały wieczór.

Po chwili dłuższego milczenia zdołałam w końcu wydusić:

– Nigdy, dosłownie nigdy nie zabawiałam się na boku.

Uśmiechnął się. To był prawdziwy uśmiech, nie ten jego powściągliwy grymas.

– To widać.

– A ty?

Skinął głową bez słowa.

– Często?

– Nie… Ale czasami.

Zrobiło mi się niedobrze – poczułam się urażona, zazdrosna, zawstydzona. Chciałam, żeby był wierny Marcii. I chciałam, żeby pragnął mnie. Ale przecież nie mógł pogodzić tych dwóch rzeczy.

– Josh, wychodzę teraz na dwór na papierosa. Sama.

– Mogłem skłamać.

– Nie o to chodzi. – Cóż, nie tylko o to chodziło. To dotyczyło nas obojga. Nie mogłam znieść tej wersji samej siebie. – Naprawdę potrzebuję papierosa.

– W porządku. Ale kiedy wrócisz do domu, do swojego męża – odparł – zadbaj o to, by dostrzegł, jak seksowną ma żonę. Dobra, chyba lepiej, żebym tam wrócił. Mogłem coś wygrać.

– Chryste, przepraszam!

– To był żart. No chyba że przewidzieli nagrodę dla dziennikarza o najbardziej podważanym autorytecie w Wielkiej Brytanii.

Uśmiechnęłam się niewyraźnie i już go nie było.

Dobra, to gdzie te fajki? Moja błyszcząca kopertówka była maleńka, ale nigdzie nie mogłam znaleźć swoich cienkich papierosów… Kiedy grzebałam w torebce, coś sprawiło, że podniosłam wzrok. To był Tim. Wyszedł z sali bankietowej, stał plecami do drzwi i mi się przyglądał.

Serce mi załomotało. Jak długo już tam był? Wystarczająco długo, jeśli uważne spojrzenie, które rzucił Joshowi, gdy tamten przemykał obok niego, miało na coś wskazywać.

Papierosy zupełnie wyleciały mi z głowy i postukując obcasami po marmurowej posadzce, pośpieszyłam do Tima.

– O co chodziło? – spytał.

– O nic.

Na jego twarzy malowało się niedowierzanie.

– Naprawdę o nic. – Postanowiłam przyjąć założenie, że Josh nie piśnie o tym ani słowa.

– To był Josh Rowan z „Heralda”, prawda?

– Tak. Ale serio, nic się nie dzieje.

Nadal przyglądał mi się podejrzliwie, lecz z pewnością nie zamierzałam nic mówić Timowi: nie łączyła nas tego typu relacja. Mógłby się też wściec na mnie za potencjalne zrujnowanie reputacji Hatch. Co za bałagan…