ROZDZIAŁ 38

NOWY JORK, 40°42’N, 74°00’W

PAŹDZIERNIK 1896

– Odnalazłeś poczucie celu? Wydajesz się jakiś inny. Poważniejszy.

Clara rozsiada się na krześle, mrużąc oczy w smużkach dymu. Siedzą w restauracyjnym boksie, a światło nad ich stołem rzuca bezlitosne cienie. Jakob nie widział jej od dwóch lat.

– Dryfowałem w życiu zbyt długo. Miałem zrobić to wcześniej, zarówno dla Franka, jak i dla samego siebie. A teraz inni liczą na mnie.

– Nadal uważasz, że powinieneś w jakiś sposób pomścić Franka?

– Nie powiedziałbym „pomścić”. Ale Armitage wykorzystał śmierć Franka, by poprzeć swoje fałszywe twierdzenia, a ja nie chcę, by nazwisko Franka kojarzono z kłamstwem, z którym nie miałby nic wspólnego, gdyby przeżył.

– Przyznajesz, że to tylko twoje przekonanie.

– Dlatego właśnie muszę dowieść tego ponad wszelką wątpliwość. Prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw. Kolejni ludzie wyruszą w tamte rejony i koniec końców wszystko zostanie ujawnione.

– A co, jeśli Armitage mówił prawdę?

– To będzie oznaczać, że Frank naprawdę jest odkrywcą jakiejś wyspy. Również co do tego nie będzie wtedy wątpliwości.

– A czego pragniesz dla samego siebie? Nie dla Franka, Aniguina czy reszty.

Jakob się uśmiechnął.

– To prawda, chcę nadal badać tamte tereny. Chcę popracować na tamtejszych lodowcach w podobny sposób, w jaki robiłem to w Szwajcarii. Nikt jeszcze nie badał lodowców na tamtej szerokości geograficznej.

Clara zgniata papierosa.

– Mam nadzieję, że ci się to uda. A czy teraz chcesz usłyszeć plotkę, którą mam dla ciebie?

– Oczywiście – odparł z nieco niewyraźnym uczuciem.

– Cóż, zacznijmy od tego – uśmiechnęła się – że Anna się zaręczyła.

– Naprawdę? – Jakob cieszy się, że odczuwa prawdziwą radość. – Z kim?

– Z bardzo poważanym mężczyzną, którego poznała podczas spotkań spirytualistycznych. Pamiętasz panią Jupp? Anna chodziła tam dalej po tym, jak Marion uznała, że to niewłaściwe, by szukać kontaktu z duchem poprzedniego narzeczonego, kiedy jest się zaręczoną z kimś innym. Miała jednak czelność powiedzieć nam, że duch Franka dał jej swoje błogosławieństwo! Dasz wiarę? W każdym razie to właśnie tam Anna poznała pana Nathaniela Stafforda. To wdowiec, strasznie stary, ma ponad pięćdziesiąt lat, ale wydaje się, że do siebie pasują. Jest uzdolniony artystycznie, ma długą brodę i takie tam. Usiłował skontaktować się ze zmarłą żoną.

– Mój Boże… – Jakob się roześmiał. – Ona też udzieliła im błogosławieństwa?

– Nie wątpię. On ma na tyle wdzięku, żeby przejawiać poczucie humoru, więc pozwolę sobie na ostrożny optymizm.

– Cieszę się, że to słyszę. Twoi rodzice są pewnie szczęśliwi.

– Nawet nie wiesz jak bardzo. Jest nawet dobrze sytuowany, więc kamień spadł im z serca. Ustawiła się najlepiej z nas wszystkich.

– Skoro Marion się zaręczyła, powiedziałaś rodzicom o córce Franka?

Clara milczy przez chwilę.

– Jakoś nigdy nie potrafiłam znaleźć właściwego momentu. Bałam się, że będą na mnie źli, że nie powiedziałam im o tym wcześniej. Wiem, to kiepskie wytłumaczenie. Wstyd mi z tego powodu.

– Niepotrzebnie. Mogę im to przekazać. Powiem, że właśnie dowiedziałem się o tym od Aniguina. Mogłaś nie mieć o tym pojęcia. Nie powinienem był zostawiać cię z tym dylematem.

Clara zniecierpliwiona machnęła ręką.

– Nie. Boże. To była moja decyzja. Niewłaściwa decyzja.

– Uważam, że teraz, kiedy nie ma już żadnej przeszkody, powinni się o tym dowiedzieć. Zobaczę tę dziewczynkę w przyszłym roku, a przynajmniej mam taką nadzieję, więc będą mieli szansę… przekazać jej jakąś wiadomość albo zrobić cokolwiek, co uznają za stosowne… Nie sądzisz?

Clara kiwa głową.

– Ma teraz już ze trzy lata. Nie mogę udawać, że o tym nie wiedziałam. Może, o ile tego chcesz, powiemy im o tym razem?

Jakob jest poruszony tą oznaką zaufania.

– Dobrze, jeśli tego właśnie chcesz.

– Sądzę, że tak. Będziesz w stanie wyjaśnić to o wiele lepiej niż ja.

– Zapraszasz mnie w takim razie na lunch?

– Tak, ale mam jeszcze kilka spotkań. – Przerywa i rzuca mu przenikliwe spojrzenie. – Lucille wyszła za mąż.

– Och, cieszę się z tego powodu.

– Zaskoczony?

– Nie, a dlaczego miałbym być?

– To wydarzyło się dosyć nagle. Znała go tylko kilka tygodni. Przenieśli się do Buffalo, gdzie on pracuje jako prawnik.

– Cóż… Poznałaś go?

– Nie. Od jakiegoś czasu nie byłyśmy już sobie tak bliskie jak kiedyś. – Uśmiecha się, unosząc podbródek i brwi, co oznacza u niej stanowczość.

– Chciałbym złożyć jej najszczersze gratulacje – mówi Jakob po chwili niezręcznego milczenia.

– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.

Jakob przełyka ślinę i odwraca wzrok od Clary.

– Było mi ogromnie przykro, i nadal jest, z powodu cierpienia, którego jej przysporzyłem. Może teraz rozumiem, co zrobiłem… lepiej niż kiedyś.

– Tak? Czy ktoś nareszcie zranił i twoje serce? Najwyższa pora.

Roześmiał się.

– Dziękuję ci za współczucie.

– Czy to się zdarzyło, kiedy byłeś w Szwajcarii?

Jakob się zawahał.

– Częściowo. Myślałem, że czuła to samo co ja, właściwie to byłem tego pewny, ale… najwyraźniej się myliłem. Pojawiły się pewne komplikacje. Była zamężna.

– Och.

Clara nie jest w stanie stłumić inteligentnego błysku w oku i Jakob myśli: „Ona wie”.

– Dała ci do zrozumienia, że zostawi męża?

– Chyba nie wybiegaliśmy tak daleko w przyszłość.

Nie potrafi nawet opisać swojego romansu z Florą. Nie było w nim raczej miejsca na plany. Aby oddalić kolejne pytania, odchyla się na krześle i uśmiecha.

– A co z tobą? Zawsze byłaś taka tajemnicza.

– Ha!

– To nie jest impertynenckie pytanie, prawda? Znamy się przecież od lat. Nie wierzę, że nie miałaś żadnych propozycji.

– Urodziłam się, żeby być starą panną.

Jakob spogląda na nią sceptycznie. Clara zapala kolejnego papierosa i się zaciąga. Rozgląda się wokoło i przygładza włosy pod wesoło przekrzywionym kapeluszem.

– Będziesz się na mnie gapić, aż odpowiem? Cóż, poznałam kogoś, o kim myślałam, że będzie moją przystanią.

Uśmiecha się, ale Jakob widzi, że jest głęboko poruszona.

– Wiesz, co mam na myśli?

Przytaknął.

– Chyba tak. Co się stało?

– Cóż, najwyraźniej – rozkłada ręce, uciekając się do sarkazmu – ta osoba wolała kogoś innego.

Jakob się pochyla i dotyka jej dłoni.

– W takim razie był głupcem. Czy mogę teraz pozwolić sobie na impertynencję i spytać, kto to był?

Clara robi głęboki wdech i gwałtownie wypuszcza powietrze.

– Chyba nie mogę ci tego powiedzieć.

Kiwa głową, a potem coś przedziwnego przychodzi mu do głowy i spogląda pytająco na Clarę, ona zaś odczytuje wyraz jego twarzy.

– Nie chodzi o ciebie! Boże! Mężczyźni są tacy próżni.

Powiedziała to tak oburzonym tonem, że mimo zażenowania Jakob musiał się roześmiać.

– Ja… Przepraszam. Oczywiście… Ha! Chodzi o to, że zawsze zastanawiałem się, co by się stało, gdybyś to ty zamiast Lucille znalazła mnie w piwiarni tamtej nocy.

Clara przygląda mu się ogromnymi, błyszczącymi oczami.

– Naprawdę? Ale widzisz… to była Lucille.

– Wiem, ale gdyby to nie była ona… gdybyś to ty…

– Nie, mam na myśli to, że to była Lucille. Osobą, którą traktowałam jak swą przystań, była Lucille.

Jakob oniemiał. Przypomina sobie z zakłopotaniem incydent z przeszłości i stara się spojrzeć na niego, uwzględniając te nowe, nadzwyczajne informacje. Jest niezwykle zażenowany, nie tyle z powodu szoku, choć jest zszokowany, ale dlatego, że w świetle tej nowiny jego zachowanie, patrząc na to z perspektywy czasu, wydaje się strasznie idiotyczne.

– Zaszokowałam cię.

Clara mu się przygląda, a Jakob nie potrafi rozszyfrować jej wyrazu twarzy.

– Nie. To znaczy, jestem zaskoczony. Nic o tym nie wiedziałem.

– Nikt nie miał o tym wiedzieć.

– Czegoś tu jednak nie rozumiem. Dlaczego w takim razie tak przejęła się tym, co zrobiłem?

– Lucille nigdy nie przyznała, że naprawdę jest taka jak ja. Pragnęła rzeczy, których nie mogłam jej dać: rodziny, swego rodzaju poważania. – Clara wzrusza ramionami. – Mam nadzieję, że teraz to znalazła.

– Boże, pewnie mnie nienawidziłaś. – Zaśmiał się nerwowo, ale wrócił myślami do swojej gafy, wpadki napalonego faceta. Jakimż zarozumiałym był głupcem…

Clara kręci głową.

– Nie czułam do ciebie nienawiści. To, co zrobiłeś, było nierozsądne… To było dla mnie trudne, kiedy widziałam was razem. Myślałam, że może się pobierzecie, i czułam się okropnie. Straciłabym wtedy was oboje. Ty jesteś częścią Franka, jedyną, jaka mi po nim pozostała. To nie zabrzmiało za dobrze… Nie mam na myśli tego, że nie cenię cię jako ciebie samego, bo tak nie jest. Cenię cię.

– Przepraszam, że… Przepraszam za wszystko. A przede wszystkim za to, że nie dostałaś tego, czego pragnęłaś.

Clara chwyta dłoń, którą do niej wyciągnął. Jakobowi wydaje się, że zaliczył właśnie jakiś test.

– Zawsze uważałam, że mogę ci o tym powiedzieć, a ty dobrze to przyjmiesz. – Kładzie drugą dłoń na jego dłoni. – Mnie też jest przykro, że nie masz tego, czego chciałeś.

W domu jej rodziców przekazują panu Urbino wiadomość o córce Franka. Jakob dokłada wszelkich starań, żeby wyjaśnić (kiedy tylko Clara wyszła z pokoju), że Frank był o wiele bardziej cnotliwy niż reszta ekipy, przytłaczały go złe przeczucia, obawiał się, że może nie wrócić, i tak dalej. Pan Urbino słucha z pozornym spokojem.

Kiedy Jakob gratuluje Annie, że wkrótce wychodzi za mąż, wydaje mu się, że wygląda ona zupełnie inaczej niż dwa lata temu, gdy widział ją pogrążoną w głębokiej żałobie: jest teraz bardziej dojrzała i bez wątpienia szczęśliwa. Podczas lunchu często rozlega się śmiech. Przyglądając się osobom siedzącym przy stole, Jakob myśli: „Przetrwali. Dobrze im się wiedzie. Pogodzili się ze śmiercią Franka – mają się o wiele lepiej niż ja”.

Kiedy Jakob wraca wieczorem na Brooklyn, zadowolony, że przynajmniej jedna sprawa została załatwiona, w domu czeka na niego list. Nie rozpoznaje charakteru pisma. List przysłano ze szpitala Mount Olivet. Informuje go, że wcześnie rano, tuż przed świtem, Ayakou stracił przytomność. O dziesiątej już nie żył.