Gauntlet Systems

Oliver dotyka ostrożnie siniaków na szyi. Honey ma łapy jak obcęgi. Jak stalowe pręty. Wyszkolili go tak, jak i innych ochroniarzy z Gauntlet. To przeważnie byli wojskowi – wielu wyciągnięto z szeregów Legii Cudzoziemskiej, która ostatnio może i próbuje wygładzić swój wizerunek, ale zdaniem Olivera to nadal śmietnisko wszelkiej maści desperatów. Opuszczają legię i mają jeszcze mniej szacunku do człowieka niż wówczas, gdy do niej wstępowali.

Ale nie są też niezwyciężeni. Co właśnie wykazał.

Już po południu. Siedzi w pokoju i od kilku godzin nikt do niego nie zajrzał. Z dołu dobiegają go gniewne, kłótliwe szepty. Rozmowa telefoniczna Olivera zasiała w ich głowach zamęt i próbują teraz wykombinować, jak się wydostać z tej pułapki. Bo Oliver może i ma teraz związane ręce, ale zyskał nad nimi przewagę, bo ich rozpoznał.

A potrzebował tylko jednego zdania Honeya, gdy ten wspomniał o Minnecie Kable’u czatującym w jamie. Już wiedział.

Nigdy nie ukrywał przed klientami, co go natchnęło do zaprojektowania Wilka – producenci broni nie należą do ludzi, którzy przejęliby się morderstwem dwojga nastolatków; widzieli rzeczy o wiele, wiele gorsze. Co więcej, można odnieść wrażenie, że z pewną lubością wysłuchują genezy powstania jego systemu, osobistej i głęboko poruszającej historii pary zranionej jednym ciosem, przełożonej na naukową inspirację budowy Wilka. Tylko że Oliver nigdy nie wspominał o tym, jak dokładnie Minnet Kable zaszedł parę tego wieczoru. Nikt do końca nie wie, co zaszło, i nikt nigdy nie sugerował, że Kable czekał na Hugona i Sophie ukryty w jamie. Nikt nawet nie potwierdził ostatecznie istnienia tej jamy, a historyjkę o tym, że Kable urządził tam na nich zasadzkę, Oliver wymyślił tylko raz. Jeden jedyny raz.

Tego wieczoru, gdy próbował sprzedać torpedę Wilk Pietrowi Havillandowi.

Pamięta, jak siedział w L’Escargot w Soho, a Havilland strzepnął swoją wykrochmaloną białą serwetkę i zabierając się do jedzenia, powiedział: z tego, co słyszę, panie Anchor-Ferrers, Wilk cieszy się doskonałą opinią…

Havilland znany był z tego, że niełatwo mu coś sprzedać. Oliver wiedział, że firma Gauntlet włożyła miliony w budowę podwodnego, zdalnie sterowanego schronu, czegoś w rodzaju garażu, w którym pocisk miałby wyczekiwać cierpliwie na swoją ofiarę. Wilk musiał być kompatybilny z istniejącym sprzętem Gauntlet, więc Oliver ubarwił opowieść o zabójstwach, żeby powiedzieć to, co Havilland chciał usłyszeć. Nakreślił obraz Minneta Kable’a, który namierzył parę nastolatków w miejscowym barze i śledził ich, aż odkrył, że często wybierają się na schadzki do Oślego Lasku.

Skoncentrowany na ich wyglądzie, głosie, zapachu, dokładnie tak jak wilk, przyczaił się w jamie, aż wyczuł w okolicy ich znaki charakterystyczne. Oliver wyjaśnił Havillandowi, że tak właśnie wyobraża sobie torpedę Wilk startującą z podwodnego schronu Gauntlet.

Tylko firma Gauntlet Systems otrzymała tę zmyśloną wersję historii zbrodni. Żadna inna. Wiadomo zatem, że Honey i Molina pracują dla Gauntlet. Oliver rozpoznaje Molinę nie dlatego, że jest on aktorem lub politykiem, ale dlatego że spotkał go gdzieś na korytarzach centrali Gauntlet Systems w Nowym Jorku.

W agencji literackiej nie zainteresują się wcześniejszą rozmową telefoniczną; uznają po prostu, że coś ich rozłączyło. Jeśli spróbują się do niego dodzwonić, minie trochę czasu, zanim ktoś się zorientuje, że w domu „Pod Wieżyczkami” dzieje się coś niedobrego. Ale nazwa „Gauntlet” dotarła, gdzie trzeba, i mężczyźni na dole mają teraz nie lada dylemat. Nie wspominając już o tym, że z niewiadomego powodu po okolicy krąży policja. Może to nie pracownicy agencji literackiej, a ktoś całkiem inny postanowił wszcząć alarm.

Głosy dochodzące z kuchni stają się coraz głośniejsze, coraz bardziej poirytowane. Oliver zdaje sobie sprawę, że nadal jest niewielka szansa, iż złość i desperacja popchną ich do zamordowania rodziny, a następnie do ucieczki, ale to by oznaczało koniec ich kariery – w najlepszym razie. Mieliby wówczas na karku i Gauntlet, i policję. Ukryte kamery zarejestrowały niemal wszystko, co działo się w domu, a Oliver wierzy, że teraz, gdy nazwa „Gauntlet” trafiła, gdzie należy, pałeczkę przejmie John Bancroft, jego detektyw. Bancroft już dopilnuje, żeby sprawiedliwości stało się zadość.

Odwraca róg dywanu, oblizuje końcówkę flamastra, żeby wydobyć pozostały tusz, i zaczyna pisać.

Za tym wszystkim stoi Pietr Havilland z Gauntlet Systems. Współpracowałem z tą firmą przez sześć miesięcy, w okresie jej najbujniejszego rozkwitu. W ciągu dwóch lat wartość jej aktywów rosła w postępie geometrycznym, co zaowocowało globalną dominacją w sektorze zbrojeniowym. Havillanda całkiem słusznie przerażają informacje, które zawarłem w autobiografii, ponieważ przez wiele lat tuszował niemoralne praktyki w swojej firmie.

Podczas wdrażania podwodnego programu zbrojeniowego Gauntlet nie udało się uniknąć wypadków. Mowa w szczególności o próbach prowadzonych u wybrzeży Afryki, które skończyły się katastrofą i pociągnęły za sobą ofiary w ludziach. Oliverowi zaczyna już brakować miejsca. Podnosi róg dywanu nieco wyżej i zmienia pozycję, żeby dopisać datę tego konkretnego wypadku. Maj 2007. Dopisuje jeszcze Port Nacala, Mozambik.

Gdy pisze słowo „Mozambik”, z dołu, niemal jak komentarz, dobiega go charakterystyczny dźwięk brzęczyka zamontowanego przy bramie elektronicznej. Zamiera, a flamaster w jego dłoni pozostawia na tkaninie krzykliwą niebieską plamę. Pomału, pomalutku unosi głowę w stronę okna. Brzęczyk rozbrzmiewa raz jeszcze. Na twarz Olivera powoli wypływa uśmieszek.

Niecałe pół mili stąd ktoś stoi przy bramie i domaga się, by go wpuszczono. I nic nie wskazuje na to, by łatwo ustąpił.