42
MIA ZAJRZAŁA DO wnętrza Lorry przez okno i się rozmyśliła. Jej stolik był zajęty, w środku panował tłok. Nad Oslo zapadły ciemności, a ona nie mogła zasnąć. Wstąpiła do domu, spróbowała odpocząć, ale na klatce znów działy się jakieś cyrki. To co zawsze. Tym razem komuś zginęło zwierzątko domowe. Widziała pani mojego kota? Na dodatek, gdy tylko wspięła się na swoje piętro, napadł ją sąsiad, w jego oczach nadal tliła się nadzieja. To jak będzie w końcu z tym urlopem? Mia słyszała już wręcz, jak to pytanie wypływa z jego ust, ale zdążyła wślizgnąć się do swojego mieszkania, zanim zostało wyartykułowane. Położyła się w ubraniu, wcisnęła głowę w poduszkę. W tej samej chwili rozległ się łomot z mieszkania piętro wyżej, podniesiony męski głos i nie mniej emfatyczny kobiecy wrzask w odpowiedzi. Ot, trywialna codzienność. Mia zacisnęła powieki, ale nie była w stanie się uspokoić, zapomnieć o otaczającym ją świecie. Tych wszystkich ludziach. To zawsze ona odpowiadała za ich bezpieczeństwo. Za to, by mogli w spokoju szukać kota, pomagać siostrze czy kłócić się z mężem. To wszystko zależało od niej. Musiała pilnować, by nie skończyli w górskich jeziorach, przebrani za baletnice. W obskurnych hotelowych pokojach. Samotni, nadzy, na parkingu w środku nocy, zupełnie bezbronni.
Twoja praca wpędza cię w chorobę.
Masz tego świadomość?
Wiesz, że powinnaś zajmować się czymś zupełnie innym?
Kolejna rada kolejnego psychologa, który chciał dla niej jak najlepiej. Zignorowała ją wtedy rzecz jasna, ale te słowa wracały do niej od czasu do czasu. Mia przeszła na drugą stronę ulicy i znalazła alternatywną kryjówkę. Pub Artystyczny. Mała dziura w ścianie. Za barem siedział brodaty facet, pochylony nad drinkiem i szkicownikiem. Przy jednym ze stolików tkwiło trzech milczących mężczyzn wpatrzonych w szachownicę, z dłońmi zaciśniętymi na szklankach z letnim piwem. Mia znalazła sobie miejsce w rogu. Rozdzwonił się jej telefon, na wyświetlaczu rozbłysło imię Gabriela. Policjantka zostawiła torbę na krześle, po czym wyszła na ulicę, by odebrać.
– Masz może dwie minutki?
– Jasne. Gabriel, jak poszło?
– Mam wszystko – wymamrotał młody haker. – Co z tym teraz zrobić?
– Dużo tego?
– Cholernie dużo. Trochę się boję na to patrzeć, to bardzo prywatne sprawy, jeśli rozumiesz, o co chodzi.
– A masz tam opcję wyszukiwania?
– O co pytasz?
– O pliki. Da się w nich wyszukać hasła albo coś w tym stylu?
Gabriel zaśmiał się cicho.
– Nie. To nie jest uporządkowana baza danych. Tylko tysiące dokumentów. Skany jego własnych notatek, w formacie PDF. Nie da się niczego automatycznie wyszukać.
– Ale Ritter musiał się w nich chyba jakoś orientować?
– Pewnie zna nazwiska wszystkich swoich pacjentów, więc to dla niego nie takie znów trudne. Jeśli mi dasz nazwisko albo datę urodzenia, adres, cokolwiek, to szybko coś ci znajdę.
– Nie spieszy mi się – powiedziała Mia. – Jak wspominałam, to tylko taki pomysł, który przyszedł mi do głowy w szpitalu.
– Czyli nie masz żadnego nazwiska?
– Nie. Chyba że znajdziesz mi tam Karla Øverlanda.
– Już nawet próbowałem, ale go tu nie ma. To najpewniej pseudonim, prawda?
– Możesz to na razie zostawić – powiedziała Mia. – Pewnie prędzej czy później znajdziemy coś, co da się z tym powiązać.
– OK – odrzekł Gabriel. – A rozmawiałaś z Munchem? Powiedział ci o tej dziwnej substancji? Skopolaminie?
– Tak, wszystko wiem – powiedziała Mia.
– Czyli to dlatego Vivian Berg sama przyszła na miejsce zbrodni? I żadna z ofiar nie stawiała oporu?
– Na to wychodzi – wymamrotała Mia niecierpliwie.
Musiała znów się w to wgryźć.
– Dość przerażająca historia – stwierdził Gabriel. – Bo to przecież znaczy, że facet może dopaść każdego, w każdej chwili. I nikt nie jest w stanie się przed nim bronić. Okropne, nie?
– Słuchaj, Gabriel, jestem teraz trochę zajęta, zadzwonię, jeśli wypłynie coś nowego, OK?
– OK – rzucił młody haker i zakończył połączenie.
Mia oddałaby wszystko za chwilę snu, ale nie mogła teraz o tym myśleć. Zamówiła kawę oraz wodę mineralną i wyciągnęła papiery z torby. Oparła się kuszącemu widokowi kraników za barem. Choć to o wiele łatwiejsze, prawda? Cudownie byłoby zapomnieć o bożym świecie nad piwem i kieliszkiem jägermeistra, musiała to przed sobą przyznać. Chociaż rzecz jasna byłoby to z jej strony również tchórzostwo.
Kawa smakowała jak pomyje, ale postanowiła to zignorować. Chwyciła długopis i pochyliła się nad notatnikiem.
Płonący domek dla lalek?
To ten sam trop, prawda?
Bracia Lwie Serce?
Dom w płomieniach?
Bambus?
Ręczna robota?
Nie, to nieistotne.
Liczby?
Cztery? Siedem? Trzynaście?
Data urodzenia?
Nie.
Czwarty lipca dwa tysiące trzynaście.
To nie miało sensu.
Chyba że...?
Mia zapisała liczby w kilku różnych kombinacjach, ale żadna z nich z niczym szczególnym jej się nie kojarzyła. Siódmy kwietnia, czwarty lipca, trzynasty dzień miesiąca, a może coś innego? Siedemdziesiąt cztery?
Coś w tym mogło być.
Trzynasty, kolejna ofiara, 1974?
Upiła łyk gorzkiej lury.
Kurwa.
Małe piwko chybaby jej nie zaszkodziło?
Rozjaśniłoby jej w głowie?
Otrząsnęła się i sięgnęła po wodę mineralną.
Spodenki kąpielowe.
To właściwie to samo, prawda?
Woda.
Lód.
Watch what I can do?
Może się myliła. Może to wcale nie miało związku z Bambim, czemu zresztą miałoby mieć? Istniał milion innych potencjalnych połączeń.
Widzicie mnie?
Śmieję się wam prosto w twarz.
Widzicie, co potrafię zrobić?
A wy mnie nie możecie powstrzymać.
Watch what I can do.
Długopis tańczył gorączkowo na papierze.
Ofiara 1.
Vivian Berg.
Strój baletnicy.
Kostium?
Dlaczego?
To ważne, czyż nie?
Ofiara 2.
Kurt Wang.
Muzyka z telefonu?
My Favorite Things.
A co było... kostiumem?
Saksofon? Cała scenografia?
To ważne.
Poczuła, że zbliża się do czegoś ważnego.
To jest myśl.
Ofiara 3.
Ruben Iversen.
Wiek? Czy to miało jakieś znaczenie?
Spodenki kąpielowe?
Symbol?
Nie?
Bez wody?
Coś bardziej konkretnego?
Patrz... strój?
Nowy kostium?
Intelektualna gra?
Jej dłoń prowadziła długopis coraz szybciej.
Wolfgang Ritter?
Psychiatra?
Taniec śmierci...
Kurwa, prawie zdążyła o tym zapomnieć.
Wolfgang Ritter.
Będą musieli do niego wrócić.
Tu się skrywało coś jeszcze.
Podkreśliła nazwisko psychiatry i wsunęła długopis do ust.
Klaus Heming?
Wciąż żyje?
Nie, to niemożliwe.
Mia nawet nie zauważyła, jak drzwi się otwierają, nie dostrzegała wchodzącego do pubu człowieka aż do chwili, gdy stanął nad jej stolikiem.
– Telefon ci się zepsuł czy jak? – usłyszała niski głos, po czym mężczyzna opadł na krzesło naprzeciwko niej.