Guma Balonowa

Ian Geek upija się mocno i prymitywnie. Minęła już północ, ale on nalega, żeby usiedli przy stole i pogadali „jak cywilizowani ludzie”. Honigowi niełatwo teraz rozmawiać. Jeszcze nie do końca w to wszystko uwierzył, a serce kołacze mu w piersi jak oszalałe. Ale siada i stara się uczestniczyć w rozmowie, a jego mózg przetwarza jednocześnie nowe informacje.

Naprzeciwko niego siedzi potwór. Człowiek, który chętnie robi ozdoby z wnętrzności innego człowieka. Honig nie doszedł jeszcze dlaczego, chociaż pytał na okrągło o powód tej wendety. Skąd ta złość? Za każdym razem dostawał tę samą, wypowiedzianą z kamienną miną odpowiedź: bo ich nienawidzę. Nie pytaj więcej.

Honig musi więc sam wypełnić luki. Wyobraża sobie, że Ian Geek wstąpił do legii ze świadomością, że to bezpieczne schronienie, na wypadek gdyby Minnet Kable zmienił swoją wersję. Czy przewidywał, że Gauntlet wejdzie w konflikt z Anchorem-Ferrersem? Czy to szczęśliwy zbieg okoliczności to odkrycie autobiografii Olivera za pomocą wirusa w telefonie? Czy to naprawdę był efekt rutynowej inwigilacji? Czy raczej to naciągana historyjka? Całkiem możliwe, że Ian Geek sam powiadomił Gauntlet o swoim istnieniu.

Teraz dopiero staje się jasne, dlaczego wtedy w nowojorskim biurze Geek zareagował takim wzburzeniem. W swoim planie nie przewidywał wskrzeszenia zbrodni Wilka; odegranie tej maskarady musiało mu się wydać bardzo niebezpieczne. Ale dostosował się, uzupełnił swój plan o to zalecenie. Jeśli jest taki elastyczny, że potrafi to zrobić po zaledwie dwudziestosekundowej kłótni z Havillandem, rzeczywiście jest bardzo kompetentny. Szalenie kompetentny.

– No! – Ian Geek otwiera kolejną butelkę wina i napełnia sobie kieliszek. – Zaraz rano. Co robimy?

Honig milczy. Nie bardzo wie, co odpowiedzieć.

– Dobra, coś ci powiem. Tak między nami, sądzę, że mamy już mało czasu.

Ian spuszcza głowę i znacząco wskazuje wzrokiem początek podjazdu, gdzie przeprowadzili rozmowę z policjantami.

– Coś mi się zdaje, że jesteśmy na ostatniej prostej, staruszku. Musisz teraz wymyślić, co powiedzieć Havillandowi, żeby ocalić swoją skórę. Ja i tak już nigdy się z nim nie spotkam – nigdy mnie nie odnajdzie. Rozpłynę się w powietrzu. – Odkłada serwetkę, rozpiera się na krześle, goryle ręce kładzie na brzuchu. – Tak ja to widzę. A ty?

Honig kiwa nieśmiało głową. Twarz mu płonie. Myśli o domu i żonie. W Stanach jest teraz wczesny wieczór i żona pewnie je lody w lodziarni Baskin Robbins obok salonu kosmetycznego. Jej ulubiony smak nazywa się „Amerykański tort urodzinowy”. Ian Geek bez trudu by ją namierzył. Tacy jak on są do tego zdolni. Jest takie stare japońskie powiedzenie: „Bambus przetrwa, bo się ugina, gdyby stał sztywno, toby się złamał”. I Honig, typowy bambus, będzie żył dalej. Wróci do Wirginii, zasiądzie z żoną w tym centrum handlowym i zje „Amerykański tort urodzinowy”. Na razie będzie udawał, że zachowanie Geeka nie robi na nim wrażenia. Jak już się stąd wyrwie, to zda się na łaskę i niełaskę Havillanda. Nie będzie niczego ukrywał. Powie mu prawdę i tylko prawdę. Zwróci mu pieniądze. Woli dziadować, niż dalej brać w tym udział.

– Ianie… – odchrząkuje. – Coś mi się zdaje, że sprawa jest nie do wygrania. Anchor-Ferrers się wygadał, jesteśmy udupieni. Nie dostaniemy pieniędzy, nie zaznamy spokoju. Czyli obaj jesteśmy zbiegami – mówi i odsuwa z szuraniem krzesło. – No, to na mnie już czas. Zostawię cię z tym.

– E-e – Ian Geek wznosi tylko kieliszek. I kręci głową. – Nie. Tak się nie da. Samochód mi się przyda, więc nie możesz go wziąć. A do najbliższej stacji kolejowej idzie się cztery godziny.

– Cztery godziny? Żaden problem. Chętnie się przejdę. Zbiorę swoje rzeczy i już mnie nie ma.

– Przykro mi, ale nie chcę, żebyś tak daleko chodził. Szkoda nóg. Poczekasz na mnie. Wyjedziemy stąd. – Składa razem dłonie, układając palce w kształt strzały wskazującej podjazd. – Dobra? Poczekasz, aż dokończę. Wyjedziemy razem.

– Aż dokończysz?

– No. Dokończę to, po co przyjechałem. To, co chodziło za mną od lat.

Honig opada bezsilnie na krzesło. Bambus przetrwa, bo się ugina. Bambus przetrwa, bo się ugina. Serce kołacze mu w piersi. „Amerykański tort urodzinowy”… Guma Balonowa…

W końcu z trudem się odzywa:

– Dobra. Poczekam. Ale nie chcę znać szczegółów.

– Chyba się nie zdziwisz, jeśli poproszę, żebyś zaczekał w jakimś bezpiecznym miejscu.

– Kiedy do tego dojdzie?

Ian Geek spogląda na zegarek, porusza bezgłośnie wargami i kołysze prawą ręką jak wahadłem, jakby sugerował, że próbuje ustalić czas trwania poszczególnych aktów.

– Muszę się teraz zdrzemnąć, żeby nabrać sił. Zacznę za jakieś cztery godziny. A będę potrzebował ze dwie, może trzy. Lepiej przygotuj sobie książkę, żebyś się nie zanudził.