Kiedy budzę się w pokoju gościnnym Druzie, nadal przepełnia mnie wstyd, który poczułam poprzedniego wieczoru, i uczucie to towarzyszy mi przez cały dzień. Muszę porozmawiać z Hugh. Muszę go przeprosić.
Gdy jestem na lotnisku i czekam na lot do domu, dostaję maila od Derry, która pisze, że załatwiła pracę na lato dla Sofie i Kiary. Pod wpływem impulsu dzwonię do niej – chcę się komuś wygadać.
– Właśnie! – Od razu przechodzi do przekazania mi wieści. – Będą pokojówkami w eleganckim spa w Szwajcarii. Dostaną za to porządną kasę. Lepiej, żeby mnie nie zawiodły.
– Nie zawiodą. – Oczywiście mam nadzieję, że będą dobrze się zachowywać i, co im się chwali, przynajmniej wiedzą, jak należy sprzątać.
– Wszystko w porządku, Ames?
– Taaak – kręcę. – Widziałam wczoraj Josha.
– Co?
– Nie, nie w ten sposób. On mnie nie widział. Ale dopadło mnie ogromne poczucie winy. To znaczy wobec Hugh. Przez te wszystkie tygodnie, kiedy spotykałam się z Joshem na lunchu, Hugh podejrzewał, że coś jest na rzeczy, i wiem, że było to dwa lata temu, ale czuję się parszywie. Czuję się strasznie winna.
– Potem Hugh zwiał do Tajlandii. Pogódź się z tym. Wyrównaliście rachunki.
– Derry, nie ma żadnych rachunków. Tu w grę wchodzą dwie krzywdy. Trudno mi to przyznać, ale byłam okrutna wobec Hugh.
– Co zamierzasz zrobić?
– Chcę to naprawić. Chcę uśmierzyć jego ból.
– On pewnie już go nie czuje.
Te słowa nie sprawiają, że jest mi lepiej, więc żegnam się z siostrą i dzwonię do Hugh. Odbiera po dwóch sygnałach.
– Amy? – W jego głosie pobrzmiewa zmartwienie. – Wszystko w porządku?
– Tak. Jedna sprawa. Możesz później przyjść do mojego… naszego domu? Chcę chwilę pogadać. Zaraz wsiadam do samolotu. Będę za jakieś dwie godziny.
Kiedy wchodzę do domu, Hugh już tam jest. Sofie i Kiara krążą w pobliżu niego. Wyglądają na zaniepokojone – pewnie niespodziewane spotkania między mną i Hugh teraz tak na nie działają. Rozbite małżeństwa to coś naprawdę okropnego.
Hugh wstaje, gdy mnie widzi.
– My sobie… – Sofie i Kiara znikają.
– Masz na coś ochotę? – pyta Hugh. – Chcesz coś do picia? Do jedzenia?
Jego troska przypomina mi mocno tamtą noc sprzed dwóch lat: właśnie odebrał przesyłkę z serem dla mnie i nakarmił mnie nim, kiedy przyszłam.
– Nie, dzięki – mamroczę. – Chodźmy do salonu. – Musimy wynieść się z kuchni, nie potrafię znieść tych wspomnień.
Gdy już się usadowiliśmy, zaczynam:
– Hugh, chcę cię przeprosić.
– Za…?
– Za przedostatnie lato, kiedy ja… flirtowałam z Joshem i ty o tym wiedziałeś. Przepraszam, że cię zraniłam i przysporzyłam ci zmartwień. Czułam się wtedy winna, ale teraz jest mi jeszcze gorzej.
– W porządku.
– Nie, to nie w porządku. Zrobiłam coś strasznego, nie możesz tak po prostu… mi tego odpuścić.
– Rozumiem twoje powody – wyjaśnia. – Harówka, stres, ciągłe martwienie się o pieniądze. Josh był dla ciebie ucieczką. Niektórzy ludzie piją za dużo albo zaczynają biegać… robią coś, dzięki czemu wydzielają się u nich endorfiny.
– Nie. – Nie potrzebuję rozgrzeszenia. – Moje życie było cudowne. Ale ja chciałam czegoś więcej. Czegoś, czego będę mogła wyczekiwać. Nie rozumiem, dlaczego tak było.
– Ale…
– Ty wyjechałeś, bo chciałeś żyć na dwa sposoby: jako dobry mąż i ojciec i jako singiel. Nie podobały mi się wtedy twoje powody, ale teraz rozumiem je lepiej niż swoje własne.
– Posłuchaj. – W jego głosie pobrzmiewa zmęczenie. Może jest smutny. – Co się stało, to się nie odstanie.
– Żałuję, że do tego doszło. Wszystko strasznie się poplątało i przykro mi, że to się tak bardzo… popsuło.
– Amy, gdybyś mogła cofnąć się w czasie do momentu, kiedy pierwszy raz spotkałaś Josha, postąpiłabyś inaczej? Wiedząc, jak to się potoczy?
– Tak. – Jestem tego pewna. – Ty i ja straciliśmy coś… – Boli mnie gardło. – …coś pięknego. Ale teraz jest już za późno.
Skinął głową.
– Słuchaj, znalazłem mieszkanie.
To dobra wiadomość, ale to również kolejny obrót ostrza, które rozdziela nasze wspólne życie na dwa osobne pasma.
– W Tallaght.
Tallaght jest daleko na zachodnim krańcu Dublina. Biedny Hugh, będzie tam sam, tak daleko od rodziny. Ale nie jesteśmy już jego rodziną – cóż, ja nie jestem.
– Ładne? – pytam.
– Może być. Jest małe, ale wystarczy.
– Żal mi ciebie.
– Nie mów tak. Zasłużyłem na to.
– Przestań. Nie mówmy już w ten sposób. Hugh, będziemy nadal kupować sobie prezenty na urodziny? – pytam.
– Hę? – Jest zakłopotany zmianą tematu. – Co masz na myśli?
– Co się stanie, kiedy mój abonament na ser skończy się w lipcu? Nie będzie już sera każdego miesiąca?
Śmieje się.
– Świat bez sera… cóż za myśl! – Kładzie sobie dłoń na sercu. – Kochanie, obiecuję ci, że tak długo, jak żyję, co miesiąc będziesz dostawała swoją partię sera.
I wtedy to się dzieje – moją pierś wypełnia ciepłe uczucie. To miłość. Miłość do Hugh. Pewnie ostatni etap procesu żałoby.
To oczywiście nie jest jeszcze zupełny koniec – dwa kroki do przodu, jeden w tył. Nie postawiliśmy jeszcze kropki, więc odtąd wszystko zostaje w stanie równowagi. Pewnie od czasu do czasu będę ulegać rozgoryczeniu, smutkowi i wściekłości. Ale zaznałam już spokoju akceptacji, więc mam dowód, że jest to możliwe.