112
PIĄTEK, 10 MARCA

Cztery dni później reklamy ZawszeSuchej z mamą ruszają w świat. Nagle jej śmiejąca się, nieco poprawiona w Photoshopie twarz pojawia się na wiatach autobusowych i stacjach kolejowych (niektórych) w Irlandii i Wielkiej Brytanii z nieśmiertelnym sloganem „Nadal dobrze się bawię”.

Zauważam jedną, kiedy w porze lunchu biegnę do sklepu po serum do twarzy, i prawie padam trupem pod wpływem szoku. Wiedziałam, że to się zbliża – ostatecznie to przecież ja negocjowałam z firmą Adshel – ale jest megadziwne, kiedy twoja matka w podeszłym wieku staje się własnością publiczną.

Minęły dopiero dwa miesiące, odkąd została ambasadorką marki, lecz w reklamie to spokojny okres, więc łatwo było przyśpieszyć cały proces.

Piszę esemesa do Neeve, żeby na pewno o tym wiedziała. Prawdę mówiąc, wykorzystuję to jako wymówkę, żeby się z nią skontaktować. Zbyt wiele razy zostawiałam jej żałosne wiadomości, w których siliłam się na wesołość: „Czy jeszcze Cię kiedykolwiek zobaczymy? Ha, ha, ha. Twoje siostry tęsknią za Tobą”.

Miło mieć coś konkretnego do przekazania.

W większości przypadków Neeve ignoruje moje wiadomości. Czasami w odpowiedzi przesyła całuski albo serduszka. Jedyny raz, kiedy otrzymałam od niej kilka prawdziwych słów, był wtedy, gdy poinformowałam ją, że Hugh nie wprowadzi się z powrotem do domu. „Spoko” – odpisała. Potem napisałam jej: „Będziesz oglądać z nim Crazy Ex-Girlfriend w poniedziałki?”. „Wolałabym zjeść szkło”.

Cóż, ja sama na myśl o tym nie szaleję z radości. Tak naprawdę tak bardzo mnie to smuci, że w poniedziałek wieczorem, kiedy Hugh ma się zjawić i bawić się z nami w szczęśliwą rodzinę, nie jestem w stanie zjeść kolacji.

Nie mogę tego robić, myślę. Naprawdę nie mogę.

Ale muszę. Przyzwyczaję się do tego. Ludzie w końcu przyzwyczajają się nawet do najokropniejszych warunków. Czasami na przykład zastanawiam się, jak by to było wykonywać pracę rzeźnika albo kogoś, kto odrąbuje głowy kurczakom, czyli zajęcia, do których nikt się nie garnie. Jeśli nie masz jednak innej możliwości, musisz sobie po prostu z tym poradzić. Twoje obrzydzenie nie będzie już tak intensywne jak wcześniej, prawda?

Przyglądam się wielkiej misie popcornu, która obraca się w mikrofalówce.

– Tata przyszedł – oznajmia Kiara.

Owszem, oto Hugh, otwiera sobie drzwi własnym kluczem, jak wcześniej ustaliliśmy.

– Witaj znowu – mówi do mnie.

– Boże. – Silę się na wesołość. – Równie dobrze mógłbyś tu znów mieszkać, tak często cię widuję! – To odnosi się do spotkania, które odbyliśmy w sobotę po południu, żeby zająć się naszymi finansami.

Wskazuje klucz.

– Nie masz nic przeciwko? Że tego użyłem?

– Tak przecież ustaliliśmy! – Ton mojego głosu jest znowu nieco zbyt podniesiony. Cóż, to musi potrwać. Poradzimy sobie z tym w końcu. Wkrótce będziemy jedną z tych rozwiedzionych par, które pojawiają się w swoim życiu nawzajem i zostają najlepszymi przyjaciółmi.

Może nie nastąpi to szybko. Może dopiero za jakiś czas.

– Hej! – woła Hugh. – Widziałem jedną z reklam z twoją mamą! Wisiała na przystanku autobusowym. Byłem w takim szoku, że niemal zaliczyłem stłuczkę – śmieje się. – Wygląda fantastycznie.

– Wiemy! – krzyczy Kiara. – To jakieś szaleństwo, prawda? Mam na myśli babcię.

– Brawo dla niej.

Świetna sprawa dla mojej matki. Dla mnie też, bo producent produktów marki ZawszeSucha wypłacił firmie Hatch premię, solidną porcję gotówki, która trafiła prosto do ziejącej dziury na moim wspólnym koncie z Hugh. To daje nam nieco swobody.

– Chodźcie, mamo, tato. – Kiara zgarnia nas do salonu.

– W lodówce jest piwo – mówię do Hugh.

– Och. Dzięki.

Wygląda na nieco zdumionego.

– Przeskok w czasie? – pytam go.

– Racja. Przeskok w czasie.

Niezręcznie klepię go po ramieniu.

– Wiem, sytuacja jest do dupy, ale to w końcu minie.

– Sofie! – Kiara woła w kierunku piętra. – Chodź!

Sofie zbiega na dół i wszyscy gramolimy się na sofę. Hugh i ja sadowimy się na przeciwległych jej krańcach, tak daleko od siebie, jak to tylko możliwe. Nikt z nas nie wspomina nawet Neeve, choć jej nieobecność jest mocno wyczuwalna.

Podajemy sobie tam i z powrotem popcorn, Hugh i ja pijemy piwo i wszyscy oglądamy Crazy Ex-Girlfriend.

To był nasz zwyczaj w poniedziałkowe wieczory, ale nie udało nam się odtworzyć tego prawdziwego doznania. Przypomina to jedzenie czekoladowych ciastek ze sztucznymi słodzikami – może i wyglądają tak samo, ale coś z pewnością jest z nimi nie tak.

Kiedy odcinek się kończy, humor mi nie dopisuje, ale Hugh i ja byliśmy dla siebie mili i jestem skłonna uznać ten wieczór za udany. Nieco za szybko dziewczynki ściskają Hugh na do widzenia i udają się do łóżek, zostawiając mnie samą z nim w przedpokoju.

– Póki pamiętam – mówi – ustalono datę rozsypania prochów mojego taty. To sobota przed Wielkanocą.

– Och? Chcesz powiedzieć, że… jestem zaproszona?

Jego twarz pociemniała.

– Oczywiście! Jesteś częścią rodziny, ty i dziewczynki.

– Mimo wszystko?

– Tak! Nic tego nie zmieni.

– Chryste, to jest takie dziwne, ta etykieta dotycząca par, które się rozeszły. No wiesz, kogo się zaprasza na pogrzeby, a kogo nie.

Kiwa głową ze smutnym wyrazem twarzy.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że do tego doszło. Nie sądziłem, że moglibyśmy się kiedykolwiek rozstać. Nie sądziłem, że staniemy się taką parą.

– Ja też nie. Myślałam, że byliśmy inni.

– Chyba wszystkim wydaje się, że są inni.

– Więc… – Drapie mnie w gardle od zbliżających się łez. – Opowiedz mi o tej ceremonii.

– Jak już powiedziałem, odbędzie się w Wielką Sobotę, rano, to jest za pięć tygodni. Rozsypanie prochów będzie miało miejsce na Howth Head, a potem zapraszamy na lunch w Maldive…

– Maldive! Elegancki lokal! – Tak naprawdę miałam na myśli, że to przesada.

– To odpowiednie określenie. – Krzywi się lekko na te słowa. – Załatwiała to Chizo.

– To wszystko wyjaśnia.

– Już od dłuższego czasu testowała menu w najlepszych restauracjach w Irlandii.

– Kto tam będzie?

– Wszyscy. John, Rolf i Krister z Uppsali, Brendan, Nita oraz ich dzieci z Manchesteru, Carl, Chizo i Noah z Foxrock oraz ty, ja, Neeve, Sofie i Kiara z Dundrum. – Zarumienił się. – To znaczy… wiem, że… nie mieszkam w Dundrum.

– Przestań.

Wymieniamy jedno z tych spojrzeń – stoicka akceptacja.

– A Neeve? – pytam. – Na pewno chcesz, żeby tam była?

– Tata ją lubił.

– Bóg raczy wiedzieć dlaczego!

– Jest w porządku. Więc oczywiście Neeve też.

Niespodziewanie nachodzi mnie ochota, by go spytać:

– Jak się czujesz, Hugh? No wiesz, chodzi o twojego tatę i Gavina? – W całym rozżaleniu spowodowanym tym, że mnie zostawił, nie interesowało mnie – i nadal tak jest – branie udziału w jego podwójnej żałobie.

– Wszystko ze mną okej.

– Hugh, podaj mi prawdziwą odpowiedź.

Krzywi się.

– Nie wiem, Amy. Tęsknię za nimi oboma. Sporo myślę o tacie, o czasach, kiedy wszyscy byliśmy jeszcze dziećmi. Był takim dobrym człowiekiem.

– A więc czujesz się samotnie?

– Tak, ale… – Ucina. Jestem pewna, że zamierzał powiedzieć, że tęskni za mną i dziewczynkami, tak jak i za tatą oraz Gavinem, ale nie chce zabrzmieć, jakby kogoś obwiniał.

– Jesteś smutny? – pytam.

Po namyśle odpowiada:

– Chyba raczej powinienem powiedzieć, że się boję. – Wzdycha. – Nie wiem, Amy. Nie potrafię nazwać większości emocji, które odczuwam. Wiem tylko jedno, że nie jestem taki szalony, jaki byłem w zeszłym roku, kiedy wydawało mi się, że ciągle muszę gdzieś pędzić, chwytać dzień, żyć na całego i tak dalej.