Jedzie szybko wiejskimi drogami, ścinając zakręty. Tak szybko, że Misiek musi się położyć na tylnym siedzeniu, żeby nie spaść na dywanik. Gdy przyszli po raz pierwszy do domu państwa Frinków, pułkownik wspominał, że ich gosposia nie pojawiła się w pracy. Paluzzi wspominała, że Ginny van der Bolt dorabia sobie sprzątaniem. Caffery sam nie wie, dlaczego nie połączył wcześniej tych dwóch faktów, ale gdy teraz do tego doszło, czuje, że zegar bije coraz szybciej.
Jedzie niecierpliwie w porannym sznurze samochodów. Mija lasy, stare młyny i spichrze. Słońce już wstało i na małomiasteczkowych przystankach autobusowych stoją tu i ówdzie ludzie czekający na autobus do pracy. Widać już pierwsze matki, które przed pracą holują dzieci na darmowe śniadania do szkolnych stołówek. Gdy dociera do Różanego Domku należącego do Ginny van der Bolt, od razu go rozpoznaje. Pukał tu wcześniej i zdecydował, że to nie to, czego szuka. Dziś przystawia twarz do okna w pokoju od frontu, zakrywając dłonią oczy, żeby zasłonić odbijające się światło, i próbuje zajrzeć do przedpokoju. Potem staje w ogródku na tyłach, z założonymi rękami i Miśkiem u nogi, i zastanawia się, co dalej. Włamać się przez okno kuchenne? Zadzwonić do Paluzzi i rozpocząć oficjalne dochodzenie?
– Co ty na to? – zagaduje Miśka. – Znasz tę osobę, która tu mieszka?
Misiek strzyże lekko uszami. Przekrzywia łeb, próbując zrozumieć, o co Caffery’emu chodzi.
A on kręci głową. Nic tu więcej nie wskóra. Znów musi wrócić do punktu wyjścia, przetrząsnąć wszystko, co już zobaczył, i sprawdzić, co mu umknęło.
– W drogę – mówi. – Jedziemy do pułkownika.