33

MIA DOTARŁA WRESZCIE na parking przed dawną jednostką wojskową w Skar. Powitał ją Munch, na jego twarzy malowała się troska.

– Nie spałaś w nocy?

– O co ci chodzi?

– Cholernie źle wyglądasz.

– O rany, dzięki – rzuciła Mia.

– Sorry, nie chciałem być niemiły, wszystko OK?

– Tak, nic mi nie jest. Co mamy?

– Nowe auto – odparł Munch, wskazując skinieniem głowy parking. – Skradzione spod domu jakiejś rodziny w Økern. Wrócili z urlopu, samochodu już nie było.

– A czemu tu stoimy?

– Załoga z Zakładu Medycyny Sądowej chce tam najpierw skończyć.

– To ta nowa babka, nie?

Mia skinęła głową, wskazując otwarty bagażnik. Stojąca w pobliżu ciemnowłosa kobieta gestykulowała z przejęciem, każąc ludziom biegać w tę i z powrotem.

– Lillian Lund – powiedział Munch.

– Bardzo kategoryczna?

– Wydaje się niezła. – Munch skinął głową.

– Ukłucie strzykawką?

– Tak.

Mia dostrzegła kolejny aparat fotograficzny na statywie, wycelowany w tył auta.

– Sprawdzaliście aparat?

– Trzynaście – wycedził Munch powoli.

– Kurwa – rzuciła Mia.

– Coś ci to mówi?

Śledczy odwrócił się od niej na chwilę i zapalił papierosa.

– Cztery, siedem, trzynaście?

– To ty tu jesteś matematykiem – powiedziała Mia, trąc zaczerwienione oczy.

– Numery w lotku? – zaproponował Munch.

– Co?

– Nie, nic. Kurwa, to mnie zaczyna irytować.

– Co takiego?

– Właściwie to wszystko. Te liczby. Wkurza mnie, że sobie w ten sposób z nami pogrywa.

– Kto znalazł ciało? – spytała Mia.

– Facet z firmy ochroniarskiej. Niejaki Olsen. Był w szoku, posłaliśmy go na Grønland. Anette go przesłucha.

– Dawno to było?

– Kilka godzin temu, a co?

Mia skinęła głową w kierunku drogi.

– I już zjechały się pismaki?

Munch wzruszył ramionami.

– Wilki poczuły krew – wymamrotała policjantka.

Kobieta z załogi techników kryminalistyki przemierzyła plac, zsunęła z twarzy maseczkę i westchnęła, patrząc na Muncha.

– Zatwierdziłeś to?

– Co takiego?

– Że nie mamy dostępu, dopóki medycyna sądowa nie skończy?

– To pewnie już długo nie potrwa.

– Może i tak, ale...

– Byliście w lesie? – spytała Mia.

– Tak, sprawdzaliśmy, czy nie ma tam czegoś ciekawego. Ledwie zdążyliśmy zacząć z samochodem.

– Przeczeszcie okolicę. – Munch skinął głową. – Dostaniemy dostęp, jak tylko oni tam skończą.

Techniczka potrząsnęła głową, mamrocząc coś, czego nie dosłyszeli, po czym znów wciągnęła maseczkę na twarz i wróciła do swoich kolegów.

– Dom dla lalek? – spytała Mia z ciekawością.

– Ten ochroniarz zeznał, że palił się na tylnym siedzeniu.

– Widziałeś go?

– Tak. Chyba będzie nam łatwo ustalić, skąd pochodzi.

– Jakim cudem?

– Domek wyglądał na ręczną robotę. Żadna tam produkcja masowa z Toys’R’Us. Potrafię odróżnić jedno od drugiego.

Uśmiechnął się przelotnie.

Pewnie pomyślał o Marion, swojej wnuczce. Była jego oczkiem w głowie. Munch obsypywał małą tyloma prezentami, że w końcu jego córka musiała powiedzieć: dość.

– Ktoś się tym zajmuje?

– Grønlie pracuje nad sprawą.

Munch zaciągnął się papierosem, w tej samej chwili podszedł do nich kolejny technik. Miał już otworzyć usta, ale śledczy go uprzedził.

– Czekamy – rzucił oschle. – To już nie potrwa długo.

– Zabezpieczyliśmy całą okolicę? – spytała Mia.

– Mam nadzieję – odrzekł Munch. – Aha, i jeszcze jedno. Ludvig niczego nie znalazł. Prosił, żeby ci to przekazać.

– A o co chodzi?

– Pytałaś go o jakąś sprawę z pożarem? Numer czterdzieści siedem albo siedemdziesiąt cztery w adresie?

– No tak...

– Niczego takiego nie ma w naszych rejestrach.

– Cóż, warto było spróbować – stwierdziła Mia.

– To był tak w ogóle dobry pomysł – powiedział Munch.

– Nie tak trudno było na to wpaść. Czytałeś Braci Lwie Serce? Tam też pali się dom.

– Wygląda na to, że to właściwy trop – stwierdził Munch, wskazując auto skinieniem głowy.

– Domek nadal się palił, gdy ten ochroniarz tu przyjechał?

– Chyba tak. – Śledczy skinął głową. – Jak już wspominałem, facet był w niezłym szoku.

– Czyli jak byśmy to oszacowali?

– Czasowo?

– Tak.

– Ochroniarz twierdzi, że przyjechał tu jakoś kwadrans po szóstej.

– A jak długo może się palić taki domek?

– Trudno powiedzieć. Jeśli go czymś wypełnić, to może i kilka godzin.

– Czyli zostałby podpalony między trzecią a czwartą nad ranem?

– Może nawet trochę później.

– Tuż pod naszym nosem.

– Wiem – stwierdził Munch, rzucając niedopałek na ziemię.

– Jak on tu mógł dotrzeć?

– Pojęcia nie mam.

– Autobusy nie jeżdżą tak wcześnie?

– Nie, pierwszy dopiero co przejechał.

– Czyli własny samochód?

– Mało prawdopodobne – rzucił Munch, rozważając, czy nie zapalić kolejnego papierosa. W końcu się rozmyślił. – Bo kto by miał niby prowadzić tamten?

– Rower?

Śledczy wzruszył ramionami.

– Możliwe, że przy drodze zamontowano jakieś kamery, nie tak daleko stąd jest supermarket. Sprawdzamy to.

– Chłopak był nagi?

– Miał na sobie tylko spodenki kąpielowe. Jego ubrania leżały w torbie przy aucie.

– Czyli morderca go tu rozebrał? Ależ, kurwa mać, to przecież...

– Wiem. – Munch skinął głową i jednak zapalił kolejnego papierosa. – Zaczynam podejrzewać, że możesz się mylić.

– Co do czego?

– Co do przypadkowości ofiar. Podejrzewam, że morderca doskonale wie, na kim mu zależy. I co chce z tymi ludźmi robić.

Munch zmarszczył brwi, jego spojrzenie pociemniało. W tej samej chwili w kieszeni zaczęła mu dzwonić komórka. Śledczy potrząsnął głową i odszedł na kilka kroków, by odebrać.

– Mia Krüger?

– Tak?

Do policjantki podeszła ciemnowłosa kobieta w wieku Muncha, ta sama, która wcześniej dyrygowała na parkingu podwładnymi. Zdjęła z twarzy maseczkę i wyciągnęła do Mii rękę.

– Lillian Lund. Zakład Medycyny Sądowej. Jesteśmy gotowi, by go zabrać.

– Czy zajmowała się pani także Vivian Berg?

– Tak. – Lund skinęła głową.

– A Kurtem Wangiem?

– Owszem.

– Jest pani pewna, że mamy do czynienia z tym samym zabójcą?

– Modus operandi jest identyczny, owszem. Tylko nie mam pewności, czy chodzi o mężczyznę. Na wszystkich zwłokach są ślady po ukłuciu igłą od strzykawki. I żadnych innych obrażeń na reszcie ciała, co moim zdaniem jest dość dziwne.

– Dlaczego?

Lund posłała Mii zaskoczone spojrzenie.

– Żadne ciało nie nosi śladów walki, wygląda na to, że ofiary zupełnie nie stawiały oporu. Nie uważa pani, że to bardzo nietypowe?

– Żadnych śladów pod paznokciami?

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Musimy spojrzeć na to w laboratorium, dopiero wtedy będziemy mieć sto procent pewności, ale z tego, co widzę, to faktycznie nic tam nie ma. Zupełnie jak u pozostałych.

– A rany w okolicach ust?

Lund przekrzywiła głowę i przyjrzała się Mii uważnie.

– To pani je dostrzegła?

– Tak.

– Doskonała obserwacja. – Kobieta skinęła głową. – Tak, w tym przypadku mamy to samo. Tym razem także pod taśmą.

– Znowu taśma?

– Tak. Chłopak miał zaklejone usta. Chcą go państwo zobaczyć, zanim zabierzemy go ze sobą?

– Chętnie. – Mia skinęła głową w chwili, gdy podszedł do nich Munch.

– Cześć, Holger. – Lillian Lund się uśmiechnęła.

– Cześć, Lillian.

– Co się dzieje? – spytała Mia.

– Znaleźli go – szepnął śledczy z zapałem.

– Kogo?

– Raymonda Gregera. Właśnie go nam wiozą z Larviku.

– Mam się tym zająć?

– Razem się tym zajmiemy. Tak czy inaczej, musimy poczekać. Facet żąda adwokata.

– To co, idziemy zobaczyć ciało? – spytała Lillian Lund, wciągając maseczkę z powrotem na usta.

– Koniecznie. – Mia skinęła głową i ruszyła za nią w kierunku otwartego bagażnika.