Kajdanki

Ian stoi przy kuchence w kuchni. Ręce ma skute z tyłu kajdankami. Stoi na palcach i próbuje nasunąć kajdanki na wbudowaną w kuchenkę zapalarkę, która kształtem i rozmiarem idealnie odpowiada kluczykowi. Wygina się i wykręca z wysiłku. Widział tę sztuczkę u Honiga, ale teraz dociera do niego, że to o wiele trudniejsze, niż mu się zdawało.

Honig leży na łóżku polowym i majstruje bezmyślnie przy wielkim kubku spienionej latte. Na jej powierzchni usypał z kakao kształt kobiecego biustu i teraz zdejmuje łyżeczką piankę z prawej piersi. Wkłada ją do ust i przymyka oczy, delektując się smakiem. Pogwizduje pogodnie pod nosem – ten dawny numer filmowy ze sceny, w której Dustin Hoffman grzmoci panią Robinson.

Ian przekręca się na bok i wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kajdanki nagle się rozpinają. Ian strzepuje dłonie, masuje nadgarstki i patrzy na kajdanki. To nie taka wielka filozofia. Tym razem wystarczyły mu trzy minuty. Bardzo dobrze. Powtarza manewr. Tym razem niecałe trzy minuty. Ian jest specem od urządzeń elektronicznych i sieci, wirusów komputerowych i przetwarzania obrazu, a nie od sztuczek uzbrojenia ani innych rzeczy tego typu – te są domeną Honiga. Tym uwolnieniem zadziwił nawet samego siebie.

Już chce spróbować kolejny raz, ale Honig kręci głową.

– Nie, nie – nie tak.

Wstaje i z wyciągniętą ręką przechodzi przez kuchnię.

– Dawaj.

Ian waha się przez chwilę. Obaj są zatrudnieni w pionie do spraw bezpieczeństwa w firmie zwanej Gauntlet Systems. Nie jest to firma brytyjska, lecz międzynarodowa korporacja z siedzibą główną w Nowym Jorku. Ian pracuje tam od pięciu lat, a Honig – od ośmiu, co, przynajmniej teoretycznie, daje mu przewagę. Ian chętnie by się sprzeciwił, ale nie robi tego. Podaje posłusznie kajdanki.

Honig zaczyna się w nie zapinać, żeby udowodnić, że to żadna sztuka. Ian podchodzi do swojego niezaścielonego łóżka, na którym leży jego torba. Zaczyna wypakowywać sprzęt wideo, w który zaopatrzyła ich Gauntlet Systems na potrzeby tego zadania. Nie zdążył jeszcze skończyć, gdy słyszy szczęk rozpinanych kajdanek. Honig podnosi je triumfalnie.

– Tadam! – mówi poważnie. – Jak w tym filmie Man from Beyond, co?

– Brawo, brawo. – Ian zdejmuje osłonę obiektywu i zaczyna ustawiać ostrość. Jako fachowiec od spraw technicznych to on ma wszystko nagrywać, bo właśnie tego chce i za to płaci im szef, Pietr Havilland. Ian przygląda się uważnie przyciskom kamery. Majstruje przy ustawieniach kolorów i balansu bieli. Robi kilka próbnych ujęć i patrzy w wyświetlacz.

– Zaczynamy?

Honig ziewa i patrzy na zegarek.

– Nie pali się. Niech jeszcze poczekają. Tu chodzi o wyobraźnię.

– O wyobraźnię?

– Słyszałeś chyba, co powiedziałem. Płacą nam tak słono po to, żebyśmy im namieszali w głowach. Zwykłe tchórzliwe zabijaki gówno zarobią – za tyle to się nawet nie opłaca ruszać dupska z wyra. A my dostajemy konkretną kasę. A dlaczego? Bo mamy być pomysłowi. To dlatego wzięli właśnie nas.

Znów zapina kajdanki i wspina się na palce, po czym uwalnia się po raz drugi.

– A wiesz, kto naprawdę miał wyobraźnię? – Zrzuca kajdanki, podchodzi do stołu i sięga po swój kubek. – Ten cały Minnet Kable. No wiesz, te jego morderstwa? Zajekurwadziwne.

Ian ćwiczy ruchy kamery – zaczyna od zbliżenia stojącej na stole miski z owocami, potem rozszerza ujęcie na okno, przestawia ostrość. Honig tylko się popisuje. Udaje, że dokładnie wie, co przydarzyło się tym nastolatkom, a tak naprawdę wie tylko tyle, ile mu zdradził Pietr Havilland.

– No wiesz, ta sprawa z jelitami – ciągnie Honig. – Czy można posunąć się jeszcze dalej? I do tego to czatowanie w jamie – nadchodzą ofiary, a on łup! – i na nich.

– Nie wiadomo, czy czatował.

– Wiadomo.

– Skąd?

– A to co, kurwa? Inkwizycja hiszpańska? Tak było. Anchor-Ferrers powiedział to Havillandowi, jak mu sprzedawał Wilka. Że tym się inspirował. A ty przez cały czas będziesz taki upierdliwy?

– Przepraszam – mówi z wahaniem Ian. – Nerwy mi puszczają.

To najwyraźniej uspokaja trochę Honiga. Nakłada sobie łyżeczką do ust resztę latte. Obserwuje uważnie Iana, jakby miał co do niego poważne wątpliwości. Płucze kubek i odstawia go na suszarkę.

– Spieprzyliśmy sprawę, że zgubiliśmy psa, i nie możemy sobie już pozwolić na następną skuchę. Za miękki jesteś dla dziewczyny – zauważyłem, że gdy teraz byliśmy na górze, nawiązałeś z nią kontakt wzrokowy.

– Dla dziewczyny? Lucii?

– Lucii? – Honig kręci głową. – Lucii? Widzisz? Właśnie o to mi chodzi. Używasz jej imienia.

– Staram się być zawodowcem.

– Zawodowcem? Jeśli jesteś prawdziwym zawodowcem, to zapomnisz, co ci podpowiada ten twój nędzny fiutek. Trzeba cię ukrócić po tym, co się stało w Nowym Jorku.

Ian czuje przypływ gniewu na wzmiankę o Nowym Jorku. Nie ma takiego doświadczenia w branży jak Honig. To ich pierwsza praca w duecie i początki nie są najlepsze. Ian został wyznaczony do tego zadania, bo ma łeb do spraw technicznych i w młodości mieszkał w tej części Somerset, więc zna okolicę. Doskonale nadawał się więc do rozpoznania i przygotowania gruntu pod całą akcję. Ale gdy Pietr Havilland instruował ich ostatniego dnia w nowojorskim biurze Gauntlet Systems, nieoczekiwanie uzupełnił scenariusz o całkiem nowy element.

Oznajmił im, że chce wykorzystać „wilczy mord” do zasiania jeszcze większego zamętu w głowie Olivera.

Ian się wściekł. Uznał to za niepotrzebne i niebezpieczne. Można nastraszyć rodzinę na inne sposoby, tyle powiedział Havillandowi. Przypomina sobie teraz jego minę. Przypomina sobie Honiga stojącego na tle okna, z panoramą miasta w tle i twarzą pobladłą ze zgorszenia. Bo Pietrowi Havillandowi nikt się nie sprzeciwia.

Ian dość szybko się opamiętał. Zrozumiał, że nie ma co dyskutować. Wiedział, że ta praca to zrządzenie losu i musi uważać, żeby się nie wychylać. Stłumił w sobie oburzenie i przeprosił za swój wybuch. Zgodził się wykonywać polecenia. Nie był wtedy z siebie dumny i zdaje się, że Honig nie zapomniał o tym incydencie.

– No! – Honig podchodzi z powrotem do kuchenki i zapina kajdanki. – To zaczniesz traktować tę dziewczynę na górze jak każdą inną ofiarę. Rozumiemy się?

– Rozumiemy.

– Dobrze. – Wskazuje głową kamerę. – Ustrojstwo ustawione?

– Uhm.

– To ujęcie na mnie.

Ian nagrywa, a Honig zrzuca kajdanki, uśmiecha się i przystawia je do kamery.

– Niech żyje firma, niech żyje Wilk.

Wznosi pięść w geście zwycięstwa.

– I vive le sadisme!