– Masz ochotę nas odwiedzić? – zapytała Vivian. – Jutro wieczorem? Pogoda jest wspaniała. Moglibyśmy rozpalić u nas grilla w ogrodzie.
U nas. Vivian znów żyła w stałym związku, ten nowy nawet się do niej wprowadził. Mężczyzna jej marzeń nazywał się Adrian, było oczywiste, że Vivian bardzo chciała mi go przedstawić. Z pewnością był przystojny, poważny, odnosił sukcesy. I z pewnością mógł się pochwalić solidniejszą biografią niż Ryan.
Nora, która właśnie pakowała swoją torebkę w przebieralni, cicho westchnęła. Od dnia tamtego nieszczęsnego przyjęcia Vivian dokładała wszelkich starań, a mimo to między nimi się nie układało. Nie dlatego, że Nora nie potrafiła jej wybaczyć. Vivian przepraszała ją ze sto razy, przyznając, że kiedy pije alkohol, zachowuje się w sposób nieprzewidywalny i nieznośny. To właściwie powinno wystarczyć. Nora nigdy nie była mściwa czy pamiętliwa. Tym razem jednak nie potrafiła się zachowywać tak, jakby nic się nie stało, być może wcale tego nie chciała. Bo Vivian nazbyt celnie trafiła w sedno? A może sprawy wyglądały znacznie prościej albo bardziej skomplikowanie, jeśli tak na to spojrzeć: pogodzenie się z Vivian oznaczałoby powrót do normalności sprzed owego zdarzenia, a Nora nie była pewna, czy normalność jest tym, co obecnie przeżywa. Z takim mężczyzną u swego boku jak Ryan. Czy to wszystko nie skończy się jedynie nieustannym, wciąż narastającym zmęczeniem? Postępować tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku, gdy tak naprawdę nic nie było w porządku. Zupełnie nic.
– Przyjdziesz rzecz jasna z Ryanem – dodała Vivian. – To oczywiste.
A właśnie że nie. To wcale nie było takie oczywiste. Nora nie znała weekendowych planów Ryana, nikomu jednak by się do tego nie przyznała. Tym samym bowiem musiałaby potwierdzić przykry fakt, że nie snuli razem żadnych wspólnych planów, jak to bywa u innych par. Przed znajomymi kreśliła obraz prawdziwego wspólnego życia. Ryan był jej chłopakiem, a nawet partnerem życiowym. Prawda wyglądała jednak zupełnie inaczej. Ryan traktował ją jak dobrą znajomą, jak człowieka, który w trudnym okresie po wyjściu z więzienia służył mu pomocą w ponownym przystosowaniu się do codzienności. W istocie Nora o tym wiedziała, lecz miała nadzieję, że sprawy się jakoś ułożą. Nie przewidziała jednak, że wszystko potoczy się zupełnie nie po jej myśli. W ostatnich tygodniach wydawało się, że Ryan raczej się od niej odsuwa. Często wyjeżdżał, zazwyczaj ciągnęło go do Swansea, gdzie odwiedzał dawną przyjaciółkę Debbie. Nora wiedziała, że Debbie źle się czuje, rozumiała, że Ryan postanowił się o nią zatroszczyć, cierpiała jednak katusze, gdy u niej przebywał, i ze wszystkich sił starała się nie witać go po powrocie do domu łzami i wyrzutami. Setki razy powtarzała sobie, że oboje byli wprawdzie przed laty parą, ostatecznie jednak się rozstali, a to świadczyło przecież o tym, że ich miłość gdzieś się zatraciła. Dlaczegóż miałoby się to nagle zmienić? Byli dobrymi przyjaciółmi, nic więcej. Ryan opowiedział jej, że wówczas, na krótko przed pójściem do więzienia, zamieszkał u Debbie, ponieważ brakowało mu pieniędzy na wynajęcie własnego, choćby skromnego mieszkania. Debbie zatroszczyła się o niego. Teraz to on się nią opiekował. To zupełnie normalne. Bądź co bądź ani razu nie odwiedziła go w więzieniu. A to nie przemawiało za istnieniem silnych uczuć, które w każdej chwili można by na nowo rozniecić.
Nora tłumiła swoje lęki, nie zdołała ich jednak przezwyciężyć. Chętnie by o nich z kimś porozmawiała, lecz przyjaciele i koledzy, przede wszystkim Vivian, nie wchodzili w rachubę, gdyż pewnie by jej powiedzieli mniej lub bardziej dobitnie: A widzisz? Czy nie przepowiedzieliśmy tego? Czego się właściwie spodziewałaś, wybierając sobie skazanego? Że znajdziesz kogoś, kto będzie z tobą dzielił marzenia o idealnym świecie?
Nigdy by nie przyznała, że pojawiły się poważne problemy. Problemy, które od początku tygodnia znacząco narastały. W miniony poniedziałek Ryan wrócił do domu dość późno, nawet jak na jego standardy. Tym razem Nora nie zdołała się powstrzymać.
– Znowu byłeś u niej? – zapytała. – Czemu nie zostaniesz od razu na całą noc? Z pewnością nie miałaby nic przeciwko temu, gdybyś aż do świtu trzymał ją za rączkę i czuwał nad jej snem.
W normalnych warunkach taka uwaga wzbudziłaby w nim wściekłość, nie zdzierżyłby tego, że miesza się w jego sprawy. Jednakże tamtego wieczoru, tamtej nocy nic nie odpowiedział, osunął się tylko na krzesło i zamarł. Nie potrafił zapanować nad drżeniem dłoni. Nora zrozumiała, że coś się wydarzyło, coś bardzo poważnego, co być może w ogóle nie wiązało się z osobą Debbie. Przycupnęła przed nim, spojrzała na niego, poprosiła, by na litość boską, wyjawił, co się stało.
I wtedy o wszystkim opowiedział.
O dwóch typkach, którzy zaprowadzili go do Damona. O pięćdziesięciu tysiącach funtów. O terminie. O 30 czerwca.
– Od tego dnia – wyznał – moje życie nie będzie warte złamanego szeląga.
Po wszystkim, czego się dowiedziała o Damonie w trakcie podróży do Yorkshire, od razu zrozumiała, że nie przesadza.
Wzdrygnęła się, gdy Vivian powtórzyła głośno:
– I jak? Przyjdziecie jutro? Ty i Ryan?
Nora wzięła swoją torebkę.
– Nie. Prawdopodobnie pojedziemy w weekend odwiedzić matkę Ryana. Do Yorkshire.
– Jaka szkoda – odparła Vivian.
Nora wzruszyła ramionami. Vivian jeszcze się nie przebrała. Nie radziła sobie, odkąd tydzień wcześniej przewróciła się podczas treningu na bieżni. Lekarz stwierdził nadwerężenie stopy. Opuchlizna kostki nie chciała zniknąć, powodowała ból i uniemożliwiała Vivian chodzenie w zwykłych butach. W dawnych czasach Nora pomogłaby jej przy wkładaniu rajstop i cierpliwie czekała aż będzie gotowa, teraz jednak wyszła z przebieralni, mruknąwszy słowo na pożegnanie, i spiesznym krokiem opuściła szpital. Po długim przebywaniu w klimatyzowanych pomieszczeniach upał na dworze odczuła, jakby uderzył w nią grom. Było pewnie ze trzydzieści stopni. Zerknęła na zegarek. Tuż po czwartej. W piątki zazwyczaj wychodziła wcześniej. Jej ostatni pacjent miał złamanie kości piętowych prawej stopy. Męczący człowiek. Nieudana próba samobójcza, to wcale nie rzadkość przy tego typu urazach. Ludzie próbują się powiesić, lecz stryczek się rozwiązuje albo nie wytrzymuje materiał, do którego jest przymocowany. Upadają pionowo, zazwyczaj jedną nogą uderzają o podłoże, stopa zostaje zmiażdżona. Operacja, a następnie długotrwała, żmudna rehabilitacja. Nikt nie chce się zajmować niedoszłym samobójcą, zwykle zostaje przydzielony Norze. Cieszy się ona opinią osoby, która potrafi się obchodzić z takimi ludźmi i oprócz fizjoterapii aplikuje im także masaż duszy.
– Nora cierpi na syndrom pomocnika – mawiali często jej koledzy.
To chyba była prawda. Przypuszczalnie ta właśnie cecha skłoniła ją, by nawiązać listowną znajomość z więźniem. Pozostawało tylko pytanie: jakie własne potrzeby zaspokajała przez to kobieta z syndromem pomocnika? Dawniej Nora energicznie broniłaby się przed związaną z tym pytaniem insynuacją. Od dłuższego czasu sama jednak przyznawała, że kryje się w tym sporo prawdy. Wyszukała sobie mężczyznę, który jej potrzebował. I dlatego mogła mieć nadzieję, że jej nie opuści.
Bała się samotności. W tym cała rzecz.
Chciała ruszyć w drogę powrotną do domu, a jednak przystanęła. Dlaczego nie miałaby w taki piękny, słoneczny dzień powłóczyć się trochę po mieście, a przy okazji zajrzeć do punktu ksero? Może Ryan skończy już pracę. Poszliby razem czegoś się napić, podzieliłaby się z nim swoimi przemyśleniami. Potrzebował pomocy, a ona dostrzegła sposób, jak zaradzić kłopotom.
Siedzieli w kawiarni, ukryli się w kącie sali. Ryan się uparł. Nora chciała porozmawiać o Damonie, on zaś bał się, że ktoś mógłby ich podsłuchać. Oboje zamówili kawę, do tego butelkę wody. Ryan wyglądał na zmęczonego i spiętego.
– Jedno nie ulega wątpliwości – oznajmiła Nora. – Musisz zwrócić pieniądze. A potem już nigdy więcej nie kontaktować się z tym Damonem czy innym podobnym mu typem. Nie wolno ci się zbliżyć nawet na krok do tego przestępczego świata, Ryanie. W przeciwnym razie to się nigdy nie skończy!
Gapił się nieruchomo w swoją kawę.
– Co się nigdy nie skończy?
– Jedno prowadzi do drugiego – wyjaśniła Nora. – To miałam na myśli.
Skinął głową. Nawet nie miała pojęcia, ile w tym było racji.
– Okay, zwrócić pieniądze. Bagatela, pięćdziesiąt tysięcy funtów. Ech... nie masz przypadkiem pomysłu, skąd miałbym je wytrzasnąć?
– Praktycznie przez cały dzień o niczym innym nie myślałam. – To prawda. Nawet pacjenci zwrócili uwagę na to, że Nora wykonywała dziś codzienną pracę zupełnie roztargniona. – I zdałam sobie sprawę, że jest tylko jeden sposób. – Przerwała na chwilę. Wiedziała, że jej propozycja wywoła sprzeciw Ryana, i dlatego od razu chciała przydać swoim słowom możliwie dużej wagi. – Nasza jedyna szansa to twoja matka i Bradley.
– Co proszę? Jak oni mieliby nam pomóc?
– Mają dom, na własność.
Ryan potrząsnął głową.
– To dom Bradleya. Nie należy do mojej matki. Naprawdę sądzisz, że obciąży hipotekę tylko po to, by zupełnie zdeprawowanemu synowi swej żony wyłożyć ot tak, na stół, pięćdziesiąt tysięcy funtów?
– To nie będzie łatwe. Ale to nasza jedyna nadzieja.
– Zapomnij o tym, Noro – powiedział Ryan. – On tego nie zrobi. A ja nie będę go prosił, po to tylko, by usłyszeć odmowę!
– Przykro mi, Ryanie, ale w tej chwili musisz powściągnąć swoją dumę – wyjaśniła Nora. – Nie możesz sobie na to pozwolić. Żadne z nas nie posiada pięćdziesięciu tysięcy funtów i wiesz dobrze, że nie mamy najmniejszych szans zebrać takiej sumy w ciągu najbliższych tygodni. Chyba że obrabujemy jakiś bank, to jednak, szczerze mówiąc, uważam za jeszcze gorszy pomysł.
– Bradley mi nie pomoże. On mnie nie znosi. W jego oczach jestem przypadkiem beznadziejnym, z którym najlepiej nie mieć nic wspólnego. Musiałaś to zauważyć, kiedy byliśmy u nich w odwiedzinach!
– A jednak zauważyłam też, że bardzo kocha twoją matkę, że jest dla niego ważna. On dla ciebie tego nie zrobi, Ryanie. Ale być może zrobi to dla twojej matki.
– Moja matka dopiero co przeżyła okropną historię. Sądzisz, że poczuje się lepiej, jeśli teraz zjawię się u niej i wyjaśnię, że zadawałem się z gangsterskim bossem i znajdę się na jego liście ludzi do odstrzału, jeżeli natychmiast nie oddam mu pięćdziesięciu tysięcy funtów? Ona myśli, że w moim życiu wreszcie wszystko jest w najlepszym porządku, gdyż żyję z miłą kobietą i mam pracę. Nie chcę jej pozbawiać tego przekonania.
– Ten Damon jest jednak częścią twojej przeszłości. A że nie jest ona bez skazy, tak czy owak ona o tym wie – powiedziała Nora.
Chcąc zająć się czymkolwiek, Ryan wsypał do swojej filiżanki dwie łyżeczki cukru, choć wcale nie lubił słodkiej kawy. Czuł, jak wzbiera w nim złość na Norę, a zarazem na samego siebie, gdyż doskonale wiedział, że ta złość jest nieuzasadniona. Nora w każdym wypowiedzianym słowie miała rację, i jakkolwiek nieprzyjemne, ba, wręcz nieznośne było rozwiązanie, które mu wskazywała, to jednak rozumiał dobrze, że nie miał innego wyboru. Nie mógł przecież ponownie porwać jakiejś kobiety, ukryć jej i próbować wymusić za nią okupu. Jedyną znaną mu osobą, która mogła wysupłać taką kwotę, był rzeczywiście Bradley.
– Muszę to przemyśleć – odparł.
– Pojadę z tobą do Yorkshire, żeby porozmawiać z Bradleyem i Corinne – zaproponowała Nora.
– Musimy tam jechać?
– Przecież nie możesz tego załatwić przez telefon. Wtedy to się na pewno nie uda!
Przypuszczalnie znów miała rację.
– Muszę to przemyśleć – powtórzył.
– Dobrze, byle nie za długo. Ryanie, musisz wyjść z tego kręgu. Środowiska, które uosabiają ludzie pokroju Damona. Mówisz, że on cię zabije, jeśli nie zapłacisz. Być może. Ale może też być tak, że odtąd ciągle będzie cię wykorzystywał. Trzyma cię w garści. Możesz stać się chłopcem na posyłki w służbie groźnego przestępcy. Ryanie – spojrzała na niego przenikliwym wzrokiem, w którym czaiła się prośba. – Ryanie, masz teraz szansę zacząć nowe życie. Uczciwe i porządne życie. Wiem, że takie właśnie życie do ciebie pasuje. To prawdziwy Ryan. Nie jakiś opryszek. Ale mężczyzna, który wykonuje swoją pracę i może wysoko unieść głowę, gdyż nie ma sobie nic do zarzucenia. Nie pozwól tego zepsuć!
Wypił łyk kawy. Smakowała odrażająco słodko.
– Skąd możesz wiedzieć, co do mnie pasuje? – zapytał agresywnie. – Przecież ty w ogóle mnie nie znasz!
Lekko się wzdrygnęła.
– Myślę, że trochę cię już znam – odparła dzielnie.
Odsunął filiżankę. Nie wypije tej lury. Wyjrzał na zewnątrz, na letni dzień. Właśnie przechodziła obok grupa roześmianych nastolatków, niefrasobliwych i beztroskich. Oboje siedzieli tutaj jakby od tego wszystkiego odcięci: od wesołych ludzi. Od słońca, światła. Od życia.
Dlaczego, do diabła, Nora się do tego przymusza? Nie potrafił tego zrozumieć i to napełniało go uczuciem niepewności. I stawiało pod presją. Sprawiało, że był niezadowolony i opryskliwy. I znużony. Świadomy swej winy. I Bóg raczy wiedzieć, jaki jeszcze.
Najchętniej by teraz wstał i pojechał do Swansea, do Debbie. Do tego jednak znów potrzebowałby samochodu Nory. Chętnie opowiedziałby Debbie o swoich zmartwieniach, poprosiłby ją o radę i pomoc. Nie miał wszakże złudzeń: choć Debbie naprawdę źle się teraz czuła i była jak nigdy dotąd zdana na pomoc przyjaciół, to jednak nie ulegało wątpliwości, że na pytanie, czy nie dałaby się wciągnąć w jakiś nielegalny interes, zareagowałaby jak dawna Debbie, niewzruszona, twarda jak stal. Nawet nie rozmyślała o takich pokusach. Odprawiłaby go z kwitkiem. Zawsze cię ostrzegałam przed zadawaniem się z takimi typkami jak Damon. Przykro mi, nie mogę ci pomóc. Sam rozwiąż ten problem!
Dziwnym trafem taka postawa bardziej mu odpowiadała niż ta, którą prezentowała Nora. Być może dlatego, że ją rozumiał. Zaangażowania Nory po prostu nie potrafił pojąć. Spodziewał się, że będzie musiał za nie zapłacić swoją cenę.
A tego nie chciał. Tego zwyczajnie nie chciał.
Podobnie jak nie chciał giąć karku przed Bradleyem, tym zarozumiałym kołtunem. Podobnie jak nie chciał wyjaśniać swojej matce, że znów popadł w tarapaty.
Podobnie jak nie chciał zostać zamordowany przez ludzi Damona.
„Nadal, bez końca kręcę się w kółko” – pomyślał.
Poczuł rękę Nory na swoim ramieniu.
– Chodźmy do domu, Ryanie – powiedziała. – Tam dokończymy rozmowę. Może nie dziś wieczorem. Może jutro, pojutrze. Choć nie mamy za wiele czasu!
Miała rację.
Drgnął, odsunął ramię, jej ręka opadła na blat stołu. Nie spojrzał na nią, wiedział jednak, że na jej twarzy maluje się teraz grymas zranionej sarny. Nie chciał na to patrzeć.
Może dlatego czasem tak bardzo go irytowała: po prostu zawsze miała rację.