Odzywa się telefon hotelowy. To Alastair.
– Jak tam twój pokój? – pyta.
Przyglądam się nędznemu pojedynczemu łóżku i ciasnej łazience.
– Wstrętna nora. A jak u ciebie?
– Tak samo. Idealne miejsce, jeśli masz ochotę strzelić sobie w łeb. Jaki masz widok?
– Brudna ściana jakieś piętnaście centymetrów ode mnie.
– No ale fajnie, że tu jesteśmy.
I to prawda. Postanowiłam, że będę intensywnie pracować nad pozytywnym podejściem do mojej nowej normalności. Przyjazd do Brighton na wręczenie nagród Media Awards jest czymś dobrym. Chcę przebywać w towarzystwie pijanych ludzi, którzy świetnie się bawią. Chcę tańczyć i chwytać dzień, chcę późno kłaść się spać i dużo się śmiać. Potrzebuję rozrywki, nawiązywania więzi z innymi, chcę upewnić się, że nadal żyję.
– Zejdź na drinka – mówi Alastair. – Zobaczmy, kto już tu jest.
– Muszę odbyć szybkie spotkanie z Matthew Carlisle’em.
– Racja, przemowa podnosząca na duchu. Słuchaj, w hotelu aż roi się od paparazzich. On naprawdę musi pokazać się z jak najlepszej strony.
No jasne. Tyle że Matthew jest niepokojąco naiwny i trzeba ciągle mu przypominać, jak bardzo istotne jest to, jak postrzegają go inni.
Mój pokój wielkości schowka na szczotki znajduje się w przybudówce i muszę się wspiąć dwie kondygnacje schodów, zanim dotrę do holu, a potem wjadę windą do pokoju Matthew na ostatnim piętrze.
W hotelu kręci się masa ludzi, niektórzy z nich już żłopią drinki. Wpadam na kilka osób, których nie widziałam całe wieki, i zastanawiam się – nie po raz pierwszy – czy Josh też tu jest. Zobaczenie go byłoby niezręczne, ba! już samo myślenie o nim sprawia mi ból.
Ostatnie piętro to zupełnie inny świat, pełen przestrzeni, światła i szerokich korytarzy.
Pokój Matthew znajduje się na samym końcu. Pukam do drzwi z jasnego dębu i – o mój Boże – słyszę zza moich pleców kliknięcie i widzę błysk flesza. Fotograf!
Ktokolwiek to jest, zabunkrował się dwa pokoje dalej. Mknę korytarzem i walę w drzwi, a kiedy nikt się w nich nie pojawia, wołam:
– Tu Amy O’Connell, jestem rzeczniczką Matthew!
Drzwi się otwierają. To paparazzi, którego trochę kojarzę, i zaczynam się śmiać, bo to wszystko to jakieś szaleństwo.
– Le… Lenny? Właśnie, Lenny. Jestem jego rzeczniczką, idioto. Amy O’Connell, przecież mnie znasz.
Lenny odzywa się wojowniczym tonem:
– Mógłby cię bzykać.
– Ale tego nie robi. – Nadal się śmieję. To chyba przez adrenalinę. – Nie bzyka nikogo.
Lenny jakby stracił pewność siebie.
– Lecz wszyscy inni będą bzykać kogoś dzisiaj – mówię. – Nie wrócisz do domu z pustymi rękami. Na razie.
Wracam pod drzwi Matthew, dobijam się do nich ponownie i dopiero po chwili słyszę pośpieszne kroki. Drzwi otwierają się gwałtownie.
– Przepraszam! – Matthew ma pogniecioną koszulę i wygląda na ogłuszonego ze zmęczenia.
– Ładnie tu. – Jego pokój jest tak właściwie apartamentem. Ma salon z dwiema kanapami i fotelami, a całe miejsce tonie w niebieskim świetle.
– Dali mi wyższy standard. – Tłumi ziewnięcie.
Pędzę do okna.
– Widok na morze!
– Ty takiego nie masz?
Śmieję się.
– Powinnam się cieszyć, że mam w ogóle łóżko. Więc? Dante gdzieś tu się kręci? – Nie zdziwiłabym się, gdyby ukrywał się w szafie.
Uśmiecha się.
– Pokój Dana jest na innym piętrze.
Mogę w to uwierzyć. Dantego prawdopodobnie zakwaterowano w tej gównianej przybudówce, wraz ze mną i innymi zerami.
– Kawy? – proponuje Matthew. – A może masz ochotę na coś innego? – Wskazuje na kredens. – Mam barek pełen butelek alkoholu.
– Boże, nie. Przede mną długa noc. Wystarczy kawa. – Rany, on tam ma ekspres Nespresso!
Przynosi dwie filiżanki do stolika przy kanapie.
– Dobra – mówi i wlepia we mnie swoje brązowe oczęta. – Instrukcje na dzisiaj. Żadnych kobiet?
– Jednak mnie słuchałeś. Ale poważnie, musisz być ostrożny w towarzystwie wszelkich kobiet.
– Żadnych wolnych kawałków na dyskotece? Zero tańców przytulańców?
– Żadnej dyskoteki.
– Jak to? To przecież tradycja.
– Zdjęcia, na których jesteś pijany i świetnie się bawisz? Nie, Matthew. – Pora na bezwzględność. – Dwa pokoje dalej siedzi paparazzi.
Krew odpływa mu z twarzy.
– Dlaczego?
– Ponieważ jesteś mężem Ruthie Billingham. Ponieważ Ruthie rozsiewa aluzje, że ją zdradzasz. Prasa, czytelnicy, wszyscy aż czekają na zdjęcia, które będą dla ciebie obciążające.
Chowa twarz w dłoniach.
– Kiedy ten koszmar się skończy?
– Nie wiem. Ale obiecuję, że to nastąpi. Musisz po prostu przeczekać.
Wykonuje długi wydech osoby zmęczonej życiem.
– I jeszcze jedno, Matthew. A co, jeśli nie zdobędziesz dzisiaj nagrody?
– Masz na myśli „w mało prawdopodobnym przypadku”? – Usiłuje zdobyć się na błysk w oku.
– Właśnie! Musisz się uśmiechać. I to sporo. Bij brawo entuzjastycznie. – W świecie PR-u niemal lepiej jest z godnością przyjąć porażkę, niż rzeczywiście wygrać.
– Zrozumiano. – Po chwili pyta: – Według ciebie nie wygram?
– Oczywiście, że wygrasz. – Tak się nie stanie. Wygra Jeremy Paxman.
– A nie Paxman?
– Nie.
– Założę się o dychę.
– Dobra. – Cholera. Mogę się pożegnać z dychą. – No i na koniec, co zamierzasz założyć? – Ta impreza wymaga eleganckiego stroju. – To pożyczony garnitur?
– Mój.
– Pokaż mi go.
To garnitur z Zary. Przynajmniej nie jest to jakiś dizajnerski ciuch, na przykład od Gucciego. Mimo wszystko…
– Po prostu postaraj się nie wyglądać zbyt przystojnie, dobra?
– Jak mam to zrobić?
Nie jestem pewna, czy się roześmiać, czy nie.
– Do zobaczenia, Matthew.
Na dole w barze czekają Alastair i Tim, który dojechał do nas.
– Co u Matthew? – pyta ten pierwszy.
Kręcę głową.
– Gdyby… – Trudno mi znaleźć odpowiednie słowa. – Gdyby… właśnie, gdyby miał poczucie humoru, byłby najseksowniejszym facetem na kuli ziemskiej.
Jakiś wyraz przemknął po twarzy Alastaira i rozdrażniona pytam:
– Co?
– Ja mam poczucie humoru? Jestem zabawny, prawda?
Rzucam mu zaskoczone spojrzenie.
– Zabawny na osobliwy sposób. – Spoglądam na niego ponownie i dodaję: – I bardziej nachalny niż zwykle.
Wtedy ku mojemu zaskoczeniu odzywa się Tim – Tim!
– Zadurzyłaś się w Matthew Carlisle’u?
– Umm… nie. – Rumienię się, ponieważ Tim… Rozmawianie z nim na temat uczuć jest dla mnie krępujące.
– Nigdy nie czuję się dobrze, jeśli nie durzę się w kimś z pracy – mówi.
Odebrało mi mowę!
– Ale ty i pani Staunton… – wyduszam z siebie.
– Jestem pewny, że pani Staunton również przeżywa jakieś swoje miłostki – odpowiada poważnym tonem.
– Ale tak właściwie to nic nie robisz z tymi swoimi zadurzeniami?
Rzuca mi krzywe spojrzenie, lecz potem mruga do mnie. Mruga!
– Nabijasz się ze mnie – mówię, po czym zwracam się błagalnym tonem do Alastaira: – On żartuje, prawda?
– Mnie się pytasz? Jestem bardziej zszokowany niż ty.
– Błagam, Tim, nie rób mi tego teraz, w tym tygodniu. Potrzebuję czegoś, kogoś, na kim mogę polegać. Powiedz, że żartujesz.
– Żartuję – odpowiada z kamienną twarzą. Ale nie jestem pewna, czy mu wierzę.