93
ŚRODA, 28 GRUDNIA

Część miasta, w której znajduje się galeria, zupełnie nie przypomina scenografii thrillera noir z poprzedniego wieczoru.

– Wszystko to jakieś takie typowo nastawione na turystów. – Josh rozgląda się wokoło z niesmakiem.

– Ale przecież my jesteśmy turystami!

Czuję się tak, jakbyśmy trafili do zamożnej wioski: uliczki są brukowane, a restauracje i sklepy wyglądają niczym bajkowe gospodarstwa. Bożonarodzeniowe lampki błyszczą w mroźnym powietrzu. Ludowi muzycy, skupieni wokół dymiącego koksownika, grają dosyć żwawą melodię, w której przebijają się przyjemnie smętne dźwięki wschodnio brzmiących instrumentów smyczkowych. Nieszczęśni mężczyźni wystrojeni w wyszywane surduty i spodnie dopadają nas z menu i usiłują zaciągnąć do swojego lokalu.

– Może później. – Teraz mam misję do wykonania.

– Mamy kominek – zachęca mężczyzna, wciskając nam menu. – Naleśniki z bitą śmietaną. Wieprzowina gotowana w…

Przed restauracjami stoi wiele stolików i krzeseł pod zadaszeniem z pięknych markiz.

– Latem pewnie wszyscy siedzą na zewnątrz – stwierdza Josh.

– Będziemy musieli tu wrócić. – Oczywiście żartuję, ale od razu tego żałuję, bo Josh czepia się tych słów.

– Mówisz poważnie? – pyta.

Ściskam jego dłoń i idziemy dalej – i nareszcie! Moja galeria! Aż się trzęsę z podekscytowania.

Młody pracownik galerii dobrze mówi po angielsku, ale kiedy wyjaśniam cel mojej podróży, obdarza mnie przepraszającym uśmiechem.

– Nie mamy żadnych w tej chwili – informuje mnie.

– Żadnych obrazów Dušanki Petrović? Jest pan tego pewny? Mogę zamówić jakiś?

– Poda mi pani swoje namiary? Wyślę maila, kiedy pojawi się następny obraz.

– A kiedy to będzie? – Zadaję jedno pytanie po drugim.

– Nie mam pojęcia. Artyści… – Wzrusza bezradnie ramionami i żeby zdobyć jego przyjaźń, uśmiecham się do niego i nawiązuję „specjalny” kontakt wzrokowy. Właśnie, artyści! Niesolidna banda niesolidnych obiboków. Ty i ja myślimy tak samo.

– Więc ona nadal żyje? – pytam.

– Tak.

– Ma stronę internetową? Usiłowałam ją znaleźć… Nie? Naprawdę nie ma? – Dlaczego miałby dawać mi jej namiary, żebym skontaktowała się z nią bezpośrednio i zupełnie wykreśliła go z tego równania? – Po ile chodzą jej obrazy? Na przykład… – Wskazuję pierwszy lepszy. – …takiej wielkości?

Mój nowy przyjaciel podaje mi cenę tak niską, że aż mnie zemdliło. Och, dlaczego nie ma tu choć jednego, żebym mogła go kupić?

Wymuszam na nim obietnicę, że napisze do mnie, jak tylko się dowie o nadejściu nowych obrazów, a potem ja i Josh wychodzimy znów na zimno i nagle czuję, że dosłownie umieram z głodu.

– Przykro mi, Amy. – Josh przytula mnie do siebie.

– Chodźmy na naleśniki do tego gościa w surducie.

– Tutaj? Jesteś tego pewna? Wolałbym zobaczyć choć trochę prawdziwego Belgradu.

– Prawdziwy Belgrad wsiadł nam wczoraj do samochodu, żeby pokierować nas do hotelu, i oboje niemal nie ześwirowaliśmy ze strachu – mówię. – Ale jeśli naprawdę zależy ci na autentyczności, możemy zaliczyć kilka okrążeń drogami jednokierunkowymi.

Oniemiał.

– Jesteś niesamowita.

Naprawdę? To zdumiewające, jak może zostać odebrany napad szału i głodu. Już po chwili siedzimy w restauracji, tuż obok kominka z trzaskającym ogniem, i zamawiam kieliszek śliwowicy.

– Próbuję miejscowych smaków. – Ale tak naprawdę szukam tylko szybkiego sposobu na rozprawienie się ze swoim rozczarowaniem.

Zamawiam naleśniki, a Josh to coś z wieprzowiny, co tak bardzo zachwalał gość od menu.

– Przykro mi z powodu obrazu, Amy – mówi ponownie Josh.

– Nie – zaprzeczam gwałtownie. – Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie ty. Nie masz za co przepraszać. Już sama możliwość zobaczenia wczoraj na żywo prac Dušanki Petrović była niesamowita. No i nigdy nie wiadomo, tamten facet z galerii może coś wkrótce dostać. Wszystko gra.

– Jesteś tego pewna?

– Jasne. Spoko. – Chryste, znów mam ochotę kochać się z nim.

To jakieś szaleństwo.

– Myślisz o tym samym co ja?

– Tak. – Wybucha śmiechem.

– Nie – mówię. – Nie wychodzimy teraz. Ci mili ludzie… zobacz, niosą nasze jedzenie. Opuść swoją broń.

Moje naleśniki wyglądają pysznie, ale wieprzowina Josha z jabłkami i pieczonymi ziemniakami prezentuje się wręcz cudownie.

– Wow – mówię. – Oto talerz atrakcyjnego jedzenia.

Rzuca mi dziwne spojrzenie. Orientuję się, niestety już za późno, że to powiedzonko Hugh – wyraz twarzy Josha mówi mi, że on o tym wie.

– Niewłaściwy mężczyzna? – pyta.

– Cóż, tak. – Nie mam wyjścia i muszę jakoś z tego wybrnąć. Byłoby gorzej, gdybym skłamała. – Przepraszam, Josh. Bardzo cię przepraszam.

– Nic się nie stało.

To ja ponoszę tu winę, lecz wyraz twarzy Josha pozostawia rozgoryczenie.