Au! Kropla tłuszczu ze smażonego bekonu prysnęła mi z patelni na ramię. Ból szybko minął, ale nie mogłam ryzykować poplamienia koszulki: dopiero ją założyłam, a kosz z rzeczami do prania już się przelewał.
Ściągnęłam T-shirt i rzuciłam go na krzesło, ale nie znalazłam fartucha na jego stałym miejscu, tylko na kaloryferze. Bóg jeden wie, przy jakich czynnościach ktoś z niego korzystał. Nie miałam jednak czasu na szukanie innego. Będę musiała dokończyć gotowanie obiadu w dżinsach i staniku, ale ledwo do mnie docierał ten fakt; moje myśli zajmował Josh Rowan.
Podczas naszego tradycyjnego lunchu w zeszły wtorek – spotkaliśmy się szósty raz z rzędu – rzucił nagle hasło:
– Brakuje mi twoich niemoralnych propozycji.
– Naprawdę? Ha, ha, ha.
– Zamierzasz to powtórzyć?
– Nie wiem.
– To może ja powinienem to zrobić? Złożyć ci propozycję?
No dobra. Wiedziałam, że tak będzie.
O rany, wizja seksu z nim. Oboje jesteśmy nadzy. Przyciska moje biodra do łóżka. Siada na mnie okrakiem z wielką erekcją. Bawi się ze mną.
W mieszkaniu Druzie nikogo dzisiaj nie ma. Mogłabym go tam zabrać i nikt by się o tym nie dowiedział.
Ale to było niebezpieczne. Zmierzałam ku drodze, z której może nie być odwrotu.
– Kocham Hugh.
Skinął głową. Teraz on powinien powiedzieć, że kocha Marcię, ale się nie odezwał.
I to, w jaki sposób patrzył na mnie… Usta zaciśnięte w ponurym wyrazie, oczy płonące pragnieniem, poważnie o tym myślał.
Rozłożył dłonie i ukazał w ten sposób bladą skórę wewnętrznej strony ramion i siateczkę niebieskich żył widocznych pod skórą, które przypominały rzeki na mapie. Widać było jego drgający puls i cała ta bezbronność zmiażdżyła coś delikatnego i bolesnego we mnie.
– Nie zrozum mnie źle – zaczął – ale wolałbym cię nigdy nie spotkać wtedy w Black Friar. – Wpatrywał się w stół, kiedy to mówił. – Radziłem sobie całkiem nieźle. Ale gdy zobaczyłem cię, jak szukałaś grzebienia i potem podniosłaś wzrok, twoja słodka twarz, twój strój… Byłem w szoku, Amy, bo jesteś kimś niepowtarzalnym, ale, co było dziwne, miałem wrażenie, jakbym cię już znał.
Być może wciskał mi teraz kit.
– A później tak ostro walczyłaś o sprawę Premilli. Wielu specjalistów od PR-u mówi miłe słowa, ale w ich sercach panuje chłód. Ty… widziałem, że jesteś serdeczna. Starałem się mocniej, niż robiłbym to zazwyczaj, żeby zatrzymać publikację artykułu Marie Vann. Nie lubię przegrywać, ale to dało mi szansę na kolejne spotkanie z tobą. Zostałbym z tobą tamtej nocy. Poszedłbym do twojego pokoju tamtego wieczoru po ceremonii rozdania nagród. Pragnę cię.
Te słowa sprawiły, że raz po raz przechodził mnie dreszcz podekscytowania.
– Ale posłuchaj, Josh. Jeśli rozpoczęlibyśmy… romans, co by się stało? – Szybko dodałam: – Nie mam na myśli tego, jaki seks… – Przełknęłam ślinę. Zesztywniałam, pomyślałam o nagim Joshu, o tym, jak wsuwa się we mnie… a jego nieruchome i intensywne spojrzenie wlepione we mnie utwierdziło mnie w przekonaniu, że on właśnie wyobrażał sobie to samo.
– Jezu. – Przycisnął dłoń do oczu i wydał z siebie krótki, dziwny dźwięk, coś pomiędzy jęknięciem a piśnięciem. Potem znów na mnie spojrzał. – Chodzi ci o to, co by się stało w ostatecznym rozrachunku? Czy zostawiłabyś męża? Czy ja odszedłbym od żony? Nie wiem, Amy. – Wzruszył bezradnie ramionami. – Na to nie ma scenariusza.
Ale ja potrzebowałam tu scenariusza. Musiałam poznać zakończenie, zanim mogłabym cokolwiek zacząć.
– A co z tobą i twoją żoną? Kochasz ją?
– Czasami. – Westchnął. – Ale teraz to nie jest jeden z tych okresów.
– Miłość funkcjonuje w ten sposób?
– Nie wiem, jak jest u innych ludzi, ale wygląda na to, że u mnie i Marcii właśnie tak to się odbywa.
– A te twoje inne okresy, czułeś się winny z tego powodu? Twoja żona podejrzewała coś kiedykolwiek?
– Tak i tak.
– I co się stało? Powiedziałeś jej?
– Nie. Ale Marcia też miała swoje przygody.
– Przygody? Masz na myśli romanse? Powiedziała ci o tym?
– Domyśliłem się. Spytałem ją o to. Podobnie jak ja skłamała.
– I?
– Pozwoliłem, by to potoczyło się swoim biegiem.
– Josh, to nie moja bajka. Ja… – Szukałam odpowiedniego słowa. – Nie jestem taka jak ty. Albo jak twoja żona. Jesteś twardy. Twardszy ode mnie.
– Nie jestem. Ale, Amy, kochasz swojego męża, prawda? To dlaczego tu w ogóle jesteś? – Josh z rozmysłem pochylił się ku mnie. – Oto co myślę: chciałabyś, żebym oznajmił, że nie kocham żony, że już się rozstaliśmy i zamierzamy teraz powiedzieć o tym naszym dzieciom. Chcesz, żeby magicznie zniknął cały bałagan wokół tego, inni ludzie, osoby, które byśmy przez to zranili. Chcesz, żeby Hugh był z tobą na dłuższą metę, ale pragniesz też jakiejś kosmicznej przepustki, żeby on nigdy się o niczym nie dowiedział, a ty nie czułabyś się winna. Ale, Amy, to jest prawdziwe życie, a ono jest skomplikowane.
Jego słowa spotkały się z milczeniem. Bezbłędnie ocenił sytuację.
Chciałam romansu, miłosnej przygody i tego, żeby cały brud został zmieciony przez siłę naszej namiętności.
Równie dobrze mogłam to przyznać.
– Chciałam poczuć się… pożądaną, byś szalał z pragnienia mnie.
– Tak właśnie jest.
Zaschło mi w ustach.
– Chciałabym, żebyś nigdy wcześniej tego nie robił. Wiem, jestem żałosna. I jestem hipokrytką.
– Mogłem skłamać i pomyślałabyś, że jestem lepszym mężczyzną niż w rzeczywistości.
– Chciałabym, żeby nie przeszkadzały mi twoje… wcześniejsze przygody. Ale tak nie jest. Czuję się jak prostaczka, jak ktoś prymitywny. Chcę poznać szczegóły, ale gardzę sobą za to.
– W porządku, opowiem ci o tym. Jeden z romansów trwał pół roku, a potem ona poznała kogoś innego. Innym razem to była dwudziestokilkulatka i to się skończyło, bo nie mogłem znieść jej… – Zamyślił się. – Jej żwawości.
To by się zgadzało z tym, czego się dowiedziałam.
– Ale z tobą, Amy… – powiedział. – Nie zniosę kolejnego lunchu. Chcę czegoś więcej.
Ja też. Ale czy byłam do tego zdolna?
– Mogę się nad tym zastanowić? – spytałam.
– Tylko niech to nie trwa za długo.
To była groźba? Powinnam się obrazić? Uznałam, że jednak tak nie zareaguję.
– A co, jeśli postanowię, że… nie chcę pójść dalej? – spytałam. – Nadal będziemy się widywać?
– Nie.
Och.
– Mówię poważnie, Amy. Dłużej tego nie zniosę.
Może jednak powinnam poczuć się obrażona – „prawdziwa miłość zaczeka” i tak dalej – lecz byłam wdzięczna za jego dorosłą szczerość.
Od tamtej pory niezdecydowanie dosłownie pożerało mnie od środka. Budziłam się w środku nocy i w myślach przeskakiwałam z jednej opcji do drugiej. Podejmowałam decyzję, że pójdę z nim do hotelu i zobaczę, co się wydarzy, a potem spadało na mnie ogromne poczucie winy, ponieważ naprawdę kochałam Hugh i zawsze widziałam nas starzejących się razem.
Pociąg do Josha był jednak niezwykle silny i znów szybko zaczynałam snuć fantazje o przespaniu się z nim.
A co, jeśli zostanę przyłapana? Ta myśl śmiertelnie mnie przerażała. Nie chciałam zranić Hugh i nie chciałam też, żeby moje małżeństwo się zakończyło. No i co ja tak naprawdę wiedziałam o Joshu? Spędziliśmy sporo czasu razem, ale to głównie ja mówiłam.
Wiedziałam, że jest seksowny.
Bez dwóch zdań.
Wahałam się, raz w jedną stronę, raz w drugą.
Tak naprawdę to chciałabym, żeby wydarzyła się jakaś katastrofa, w wyniku której Josh i ja wylądowalibyśmy w odległym miejscu – pomoc w końcu by nadeszła, ale czekając na nią, moglibyśmy szaleć, jak tylko nam się podoba.
Tymczasem na skutek bezsennych nocy wlokłam się przez kolejne dni, wyczerpana i trawiona przez zmartwienia, z żołądkiem przeżartym kwasem od niepokoju.
Wtorek się zbliżał, a ja nadal nie podjęłam decyzji, więc nie spotkałam się z Joshem. Ale teraz, kiedy nie widziałam go już od jedenastu dni i kiedy tak stałam przy piecu, smażąc bekon, wiedziałam, że muszę zdecydować. Dzisiaj. Natychmiast. Bo inaczej od mielenia tego tematu w głowie zwariuję.
Tak więc dokonałam wyboru: koniec z tym.
Zamierzałam napisać do Josha maila w poniedziałek. Spotkanie się z nim osobiście było kiepskim pomysłem: to znowu by wszystko rozkręciło.
Zakończenie tego było właściwym posunięciem. Ostatecznie będę dziękować sobie za podjęcie takiej decyzji. Ale teraz czułam się jak dziewczynka z zapałkami, której zgasła ostatnia zapałka. Zniknęły kolory, radość i podekscytowanie i nagle wszystko wydało się szare, zimne i smutne.
– Co tu się dzieje? – Usłyszałam za sobą głos Hugh.
– Kanapki z bekonem na obiad. – Nie obróciłam się. – Musimy je dzisiaj zużyć.
– Nie o tym mówię. Chodziło mi o… – Pojawił się koło mnie. – Co się stało z twoim ubraniem?
– Och, pomyślałam, że poplamię sobie koszulkę. – Stuknęłam łopatką o patelnię.
– Spójrz tylko na siebie. – Wsunął się między mnie i piec. Dłonie położył na mojej talii, a w jego głosie było słychać podziw. – Smażysz bekon w seksownym staniku. Jesteś niczym kobieta z męskich fantazji.
Spojrzałam w dół. Miałam na sobie stanik z czerwonej satyny. Założyłam go tylko dlatego, że wszystkie inne były w pełnym po brzegi koszu na pranie.
– Pewnie też znasz wyniki meczów piłkarskich. – Zgarnął mi włosy przez jedno ramię i wtulił się w moją szyję.
– Jest lipiec i sezon jeszcze się nie zaczął. – Strząsnęłam go z siebie.
– Widzisz? Która inna kobieta by to wiedziała? – Jęknął i przesunął dłońmi po moich żebrach, a potem skierował się ku piersiom. – Och, Amy.
– Hugh. – Wykręciłam się z jego uścisku. – Usiłuję tu gotować.
– Naprawdę? – Patrząc mi w oczy, sięgnął za siebie i namacał wyłącznik pieca. Jego dłoń zatrzymała się na nim na kilka sekund, a potem, nie odrywając wzroku od moich oczu, powoli wyłączył piec. – Ups – powiedział, otwierając szerzej oczy w udawanym zdziwieniu. – Awaria prądu.
– Włącz go z powrotem, Hugh.
– Daj spokój, skarbie. Dziewczynek nie ma, a ty jesteś taka…
– Nie teraz, Hugh.
Odsunęłam się od niego i włączyłam ponownie piec. Nie patrząc mu w oczy, powiedziałam:
– Obiad będzie gotowy za dziesięć minut.
Josh chyba wyczuł, że podjęłam decyzję na „nie”, ponieważ później tego dnia dostałam od niego esemesa: „Pora na to nie mogła być już chyba gorsza, ale zaraz prześlę ci maila związanego z pracą. To jest prawdziwe. Josh”.
Cześć, Amy.
Mam nadzieję, że weekend mija Ci przyjemnie. Na wczorajszym spotkaniu pojawił się pewien pomysł – czy Premilla Routh byłaby zainteresowana cotygodniową stałą rubryką u nas? To może być pisane przez ghostwritera, jeśli taka opcja byłaby dla niej bardziej atrakcyjna. Daj znać, co o tym sądzisz.
Dzięki,
Josh
Cotygodniowa rubryka? Płatna czy niepłatna? Na temat wychodzenia z nałogu czy coś bardziej ogólnego? Na czas określony czy nieokreślony? Było sporo do omówienia, ale ogólnie rzecz biorąc, była to mile widziana propozycja dla mojej klientki – dobre pieniądze i niewielki wysiłek z jej strony.
Premilla była dyslektyczką – Josh o tym wiedział i dlatego właśnie zasugerował udział ghostwritera. Taki układ wymagał sporo ciągłego nadzoru: Premilla nie pisałaby tak po prostu i nie przesyłała tekstu, tylko co tydzień ustalano by dla niej spotkanie z dziennikarzem, któremu będzie przekazywać swoje przemyślenia, z których on tworzyłby felieton. To byłoby wysyłane do mnie do akceptacji: bardzo często w takich relacjach dziennikarz celowo lub przypadkiem coś przekręcał w nadziei na to, że zrobi z tekstu bardziej sensacyjny artykuł. A to oznaczałoby dla mnie konieczność ścierania się z wydawcą zlecającym, czyli z Joshem.
Nie mogłam na to pozwolić. Odcięcie się od niego było bolesne. Ostatnią rzeczą, jaką powinnam teraz robić, jest decydowanie się na stały kontakt zawodowy.
Zastanawiałam się nad tym – miałam trudną decyzję do podjęcia. Mogłam odrzucić ofertę Josha bez porozumienia się z Premillą, w nadziei, że ona nigdy się o tym nie dowie.
Ale to byłoby nie w porządku wobec niej.
Inną opcją było przekazanie klientki Alastairowi. To oznaczałoby pożegnanie się ze stałym strumieniem dochodu – miesięczne honorarium od niej trafiałoby teraz do Alastaira zamiast do mnie. Nieciekawa opcja, lecz dla mnie tak naprawdę jedyna.
Zadzwoniłam więc i żarliwą gadką na temat dbania o jej rozgłos przekonałam Premillę do pomysłu z Alastairem. Początkowo była skonsternowana, ale pod koniec naszej rozmowy podchodziła już do tego entuzjastycznie.
Następnie zadzwoniłam do Alastaira.
– Nie pytaj dlaczego, bo nie udzielę ci odpowiedzi, ale Premilla Routh jest od teraz twoją klientką. – Podobnie jak Premilla był skonsternowany, lecz się ucieszył.
Potem musiałam się rozprawić z Joshem.
Istniała opcja brutalna: mogłam usunąć go ze znajomych na Facebooku, przestać go obserwować na Twitterze i Instagramie, zablokować maile od niego…
Ale to wydało mi się grubą przesadą. Poza tym ze względów zawodowych byliśmy zobowiązani do utrzymywania serdecznych relacji. Odpowiedziałam więc na jego maila i wyjaśniłam, że wszelkie pytania związane z pracą powinien odtąd kierować do Alastaira.
Niemal od razu dostałam od niego esemesa: „Czy to oznacza to, co myślę?”.
Odczekałam kilka minut, zastanawiając się, co tak właściwie mam napisać, po czym z ciężkim sercem wystukałam na telefonie: „Przykro mi, Josh”.
Chwilę później mój telefon zadzwonił: to był on, a ja nie odebrałam.
Zostawił wiadomość, lecz wykasowałam ją bez odsłuchiwania. Potem przestałam go obserwować na Instagramie i wyciszyłam go na Twitterze. Nie jest to tak bezwzględna opcja jak zablokowanie kogoś czy usunięcie z listy znajomych, ale oznaczało to, że nie będę się natykać na nic, co mogłoby przypominać decyzję, którą rozważałam.
Mimo to od czasu do czasu natrafiałam na jakiś przesłany dalej wpis albo nachodziło mnie wspomnienie i potem dopadało mnie potworne poczucie winy.