Nastał kolejny piątek. Hugh nie było już od trzech tygodni, a ten ostatni przypominał wojskowy tor przeszkód: pranie, gotowanie, sprawdzanie zadań domowych, powrót w wycieńczonym stanie w środę wieczorem do domu, gdzie zastałam Neeve i Kiarę niemal oszalałe z przerażenia, bo wi-fi nie działało, a one myślały, że ja – JA! – będę wiedziała, jak to naprawić. W tamtym momencie wydawało mi się, że ten tydzień gorszy już być nie może, ale wtedy mama zaklepała mnie na pilnowanie taty w czwartkowy wieczór.
Pod względem zawodowym ten tydzień nie był całkowitą klapą: w końcu, po wysłaniu jej na liczne akcje rozdawania zupy, które miały nauczyć ją pokory, organizacja Room postanowiła, że przyjmie Tabithę Wilson jako ich nowego ambasadora. Mnie zlecili przygotowanie Tabithy do wielkiej, efekciarskiej konferencji prasowej, która ma się odbyć za sześć tygodni.
Ale każde wydarzenie czy spotkanie podszyte jest lękiem w tonacji sepii wywoływanym przez nieobecność Hugh. A teraz Alastair chce wiedzieć, jakie to przyjemności mam w planach na weekend.
– No wiesz, wypad do Tesco, rachunki domowe, sprzątanie i bycie główną atrakcją w klubie filmowym w niedzielę… zabawa na całego.
– Nic fajnego. A co z Derry?
– Zajęta. Ujeżdża nowego faceta.
– Naprawdę? Ale to raczej nie przetrwa, jak zwykle. Ona i ja jesteśmy do siebie bardzo podobni…
– Nie. Jesteście zupełnie inni. Tobie nigdy nie zdarza się nie mieć dziewczyny.
– Teraz nie mam żadnej, pragnąłbym zauważyć. Czekam na kogoś specjalnego. Mój terapeuta twierdzi…
Zachichotałam.
– Wybacz, Alastair.
– Co jest nie tak z tym, że chodzę do terapeuty? Dążę do tego, by zmienić się na lepsze!
– Przepraszam. Nie wiem, co mnie rozśmieszyło. To nie jest tak zabawne jak to, kiedy dałeś sobie zrobić analizę kolorystyczną. Nie jestem sobą, Al. Wybacz mi, proszę.
– W porządku. – Alastair nigdy nie żywi do nikogo urazy, to z pewnością można o nim powiedzieć. – A co z Szykowną Petrą? Albo ze Steevie? Mogłabyś zrobić coś fajnego z nimi.
Mija chwila, zanim odpowiadam.
– Moje relacje ze Steevie są ostatnio dosyć dziwne. – No i proszę, powiedziałam to. Ona jest moją najstarszą przyjaciółką, nasza więź przetrwała całe dekady, a ja nie wiem, o co dokładnie chodzi, ale nie nadajemy teraz na tych samych falach. – Kiedy jestem z nią, ogarnia mnie strach.
– Co? Dlaczego?
– Jest bardzo zła na Hugh, mówi okropne rzeczy. Ale tak naprawdę wcale nie chodzi o Hugh.
– Tylko o męża, który ją zostawił?
– Właśnie. Chce, żebyśmy wybrały się jutro na lunch, ale ja naprawdę muszę usiąść nad finansami. Wolę zmierzyć się z moimi rozbuchanymi wydatkami, niż zobaczyć się z nią. To kiepsko, prawda?
– Jest, jak jest. No to co będziesz robić jutro wieczorem?
– O ile mama nie wrobi mnie w awaryjne pilnowanie taty…
– Ona wychodzi teraz o wiele częściej niż kiedyś czy tylko tak mi się wydaje?
– Nie, masz rację, wychodzi częściej. Nie żebym ją o to winiła. Tyko wolałabym, żeby poprosiła o pomoc któreś z jej pozostałych dzieci, a nie mnie. W każdym razie, zakładając, że nie będę musiała siedzieć z tatą, zabunkruję się w domu z pikantnymi przekąskami i będę oglądać cokolwiek tam zapodadzą zagranicznego na BBC, a potem liczę na to, że zasnę. Nie mogę spać, Alastair. Nie spałam dobrze od kilku tygodni.
Spojrzał na mnie troskliwie.
– Wiem, czego ci trzeba.
– Dlaczego zaczyna mnie ogarniać przerażenie?
– To jest coś… Idziesz tam i czytają ci opowieść. Nie taką dla dzieci, tylko dla dorosłych, bo jesteśmy dorośli. Mężczyzna o głębokim głosie i o imieniu Grigori czyta bajkę. To odbywa się w hotelu Kingsley w centrum. Sporo ludzi tam chodzi. Organizują to w każdy sobotni wieczór. To jest… to poprawia samopoczucie. Pomoże ci dobrze się wyspać. Wejście kosztuje dychę.
– A kto tam chodzi? Jakiego rodzaju ludzie?
– Przychodzą tam osoby w różnym wieku. Niektórzy sami, inni ze znajomymi. Panuje przyjazny nastrój, tak samo przyjazny jak na zajęciach z jogi.
Zajęcia z jogi nie są przyjazne. Zajęcia z jogi – według mojego, prawdę mówiąc, niewielkiego doświadczenia – są pełne zadzierających nosa fit-maniaków, którzy żywią się wyłącznie jakimś zielonym proszkiem.
– To przyjazne miejsce, ale nie podejrzane, czy to właśnie miałeś na myśli? Nie byłabym na to za stara?
– Żadnych ograniczeń wiekowych – powtarza stanowczo. – Wszystkie soboty o dziewiątej wieczorem. To jest bardzo dobre dla centralnego układu nerwowego.
– Co miałabym tam robić?
– Słuchać opowieści. Wypić gorącą czekoladę.
– I to wszystko. Jesteś tego pewny?
– Jestem.
Dobra.
Thamy wbiega do biura.
– Wyglądajcie profesjonalnie, bo ona już tu idzie!
Na dzisiaj przypada comiesięczny raport postępów kampanii Pani ZawszeSuchej i choć załatwiliśmy jej sporo przychylnych opinii, nie znaleźliśmy jeszcze ambasadora jej marki. Ta kobieta zaraz urządzi nam tu piekło.
Ale to jest niemożliwe. Nikt, niezależnie od tego, jak wielkiego ma pecha, nie jest skłonny przyznać publicznie, że ma problem z trzymaniem moczu.