12
KROPLE DESZCZU BĘBNIŁY o maskę czarnego audi. Przemoczony do suchej nitki Munch pokonał biegiem plac, dopadł auta i wsiadł za kierownicę.
– Zmieniłem zdanie. Nie jedziemy na południe.
– Czemu nie? – spytała krótko Mia.
– Raymond Greger jest na zwolnieniu lekarskim. Nie odbiera telefonu. Może być właściwie gdziekolwiek.
Mia wyciągnęła z kieszeni skórzanej kurtki pastylkę odświeżającą. Deszcz bębnił o maskę coraz bardziej wściekle. Wydawało się, że to perkusja zapowiadająca nadejście biblijnego potopu. Ludzie biegali ulicami jak wystraszone koty, próbując szukać schronienia.
– Posłałem tam patrol. Jeśli go znajdą, będziemy mogli się zastanowić, ale nie mam siły jechać tam teraz trzy godziny, żeby pocałować klamkę.
– Policja z Larviku?
Munch kiwnął głową i wyłowił paczkę papierosów z kieszeni przemoczonej budrysówki.
– Co myślisz o Spidsøe?
Mia się zawahała.
– Wydawała się z nami szczera, prawda?
Munch wzruszył ramionami.
– A ja miałem wrażenie, że o czymś nam nie mówi. Chociaż właściwie sam nie wiem.
Zapalił papierosa i opuścił odrobinę okno. Krople deszczu wpadały do kabiny, mieszając się z szarym dymem, ale Mia nic na to nie powiedziała.
– Czemu typ, który porywa małe dziewczynki, wraca sobie ot tak do pracy w szkole? – spytał Munch z irytacją, gapiąc się przez okno.
– Jeśli nie jest notowany w rejestrach, to nic go nie powstrzymuje – odparła Mia krótko.
Munch pokręcił głową.
– Coś jest poważnie nie tak z naszym systemem – wymamrotał, zaciągając się papierosem. W tej samej chwili rozdzwoniła się komórka Mii.
– Czy rozmawiam z Mią Krüger? – zapytał męski głos w słuchawce.
– Tak.
– Dzień dobry, z tej strony Torfinn Nakken, dzwonię z administracji wspólnoty na Bislett. Mieszka pani przy Sofies plass 3, prawda?
– Owszem. A o co chodzi?
– Na drugim piętrze? – ciągnął niski głos.
– Mówił pan, że skąd pan dzwoni?
– Z administracji wspólnoty mieszkaniowej na Bislett. Należy do niej pani kamienica. Przepraszam, że przeszkadzam, ale widzi pani, ktoś nam się włamał do biura i nie możemy się doliczyć paru uniwersalnych kluczy. Proszę powiedzieć, czy zauważyła pani ostatnio coś dziwnego w swoim mieszkaniu?
Mia machnęła ręką, próbując odgonić dym z papierosa Muncha od twarzy, i opuściła okno po swojej stronie.
– Jak na przykład co?
– Cóż... nieproszonych gości, jakieś zaginione przedmioty, coś w tym guście?
– Z tego, co wiem, to nie.
– OK, świetnie – powiedział Nakken z ulgą. – Te klucze uniwersalne są cholernie drogie, trzeba wymieniać zamki w całym budynku, rozumie pani? To setki tysięcy koron, na szczęście płacone z ubezpieczenia, ale chyba nie ma sensu marnować na to czasu, skoro najwyraźniej nie ma żadnego kłopotu. Złodziej pewnie nie wie, jak się z takich kluczy korzysta, prawda?
Mężczyzna zaśmiał się krótko.
– Wie pan co, jestem teraz trochę zajęta – rzuciła Mia, zerkając na Muncha, który właśnie dostał esemesa.
– Tak, oczywiście, przepraszam, po prostu musiałem sprawdzić. W takim razie odnotuję przy pani nazwisku, że wszystko OK.
– Proszę tak zrobić – powiedziała Mia.
– Życzę miłej reszty dnia.
– I nawzajem – rzuciła policjantka i przerwała połączenie.
– To od Anette – powiedział Munch.
– Tak?
– Mamy nazwisko psychiatry.
– Jakiego psychiatry?
– Nie powiedziałem ci? Przepraszam. W mieszkaniu ofiary znaleziono leki. Zdaje się, że antydepresanty wypisane przez lekarza rodzinnego, ale po zaleceniu tego mężczyzny.
Munch zademonstrował jej komórkę.
– Wolfgang Ritter?
– Kojarzysz nazwisko? – spytał Munch z wyraźnym zadowoleniem.
– Nie.
– Poważnie? Wolfgang Ritter? Nie oglądasz wiadomości?
Mia potrząsnęła głową i wyłowiła z kieszeni skórzanej kurtki kolejną pastylkę. Już dawno pozbyła się telewizora i unikała gazet, jak tylko mogła. W dzieciństwie był to obowiązkowy punkt programu, cała rodzina zbierała się przed telewizorem w salonie domu w Åsgårdstrand, by obejrzeć wieczorne wydanie wiadomości, ale teraz nie miała już na to siły. Wcześniej media wypełniały przynajmniej jakąś misję społeczną. Przekazywały niezbędne informacje. Ale teraz stał za nimi kapitał. Nakręcające spiralę strachu migawki i plotki z życia gwiazd, hałaśliwa walka o czas antenowy i odsłony w internecie. Mia nie miała nawet siły oglądać pierwszych stron gazet na sklepowych stojakach, unikała ich, jak tylko umiała.
– Co jest przyczyną konfliktu pomiędzy Izraelem a Palestyną?
– Jak nazywa się pisarz obłożony fatwą przez ajatollaha Chomeiniego?
– Czemu chińscy studenci demonstrowali na placu Niebiańskiego Spokoju?
Mama Eva Krüger. Pracowała jako nauczycielka w szkole Åsgården i zależało jej, by córki miały dobre stopnie, by orientowały się w świecie. Sigrid była rzecz jasna zdolniejsza od siostry. Lepsza we wszystkim. Mia często myślała, że był to jeden z powodów jej upadku, że ciężar całej doskonałości okazał się w końcu zbyt wielki, a ucieczka w narkotyki okazała się dla siostry formą buntu, ale jakoś nie do końca jej się to wszystko zgadzało. Mama i tata. Eva i Kyrre. On handlował farbami. Nie mieli dzieci, więc możliwość adopcji bliźniaczek spadła im jak z nieba. Mama potrafiła być czasem trochę oschła, ale z pewnością nie przesadnie surowa. Może wchodziła w domu trochę za często w rolę nauczycielki, ale to przecież nic strasznego.
Markus Skog.
To była jego wina.
– Doktor LSD? – odezwał się znów Munch.
– Kto?
– Wolfgang Ritter? Szef Blakstad? Psychiatra, który serwował środki psychodeliczne pacjentom cierpiącym na ciężkie choroby psychiczne?
– W życiu o nim nie słyszałam.
– Leciał o nim film dokumentalny jakiś tydzień temu... W serii Punkt zapalny.
– Nie widziałam. Ale czy takich numerów nie robiło się przypadkiem już w latach siedemdziesiątych?
– Tak, pewnie, ale teraz to przecież nie do pomyślenia. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Munch odwrócił się do niej na siedzeniu i przyjrzał jej się z irytacją.
– Sorry. – Mia otrząsnęła się z zamyślenia. – Słucham.
– Pozornie zdrowa, radosna dziewczyna? Promyczek? Na ciężkich antydepresantach? Nie sądzisz, że to trochę dziwne?
Munch poskrobał się po brodzie i sięgnął po kolejnego papierosa, ale w ostatniej chwili zmienił zdanie.
– Pewnie. – Mia skinęła głową. – Ktoś już z nim rozmawiał?
– Musimy poczekać na decyzję sędziego.
– Tajemnica zawodowa, co?
– Anette już się do tego zabrała, to czysta formalność, nie powinna nam zająć wiele czasu. – Munch skinął głową. Zadzwonił jego telefon. – Tak?
Strzeliła do niego.
Dwa razy, mierząc w pierś.
Markus Skog.
– I byliście u niego w domu?
Nie, dość już rozmyślań na ten temat.
– A ma jakąś rodzinę? Skontaktujcie się ze szkołą, popytajcie, może ktoś ze współpracowników coś wie.
Wspomnienia zapakowane w leżące w domu pudła.
– Postawcie auto przed jego domem. I roześlijcie ogólną informację do posterunków. Tak. Jest dla nas bardzo ważny. Zaangażujcie wszystkich wolnych ludzi, jeśli to możliwe. Informujcie mnie na bieżąco. Super, dzięki.
Munch rozłączył się i zmarszczył brwi.
– Larvik?
– Tak. Nie mogą go znaleźć. W domu go nie ma, a sąsiedzi nie widzieli go jakoś od tygodnia.
– Ach tak.
– To mi wygląda na zbyt duży zbieg okoliczności, nie uważasz? – spytał Munch.
– Zdecydowanie. – Mia skinęła głową. – Musimy z nią znów porozmawiać, co?
– Z Karoline Berg?
– Tak...
– Bardzo mi się ta perspektywa nie podoba, ale chyba nie mamy wyboru.
Munch westchnął i zabębnił palcami o kierownicę.
– Pojedziesz ze mną do Zakładu Medycyny Sądowej?
– Nie, wolę porozmawiać z Halvorsenem od techników. Dziwię się, że nic dla nas nie mają.
– OK, wysadzę cię po drodze – rzucił Munch, wyjeżdżając z parkingu.
– Zapytaj o rany na wargach – powiedziała Mia, gdy dojechali do kwatery Kripos przy Brynsalléen.
– Jakie rany?
– Vivian Berg miała ranki wokół ust. Nie przypominam sobie, bym widziała wcześniej coś podobnego.
– OK.
– Robimy po południu briefing?
Munch skinął głową.
– Jakoś o siódmej czy ósmej.
– No to do zobaczenia – powiedziała Mia, wysiadając z auta.