Dochodzi południe, kiedy pojawia się Hugh. Wpuszczam go i kiwamy sobie niezręcznie głowami na powitanie.
– Jak tam u Carla? – pytam.
– W porządku – odpowiada. – Świetnie.
Jestem pewna, że raczej tak nie jest, ale na razie to będzie musiało wystarczyć. Carl jest najbardziej szpanerskim i najbogatszym z braci Durrantów i choć jego bajerancki dom ma trzy wolne sypialnie (mają tylko jedno dziecko, Noah, Cudownego Chłopca), odnoszę wrażenie, że Chizo nie życzyłaby sobie, żeby Hugh pomieszkiwał u nich zbyt długo. Ona trzyma ich tam krótko. Nigdy nie przepuści okazji, żeby powiedzieć mi, że moje życie jest okropnie chaotyczne. Bardzo ją lubię, ale całkowicie mnie przeraża.
– Kiara powinna wrócić do domu za jakieś pół godziny. Idź do salonu.
Jak tylko Hugh i ja przedstawiamy nasz plan Kiarze, ona robi się podejrzliwa. Przeskakuje wzrokiem z Hugh na mnie i z powrotem.
– Ale przecież wróciłeś do domu, bo chciałeś być z nami, prawda? – domaga się odpowiedzi od Hugh.
– Tak.
Kieruje spojrzenie na mnie.
– A ty naprawdę tęskniłaś za tatusiem?
– Oczywiście, ale…
– No to dlaczego nie możecie po prostu być teraz razem? Dlaczego musicie czekać, aż minie całe sześć miesięcy?
– Zostawienie was było poważnym krokiem – mówi Hugh ochrypłym głosem. – Podjęcie tej decyzji nie było dla mnie łatwe i…
– …tata musi się upewnić, że wyrzucił już z siebie to wszystko – wyjaśniam.
Po twarzy Kiary różne emocje przesuwają się niczym pędzące po niebie chmury.
– Nie, tato.
– O co chodzi, skarbie?
– Nie, no wiesz, z innymi paniami. Kobiety. Ludzie, którzy mogą nas znać… Cokolwiek zrobiłeś, kiedy cię nie było, to… Wolę nawet o tym nie myśleć. Ale tutaj, gdzie stawiasz mamę w kiepskim świetle…
– Nie zrobię tego. To nie o to chodzi!
Zimne spojrzenie, którym obdarza go Kiara, mówi mi, że sporo się zmieniło, odkąd wyjechał. Zaczynam się zastanawiać, czy widziała tamto zdjęcie na jego osi czasu. Cóż, coś się stało, nawet jeśli rzecz tylko w tym, że nieco dorosła.
– Skarbie – zwracam się do niej. – Wolno ci odczuwać złość, rozczarowanie, wolno ci się martwić.
– Nie potrzebuję twojego pozwolenia, żeby odczuwać własne emocje. – Wymaszerowuje z pokoju.
Aż się trzęsę ze zmartwienia. Wymieniamy z Hugh spojrzenia mówiące „O cholera”. Nasza słodka Kiara… Czy to ją zniszczy? Czy to sprawi, że stanie się zgorzkniała i podejrzliwa?
– Powinienem pójść za nią? – pyta Hugh.
– Idź.
Miałam nadzieję, że będę czuła się mniej zdenerwowana, kiedy już oznajmimy dziewczynkom, że Hugh nie będzie mieszkał z nami. Ale widząc, jak kiepsko przyjęła to Kiara, martwię się, że z Sofie będzie jeszcze gorzej.
Nieoczekiwanie okazuje się inaczej.
– W Boże Narodzenie – zwraca się do Hugh – myślałam, że przyjechałeś tylko na kilka dni, i nie miałam nic przeciwko. Wiem, że cierpiałeś, zostawiając nas we wrześniu, i zrobiłeś to tylko dlatego, że musiałeś, więc domyślam się, że jest to na tyle ważne, żeby zrobić to właściwie.
– Dziękuję, skarbie.
– Ty też masz swoje uczucia i emocje – mówi dalej. – Teraz to rozumiem. Kocham cię, tato. – Całuje go szybko i wychodzi, zostawiając nas skołowanych.
– Będzie zdruzgotana, gdy dowie się, że nie wracasz na dobre – stwierdzam.
– Zgadza się.
– Nie wszystko naraz.
– Została nam jeszcze Neeve.
Ale Neeve ucieszy się, że Hugh nie będzie na razie mieszkać z nami. A kiedy dowie się, że to już na zawsze, będzie zachwycona.
Ma wrócić do domu dopiero za kilka godzin. W salonie siedzę uprzejmie z Hugh, lecz szybko staje się to niezręczne, więc bąkam coś, że „muszę się zorganizować”, i ulatniam się z pokoju.
W sypialni na piętrze leżę płasko na plecach i gapię się w sufit. Chcę tylko, żeby było już po wszystkim i żeby to już mnie nie bolało. Zamykam oczy na chwilę…
…budzi mnie ryk silnika jakiegoś samochodu rozlegający się na zewnątrz, a po nim następuje głośne otwarcie drzwi i tupot nóg w przedpokoju.
– Mamo! Kiara! Sofie! – woła Neeve.
Co, do chole…? Jest dziesięć po trzeciej po południu. Musiałam zasnąć.
– Co?! – wrzeszczy Kiara.
– Wyjdź na dwór!
Dobiega mnie dalsze dudnienie kroków, a potem okrzyki podekscytowania na ulicy. Ktoś wbiega po schodach i woła:
– Mamo! Mamo! Gdzie jesteś? – To Kiara. Wpada do sypialni. – Chodź, musisz to zobaczyć!
Co jest grane? Wygląda raczej na dziko podekscytowaną niż spanikowaną.
Przed domem stoi zaparkowany błyszczący srebrny samochód – audi, to urocze, o okrągłych kształtach.
– To bryka Neevey! – krzyczy Sofie. – Nówka! Zobacz! – Wskazuje na tablicę rejestracyjną z napisem „17”.
O mój Boże, Richie Aldin kupił Neeve samochód. Jakiż straszny z niego dupek. Mógłby wesprzeć ją, opłacając depozyt za mieszkanie, co zapewniłoby jej jakąś niezależność, ale zamiast tego kupuje jej szpanerską zabawkę.
– Mamo! – W oczach Neeve widać, że szaleje z radości. Niemal miażdży moje dłonie w swoich. – Ta bryka kosztuje sześćdziesiąt pięć tysiaków.
Słodki Jezu w morelach, tyle to ja ledwo zarabiam w dobrym roku.
– Wiesz, że tata też ma audi? – W jej głosie słychać dumę. – Zaparkowaliśmy je obok siebie i wyglądały jak audi tatuś i audi dziecko.
– Wow, Neevey, to jest niesamowite.
– Co nie?! Powiedziałam tacie, że Hugh wrócił do domu i że musiałam mu oddać jego samochód. Na to on powiedział, że kupi mi auto, ale ja myślałam, że to będzie jakiś używany gruchot. A on zadzwonił do jakiegoś człowieka, a potem po prostu weszliśmy do salonu sprzedaży i tata oznajmił: „Ten”. Zapłacił na miejscu, sprzedawca zamocował tablicę rejestracyjną i ja pojechałam już nim do domu!
Gdyby Richie Aldin uczciwie łożył na utrzymanie Neeve przez pierwsze osiemnaście lat jej życia, te pieniądze w sumie dałyby o wiele więcej niż sześćdziesiąt pięć kawałków, ale nigdy tego nie powiem.
– Każda z moich sióstr też ma taki. – Kto? Och, pewnie ma na myśli pozostałe córki Richiego. – Ale mój jest najnowszy!
– Kiedy zejdziesz już na ziemię, czy moglibyśmy z Hugh porozmawiać z tobą?
– Na jaki temat? – W jej głosie od razu pojawia się podejrzliwość.
– Hugh nie wraca do domu na dobre, dopóki nie minie pełnych sześć miesięcy – wyjaśnia Sofie.
– Tak? – Neeve mruży oczy. Machając breloczkiem kluczyków na palcu wskazującym, mówi: – Teraz jest dobrze.
Hugh czeka w salonie.
– Fajna bryka, Neevey.
– Co tam. No i? O co biega?
– Według planu miało mnie nie być w domu przez sześć miesięcy. Zamierzam się tego trzymać.
– Ale gdzie będziesz? W sensie… mieszkać?
– U wujka Carla.
– To znaczy tu, w Dublinie? – W jej głosie pobrzmiewa wściekłość. – Nie ma takiej opcji.
– Ale, Neeve… – podejmuję próbę.
– Nie rób wstydu mojej mamie – mówi. – Wystarczy, że w Tajlandii posuwałeś laski na tyle młode, że mogłyby być twoimi córkami. Tutaj tego nie rób. I trzymaj się z dala od tej paskudnej Genevieve Payne.
– Nie zamierzałem…
– I od wszystkich przyjaciółek mamy. Trzymaj się od nich z daleka. Nawet nie masz pojęcia, co mama przez ciebie przeżyła.
– Neevey – mówię. – Przestań.
– Widziałam ją. Psa byś nie skazał na takie cierpienie.