SIORAPALUK, 77°47’N, 70°38’W
LIPIEC 1900
Chata z miodowymi ścianami stoi nadal, choć jej część już rozebrano i stamtąd wywieziono. Porzucone przez nich artykuły żywnościowe zniknęły i zostało tam niewiele czegokolwiek innego. Meble rozebrano na drewno, deski oderwano, gwoździe wyciągnięto, a porzucone rzeczy – piec, różne butelki i puszki – tworzą nędzny chaos; są porozwalane, połamane, zardzewiałe i brudne. Flora przygląda się temu wszystkiemu i ogarnia ją wściekłość i smutek, choć jakie to ma znaczenie. Nie może płakać. Jest zbyt zła – na Jakoba i na samą siebie. Jak mógł ją zostawić po tych wszystkich obietnicach pełnych uniesienia? Jak mogła nie dopilnować, by był bezpieczny?
Meqro niewiele jej może powiedzieć. Mówi Florze o dziwnym incydencie, do którego doszło, kiedy przedostatniej zimy Armitage przybył do Neqi z północy i pobił się z Jakobem, a potem odjechał wściekły. Eskimoska myślała, że walczyli o Florę – może Armitage był zazdrosny. Sorqaq będzie wiedział więcej. On i Jakob byli jak bracia. Pracowali na lodowcu na przedzie fiordu. Wybierali się tam wiele razy po tym, jak wróciło słońce. Sorqaq powiedział, że wdrapali się do środka, do jego niebieskiego serca. Potem, kiedy Sorqaq się ożenił, Jakob wyruszał na lodowiec już sam. Aż pewnego dnia nie wrócił. Mężczyźni poszli go szukać, ale nigdzie nie znaleźli po nim śladu. Lodowiec jest na lądolodzie: nawiedzany przez duchy, nieprzewidywalny i niebezpieczny. Jego rozpadliny mogłyby pochłonąć człowieka.
Ayornamut.
Amerykańscy kallunat musieli rozzłościć duchy. Jakiś czas po tym Welbourne wyruszył na polowanie na morsy wraz z innymi mężczyznami i utonął. Jego towarzysze, między innymi Aniguin i Metek, odnaleźli jego ciało, kiedy było już za późno. Kolejna śmierć, lecz niepowiązana z wcześniejszymi. Pech.
– To smutne. Szkoda ich obu. Przykro mi, Fellora.
Meqro płacze cicho. Flora potakuje. Ma zbyt ściśnięte gardło, by mówić. Zaciska mocno usta. Jeśli je otworzy, może zacząć krzyczeć.
Meqro kontynuuje, jakby mówiła do samej siebie:
– Był dobrym człowiekiem. I był z tobą szczęśliwy. Qooviannikumut.
Meqro skupia wzrok na swojej robótce. Nie patrzy na Florę. Nie wyciąga do niej rąk i jej nie dotyka. Flora przypuszczała, że tego nie zrobi.
Ojciec okazuje jej dziwną – nawet niepewną – czułość, jakby ograbiony z dezaprobaty nie wiedział, jak się zachować. Wydaje się mniej pewny siebie. Flora spogląda na niego i myśli zaskoczona: „Wygląda staro!”. Kiedy się zestarzał?
Kiedy jej tam nie było. Wiele rzeczy wydarzyło się, kiedy jej tam nie było i nie mogła im zapobiec: ojciec się zestarzał, Jakob zginął. Powinna była tam być, by uchronić go od złego. Powiedziała, że to zrobi, ale tak się nie stało.
Na kilka dni przed opuszczeniem Londynu odwiedziła Iris. Jej przyjaciółka była w strasznym stanie. Helen Tomlinson odeszła od niej, co nikogo nie zaskoczyło; uciekła jednak z Jessie Biddenden, co było wyjątkowo okrutne. Pojechały do Egiptu czy podobnego miejsca – gorącego i wypełnionego historią. Iris rozsypała się całkowicie. Przestraszyła Florę; można było odnieść wrażenie, że mózg przyjaciółki się rozpada, że jej myśli lądują na podłodze w totalnym chaosie. Była rozczochrana, a jej ubranie znajdowało się w nieładzie. Flora usiłowała dodać jej otuchy, choć zdawała sobie sprawę, że to bez sensu. Nie mogła uwierzyć w zdradę Jessie; a jeśli chodzi o Helen – nie była tym specjalnie zaskoczona.
– Wiem, że mnie ostrzegałaś co do Helen, wszyscy mnie ostrzegali. Ale nie wiedziałaś, jak potrafiła… Nie zmieniłabym w niej niczego. Ani jednej rzeczy.
Flora trzymała w dłoni kościstą, delikatną dłoń Iris. Jej nadgarstki były nieskazitelnie białe.
– Wyobrażasz sobie, że miała czelność napisać do mnie z Rzymu i powiedzieć, że za mną tęskni. Tęskni!
Iris wyglądała jak obłąkana, nie potrafiła skupić wzroku na żadnej rzeczy znajdującej się w pokoju.
– Dasz wiarę? Ani słowa o cierpieniu, na które mnie skazała, jakby ból, jaki odczuwam, był niczym! To uczucie, że może zmieni ostatecznie zdanie, może wróci… Och! Nie zniosę tego ciągłego trzymania mnie w niepewności.
– Możesz się na to nie zgodzić. Masz wybór.
– Nie mogę! Chciałabym nie… Ja nie…
– Owszem, możesz.
– Nie mogłam jej nie wybrać. To dla mnie prawdziwa męka.
Flora wymamrotała coś na potwierdzenie. Iris spojrzała na nią płonącymi oczami pełnymi łez i obdarowała ją krzywym uśmiechem.
– Wiesz, czego sobie życzę w myślach? Tak właściwie chciałabym, żeby nie żyła. Wolałabym, żeby umarła. Wtedy mogłabym być po prostu smutna.
Głos załamał jej się na ostatnim słowie, a po policzkach Iris popłynęły łzy. Dzięki temu zaczęła wyglądać bardziej ludzko.
– Wiedziałabym, że już nigdy jej nie zobaczę, nie mogłaby już do mnie napisać i posypywać moich ran solą. Byłoby to łatwiejsze niż to, co przeżywam.
Szlochała przez minutę, a potem osuszyła oczy chusteczką. Ten wybuch pomógł jej chyba nieco odzyskać zdrowe zmysły. Jej głos się uspokoił.
– Tak mi przykro, Floro, nie miałam na myśli… Nie wiem, co wygaduję.
Flora pokręciła głową na znak, że wszystko w porządku. Ale dobrze wiedziała, co tamta miała na myśli. Wiedziała.
Jakiś młody człowiek chodzi po wiosce w jednej z koszul Jakoba, starej flanelowej koszuli w cienkie czerwono-zielone paski. Jest rozpięta i łopocze na wietrze, jak gdyby nigdy nic.
Flora nie zna tego chłopaka, ale podchodzi do niego.
– Wziąłeś to z domu kallunat w Neqi?
– Ieh. – Chłopak się uśmiecha.
– To była koszula Te Peyna.
Wzrusza tylko ramionami.
– Był moim mężem. To jego koszula. Mogę ją od ciebie odkupić?
Młodzieniec przygląda się jej z nieśmiałą ciekawością.
– To dobra koszula – mówi. – Dasz mi swoją broń?
Flora niemal roześmiała się na tak niedorzeczną propozycję.
– Nie mogę dać ci broni za koszulę. Nie mam broni. Dam ci… trochę gwoździ, jakieś tkaniny… Mogę dać ci inną koszulę. Lepszą. Grubszą niż ta. Ta jest stara i znoszona.
Flora widzi, że chłopak kalkuluje sobie, co może od niej wyciągnąć. Mogłaby go zabić bez żadnych skrupułów. Wyciąga rękę i dotyka rąbka koszuli, na co chłopak się cofa.
– Błagam…
Nagle łzy zaczynają spływać jej po twarzy. Chłopak jest zdezorientowany. Flora usiłuje mu to wytłumaczyć, ale nie potrafi wydusić już z siebie ani słowa. Co więcej, nie potrafi złapać tchu. Ciężko dyszy, jej gardło nie funkcjonuje tak, jak powinno, wydaje dziwne, nieludzkie dźwięki. Kręci jej się w głowie, ma całkowicie zatkane gardło. Myśli: „To koniec. Tak właśnie umrę. Uduszę się z żalu”.
Po chwili leży na ziemi na boku z policzkiem przyciśniętym do zimnego żwiru. Ręce ma obolałe i oblepione piaskiem. Ponad nią, na tle nieba, chłopak ściągnął koszulę i wyciągnął rękę ku Florze. Wygląda na przestraszonego. Kładzie ją obok Flory i się wycofuje.
Flora sięga dłonią po materiał. Prała tę koszulę w rzece na Onmogelijk Dal. Nadal tkwią w niej cząsteczki ich lodowca, atomy z ich jeziora. Przysuwa ją do twarzy i robi wdech. Nie pachnie nim, myśli Flora. Ale po chwili dociera do niej, że nie pamięta, jak pachniał Jakob.
NEQI, 77°52’N, 71°37’W
Rozbijają obóz obok pozostałości porzuconej chatki Amerykanów, równie splądrowanej i walącej się jak jej własna. Flora stoi w ciasnym pomieszczeniu, które służyło mu za ciemnię, ścianka działowa częściowo już zniknęła, wokół walają się potłuczone butelki. Zostało tam kilka elementów sprzętu fotograficznego, dla których nikt nie potrafił znaleźć zastosowania: jakieś substancje chemiczne, które Flora wylewa, pudełko czystego papieru, poplamionego i napuchniętego od wilgoci; przełamane na pół brunatne szkło, którego używał do filtrowania oślepiającego blasku śniegu. Na drewnianych ścianach, na wysokości głowy, widnieje ciąg cyfr zapisanych ołówkiem: może podają czas wywoływania zdjęć. Jego zapiski. Jego myśli. Przeszło jej przez głowę, by poprosić Sorqaqa o odcięcie dla niej kawałka deski. Potem jednak dochodzi do wniosku, że to głupi pomysł.
Nie ma tam ani śladu jego aparatu, jego zdjęć ani filmów, żadnych notatników i zapisków. Widzi miejsce, w którym leżał kiedyś stos teczek. Powinny tam być fotografie jego odkryć, jego nowej ziemi, relacja z opłynięcia Thule, jego zapiski, rysunki, skrupulatne pomiary, próbki… Wszystkie dowody. To ważne rzeczy. Być może mniej istotne (choć jej droższe) są zdjęcia z doliny, lodowca i tamtejszego jeziora. Jaskinie lodowe. Fotografie, które mu zrobiła (według notatek Jakoba wykonał je Naasut). I gdzieś jeszcze muszą być zdjęcia, na których ona widnieje wśród kwiatów, i jego fotografie, których zgodnie z jego obietnicą nikt miał nie zobaczyć.
Powinna też tam być relacja z jego podróży na północ, dowód na to, że Armitage to kłamca.
Łóżka częściowo rozebrano, ale niechciane koce porzucono. Wełna nie sprawdza się za dobrze na Północy; koce są wilgotne; pleśń i inne formy rozkładu wkradły się do chaty i zaczęły działać. Flora kładzie się na łóżku, które krótko dzielili, wsłuchuje się w jego skrzypienie, wdycha wyziewy mokrej wełny.
Sorqaq niewiele mógł dodać do opowieści Meqro. Poprzedniej wiosny ożenił się z dziewczyną o imieniu Megipsu i zamieszkał z nią w jej wiosce. Jakob pracował na pobliskim lodowcu. Po odejściu Sorqaqa wyruszał tam nadal. Dobrze znał to miejsce, wiedział, czego ma unikać. Lodowce są niebezpieczne niezależnie od tego, jak wielką zachowuje się ostrożność.
Ale Sorqaq powiedział jej coś jeszcze. Wkrótce po zniknięciu Jakoba wrócił tam Armitage. Pojawił się w ich chacie i powiedział Welbourne’owi, że chce przeprosić Jakoba. Po raz kolejny nie udało mu się dotrzeć do bieguna północnego. Welbourne powiedział, że Armitage wydawał się zaszokowany na wieść o śmierci Jakoba. Ale, jak dodał Sorqaq, całkiem możliwe, że wrócił wcześniej, niż sam twierdził.
– Co masz na myśli?
– Może wrócił, zanim Jakob zmarł?
– Dlaczego tak mówisz?
– Byłem tam, kiedy się pobili. Widziałem go. Armitay patrzył na Jakoba, jakby mógł go zabić.
A kilka miesięcy później, po śmierci Welbourne’a, Armitage wrócił z kilkoma mężczyznami, mówiąc, że muszą zabrać rzeczy zmarłych, ponieważ należy odesłać je do krewnych w Ameryce. Gdyby tam był – powiedział Sorqaq, nie patrząc Florze w oczy – powstrzymałby go przed zabraniem rzeczy Jakoba.
– Włożyłem do skrzynki jego papiery, zdjęcia, ubrania i aparat. Wiedziałem, że wrócisz. Przykro mi, Fellora. Pewne rzeczy miał oczywiście przy sobie. Narzędzia, drugi aparat… Trzymał twoje listy, tutaj. – Sorqaq dotknął swojej piersi.