Tym razem nie wystraszyła się aż tak bardzo, gdy Jeremiel wrzucił ją do tego miejsca, w którym miała wrażenie, jakby spadała w nicość. Spodziewała się, że weźmie ją do jej ojca, ale zamiast tego teraz był sierpień, a ona była wciśnięta w tylne siedzenie samochodu Mauricio. Żywa-Cassie i Mauricio siedzieli w przednich siedzeniach, uwikłani w niemiłą kłótnię dotyczącą jej pójścia na studia.
Jeremiel stał za oknem patrząc do środka, choć wątpiła, by się zmieścił w środku, nawet jakby chciał. Zastanawiała się jakiej objętości były jego skrzydła…
„Dlaczego tu jesteśmy?” spytała.
„Ty mi powiedz.”
Popatrzyła na siebie samą, kłócącą się ze swoim chłopakiem, poprawka: byłym chłopakiem. Zdradzającym, dwulicowym dupkiem. Jej odświeżone wspomnienie, jakim był okropnym szczurem nie pomogło w uśmierzeniu bólu, gdy podziwiała jego urodę. Zdumiała się, jak to miała w zwyczaju przez cały czas, jak się spotykali, czym zasłużyła sobie na tak przystojnego faceta.
Jeszcze bardziej przystojny anioł o czarnych skrzydłach, który szybko stawał się dla niej wszystkim, o czym marzyła, szturchnął ją w ramię.
„Skup się, dzieciaku,” powiedział Jeremiel. „Nie mam na to całej nocy.”
Cassie wykonała udawane skrzywienie twarzy, takie samo, jakie udawała naśladując klientów za ich plecami, a które zawsze tak rozśmieszało Ezrę.
Jeremiel wskazał na parę kłócącą się na przednim siedzeniu auta.
Żywa-Cassie próbowała przemówić swojemu chłopakowi do rozumu.
„Ale moja babcia powiedziała, że mogłabym z nią zamieszkać i pójść na Uniwersytet w Amherst, Massachusetts.” Żywa-Cassie tłumaczyła Mauricio. „Ty masz samochód. Przecież możesz przyjeżdżać i odwiedzać mnie w weekendy.”
„A więc rzucasz mnie dla szkoły?” Mauricio zaakcentował swoje słowa gestykulując ręką, nawyk, który żywa-Cassie zawsze uważała za uroczy. Martwa-Cassie zauważyła z kolei jak onieśmielające może być wielokrotne przyciskanie palców do jej klatki piersiowej przez tak dużego faceta, jakim był Mauricio.
„Nie rzucam cię,” powiedziała żywa-Cassie. „Po prostu nie chcę tu tkwić przez całe moje życie.”
„A ja myślałem, że mnie kochasz, skarbie.” – Mauricio wydął wargi. „Dlaczego chcesz odejść i mnie zostawić? Dlatego, że twoja mama uważa, że nie jestem dla ciebie odpowiednim chłopakiem?”
„Gdzieś mam co mówi moja matka,” odpowiedziała żywa-Cassie. „Owszem, kocham cię, ale chcę coś zrobić ze swoim życiem, a nie skończyć jako stara, gderliwa kobieta, jak moja matka.”
Żywa-Cassie pochyliła się i dotknęła policzka Mauricio, a jej oczy wypełniły się poczuciem winy.
Martwa-Cassie za to zwróciła uwagę na to, jaki wyolbrzymiony efekt tworzyło trzepanie powiekami przez Mauricio. Trochę jak dziewczyna, która stara się kimś manipulować.
„Błagałaś mnie, żebym kupił tę Corollę,” powiedział Mauricio. „A teraz mi mówisz, że nie zostaniesz i nie pomożesz mi jej spłacić?”
Martwa-Cassie poczuła straszny zawrót głowy, tak jakby świat zaczął wirować wokół, a ona sama miałaby zaraz zostać wciągnięta do wielkiego odpływu w wannie.
„Nie tak zapamiętałam tę kłótnię-” Cassie spojrzała na Jeremiela. „Czy to też zmieniłeś?”
„Jeszcze nie,” uśmiechnął się. „Może powinnaś zwrócić większą uwagę na to, co tu przyszłaś zobaczyć?”
„Ja przyszłam zobaczyć? Nie prosiłam o to, by ty być!”
„Hej!” Jeremiel podniósł ręce. „Ja cię tylko przyprowadziłem tam, gdzie potrzebujesz jakiegoś zakończenia. To do ciebie należy odkrycie co ci tak dokucza w tej chwili.”
Martwa-Cassie skupiła się na kłótni.
„To twój samochód,” powiedziała żywa-Cassie. „Ja ci tylko powiedziałam, żebyś szedł na całość, gdy mówiłeś, że Toyota Corolla zawsze była twoim wymarzonym autem.”
„Nie to powiedziałaś, suko!”
Mauricio złapał żywą-Cassie za długi, cienki, czarny szalik, która miała obwiązany na około szyi.
„Powiedziałaś, że zawsze marzyłaś o tym, by pokazać się swoim rozpuszczonym znajomym-Gotom z bogatych domów, którzy poszli na z góry opłacone studia. Więc go kupiłem. Kupiłem to auto, byś mogła pokazać im, że możesz sobie poradzić bez tych wszystkich rzeczy dla bogatych dziewczyn.”
Martwa-Cassie przełknęła ślinę w tym samym momencie, co żywa-Cassie. Tak. Rzeczywiście powiedziała coś podobnego.
„Przepraszam,” odrzekła żywa-Cassie.
Martwa-Cassie spojrzała na anioła, który stał na zewnątrz z rękami skrzyżowanymi na swojej umięśnionej klacie, wyglądając na znudzonego.
„Powiedziałam tak.”
Nieziemskie, fioletowo-niebieskie oczy spojrzały prosto w jej szare oczy, zupełnie tak, jakby mógł widzieć przez nią.
„Powiedziałaś mu, że masz też zamiar zapłacić za ten samochód?”
„Yyy… nie,” odpowiedziała Cassie. „Bynajmniej… nie jestem tego pewna.”
„Czy to dlatego nie poszłaś na studia, gdy matka twojego ojca powiedziała, że możesz z nią zamieszkać?”
Martwa-Cassie spojrzała przed siebie, gdzie Mauricio robił żywej-Cassie wyrzuty sumienia, co bardzo dobrze zapamiętała, ponieważ wyciągnął z niej wtedy obietnicę, że będzie mu oddawać jedną trzecią swojej wypłaty co tydzień, aby mógł spłacać auto, które mu ‘wisiała’.
Co mogła powiedzieć? W tamtym czasie Mauricio wydawał się lepszą opcją niż ryzykowanie mieszkania z matką jej ojca. Jej babcia dziwnie się zachowywała te kilka razy, gdy ją odwiedziła i nie robiła nic innego, tylko krytykowała jej matkę za jej plecami.
„Coś w stylu tego, jak sama teraz mówisz o swojej matce?” Jeremiel skomentował zza jej pleców. „A co z czcij ojca swego i matkę swoją?”
„Myślałam, że cała ta Biblia to wymysły?”
„Dziesięć przykazań jest prawdziwych?” Jeremiel podniósł swoją muskularną nogę i oparł ją o błotnik samochodu Mauricio. „Z tym, że kiedyś to było ich dwadzieścia, a nie dziesięć. Dziesięć prostych zasad, których należy się trzymać, a wy i tak zawsze musicie to spieprzyć.”
„Przymknij się!” syknęła Cassie. „Chcę tego posłuchać.”
Tak. Teraz nadszedł moment, który utknął w jej głowie, moment, w którym Mauricio wyznał jej miłość.
Tyle tylko, że tym razem to żywa-Cassie powiedziała mu, że go kocha i zarzekła się, że będzie dla niego zawsze, gdy jej potrzebuje. Nie powiedział jej tego Mauricio, tak jak to najwidoczniej zapamiętała.
„Czy ty mi to zmieniłeś?” spytała.
„Nie,” odpowiedział Jeremiel.
„Ale ja wyraźnie pamiętam…”
„Ta druga dziewczyna mówiła, że w którym była miesiącu ciąży?” przerwał jej Jeremiel.
„Pięć miesięcy.”
„A to miało miejsce…”
„W sierpniu,” odrzekła Cassie. „Dokładnie w momencie, w którym on by miał, ee…”
Zakryła dłonią swoje oczy, nie życząc sobie oglądać żywej-Cassie, która zeszła ręką do swoich dżinsów po to, by Mauricio mógł ją wziąć z przodu swojej Toyoty z drugiej ręki. Mauricio nachylił się nad deską rozdzielczą i pociągnął za uchwyt, który obniżył siedzenie. Tak się ono przechyliło do tyłu, że nagle twarz żywej-Cassie znalazła się dokładnie przed nią.
„Czy mógłbyś?” Cassie pstryknęła na Jeremiela.
„Bywałem tu przez długi czas-” Jeremiel obdarzył ją głupkowatym spojrzeniem. „Wierz mi. Wszystko już widziałem.”
„No, ale nie widziałeś tego wszystkiego przy mnie!” Podniosła nadjedzonego hamburgera z podłogi i rzuciła nim przez okno, wprost w twarz Jeremiela.
Jeremiel obrócił się tak, że jedyne co widziała, to szeroki zarys jego fioletowo-czarnych skrzydeł. Jego pobłyskujące, czarne pióra bardzo ją kusiły. Wszystko było ciekawsze od oglądania siebie samej tracącej cnotę z kolesiem, który – jak już wiedziała – nigdy jej nie kochał. Tylko jedno dotknięcie. Sięgnęła po jedno małe piórko, które wyraźnie sterczało, nieposłuszne w porównaniu do reszty. Takie wronie, nasztroszone pióro.
Jeremiel szarpnął swoimi skrzydłami poza jej zasięg i nawet na nią nie patrząc powiedział: „Mieliśmy umowę, pamiętasz?”
„Myślałam, że się nie patrzysz?”
„Nadal mogę czytać w twoich myślach.”
„Aha.”
Cassie zatkała uszy palcami, aby nie słyszeć Mauricio, który chrząkał jak świnia. Gdy żywa-Cassie i Mauricio ‘robili to’, jego telefon zawibrował na trybie wyciszenia. Martwa-Cassie złapała komórkę leżącą na desce rozdzielczej, chcąc odwrócić swoją uwagę od rozpraszającego widoku muskularnego tyłka Mauricio. Rozdziawiła szeroko usta czytając wiadomość.
‘Hej, kochanie. Przepraszam. Pożyczyłam pieniądze od mojego brata by pomóc ci z czynszem. Wpadniesz się ze mną później spotkać, tak jak obiecałeś? Kocham… Melita’.
Melita? A więc tak miała na imię ta druga?
“Ty pieprzona, dwulicowa, podła szumowino!” wrzasnęła Cassie.
Zaraz obok samochodu Jeremiel wybuchł śmiechem. To tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło Cassie.
„Zakładam, że dostałaś to, po co przyszłaś?”
„On… on… cały czas miał kogoś na boku!”
Rzuciła się na niewiernego zdrajcę, który właśnie zabawiał się z żywą-Cassie i sfrustrowana krzyknęła, gdy jej dłonie przeleciały na wylot przez jego plecy. Uderzyła go, ale nic to nie pomogło skoro i tak jej nie czuł.
Żywa-Cassie zapłakała i przetarła łzy szczęścia.
Martwa-Cassie chciała go zabić.
Żywa-Cassie przycisnęła swoje ciuchy do piersi i usiadła.
„Kochasz mnie?” zapytała żywa-Cassie.
„Nie!” wrzasnęła martwa-Cassie. „Nie powinnaś tego pierwsza mówić, idiotko!”
„Jasna sprawa, kochanie,” Mauricio skłamał przez zaciśnięte zęby.
Cassie rzuciła w niego telefonem. Spudłowała, a telefon poleciał z powrotem na deskę rozdzielczą, z której po chwili spadł wprost na kolana żywej-Cassie. Podniosła go.
„Popatrz na niego, kretynko!” krzyczała martwa-Cassie. „Popatrz od kogo to jest! Widzisz to imię? Melita! Tak ma na imię jego dziewczyna w ciąży!”
„Oddaj to.” Mauricio spojrzał na żywą-Cassie z uczuciem.
Żywa-Cassie oddała telefon bez patrzenia na wyświetlacz. Mauricio zerknął na ekran i uśmiechnął się, po czym wrzucił go do schowka w drzwiach samochodu, gdzie żywa-Cassie nie mogła go już zobaczyć.
„Grrr!” martwa-Cassie walnęła w tylne siedzenie auta Mauricio. „Co za ścierwo!”
„Czy jest coś, co chciałabyś wyszeptać do samej siebie?” Jeremiel zapytał spoza samochodu. „W końcu i tak zabiłaś się przez tego faceta.”
Jego głos brzmiał na stłumiony.
„Dlaczego spoglądasz w inną stronę?” zapytała Cassie.
„Bo powiedziałaś, żebym się odwrócił i nie patrzył, jak robisz z siebie pośmiewisko cudzołożąc z tą zdradliwą świnią.”
„Ach…” zerknęłą na żywą-Cassie, która dopiero podciągnęła spodnie z wysokości swoich kostek. Dlaczego ona sama pamiętała ten moment jako romantyczny, podczas gdy jedyne co robili to parzyli się, jak dwa podniecone psy w przednim siedzeniu samochodu? Zabawne, jak niewielka prawda może zmienić całkowicie perspektywę.
„Już jestem ubrana,” powiedziała Cassie. „Możesz się już odwrócić.”
Jeremiel przekręcił się twarzą do niej. Spodziewała się, że z niej zadrwi, jednakże on na powrót przyjął nieczytelny wyraz twarzy, który ukrywał co czuł.
„W razie jakbyś zapomniał, nikt mnie nie może usłyszeć.” – martwa-Cassie wskazała na żywą-siebie. „Jak mam sobie powiedzieć coś, czego nie mogę słyszeć?”
“Po prostu wyszeptaj jej do ucha”
“Przed chwilą rzuciłam w nią telefonem i wykrzyczałam prawdę,” powiedziała Cassie. „Jestem martwa. Ona mnie nie słyszy.”
„Ile razy twoi znajomi mówili ci, że ten koleś to pogrywacz?”
Jej twarz nabrała różowego koloru. „Wiele razy. Ale ja nie…”
„-chciałam im wierzyć,” powiedział Jeremiel. „Bo chciałaś wyobrażać sobie siebie zakochaną w nim. Albo inaczej, kochałaś jak on powodował to, co czułaś gdy inne dziewczyny patrzyły się na twojego chłopaka.
Oczy Cassie napełniły się łzami.
„Czy ktoś ci kiedyś mówił, że prawdziwy z ciebie dupek?”
Jeremiel zapodał uśmieszek, który – gdyby nie chciała go aktualnie zabić – prawdopodobnie by ją kompletnie rozmiękczył. Dobrze, że znajdował się na zewnątrz auta. Jakby go dorwała, wyskubałaby mu wszystkie pióra jak jakiejś kurze!
Więc? Co mogłaby wyszeptać samej sobie, by sprawić, by zwracała uwagę na znaki ostrzegające, że Mauricio przyprawiał jej rogi?
„Co powiedziałeś mojej matce, że dała mi swoją starą lalkę?”
Miała teraz dwa osobne wspomnienia w głowie. Jedną wersję, gdzie jej matka spędziła święta po pijaku oraz drugą wersję, w której jej matka odegrała to tak, że otrzymanie od niej jej ulubionej lalki było swego rodzaju ustąpieniem jej, zamiast przeprosin, że tylko na tyle ją było stać.
Twoja mama naprawdę chciała dać ci prezent,” powiedział spokojnie Jeremiel. „Jedyne, co zrobiłem to wyszeptałem jej, że podarowanie ci czegoś, co ona kochała znaczyłoby więcej niż nie podarowanie ci niczego.”
Cassie pociągnęła nosem. „To co mam sobie powiedzieć? Sobie, która dopiero co usłyszała te dwa magiczne słowa, o których tak zawsze marzyłam usłyszeć? Że Mauricio ją okłamuję?”
„Tylko ty wiesz co sprawi, że posłuchasz.”
Jeremiel cofnął się, by dać jej trochę prywatności. Tylko jej. Jej samej. No i jej pogrywającemu byłemu chłopakowi, który – nawet teraz – nadal grał na strunach jej serca jak na skrzypcach.
Położyła rękę na ramieniu żywej-Cassie.
„Posłuchaj,” powiedziała do żywej-siebie. „Wiem, że chciałaś być kochana. Ale Mauricio? On ma długi wianuszek innych dziewczyn, które czekają na swoją kolejkę. Miej oczy otwarte. Nie zatykaj uszu palcami i nie udawaj, że nie widzisz prawdy przed swoimi oczyma.”
Żywa-Cassie odwróciła się i spojrzała wprost na nią, jakby ją usłyszała.
„Hej, skarbie,” powiedział Mauricio. „Będę musiał cię podrzucić z powrotem do twojego auta. Moja mama właśnie mi napisała, że mój młodszy brat się z kimś pobił. Będę musiał pójść i go wyciągnąć z tarapatów.”
Żywa-Cassie odwróciła się do Mauricio, a jej oczy przepełnione były ufnością.
„Dobrze,” powiedziała. „Zadzwonisz do mnie później?”
„Jasne, że tak, skarbie,” odpowiedział Mauricio. „Ty i ja, mamy całe nasze życie przed sobą, by…” puścił jej oczko „…wiesz.”
„Grrr!” martwa-Cassie klepnęła żywą-siebie w głowę. „Nie słyszałaś ani słowa, które właśnie powiedziałam?”
Żywa-Cassie zadrżała.
„Coś nie tak, skarbie?” spytał Mauricio.
„Nie, nic,” powiedziała żywa-Cassie. „Tylko dreszcz.”
Mauricio odpalił samochód i wrzucił bieg. Samochód ruszył, pozostawiając martwą-Cassie w miejscu, w którym siedziała, gdy auto było zaparkowane. Jeremiel pomógł jej wstać.
„Nie zrobiło to żadnej różnicy,” powiedziała Cassie.
„Jakby to było takie proste,” odrzekł, „to nie było by już żadnych problemów, co nie?”
„Jak ty to robisz?” zapytała. „Jak to robisz, że mówisz nam, ludziom, by wstać i powąchać cappuccino, mimo że jedyne, czego my chcemy, to iść przed siebie i wszystko psuć?”
Nieodgadniony wyraz twarzy Jeremiela powrócił. Ten, który oznaczał, że nie miał odpowiedzi.
„Tak jak powiedziałem,” odrzekł, „To nie jest mój problem. Ja tu tylko sprzątam po więźniach, którzy uciekli z Gehennej… znaczy, piekła. Jeśli anioł pomaga człowiekowi to tylko, jakby to powiedzieć, przypadek?
Cassie popatrzyła na anioła, który za każdym razem, gdy miał okazję, dał jej jasno do zrozumienia, że nie do końca jest zachwycony tym, że z nią utknął. Po tym jak przed chwilą miała do czynienia sama ze sobą, zaczynała powoli rozumieć dlaczego tak jest.
„Jeremiel?” powiedziała, „Ja nadal nie widzę żadnego światła. Co to oznacza?”
„To oznacza, że nie mamy zbyt dużo czasu” odpowiedział. „Zamknij oczy, dziecko. Ta wycieczka będzie trochę gorsza niż poprzednie dwie.”
W mgnieniu oka wrzucił ją do tego miejsca, która istniało pomiędzy.