104
SOBOTA, 28 STYCZNIA

Jestem pogrążona w błogim śnie, kiedy rozlega się dzwonek do drzwi. Zamierzam go zignorować. Mimo że jest sobota, spędziłam cały ranek nad papierami, które mają przyśpieszyć objęcie przez mamę funkcji ambasadora marki, i potem doszłam do ściany. Nagle poczułam się tak wykończona, że położyłam się do łóżka i zasnęłam.

Ostatnio ciągle jestem wyczerpana. Wszystko jest dla mnie ogromnym wysiłkiem i zdarzają mi się dni, kiedy mam wrażenie, jakbym miała do nóg przyczepione ołowiane ciężarki. Jedynymi momentami, gdy widzę życie w pozytywnych barwach, są spotkania z Joshem – albo myślenie o byciu z nim.

Idź sobie, tajemniczy gościu. Tak bardzo potrzebuję snu.

Ale dzwonek do drzwi rozbrzmiewa ponownie i nagle wściekłość dodaje mi wigoru. Któż, do diabła, to może być? Jakiś upierdliwy dupek, bez wątpienia! Pewnie chce wyciągnąć na coś kasę. Albo jedna z dziewczynek zgubiła swój klucz. Banda idiotów.

Jestem w nastroju do walki, więc pędzę po schodach, gwałtownie otwieram drzwi i pytam:

– Czego?!

Przede mną stoi Hugh. Jego widok wywołuje we mnie szok. Zawsze tak się dzieje: kiedyś byliśmy sobie tak bliscy, a teraz jesteśmy obcymi sobie ludźmi.

Nigdy się nie pozbieram, jeśli nadal będę go widywać.

– Przepraszam, Amy – mówi. – Wysłałem ci esemesa z pytaniem, czy… Nie dostałaś mojej wiadomości?

– Mam wyłączony dźwięk w telefonie. Bo spałam!

– Przepraszam, że cię obudziłem. Muszę tylko zabrać…

– Dlaczego dzwoniłeś do drzwi? – Mój głos robi się coraz donośniejszy. – Masz przecież klucze do tego domu, nie zmieniłam zamków!

– Uznałem, że otwieranie sobie samemu będzie niewłaściwe. To znaczy, zrobiłbym to, gdybyś ty się nie pojawiła, ale to już nie jest mój dom.

– I lepiej, żebyś o tym nie zapominał! Na miłość boską! – Stąpając ciężko, wracam na piętro. – Nie tylko rozwaliłeś moje małżeństwo, ale jeszcze popsułeś mi turbodrzemkę.

Wygląda na skarconego i smutnego. Zatrzymuję się na schodach.

– A po co tu w ogóle przyszedłeś?

– Muszę zabrać swój śpiwór.

– Co? Chizo cię wywaliła? Jesteś teraz bezdomny?

– Będę pomieszkiwać w garażu Nugenta przez kilka tygodni. Jest tam dmuchany materac, ale nie ma kołdry.

– Na miłość boską! Tylko nie próbuj wywołać u mnie współczucia.

– Nie próbuję.

– Chizo ma trzy wolne sypialnie, ona cię wywala z domu, a to ja muszę się martwić.

– Spodziewa się wizyty rodziny z Nigerii. Będę u Nugenta tylko kilka tygodni, a potem mogę wrócić do Carla.

Zaskoczona rzucam oskarżającym tonem:

– Zaraz pewnie powiesz, że musimy porozmawiać o pieniądzach.

– To chyba nie najlepszy moment.

– Bo według ciebie jestem zrzędliwa? Jestem zrzędliwa tylko dlatego, że… – No właśnie, dlaczego taka jestem?

– Bo jesteś zmęczona.

– Dokładnie. Jestem zrzędliwa, bo jestem zmęczona. – A zmęczona jestem tylko dlatego, że jestem taka… jakaś. Może smutna. Ale lepiej być zrzędliwym.

– Mogę ci jakoś pomóc? – pyta.

Piorunuję go wzrokiem.

– Tak właściwie to możesz.

Jego twarz rozjaśnia się z nadzieją.

– Możesz przestawić zegarek do września w zeszłym roku i zostać tu ze mną, zamiast spieprzać do Tajlandii, gdzie pieprzyłeś setki pieprzonych kobiet.

– Amy – szepcze – strasznie mi przykro.

– Wisi mi to.

– Posłuchaj mnie, Amy. Błagam, wysłuchaj, co mam ci do powiedzenia. Nie jestem niewiernym facetem. Nigdy… przed tym wszystkim nawet nie spojrzałem na inną kobietę. Naprawdę. Mówię szczerze. I nigdy już tego nie zrobię.

– Lepiej, żebyś to sobie przemyślał – odpowiadam. – Bo między tobą i mną wszystko już skończone. Zdecydowanie.

Po chwili zawahania odzywa się zduszonym głosem:

– Pójdę tylko do szopy po śpiwór i zejdę ci z oczu.

– Twoja ukochana szopa. – W moim głosie pobrzmiewa gorzki ton. – To tam uknułeś plan Wielkiej Ucieczki. – Głośno tupiąc, pokonuję resztę schodów i zatrzaskuję za sobą drzwi sypialni. Gramolę się ponownie do łóżka i ni stąd, ni zowąd zaczynam się zastanawiać, jak Hugh czuł się poprzedniego roku, kiedy flirtowałam z Joshem.

Powiedział, że domyślił się, że coś jest na rzeczy. To pewnie było dla niego trudne. Bardzo trudne.

Nie chcę o tym myśleć. To wywołuje u mnie zakłopotanie i poczucie wstydu. Tak czy owak, raczej mu to chyba nie przeszkadzało. A nawet jeśli, to wszystko już przeszłość, tak wiele się wydarzyło, że tamto stało się nieistotne.

Nagle czuję, że muszę czegoś się dowiedzieć. Wyskakuję z łóżka, pędzę na dół i dopadam Hugh, kiedy właśnie miał wychodzić.

– Hej! – wołam. – Chcę z tobą porozmawiać.

Patrzy na mnie nieufnie.

– W porządku.

Siadam na schodach, a on zajmuje stopień poniżej mnie.

– Przedostatniego lata – mówię – kiedy zaliczyłam tę niewinną przygodę, kiedy zadurzyłam się w Joshu… – Jak mam to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało to tak, jakbym to ja była tu winna? – Skąd o tym wiedziałeś?

Przygląda się mi.

– Teraz chcesz o tym rozmawiać?

– Tak.

– Dobra. Byłaś jakaś inna. Jakby nieobecna. Mówiłem coś do ciebie, a ty gdzieś odpływałaś. Odsunęłaś się ode mnie emocjonalnie.

Cóż, nie było tak źle. Takie rzeczy zdarzają się w każdym małżeństwie.

– I wyglądałaś inaczej.

Naprawdę?

– Kupiłaś nowe ubrania…

– Ciągle kupuję coś nowego.

– Te były inne. Zaczęłaś nosić buty na wyższym obcasie, bardziej dopasowane spódnice… I twoje włosy. Chodziłaś układać je w każdy poniedziałek.

Nie wiedziałam, że byłam tak mało subtelna. Ale patrząc na to teraz, przyznaję, że ma rację.

– Zawsze byłaś w dobrym humorze w poniedziałek wieczorem. I w kiepskim, kiedy wracałaś z Londynu w środę.

– Bo byłam zmęczona! Nadal jestem w kiepskiej formie w każdy środowy wieczór.

– Pytałaś, skąd wiedziałem – mówi spokojnie – więc ci wyjaśniam.

– W porządku.

– Chciałaś częściej się kochać.

– To chyba dobrze!

Zaciska usta i kręci głową.

– Wiesz co? Tak nie było.

Czuję, że piecze mnie skóra. Nie podoba mi się to, ale szczerze mówiąc, sama o to prosiłam.

– No, ale jak się wtedy czułeś?

– A jak ci się wydaje? – Dotyka mojego kolana. – Amy, bałem się. Strasznie się bałem. Byłem przerażony. Kochałem cię, ogromnie cię kochałem, jesteś moim życiem. Myśl o tym, że mógłbym cię stracić…

– To dlaczego nic nie powiedziałeś?

– W ten sposób to stałoby się realne. Nie chciałem, żeby tak było. Miałem więc nadzieję, że to samo się zakończy.

– I tak właśnie się stało.

– Nie. – W jego głosie niespodziewanie pobrzmiewa złość.

– Skończyło się. Przestałam się z nim spotykać.

– Jesteś z nim teraz.

– Tylko dlatego, że ty wyjechałeś.

Przez moment mam wrażenie, że Hugh wpadnie w szał. Jego oczy ciemnieją i widać, że tłumi w sobie ostre słowa, które chciałby z siebie wyrzucić.

– To nie dlatego wyjechałeś, prawda? – pytam. – Nie z powodu Josha. Chodziło o twojego tatę. O Gavina.

– Tak, ale…

To wszystko, co chciałam wiedzieć.

– Dziękuję, że mi o tym powiedziałeś – mówię sztywno. – Zamknij za sobą drzwi.

Wracam do łóżka. Rozmowa z Hugh nie potoczyła się dokładnie tak, jak bym sobie tego życzyła. Nie rozproszyła mojego poczucia winy, nie do końca, a nie lubię być tym obarczona.

Ale przecież zdarzają nam się wzloty i upadki – to coś, czego nauczyłam się na przestrzeni lat. Żadne emocje nie pozostają niezmienne. Wszystko, co wzrasta, zacznie w końcu opadać. Ten drażniący mnie płomień wstydu zostanie wreszcie zgaszony.

Zaciskam mocno oczy i desperacko usiłuję przywołać ponownie sen, ale dzwoni mój telefon: Maura.

– Czego?

– Wróciliście do siebie z Hugh?

– Nie.

– Tego się właśnie obawiałam.

– To nie twoja sprawa.

– Przepraszam – mówi pokornie. – Wiem, że mam tendencję do ustawiania innych. Usiłuję nad tym zapanować.

Istnieje ryzyko, że zacznie swoją wyświechtaną przemowę o trudnym dzieciństwie, a ja jestem zbyt rozdrażniona, żeby tego słuchać.

– Powodzenia – mówię i się rozłączam.

Jak tylko to zrobiłam, otwierają się drzwi wejściowe, po czym zamykają się z hukiem i ktoś pędzi na górę.

– Mamo? Mamo?

To Neeve. Wpada do mojej sypialni i oznajmia:

– Moi reklamodawcy zaproponowali mi nowy pakiet. Więcej kasy!

– To świetnie – mówię bezbarwnym głosem.

– Wszystko w porządku? Hugh wpadł do ciebie?

– Skąd wiesz?

– Bo zawsze jesteś zrzędliwa po jego odwiedzinach.

– Byłam już zrzędliwa, zanim przyszedł.

– O Boże, jest coraz gorzej. Teraz będziesz zrzędliwa już cały czas. Twój występ wczoraj u babci, Jeeezu.

– To przez to, że Alastair błaznował. A babcia zachowała się egoistycznie… – Przerywam.

– Co z Alastairem? – pyta z przebiegłym uśmiechem. – Chce się z kimś spiknąć? Szuka przyjaciółki?

– Ty nie potrzebujesz przyjaciół.

Na jej twarzy pojawia się rozbawienie.

– Dobrze widzieć cię wkurzoną! W każdym razie mogę pogadać z Derry. To było fajne, jak ona go olała.

Mnie to wsio ryba. Neeve i Alastair, Derry i Alastair, Neeve i Derry – jeśli o mnie chodzi, to mogą sobie nawet strzelić trójkącik.

– Neevey, ta nowa oferta dla ciebie… Nie podpisuj niczego, zanim nie zobaczy tego prawnik.

Powinna zwrócić się do firmy, z usług której korzysta Hatch, oni dobrze się nią zajmą.

Wydaje się zaskoczona.

– Mam prawnika. Tata mi go załatwił.

Och.

– Cóż, to świetnie. – Po prostu, kurwa, świetnie.