Zachodnia Anglia to jedyne miejsce na małej słotnej wyspie zwanej Wielką Brytanią, gdzie podobno panuje lato. Chodzą słuchy, że nazwa Somerset wzięła się od plemienia zwanego letnim ludem, który sypiał pod gołym niebem i pląsał w promieniach słońca. Prawda jest taka, że choć zachód jest cieplejszy niż reszta Anglii, jest także bardziej deszczowy. Trudno o bardziej tropikalne miejsce na mapie Wielkiej Brytanii niż ten ogrzewany przez Golfsztrom region. Zdjęcia rosnących na wybrzeżu palm mogłyby udawać pocztówki z Karaibów. Rododendrony z ich nieco erotycznymi kwiatostanami uważa się tu za chwasty.
Caffery mieszka tu od trzech lat i stopniowo przyswaja sobie tutejsze obyczaje. Wie już, że zamiast korków, zapachu spalin i pasażerów dojeżdżających do pracy ociekającymi deszczem autobusami spodziewać się raczej może stada owiec pędzonego jezdnią do domu albo krów błąkających się na niebezpiecznych zakrętach. Duszącego zapachu rzepaku wiosną i nawozu jesienią. Wie już, że gdy człowiekowi właśnie się zdaje, że lato jest tuż-tuż, na zachodzie ciągle pada.
Dziś po południu leje jak z cebra; krople odbijają się od ziemi i zostawiają na oknach błotniste szramy. Caffery siedzi w kuchni, z twarzą podświetloną ekranem iPada. Łokieć trzyma na stole, ssie swojego elektronicznego papierosa i wbija nieobecne spojrzenie w oleiste strużki deszczu. Rozmyśla nad tym, dokąd zabrnął i co to oznacza.
Popołudnie spędził na rozmowach telefonicznych. Dzwonił do rozmaitych osobistości i starannie dobierał słowa, uważając, z kim i jak rozmawia. Korzystał też z sieci, skacząc ze strony na stronę w poszukiwaniu wiadomości o Dereku Yatesie, które uzupełniłyby to, czego dowiedział się od swoich informatorów.
Na razie wie tyle: Derek Yates, urodzony w 1948 roku (czyli ma teraz sześćdziesiąt sześć lat), obracał się w kręgach Pendereckiego. W 1989 dopuścił się przerażającego ataku na jedenastoletnią dziewczynkę, za co dostał odsiadkę w Belmarsh – gdzie, domyśla się Caffery, zapoznał się z niektórymi członkami siatki pedofilskiej, czyli z Pendereckim i Carlem Lambem, bratem Tracey. Po ataku współwięźnia, który skończył się dla niego obrażeniami wewnętrznymi, Yates został zabrany z Belmarsh i osadzony w oddziale o zaostrzonym rygorze w Long Lartin – więzieniu kategorii A, do którego należy największa w Europie nowoczesna placówka izolacyjna typu supermax.
Long Lartin mieści się na zachodzie, niedaleko obecnego miejsca zamieszkania Caffery’ego. Przechodzi go dreszcz na myśl, że przez cały czas miał tego gościa tak blisko. W aktach sądowych zanotowano, że osadzono go właśnie tu, bo ma w okolicy rodzinę. Zwolniono go ostatecznie w 2005 roku, ledwie na rok. Do 2006 zdążył już ponownie popełnić wykroczenie i wylądować z powrotem w oddziale o zaostrzonym rygorze w Long Lartin, gdzie przebywa do dziś.
Czy wie, co mogło się stać z Ewanem? Nikła szansa, ale Caffery’emu nic więcej nie zostało.
Okazało się, że Dereka Yatesa niezbyt trudno namierzyć, w Internecie znalazł masę informacji na jego temat. Napisali o nim nawet w „Guardianie”. Dziennikarz dostał zgodę na przeprowadzenie wywiadu, gdy zbierał materiały do artykułu o więźniach Long Martin oczekujących na przeniesienie do zamkniętych szpitali psychiatrycznych.
Yates sprawia wrażenie nieco stukniętego – plecie coś o rządzie, klawiszach i systemie, i chce się koniecznie wynieść ze ściśle strzeżonego skrzydła „Perrie” – ale Caffery czyta uważnie cały wywiad, zastanawiając się w trakcie lektury, co może z niego dla siebie wyciągnąć.
Zgodnie z „Przepisem nr 45” Yates został poddany izolacji, ponieważ z uwagi na popełnione zbrodnie może być narażony na niebezpieczeństwo… Ma niewielu znajomych… najczęściej odrzuca prośby o widzenie, choć ma pewnego stałego gościa – nie członka rodziny, lecz byłego więźnia z innego oddziału. „Kiedy jeszcze siedział, nie dopuszczali go do mnie – bo ja to ja, a on to on”. Poza tym wiedzie samotnicze życie… więźniowie uważani za psychicznie chorych są nazywani w więzieniu „fraglesami”… Czy Yates jest psychicznie chory?… „Słyszę czasem głosy – mówi. – Bywa, że trudno mi zachować spokój. Lekarze twierdzą, że pewnie powinienem być w szpitalu. Nie tu”.
Ale Caffery’emu nie udało się umówić na widzenie z Yatesem. Zadzwonił do Long Lartin, podając się za jego znajomego, i system bez końca odsyłał go od jednego numeru do drugiego. Korzystając ze specjalnej linii dla odwiedzających, należy podać numer zgłoszenia. Kiedy Caffery tego nie robi, kobieta po drugiej stronie pyta otwarcie:
– Skąd pan wie, że pan Yates odbywa tu karę?
– Ale odbywa, prawda?
– Wprowadzę pański wniosek do systemu, a jeśli on tu jest, skontaktuję się z panem i poinformuję, czy zechce porozmawiać. Ale mówię panu od razu, że nic z tego nie będzie.
– Dlaczego?
– Jeśli naprawdę jest pan jego znajomym, zna pan odpowiedź na to pytanie.
Caffery dzwoni do administracji, ale i tu nie udaje mu się nikogo przekonać. Wyjaśnia, że pracuje w wydziale do spraw poważnych przestępstw, bada sprawę, z którą powiązany był luźno Yates, i musi bezzwłocznie skontaktować się z więźniem. Ale kobieta po drugiej stronie linii jest nieugięta. Musi postępować zgodnie ze zwykłą procedurą: wydział musi zdobyć nakaz sądowy i przekonać się, czy pan Yates zareaguje na wniosek przychylnie. Jeśli odmówi, Caffery może jedynie zwrócić się do naczelnika z pisemnym uzasadnieniem swojej prośby. Obiecuje, że przedłoży jego prośbę Derekowi Yatesowi, ale wyjaśnia, że jest bardzo ostrożny, jeśli chodzi o przyjmowanie gości.
– Musiałby pan być dla niego kimś bardzo ważnym, żeby zechciał złamać swoje zasady. Odwiedza go tylko jedna osoba – słyszy.
– Kto taki?
– Jeśli rzeczywiście jest pan funkcjonariuszem policji, wie pan z pewnością, że nie wolno mi odpowiadać na to pytanie.
Tak więc jego wniosek utknął w systemie. To może potrwać kilka dni. Został mu tylko cień podejrzeń, nic, czego można by się uchwycić. Skronie uciska mu ból, grozi nawrotem. Caffery zamyka oczy i przykłada mocno palce do głowy.
Jeszcze raz, powtarza sobie, jeszcze raz. Wróć, skąd przyszedłeś.
Gdzieś musi się znaleźć odpowiedź…