O dziewiątej, gdy Oliver spodziewa się tacy z płatkami śniadaniowymi, kawą i tabletkami, do pokoju wchodzą obaj mężczyźni. Bez tacy. Oliver mimo woli zaczyna drżeć na całym ciele. Czyli to już. Teraz wyprowadzą go na korytarz, gdzie zobaczy zawieszoną córkę. Spuszcza wzrok. Jest już teraz bardziej niż pokorny.
Ale zamiast go wyciągać i podklejać mu górną powiekę, mężczyźni siadają. Nie odzywają się przez dłuższą chwilę i Oliver ośmiela się w końcu podnieść wzrok. Obaj siedzą pochyleni z łokciami wspartymi na kolanach i obserwują go. Ich miny niepokoją go bardziej, niż zaniepokoiłoby go wywleczenie na korytarz, bo coś się zmieniło. Ten wysoki, Honey, jest jakiś pobudzony, skóra połyskuje mu lekko od potu. Wyglądają, jakby mieli obwieścić czyjś zgon.
– Co? Co się dzieje?
Cisza się przedłuża i Oliver czuje, jak pulsują mu skronie. W końcu przemawia Honey:
– Miał pan łagodny atak serca, tak? Jakiś rok temu.
– Tak. – Oliverowi drga podbródek. – A co?
– A to, że zawdzięcza mu pan życie. Bez niego nigdy by się pan nie dowiedział, że coś nie gra, nigdy by się pan nie dowiedział, że potrzebuje operacji, byłby pan na ostatniej prostej do zawału jak się patrzy. Organizm pana ostrzegł, dał panu szansę. Teraz dostaje pan kolejne ostrzeżenie i kolejną szansę.
Macha ręką, wskazując siebie i tego małpowatego Molinę.
– Mój wspólnik i ja jesteśmy niczym ten atak serca: dajemy dyskretne ostrzeżenie. Mamy pana nauczyć życia w milczeniu. I tyle. Gdy to wszystko się skończy, będzie pan niekwestionowanym specjalistą od milczenia.
– Milczenia?
– Pańska książka.
Oliver wypuszcza powietrze.
– Tak – mówi. – Książka. Tak przypuszczałem. Ale jak się dowiedzieliście? Trzymaliśmy to w tajemnicy. Oprócz mnie wiedział tylko mój agent.
– Ach tak, jaśnie państwo z Bright and Fullman. Ci, co to otrzymali pańską książkę i próbują znaleźć dla niej wydawcę. Prosimy tylko o jedno: o telefon do nich z informacją, że zmienił pan zdanie.
Oliver wpatruje się w jasne oczy Honiga.
– Czyli z powodu jakiegoś fragmentu książki ktoś nie chce dopuścić do jej publikacji? Kto?
Honey kręci głową.
– Tego pan się nigdy nie dowie.
Oliver przenosi spojrzenie na Molinę i z powrotem na Honeya. Znów zastanawia się, co się zmieniło, co ich tak niepokoi. Czyżby ktoś powiadomił służby? Może lekarz chciał sprawdzić, jak się czuje, i wszczął alarm. Albo Ginny, gosposia. Albo Kiran?
– No nie wiem – mówi. – Sam pan wcześniej mówił, że nie dotrzymuje obietnic.
– Niech pan się zastanowi: dzwoni pan do agenta, wycofuje rękopis… a ja wracam do swoich złych nawyków, łamię obietnicę i pozbywam się pana i dwóch dam. Wasze ciała wypływają gdzieś w dokach. Jaśnie państwo Bright and Fullman chyba co nieco skumają, no nie? A skoro tak, to doniosą władzom. A wtedy wszystkie nazwiska z tego rękopisu znajdą się pod dosyć groźną lupą. Jeśli z kolei powie pan agentowi, że rezygnuje z książki z powodów osobistych, życie toczy się dalej jakby nigdy nic… – Wzrusza ramionami. – No cóż, mogę się mylić, ale coś mi się zdaje, że w takiej sytuacji nikomu nie włączyłaby się lampka.
– Powiedzmy, że dzwonię do agenta, wycofuję książkę. Wy wyjeżdżacie. Dlaczego po waszym wyjeździe nie miałbym zmienić zdania?
Honey unosi brwi.
– Nawet pan nie jest taki durny. Po tym, coście tu przeszli? A jeśli mowa o naszym mocodawcy… chyba uwierzył już pan trochę w jego siłę przekonywania. Następnym razem może już nie być taki delikatny.
Honey ma rację, pal licho władze, nieważne, czy policja jest w drodze. Potentaci branży zbrojeniowej to najwytrwalsi, najbardziej zdeterminowani ludzie na świecie. Ci dwaj nie są niezastąpieni; nawet jeśli ta operacja zakończy się ich aresztowaniem, w kolejce ustawi się z pewnością ktoś następny, równie nieprzyjemny, równie bezwzględny. Oliver liczy, że ich zdemaskuje. I to szybko. Zegar bije.
– Gdybym się dowiedział, kto was zatrudnił, sprawy przybrałyby całkiem inny obrót. Mógłbym was dopaść. A gdybym dotarł do was odpowiednimi kanałami, mógłbym wykończyć firmę.
Honig potwierdza łaskawym skinieniem głowy.
– Istotnie, mógłby pan. Ale jak już wspomniałem wcześniej, nigdy do tego nie dojdzie. Nigdy się pan nie dowie, dla kogo pracujemy.
Oliver przykłada palec do skroni. Boli go głowa.
– Czyli jeśli wycofam książkę, puścicie nas wolno?
– Taka jest w zasadzie idea ostrzeżenia.
– I już nigdy nas nie nawiedzicie – mnie, mojej rodziny?
Honig skłania głowę – niczym kelner w luksusowym hotelu, w którym nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli tylko poprosi o nie odpowiednia klientela.
– Oczywiście, że nie. Ale tik-tak, tik-tak. – Unosi nadgarstek i pokazuje Oliverowi swój zegarek. – Nie możemy czekać w nieskończoność, sam pan rozumie.
Oliver zaciska usta. Zdaje się, że nie ma wyboru. Zerka na fioletową ścianę, na której wisi zegar w kształcie gitary.
– Biuro otwierają o wpół do dziesiątej – mówi. – Czy telefon już działa?