WSTĘP

 

 

Mała kolejka, której tory wiją się pomiędzy zwieńczonymi śniegiem górami, po czterdziestominutowej podróży dowozi nas na miejsce. Jak na rzekomy ośrodek turystyczny, miejscowość sprawia wrażenie zbyt niechlujnej i zaniedbanej. Tunel pod torami cuchnie moczem, a jego ściany pokrywają neonazistowskie graffiti. Przed biurem turystycznym (zamkniętym), które było kiedyś poczekalnią dla VIP-ów, stoją pijacy. W kiosku sprzedają łagodne pornosy, bawarskie piwo i tureckie gazety robotnikom, którzy sprawiają wrażenie przestraszonych. A jednak kiedyś ta wiejska stacyjka w Bawarii miała swój okres świetności. Był czas, kiedy ze swoich luksusowych pociągów wysiadali tu królowie i książęta, witani przez poczet honorowy w czarnych mundurach. Przyjeżdżali z całego świata, by złożyć hołd oczekującemu wysoko, jakieś sześćset metrów nad nimi, nowemu władcy Europy, Adolfowi Hitlerowi.

Hitler wysiadł po raz pierwszy na stacyjce w Berchtesgaden w 1924 roku. Dopiero co wypuszczono go z więzienia Landsberg, w którym zamknięto go po nieudanym puczu monachijskim z 1923 roku. Nie miał nic do roboty. W jego nowej partii panował chaos. Był kompletnie spłukany i miał na trzy lata zakaz występowania publicznie. Skierował się prosto na górę wznoszącą się za stacją, aby spotkać się z niejakim, być może na wpół szalonym, Dieterem Eckartem, antysemitą, narkomanem, przywódcą motłochu, „filozofem” bez piątej klepki – i członkiem założycielem Niemieckiej Partii Robotniczej, która była krótkotrwałą poprzedniczką nowej Nationalsozialistische Deutsche Arbeiter Partei – Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników – Hitlera.

Eckart wyłożył młodemu Austriakowi swoje zwariowane koncepcje na temat rasowej czystości Niemców. A co ważniejsze, wprowadził Hitlera do wyższych sfer Monachium i przedstawił go osobistościom niemieckiego wielkiego biznesu – Flicka, Mercedesa, Siemensa, Kruppa i im podobnym – czyli reprezentantom firm, które do dzisiaj zaopatrują nas w samochody, lodówki, pralki i świadczą usługi bankowe. Oni też w niedługim czasie mieli zacząć finansować partię nazistowską.

Eckart został pochowany niecały kilometr dalej, na miejskim cmentarzu Berchtesgaden. Nieopodal, na Bergfriedhof (Górskim Cmentarzu), znajdującym się powyżej stacyjki, spoczywa Paula Hitler, przyrodnia siostra führera, podobnie jak doktor Fritz Todt, inżynier, który zbudował autostrady i Linię Zygfryda.

W latach trzydziestych wszyscy prominenci Trzeciej Rzeszy odwiedzali Górę Hitlera, jak ją wówczas nazywano. Niektórzy posiadali nawet domy na szczytach nad Kehlbergiem. Podobnie jak szefowie mafii, uważali, że mądrze będzie znaleźć się możliwie jak najbliżej „Dona” wszech czasów. Zbudował tu swoją rezydencję Martin Bormann, „brunatna eminencja” Hitlera, Albert Speer, jego architekt, i Hermann Göring, który chełpił się, że jeśli choć jedna bomba spadnie na Rzeszę, będzie można nazywać go Meyer (rzekomo jest to żydowskie nazwisko). Dzisiaj tuż obok tego, co zostało z jego domu, widnieją trzy leje po bombach zrzuconych przez RAF.

Jednakże chyba najgorszy spośród wszystkich czołowych nazistów tylko raz wjechał na górę, aby spotkać się ze swoim führerem, a nawet wtedy zjawił się tam jedynie jako zastępca Reichsführera SS Heinricha Himmlera. Był to wysoki blondyn o wyraźnie zarysowanych kościach policzkowych, charakterystycznych dla urodzonych na wschodzie Niemców, w których żyłach płynęło nieco słowiańskiej krwi. Arogancki, wyniosły, o lodowatym spojrzeniu, napawał lękiem każdego, kto miał z nim do czynienia. Nawet Hitler chyba się go nieco obawiał. Po pierwszym spotkaniu powiedział o nim w prywatnej rozmowie: „To człowiek o sercu z żelaza”. A führer nie wygłaszał takich uwag o swoich poplecznikach bez powodu.

Tym trzydziestoczteroletnim, ubranym na czarno, oficerem był Reinhard Tristan Heydrich. Nie znany wówczas poza kręgami partyjnymi, do pewnego stopnia pozostał takim do dnia dzisiejszego. Niewiele jest opisów jego osoby, chociaż prawa ręka Himmlera, Walter Schellenberg, napisał o Heydrichu po wojnie: „Był wysokim, imponującym mężczyzną, o szerokim, niezwykle wysokim czole, niewielkich, niespokojnych oczach, chytrych jak u zwierzęcia i o niesamowitej sile… Jego wspaniałą figurę psuły szerokie biodra, i ten niepokojąco kobiecy szczegół jego budowy sprawiał, że wyglądał jeszcze bardziej złowieszczo”.

Pierre Huss, który powinien znać go dobrze, stwierdza, że „Heydrich miał umysł i mentalność maszyny liczącej, nigdy nie wybaczał, ani nie ulegał sentymentom… nikt nigdy nie mógł liczyć u niego na szansę albo łaskę”. Natomiast jego żona uważała, że miał „piękne palce”, i powiedziała, że „nigdy by za niego nie wyszła, gdyby nie oczarował jej swoją grą na skrzypcach”.

Świat, o ile w ogóle pamięta tę osławioną postać, wspomina go jako „ojca ostatecznego rozwiązania”, który słusznie został zamordowany na rozkaz… i tu pojawia się pytanie. Czyj rozkaz? Czechów? Brytyjczyków i Czechów? A może nawet brytyjskiej rodziny królewskiej, ponieważ wiedział za dużo o rzekomych powiązaniach Księcia Windsoru z Hitlerem.

Od tego właśnie zaczynają się tajemnice związane z Heydrichem, ale na tym się nie kończą. Dlaczego jego brat, Thomas, zgłosił się na ochotnika na front wschodni, gdzie zaginął bez wieści po zapoznaniu się z dokumentami przekazanymi mu po śmierci brata? Czemu wdowę po Heydrichu ochraniała brytyjska SIS? Kto próbował spalić jej dom, położony na odległej wyspie, na którą uciekła, udając się na dobrowolne wygnanie? Czemu Thomas Heydrich, jego bratanek, występuje w teatrzykach i wiejskich szkołach w całych północnych Niemczech, śpiewając pieśni – pomyśleć tylko – w jidysz? Heydrich musi się przewracać w grobie, gdziekolwiek ów grób się znajduje – bo to też jest tajemnica.

Jednakże największą zagadką jest ta, która dotyka naszych czasów. A mianowicie złota więź pomiędzy gospodarczym imperium Heydricha a nową Europą roku 2000 [pismo pochyłe w tekście jest stosowane przez Autora jako wyróżnienie – przyp. red.]. Książka ta jest skromną próbą wyjaśnienia niektórych z tych tajemnic.