Jestem pogrążona w błogim śnie, kiedy rozlega się dzwonek do drzwi. Zamierzam go zignorować. Mimo że jest sobota, spędziłam cały ranek nad papierami, które mają przyśpieszyć objęcie przez mamę funkcji ambasadora marki, i potem doszłam do ściany. Nagle poczułam się tak wykończona, że położyłam się do łóżka i zasnęłam.
Ostatnio ciągle jestem wyczerpana. Wszystko jest dla mnie ogromnym wysiłkiem i zdarzają mi się dni, kiedy mam wrażenie, jakbym miała do nóg przyczepione ołowiane ciężarki. Jedynymi momentami, gdy widzę życie w pozytywnych barwach, są spotkania z Joshem – albo myślenie o byciu z nim.
Idź sobie, tajemniczy gościu. Tak bardzo potrzebuję snu.
Ale dzwonek do drzwi rozbrzmiewa ponownie i nagle wściekłość dodaje mi wigoru. Któż, do diabła, to może być? Jakiś upierdliwy dupek, bez wątpienia! Pewnie chce wyciągnąć na coś kasę. Albo jedna z dziewczynek zgubiła swój klucz. Banda idiotów.
Jestem w nastroju do walki, więc pędzę po schodach, gwałtownie otwieram drzwi i pytam:
– Czego?!
Przede mną stoi Hugh. Jego widok wywołuje we mnie szok. Zawsze tak się dzieje: kiedyś byliśmy sobie tak bliscy, a teraz jesteśmy obcymi sobie ludźmi.
Nigdy się nie pozbieram, jeśli nadal będę go widywać.
– Przepraszam, Amy – mówi. – Wysłałem ci esemesa z pytaniem, czy… Nie dostałaś mojej wiadomości?
– Mam wyłączony dźwięk w telefonie. Bo spałam!
– Przepraszam, że cię obudziłem. Muszę tylko zabrać…
– Dlaczego dzwoniłeś do drzwi? – Mój głos robi się coraz donośniejszy. – Masz przecież klucze do tego domu, nie zmieniłam zamków!
– Uznałem, że otwieranie sobie samemu będzie niewłaściwe. To znaczy, zrobiłbym to, gdybyś ty się nie pojawiła, ale to już nie jest mój dom.
– I lepiej, żebyś o tym nie zapominał! Na miłość boską! – Stąpając ciężko, wracam na piętro. – Nie tylko rozwaliłeś moje małżeństwo, ale jeszcze popsułeś mi turbodrzemkę.
Wygląda na skarconego i smutnego. Zatrzymuję się na schodach.
– A po co tu w ogóle przyszedłeś?
– Muszę zabrać swój śpiwór.
– Co? Chizo cię wywaliła? Jesteś teraz bezdomny?
– Będę pomieszkiwać w garażu Nugenta przez kilka tygodni. Jest tam dmuchany materac, ale nie ma kołdry.
– Na miłość boską! Tylko nie próbuj wywołać u mnie współczucia.
– Nie próbuję.
– Chizo ma trzy wolne sypialnie, ona cię wywala z domu, a to ja muszę się martwić.
– Spodziewa się wizyty rodziny z Nigerii. Będę u Nugenta tylko kilka tygodni, a potem mogę wrócić do Carla.
Zaskoczona rzucam oskarżającym tonem:
– Zaraz pewnie powiesz, że musimy porozmawiać o pieniądzach.
– To chyba nie najlepszy moment.
– Bo według ciebie jestem zrzędliwa? Jestem zrzędliwa tylko dlatego, że… – No właśnie, dlaczego taka jestem?
– Bo jesteś zmęczona.
– Dokładnie. Jestem zrzędliwa, bo jestem zmęczona. – A zmęczona jestem tylko dlatego, że jestem taka… jakaś. Może smutna. Ale lepiej być zrzędliwym.
– Mogę ci jakoś pomóc? – pyta.
Piorunuję go wzrokiem.
– Tak właściwie to możesz.
Jego twarz rozjaśnia się z nadzieją.
– Możesz przestawić zegarek do września w zeszłym roku i zostać tu ze mną, zamiast spieprzać do Tajlandii, gdzie pieprzyłeś setki pieprzonych kobiet.
– Amy – szepcze – strasznie mi przykro.
– Wisi mi to.
– Posłuchaj mnie, Amy. Błagam, wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Nie jestem niewiernym facetem. Nigdy… przed tym wszystkim nawet nie spojrzałem na inną kobietę. Naprawdę. Mówię szczerze. I nigdy już tego nie zrobię.
– Lepiej, żebyś to sobie przemyślał – odpowiadam. – Bo między tobą i mną wszystko już skończone. Zdecydowanie.
Po chwili zawahania odzywa się zduszonym głosem:
– Pójdę tylko do szopy po śpiwór i zejdę ci z oczu.
– Twoja ukochana szopa. – W moim głosie pobrzmiewa gorzki ton. – To tam uknułeś plan Wielkiej Ucieczki. – Głośno tupiąc, pokonuję resztę schodów i zatrzaskuję za sobą drzwi sypialni. Gramolę się ponownie do łóżka i ni stąd, ni zowąd zaczynam się zastanawiać, jak Hugh czuł się poprzedniego roku, kiedy flirtowałam z Joshem.
Powiedział, że domyślił się, że coś jest na rzeczy. To pewnie było dla niego trudne. Bardzo trudne.
Nie chcę o tym myśleć. To wywołuje u mnie zakłopotanie i poczucie wstydu. Tak czy owak, raczej mu to chyba nie przeszkadzało. A nawet jeśli, to wszystko już przeszłość, tak wiele się wydarzyło, że tamto stało się nieistotne.
Nagle czuję, że muszę czegoś się dowiedzieć. Wyskakuję z łóżka, pędzę na dół i dopadam Hugh, kiedy właśnie miał wychodzić.
– Hej! – wołam. – Chcę z tobą porozmawiać.
Patrzy na mnie nieufnie.
– W porządku.
Siadam na schodach, a on zajmuje stopień poniżej mnie.
– Przedostatniego lata – mówię – kiedy zaliczyłam tę niewinną przygodę, kiedy zadurzyłam się w Joshu… – Jak mam to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to tak, jakbym to ja była tu winna? – Skąd o tym wiedziałeś?
Przygląda się mi.
– Teraz chcesz o tym rozmawiać?
– Tak.
– Dobra. Byłaś jakaś inna. Jakby nieobecna. Mówiłem coś do ciebie, a ty gdzieś odpływałaś. Odsunęłaś się ode mnie emocjonalnie.
Cóż, nie było tak źle. Takie rzeczy zdarzają się w każdym małżeństwie.
– I wyglądałaś inaczej.
Naprawdę?
– Kupiłaś nowe ubrania…
– Ciągle kupuję coś nowego.
– Te były inne. Zaczęłaś nosić buty na wyższym obcasie, bardziej dopasowane spódnice… I twoje włosy. Chodziłaś układać je w każdy poniedziałek.
Nie wiedziałam, że byłam tak mało subtelna. Ale patrząc na to teraz, przyznaję, że ma rację.
– Zawsze byłaś w dobrym humorze w poniedziałek wieczorem. I w kiepskim, kiedy wracałaś z Londynu w środę.
– Bo byłam zmęczona! Nadal jestem w kiepskiej formie w każdy środowy wieczór.
– Pytałaś, skąd wiedziałem – mówi spokojnie – więc ci wyjaśniam.
– W porządku.
– Chciałaś częściej się kochać.
– To chyba dobrze!
Zaciska usta i kręci głową.
– Wiesz co? Tak nie było.
Czuję, że piecze mnie skóra. Nie podoba mi się to, ale szczerze mówiąc, sama o to prosiłam.
– No, ale jak się wtedy czułeś?
– A jak ci się wydaje? – Dotyka mojego kolana. – Amy, bałem się. Strasznie się bałem. Byłem przerażony. Kochałem cię, ogromnie cię kochałem, jesteś moim życiem. Myśl o tym, że mógłbym cię stracić…
– To dlaczego nic nie powiedziałeś?
– W ten sposób to stałoby się realne. Nie chciałem, żeby tak było. Miałem więc nadzieję, że to samo się zakończy.
– I tak właśnie się stało.
– Nie. – W jego głosie niespodziewanie pobrzmiewa złość.
– Skończyło się. Przestałam się z nim spotykać.
– Jesteś z nim teraz.
– Tylko dlatego, że ty wyjechałeś.
Przez moment mam wrażenie, że Hugh wpadnie w szał. Jego oczy ciemnieją i widać, że tłumi w sobie ostre słowa, które chciałby z siebie wyrzucić.
– To nie dlatego wyjechałeś, prawda? – pytam. – Nie z powodu Josha. Chodziło o twojego tatę. O Gavina.
– Tak, ale…
To wszystko, co chciałam wiedzieć.
– Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś – mówię sztywno. – Zamknij za sobą drzwi.
Wracam do łóżka. Rozmowa z Hugh nie potoczyła się dokładnie tak, jak bym sobie tego życzyła. Nie rozproszyła mojego poczucia winy, nie do końca, a nie lubię być tym obarczona.
Ale przecież zdarzają nam się wzloty i upadki – to coś, czego nauczyłam się na przestrzeni lat. Żadne emocje nie pozostają niezmienne. Wszystko, co wzrasta, zacznie w końcu opadać. Ten drażniący mnie płomień wstydu zostanie wreszcie zgaszony.
Zaciskam mocno oczy i desperacko usiłuję przywołać ponownie sen, ale dzwoni mój telefon: Maura.
– Czego?
– Wróciliście do siebie z Hugh?
– Nie.
– Tego się właśnie obawiałam.
– To nie twoja sprawa.
– Przepraszam – mówi pokornie. – Wiem, że mam tendencję do ustawiania innych. Usiłuję nad tym zapanować.
Istnieje ryzyko, że zacznie swoją wyświechtaną przemowę o trudnym dzieciństwie, a ja jestem zbyt rozdrażniona, żeby tego słuchać.
– Powodzenia – mówię i się rozłączam.
Jak tylko to zrobiłam, otwierają się drzwi wejściowe, po czym zamykają się z hukiem i ktoś pędzi na górę.
– Mamo? Mamo?
To Neeve. Wpada do mojej sypialni i oznajmia:
– Moi reklamodawcy zaproponowali mi nowy pakiet. Więcej kasy!
– To świetnie – mówię bezbarwnym głosem.
– Wszystko w porządku? Hugh wpadł do ciebie?
– Skąd wiesz?
– Bo zawsze jesteś zrzędliwa po jego odwiedzinach.
– Byłam już zrzędliwa, zanim przyszedł.
– O Boże, jest coraz gorzej. Teraz będziesz zrzędliwa już cały czas. Twój występ wczoraj u babci, Jeeezu.
– To przez to, że Alastair błaznował. A babcia zachowała się egoistycznie… – Przerywam.
– Co z Alastairem? – pyta z przebiegłym uśmiechem. – Chce się z kimś spiknąć? Szuka przyjaciółki?
– Ty nie potrzebujesz przyjaciół.
Na jej twarzy pojawia się rozbawienie.
– Dobrze widzieć cię wkurzoną! W każdym razie mogę pogadać z Derry. To było fajne, jak ona go olała.
Mnie to wsio ryba. Neeve i Alastair, Derry i Alastair, Neeve i Derry – jeśli o mnie chodzi, to mogą sobie nawet strzelić trójkącik.
– Neevey, ta nowa oferta dla ciebie… Nie podpisuj niczego, zanim nie zobaczy tego prawnik.
Powinna zwrócić się do firmy, z usług której korzysta Hatch, oni dobrze się nią zajmą.
Wydaje się zaskoczona.
– Mam prawnika. Tata mi go załatwił.
Och.
– Cóż, to świetnie. – Po prostu, kurwa, świetnie.