47
GABRIEL SIEDZIAŁ W NIEWIELKIEJ sali briefingowej razem z Ylvą i Ludvigiem, pozostając pod wielkim wrażeniem tego, jak wiele informacji udało im się umieścić na ścianie w tak krótkim czasie. Mnóstwo zdjęć, każde opatrzone niewielką tabliczką z podpisem, wszystkie powieszone tak, by widoczny był związek między nimi. Problem w tym, że pracowali nad sprawą od poprzedniego popołudnia i wciąż mieli wrażenie, że nie posunęli się za bardzo do przodu.
Szerszy kontekst.
Wydawało się, że go po prostu nie ma.
– Ofiary muszą chyba być wybierane przypadkowo – westchnęła Ylva, zdejmując okulary.
Potarła oczy i nieznacznie ziewnęła.
– Mnie też nic innego nie przychodzi do głowy – wymamrotał Grønlie, zerkając ponownie na kolorową ścianę. – To wciąż wszystko, co mamy, prawda?
Wskazał na czerwoną linię łączącą Vivian Berg z Raymondem Gregerem.
– A przypomnij mi, kim są ci wokół Kurta Wanga? – spytała Ylva.
– To jego zespół – wyjaśnił Ludvig. – Wokalistka, Nina Wilkins. I perkusista, Portugalczyk, Danilo Costa.
– Sorry – powiedziała Ylva, znów pocierając oczy. – Wgapiam się w to tak długo, że chyba rzuciło mi się już na mózg.
Żadne z nich nie zajrzało do domu. Ylva zdrzemnęła się na fotelu przed komputerem. Gabriel przespał natomiast parę chwil na sofie w pokoju socjalnym, chociaż właściwie nie nazwałby tego snem. Cały czas kłębiły mu się w głowie półprzytomne, niespokojne myśli, wspomnienia i obrazy wydarzeń, które nie chciały się ze sobą w żaden sposób dać logicznie połączyć.
Wszedł do nich Munch z kubkiem kawy i włosami w nieładzie. Wyglądał, jakby też niespecjalnie długo spał.
– Jak tam? – spytał, opadając na jedno z krzeseł. – Jakiś związek? Cokolwiek? Nic?
– Nadal szukamy – odparł Grønlie, przygryzając wargę. – Ale trudno coś znaleźć.
– OK – stwierdził Munch, drapiąc się w brodę. – Streśćcie mi, co na razie mamy.
– Zabójstwa, miejsca zbrodni, osoby bliskie ofiar – wskazywał Ludvig – a tutaj jest linia chronologiczna. Na tej ścianie widzisz ślady elektroniczne. Telefony, komputery, miejsca, w których logował się ich sprzęt, a przynajmniej to, co nam się jak na razie udało ustalić.
– Widział ktoś Mię? – Munch ziewnął. – Albo Curry’ego?
– Od wczoraj nie – stwierdził Grønlie.
– Przepraszam, mów dalej – rzucił Munch, upijając łyk kawy.
– W pamięci telefonów ani w mediach społecznościowych nic nie znaleźliśmy. – Ylva wskazała palcem odpowiednie miejsce. – Jeśli chodzi o Vivian Berg, to cały sprzęt został u niej w domu, więc nie mamy żadnych śladów od tamtego popołudnia, kiedy wyszła z mieszkania. Telefon Kurta Wanga logował się do stacji bazowych od Grünerløkka do Starego Miasta, przedziały czasowe odpowiadają jego zniknięciu i odnalezieniu.
– Był na próbie, prawda? – spytał Munch, próbując zdławić ziewnięcie.
Ylva pokiwała głową.
– I nie korzystał z telefonu?
– Odkąd zniknął, to nie.
– A co z Iversenem? – spytał Munch.
– Nagrania z kamer przemysłowych w centrum Storo pozwalają stwierdzić, że go tam nie było albo może po prostu jeszcze nie udało nam się go wypatrzyć. Wiadomości wysłane z jego komórki potwierdzają, że zamierzał przenocować u kolegi, ale nie trafił do jego domu.
– Wiemy dlaczego? – spytał Munch.
Grønlie podszedł do dużej mapy przy drzwiach.
– Ostatni raz korzystał z telefonu tutaj. Na Grefsen.
– Czyli niedaleko od domu?
– Tutaj mieszkał. A tu miał nocować u tego kolegi, nie pamiętam, jak on ma na imię.
– Martin – podpowiedział Gabriel.
– OK, czyli nasze pierwotne założenia wydają się słuszne?
– Z tego, co widzę, to tak. – Ludvig skinął głową. – Wygląda na to, że chłopak faktycznie wybierał się do kolegi, podjechał skuterem na stację Statoil, ale potem, cóż, wygląda na to, że ktoś zatrzymał go po drodze.
– Nie mamy tego momentu na żadnych kamerach?
– Tam jest osiedle mieszkalne. – Grønlie potrząsnął głową. – Wątpię, żeby ktoś jakieś montował.
– Morderca przyszedł po Berg do jej mieszkania. Wang został zgarnięty z próby zespołu. A Iversen z ulicy. Żadnych podobieństw. Żadnego powiązania.
– No właśnie – westchnął Ludvig.
Tak naprawdę doszli do tego wniosku już jakiś czas temu, ale wyglądało na to, że Munch nadal nie ma zamiaru się poddać. Gabriel doskonale zresztą rozumiał dlaczego, choć przecież nie pracował w policji zbyt długo. Przypadkowe ofiary? To najgorszy koszmar każdego oficera śledczego.
– A media społecznościowe? Nadal nic? – spytał Munch, upijając kolejny łyk kawy.
– Vivian Berg mało się w nich udzielała – stwierdził Gabriel. – Miała niewielu znajomych, rzadko coś zamieszczała na swoim profilu. Kurt Wang był nieco bardziej aktywny, zarządzał między innymi profilem zespołu, obserwowanym przez całkiem liczną grupę fanów.
– A chłopak?
– Jak to nastolatek, bardzo aktywny, zwłaszcza na Snapchacie, trochę mniej na Facebooku czy Instagramie, to portale dla nieco starszych grup wiekowych – odparł Gabriel.
– Snap...? – spytał Munch.
– Robi się zdjęcia i je sobie przesyła, odbiorca widzi je tylko przez krótki czas, potem znikają – wyjaśniła Ylva.
– Znikają? – zdziwił się Munch.
– Tak.
– To jaki jest w ogóle sens robić takie zdjęcie?
Gabriel powstrzymał uśmiech, słuchając wyjaśnień Ylvy. Munch w końcu uciszył ją machnięciem ręki.
– No dobra, w porządku, czyli ten Snap...?
– Snapchat. Chłopak był na nim bardzo aktywny, wymieniał się zdjęciami z dużą grupą użytkowników.
Munch wyglądał, jakby znów chciał o coś zapytać, ale w końcu zrezygnował.
– Nadal nic nie wskazuje na to, że ofiary się znały? Mogły się gdzieś spotkać? Nie w sieci, ale w prawdziwym życiu?
– Na razie niestety nic nie znaleźliśmy – odparł Grønlie.
– A sport? Jakieś hobby? Zaangażowanie w działalność polityczną? Zakupy w tych samych sklepach internetowych? Historie przeglądarek z ich komputerów?
– Przejrzeliśmy to wszystko dość dokładnie – odparł Gabriel. – Łącznie z tym, co wszyscy troje w ostatnich tygodniach wyszukiwali na Google’u, ale jedynym wspólnym mianownikiem wydają się strony NRK.
– Tak? – zapytał Munch z nadzieją.
– Berg i Wang sprawdzali wiadomości, a Iversen oglądał jakieś programy młodzieżowe. To niestety wszystko, co mamy.
– A tak przy okazji – powiedział Ludvig. – Dzwonił do mnie rano wuj Rubena Iversena.
– Aha? I co?
– Pytał, czy możemy coś zrobić, żeby im pomóc. Ich dom jest otoczony przez dziennikarzy, którzy dodatkowo wydzwaniają do nich dzień i noc. W szkole to samo, uczniowie z klasy Iversena nie mają chwili spokoju.
Munch westchnął.
– Niestety, nie da się z tym nic zrobić.
– Wiem. – Grønlie skinął głową. – Tak też powiedziałem.
– Biedni ludzie – stwierdził Munch i potrząsnął głową. W tej samej chwili otworzyły się z impetem drzwi i do środka wpadła zdyszana Anette Goli.
– Czemu nie odbierasz telefonu?
Spokojna zazwyczaj prokurator policyjna miała wystraszone oczy i bladą jak ściana twarz.
– Zostawiłem go w kurtce – odparł Munch. – Co się dzieje?
Goli zerknęła na pozostałych.
– Chodźmy do ciebie. Natychmiast.
– Ale my właśnie...
– Nie. Chodź. Teraz – rzuciła Goli surowym tonem i ruszyła przodem przez korytarz.