– Dlaczego oglądasz mecz piłki nożnej? – pyta Neeve. – To ma coś wspólnego z tatą?
– Co? Och… – Ma na myśli Richiego Aldina. – Nie, nie. To ma związek z moją pracą. Mój klient jest na tym meczu. Zastanawiam się, jak sobie radzi.
Za każdym razem, kiedy pokazują tłum, wypatruję Matthew i jego dzieci, ale ich nie zauważam. Szczerze mówiąc, to jest tam strasznie dużo ludzi.
Zeszłej nocy nie spałam dosłownie ani przez chwilę. Całym godzinami grzebałam na facebookowym profilu Raffie Geras. Przejrzałam jej znajomych, rodzinę, kolegów z pracy, a dzisiaj cierpię z powodu braku snu, mdli mnie i jestem oniemiała z szoku.
Wydawało mi się, że wyjazd Hugh był dla mnie czymś trudnym, lecz tamto nie mogło się nawet równać z obecną sytuacją.
Zdjęcie szybko zniknęło z osi czasu na profilu Hugh, ale kiedy przeglądam profil Raffie Geras, dochodzę do wniosku, że to nie wygląda na niezobowiązujące spotkanie dla zaspokojenia seksualnych żądz. To chyba jest prawdziwy romans.
Moje najgorsze obawy zaczynają się sprawdzać: Hugh nie wróci do domu. Oszukiwałam samą siebie, myśląc, że kiedykolwiek to zrobi – jak tylko zaznał tej nowości i świeżości, których tak bardzo pragnął, magiczny dżinn wydostał się z butelki.
Pokrzepiałam się żałosną nadzieją, że po okresie pełnym nic nieznaczącego seksu Hugh zatęskni za głęboką więzią i dojdzie do wniosku, że znów pragnie być ze mną. A teraz przyglądam się rozwojowi scenariusza, którego nie wzięłam pod uwagę: mój mąż poznaje wyjątkową kobietę podczas swojej podróży i to ona zapewni mu więź, której poszukiwał.
Zakocha się w niej – o ile to już się nie stało, a wygląda na to, że tak – rozwiedzie się ze mną i ożeni się z nią.
I może właśnie na to zasługuję – może sama to na siebie sprowadziłam przez szopkę, którą odstawiłam z Joshem Rowanem.
Ogromnie się cieszę, że mogę uciec w pracę. Około szóstej po południu dostaję zdjęcia Matthew i jego dzieci z meczu – są znakomite. Na każdej fotce Matthew wygląda na przystojnego, kochającego i czułego mężczyznę. Oto i on, kuca, żeby zawiązać Beacie sznurówkę; na tym z powagą i czułością zwraca się do Edwarda, patrząc mu prosto w oczy; tutaj przybija piątkę z Beatą, kiedy Fulham zdobywa punkt; tutaj ściska się z Edwardem po wygranej Fulham; na tej fotce niezdarnie otwiera paczuszkę z rodzynkami… Na dwóch lub trzech zdjęciach radośnie się śmieje, ale na większości na jego twarzy widnieje ten cudowny – i autentyczny – smutny uśmiech.
Trudno będzie z tego wybrać około dwudziestu zdjęć dla gazety. Z tych dwudziestu tylko trzy lub cztery trafią do wersji drukowanej, ale może resztę pokażą w internecie.
Już wiem, że kiedy czytelnicy zobaczą te zdjęcia, opinia na temat Matthew się poprawi. Kobiety będą się do niego ustawiać w kolejce, żeby zająć miejsce Ruthie – nie ma niczego lepszego od seksownego i kochającego tatusia.
Rzecz jasna, lepiej, żeby Matthew ani przez chwilę nie rozważał wykorzystywania swojej atrakcyjności, ponieważ w najbliższej przyszłości powinien wieść życie mnicha. Martwię się jednak nieco, że się z tego wyłamie. Nie zrobił niczego niewłaściwego, ale od tamtego snu, w którym uprawialiśmy seks w przymierzalni sklepu Marks & Spencer, zaczyna mi się wydawać, że jest niewyżytym łajdakiem. A to zakrawa na szaleństwo.
– Sofie! – krzyczy ze swojej sypialni Neeve. – Chodź tu i zrób mi fryzurę. Teraz!
Rozlega się tupot stóp i słychać poruszenie na zewnątrz mojej sypialni. Dzisiaj wieczorem Neeve idzie z Richiem Aldinem na ten cholerny bal charytatywny. Jest znacznie bardziej zdenerwowana, niż była kiedykolwiek, wybierając się na zwykłą randkę. Jeśli on ją zrani…
Neeve nigdy nie była w żadnym długim związku. Cóż, to oczywiście możliwe, że jednak była – pewnie ma miliony tajemnic przede mną – ale nigdy nie w takim, gdy przyprowadza się daną osobę do domu i gdy leżymy, i oglądamy razem teledyski Drake’a, tak jak to robimy z Jacksonem, chłopakiem Sofie.
Od czasu do czasu bywała dziwnie płaczliwa i zafiksowana na kimś, lecz żadna z tych relacji – jak raczej można było się spodziewać – nie rozwinęła się w nic nudnego i zwykłego. Ostatnio – co spotkało się z wielką aprobatą Kiary – była krótko związana z dziewczyną, ale podobno stwierdziła, że „jest na heteronormatywnym końcu spektrum i to było słabe”. („Hej, przynajmniej spróbowałaś” – pocieszyła ją Kiara).
Dawniej martwiłam się, że widoczna alergia Neeve na stałe obiekty westchnień wynika z winy Richiego. Może jego seryjne porzucanie własnej córki zniszczyło jej zdolność do zaufania komuś? Teraz widzę, że zupełnie źle to zrozumiałam – który idiota chciałby się otwierać na całe to potencjalne cierpienie? Neeve ma się najwyraźniej o wiele lepiej, poświęcając się przyjaciołom i pracy, dzięki czemu jej sercu nic nie grozi.
Szkoda, że nie miałam na tyle rozumu, by trzymać się tej równowagi, którą odnalazłam po tym, jak Richie mnie zostawił. Błędem byłoby stwierdzenie, że żałuję poznania Hugh, ponieważ Kiara jest cudownym darem dla mnie, ale gdybym pozostała tą niezależną osobą, którą niegdyś byłam, nie przeżywałabym tych katuszy, które teraz mnie nękają.
Kiara wpada do mojego pokoju.
– Mamo, chodź szybko! Weź przybory do szycia!
Czuję się, jakbym była ratownikiem medycznym. Neeve nastąpiła obcasem na krawędź sukienki i rozdarła kilka szwów, co wywołało u niej rozpacz, jakby co najmniej doszło do karambolu z udziałem wielu samochodów.
Naprawiamy usterkę i Neeve jest już gotowa do wyjścia, oporządzona i spokojna. Asymetryczna sukienka z biało-czarnej koronki jest najbardziej wymyślnym strojem, jaki sobie kiedykolwiek wykombinowała. Buty – czarne sandałki z cekinami – to podróbki Dolce & Gabbana, a opaska na szyję, z czarnego aksamitu, to kopia ozdoby od Marca Jacobsa, na którą sama teraz mam chrapkę. Cudowne gęste złotorude włosy ma upięte na czubku głowy, co dodaje jej jakieś dziesięć centymetrów wzrostu.
– Dobrze wyglądam, mamo? – Jest bardzo zdenerwowana.
– Wyglądasz oszałamiająco. – Ale prawda jest taka, że nie mam pewności, czy Richie Aldin nie otrząśnie się ze swojego poczucia winy, które prezentuje, załamując przy tym ręce, i nie powróci do bycia okrutnym typem, który niczym się nie przejmuje. Mogę tylko mieć nadzieję, że nie zrani Neeve.
Chyba już po raz milionowy naciskam „Odśwież”. Nadal nic. Jest dobrze po północy, a ja czekam na pojawienie się niedzielnych gazet w internecie. Myśl o tym, że mam iść na górę i zmęczyć drugą bezsenną noc, jest dla mnie nie do zniesienia. Dlatego właśnie udawanie, że pracuję, sprawia, że czuję się mniej żałośnie.
Zawsze istnieje obawa – pomimo ich zapewnień – że „Sunday Times” nie opublikuje zdjęć Matthew. Dopóki to się rzeczywiście nie stanie, nie można ufać żadnej gazecie, że wywiąże się ze swoich obietnic. Takie plany może zniweczyć cokolwiek: wewnętrzne rozgrywki, kaprys wydawcy albo, rzecz jasna, jakaś katastrofa.
Biorę łyk wina, zapijam to syropem przeciwko refluksowi i po raz kolejny odświeżam stronę internetową – a tam nareszcie pokazuje się jutrzejsza gazeta. Materiał na temat Matthew jest na stronie piątej. To świetne miejsce, które zapewnia maksymalną widoczność. Szesnaście z dwudziestu zdjęć pojawia się online, a do tego tekst o pozytywnym wydźwięku, w którym wspomniano o ciepło ubranych dzieciach, widocznym uczuciu, jakim Matthew je darzy, i o tym, jak szczęśliwie wyglądała ich trójka razem. A co najlepsze – nie padło ani jedno słowo na temat Sharmaine.
Potem przeglądam szybko obszerny wywiad, którego udzieliła Ruthie: sporo aluzji, ale żadnych niezaprzeczalnych faktów. Z radością oznajmiam, że w ten weekend w mediach mamy remis.