Byłoby lepiej, uznaje Oliver, gdyby mężczyźni po prostu zamordowali jego i jego rodzinę natychmiast po przekroczeniu progu domu. Ten rozciągnięty w czasie proces jest nie do zniesienia. Dziesięć lat temu, ba, jeszcze rok temu, Oliver byłby zdolny jakoś temu zaradzić. Rozwarłby siłą to nienowe już łóżko, do którego go przykuli. Fragmentem mebla mógłby wybić okno – po tej stronie budynku są tylko dwa piętra, bez trudu przeżyłby upadek. Jednak lekkie szarpnięcie w okolicach mostka przypomina mu przykrą prawdę: ta próba mogłaby go kosztować życie.
A gdyby tak zginął, to jak daleko posunęliby się napastnicy? Co mogliby zrobić pozostałym członkom rodziny? Matildzie, Lucii. Słyszał wcześniej krzyki i przepychanki. Przez chwilę Lucia wrzeszczała – wrzeszczała wniebogłosy. Nie mógł odróżnić słów, ale słyszał nadbiegających mężczyzn. Nie ma pojęcia, co się dalej stało.
W głowie Olivera zaczyna już świtać pewna teoria na temat tych dwóch mężczyzn i ich tożsamości. Składają się na nią liczne niuanse: na przykład naturalność, z jaką Honey i Molina odgrywają swoje zmyślone role inspektora i sierżanta dochodzeniówki – drugi instynktownie podlega pierwszemu. I sposób, w jaki trzymają ręce – lekko odsunięte od ciała, jakby mięśnie nie pozwalały im się całkowicie rozluźnić, jakby od wielu lat popisywali się taką postawą. Metody, którymi się posłużyli, gdy odprowadzali kobiety na piętro, także co nieco zdradzały. Kiedy Lucia zaczęła się szamotać, Molina wykręcił jej rękę w nadgarstku i bez trudu obezwładnił. Ta odmiana dźwigni wiele Oliverowi mówi.
Nie jest pewien, czy to oznacza, że rodzina ma szanse przeżyć.
Czy wprost przeciwnie.
Cokolwiek ich spotka, zostanie zarejestrowane przez jego kamery przemysłowe, które przesyłają obraz bezpośrednio na dysk twardy umieszczony dyskretnie pod schodkami w jednej z wieżyczek. Montaż przebiegał w ścisłej tajemnicy, Oliver zmieniał kilkakrotnie wykonawcę, żeby zatrzeć tropy. Nawet Matilda nie zna rozmieszczenia kamer – w końcu przestała pytać. Oliver żałuje jedynie, że uległ Lucii i nie objął nadzorem jej pokoju. Cokolwiek go tu spotka, nie zostanie nagrane.
Nieczęsto tu wchodzi; odkąd Kable zamordował Hugona i Sophie, Lucia maluje ściany albo na czarno, albo na fioletowo. W oknie wisi zasłona z czarnego woalu w czerwone czaszki. Oliver zwykle wzbrania się przed oglądaniem wybranych przez Lucię dekoracji ściennych.
Znajduje się tu zegar w kształcie gitary elektrycznej, a obok proste zdjęcie ciemnowłosej kobiety w niebieskiej sukni balowej, odchylonej w taki sposób, że jej białe piersi są niemal całkiem odsłonięte. Mężczyzna obejmujący ją w talii – Oliver przypuszcza, że to mężczyzna – ma postawiony kołnierz w kształcie skrzydła nietoperza i fular. Długie czarne włosy ma zaczesane na jedną stronę, a jego twarz jest całkiem biała poza podkreślonymi na czarno oczami i uszminkowanymi wargami. Oliver nie ma pojęcia, kim może być ta para, chociaż wie, że dla jej córki to ktoś ważny. Drugi plakat mówi mu coś więcej: przedstawia Patty Hearst w jej oliwkowym stroju bojówkarskim i berecie. Stoi na rozstawionych nogach z karabinkiem M1 wymierzonym w niewidzialnego wroga; w tle widać siedmiogłową czarną kobrę na pomarańczowym tle – symbol Symbiotycznej Armii Wyzwolenia.
Otwierają się drzwi i Oliver odwraca gwałtownie głowę. W progu stoi osobnik zwany Moliną, w rękach niesie tacę. Znajdują się na niej talerz z jedzeniem i szklanka wody. Molina wchodzi do pokoju i ostrożnie stawia tacę na podłodze, w zasięgu rąk Olivera.
Oliver wpatruje się w tacę, a jego knurze serce kołacze jak oszalałe. Obok wody leżą na tacy jego lekarstwa.
– Znaleźliście się tu przeze mnie. Prawda?
Molina patrzy na niego ozięble, ale nie odpowiada.
– Już się spotkaliśmy – ciągnie powoli Oliver. – W jednej z firm, z którymi współpracuję. W której?
– No cóż, panie Anchor-Ferrers, teraz gówno już to pana obchodzi.
– Nie dam wam zrobić krzywdy mojej żonie i córce, bez względu na wszystko – TO akurat mnie obchodzi. Słyszałem krzyki mojej córki – i TO już z całą pewnością mnie obchodzi. Niech pan mi powie, czego chce, i spróbujmy się dogadać jak mężczyzna z mężczyzną.
Molina wzdycha. Kręci głową, jakby srodze się zawiódł na Oliverze, odwraca się bez słowa i wychodzi, zostawiając go z zawartością tacy.