Przez pola Wiltshire sunie niespokojnie deszcz. Dochodzi do zbocza wzgórza i zamyka ceremonię. Tłum rozprasza się, ludzie szukają w pośpiechu schronienia, osłaniając głowy swetrami i torebkami. Tylko inspektor Caffery tkwi nieporuszony. Polana pustoszeje, a on stoi jeszcze przez chwilę i rozgląda się bacznie. Woda spływa po flagach, w powietrzu unosi się zapach ziemi i trawy. Wychodzi znów słońce, ale widok deszczu spływającego z dachu pagody jeszcze bardziej pogarsza mu nastrój, wręcz go dołuje. W końcu Caffery zbiera się do odejścia. Koszula pali go i drapie. Nigdy nie czuł się dobrze w garniturze, choć chodzi w nim dzień w dzień; ciągnie teraz za kołnierzyk i rozluźnia krawat. Przy końcu dróżki, tuż przy parkingu, czekają na niego dwie kobiety. Pierwsza to Jacqui Kitson w narzuconym na ramiona jasnym prochowcu, a druga, również na niebotycznych obcasach i w dopasowanej sukience, to sierżant z jego jednostki: detektyw Paluzzi. Trzyma ociekający wodą parasol, a drugą ręką podpiera się stanowczo pod bok. Nie wygląda na zachwyconą.
Caffery wpycha krawat do kieszeni. W głowie dalej czuje bolesne pulsowanie. Jest pewien, że choćby najkrótsza rozmowa rozłupie mu czaszkę na dwie części. Odsłoni to coś, co od kilku dni narasta w jej wnętrzu.
– Wszystko gra?
– Uhm. – Sierżant kiwa głową.
– Co mogę dla ciebie zrobić?
– Rozmawiałam właśnie z szefem. Zasugerował, żebyś może odwiózł Jacqui do hotelu.
Na chwilę zapada cisza. Caffery czuje, jak Paluzzi sonduje jego reakcję. Dobrze wie, jak go uraduje ta nowina.
– Na komendzie cisza i spokój. Nic się nie dzieje, poradzą sobie bez ciebie. Wyświadczyłbyś uprzejmość Jacqui, poza tym byłoby miło, gdyby prasa zobaczyła, jak traktujemy obywateli.
– Nie musisz się obawiać. – Jacqui Kitson uśmiecha się, pobrzękując bransoletami. Na jej górnych zębach widać smugę szminki. – Na pewno cię nie zjem.
Dłoń Caffery’ego odnajduje pod krawatem w kieszeni gładką metalową oprawkę papierosa elektronicznego. Próbuje rzucić, ale w chwilach takich jak ta wie, że nic z tego.
– Będziesz musiała zaakceptować mój wóz w takim stanie, w jakim jest.
– Wcale mi to nie przeszkadza. Poczuję się jak za dawnych czasów.
Jako osoba nadzorująca śledztwo w sprawie zaginięcia córki Jacqui spędził mnóstwo czasu w jej towarzystwie. I zawsze czuł się u jej boku trochę skrępowany. Prowadząc teraz Jacqui do samochodu, czuje na sobie wzrok Paluzzi. W zasadzie ją lubi, to osoba, która zawsze bierze jego stronę, ale ostatnio uderza w sarkastyczne tony. Robi uwagi na temat jego wieku: tego, że jest dobrze po czterdziestce, a jeszcze się nie ożenił. Sama niedawno się rozwiodła i Caffery stale wyczuwa sugestię, że czuje się samotna i spragniona towarzystwa. Otwierając drzwi i przytrzymując je Jacqui, Caffery wciąż czuje na plecach spojrzenie Paluzzi. Akurat, myśli. Nie ten adres, koleżanko.