74

– Amy, mogę spytać o coś jeszcze? – mówi Sofie. – Chodzi mi o tych ludzi, którzy twierdzą, że aborcja to zabijanie dziecka…

– Tak?

– Czy ja właśnie to robię?

Kiara i Neeve włączają się gwałtownie do rozmowy:

– Nie robisz! Nie na tym etapie!

Zastanawiam się przez chwilę nad odpowiedzią. Zawsze uważałam, że tylko dana kobieta może decydować o tym, co dla niej dobre, ale podjęcie decyzji o przerwaniu ciąży jest wyborem, przed którym żadna kobieta nigdy nie staje ochoczo. Znam trzy osoby, które zdecydowały się na aborcję: Derry, Jana i Druzie. Wszystkie trzy były przerażone, kiedy odkryły, że są w ciąży – tak, nawet Druzie – i ani razu nie pokazały, że żałują podjęcia takiej, a nie innej decyzji.

Ale nawet gdy jesteś pewna, że to jest najlepsze rozwiązanie, alternatywne scenariusze nieuchronnie same się objawiają. Na przykład taki, że gdyby Sofie urodziła, Joe zostałby dziadkiem, mama i tata zostaliby pradziadkami, a Sofie mogłaby się załamać i dać nogę, porzucając dziecko, które musiałoby zostać wychowane przez kogoś innego, jak to było w jej przypadku.

A z drugiej strony może urodzenie dziecka wyszłoby jej na dobre? Nie widzę tego, ale kto wie? I w tym właśnie rzecz, nie możemy być niczego pewni. Możemy jedynie podejmować najlepsze decyzje, dysponując informacjami dostępnymi w danej chwili.

Decyduję się w końcu na:

– Uważam, że twoje ciało należy do ciebie i to ty powinnaś móc podejmować decyzje co do tego, co chcesz z nim zrobić. Ale o wiele ważniejsze jest to, co ty sama o tym sądzisz.

– Mnie też nie wydaje się, żebym robiła coś złego.

– Jesteś tego pewna?

– Jestem.

Chcę jej wierzyć, ale gdzieś w głowie majaczy mi poczucie, że nie zrobiłam albo nie powiedziałam tego, co powinnam, żeby przedstawić jej wszystkie możliwości. To znaczy, nigdy nie wydaje mi się, żebym robiła coś dobrze albo w pełni, lecz nie jestem pewna, co jeszcze mogłabym teraz powiedzieć. Może lekarz coś jej poradzi.

– Dowiem się, jak to jest z tymi tabletkami.

– I wszystko będzie dobrze? – pyta Sofie smutno.

– Tak, skarbie, wszystko będzie dobrze.

– Widzisz? – oznajmia Neeve. – Nie mówiłyśmy, że mama się tym zajmie?

Psiakość, nie jestem pewna, czy zasługuję na to, żeby pokładały we mnie swoje nadzieje.

– Mamo. – Kiara zwraca się do mnie delikatnie. – Powinnaś się położyć. Wyglądasz na zmęczoną.

– Wszyscy do łóżek. – Otaczam Sofie ramionami. – Chcesz spać ze mną, skarbie?

– Będę spać z Kiarą – odpowiada.

– Szkoda, że wszystkie nie możemy spać w jednym łóżku – stwierdza Neeve. – Jak wtedy, kiedy byłyśmy dziećmi.

I kiedy Hugh tu był.

– Och! – szepcze Sofie. – To były cudowne czasy.

Odżywają wspomnienia małych ciałek, które wiercą się i wdrapują się po sobie w ciemnościach. Albo to, gdy budzę się, a jedna z dziewczynek wtula się we mnie, pogrążona w głębokim śnie, a ja czuję na twarzy ciepło jej słodkiego oddechu.

– I te sobotnie poranki – mówi radośnie Neeve – kiedy wszystkie ładowałyśmy się do łóżka do ciebie i Hugh.

– Błagaliście nas, żebyśmy zeszły na dół i pooglądały sobie telewizję. – Sofie uśmiecha się na to wspomnienie. – Ale my wolałyśmy wciskać się do was z naszymi zabawkami.

– A ty i tata byliście zbyt zmęczeni, żeby zrobić nam śniadanie – mówi Kiara. – Więc zjadaliśmy w łóżku wielkie pudło lodów.

– Albo te miętowo-czekoladowe ciastka… W błyszczących papierkach.

– Były pyszne!

– Ale czasami trafiały nam się te pomarańczowe zamiast miętowych. I te były paskudne.

– Mnie smakowały pomarańczowe.

– Bo jesteś jakaś dziwna.

Zostawiam je dyskutujące na temat wyższości miętowych delicji nad pomarańczowymi, a sama wlokę się na piętro i bardzo, bardzo bym chciała, żeby ktoś wymyślił samozmywający się makijaż. Płyn micelarny był prawdziwym darem niebios do momentu, kiedy przeczytałam, że nie powinno się stosować go nieustannie i że należy robić podwójne oczyszczanie twarzy co najmniej co trzeci dzień i… o Chryste, jakby i bez tego życie nie było wystarczająco trudne.

Wysyłam esemesa do Derry, prosząc, żeby zadzwoniła do mnie. Nagle bardzo zatęskniłam za Steevie. Chciałabym móc z nią porozmawiać, zwłaszcza o Sofie. Ale – tu dopada mnie jakaś dzika paranoja – co, jeśli powiem jej o naszych planach, a ona doniesie na mnie władzom?

Leżąc w łóżku, trzęsącymi się palcami zaczynam szukać w internecie właściwych tabletek. Od razu dopada mnie cała masa nowych zmartwień: a jeśli coś pójdzie nie tak pod kątem medycznym? Co, jeśli Sofie dostanie krwotoku? Na każdej stronie radzą, że jeżeli musiałaby zgłosić się do szpitala, ma mówić, że przechodzi poronienie. Jeśli powiem prawdę, przyznam się do przestępstwa.

Ale jeśli nie powiem prawdy, jak mam zapewnić jej właściwą opiekę medyczną? A co, jeśli ona umrze?

To jest przedziwna sytuacja, taka, z którą do tej pory miałam do czynienia tylko w filmach. Nie jestem urodzonym przestępcą. Nie mam też talentów pielęgniarskich, niezbyt dobrze radzę sobie z bólem, zwłaszcza u innych osób.

A jeśli mnie złapią? I wsadzą za kratki? Bo takie rzeczy się zdarzają. Pewna kobieta z Irlandii Północnej trafiła do więzienia na trzy lata za zamówienie tabletek dla swojej córki.

Może podnieść się publiczna wrzawa, lecz nie chcę zostać reprezentantką tej sprawy. Chcę tylko, żeby z Sofie wszystko się ułożyło.

Wtedy przypominam sobie sen, w którym niosłam płaczące dzieci. Większość z nich to były małe Sofie, a dziecko, które upuściłam i potem podniosłam za ucho, było jej maleńką wersją.

Musiałam więc podejrzewać, że jest w ciąży, podświadomie odnotować, że była bledsza niż zwykle, jadła jeszcze mniej niż zawsze, od jakiegoś czasu nie miała okresu… Moja podświadomość usiłowała przedrzeć się na powierzchnię, kiedy ja nie byłam jeszcze gotowa na zmierzenie się z prawdą.

Cóż, mierzę się z nią teraz. Zamawiam tabletki. Strona internetowa sklepu wygląda przyjaźnie, ale cała ta transakcja wydaje się ukradkowa i przerażająca.