5
MIA ZAMÓWIŁA KAWĘ oraz wodę mineralną i znalazła sobie stolik w cichym zakątku Justisen. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej poprosiłaby o piwo i kieliszek jägermeistra. Wspomnienie niczym z innego życia. Na samą myśl zbierało jej się na mdłości. Munch się spóźniał, Mia czekała na niego, patrząc na swoją bransoletkę. Przez chwilę rozważała, czy nie spakować jej z innymi pamiątkami, ale postanowiła tego nie robić. Dostały z Sigrid po takiej bransoletce na konfirmację. Srebrna ozdoba z serduszkiem, kotwicą i literką. M na bransoletce Mii. S na Sigrid. Wieczorem, gdy goście rozeszli się już do domów, a siostry oglądały prezenty w świetle wpadającym przez okno, Sigrid zaproponowała wymianę.
Chcesz moją? Ja wezmę twoją.
Od tej pory Mia nie zdjęła bransoletki. Na wyświetlaczu jej telefonu widniała data 10 kwietnia. Za osiem dni wypadała jedenasta rocznica śmierci jej siostry. Przedawkowanie. Nie bez powodu wybrała ten właśnie dzień na datę swojego wyjazdu. Nie dałaby rady iść na grób. Bała się, co to by mogło zrobić z jej głową. Miała za sobą cztery miesiące trzeźwości. Codziennie się gimnastykowała. Nigdy w życiu nie czuła się lepiej. Wyprawa na cmentarz mogłaby znów pociągnąć ją w otchłań i po prostu nie chciała ryzykować.
Sigrid Krüger.
Siostra, przyjaciółka i córka.
Urodzona 11 listopada 1979. Zmarła 18 kwietnia 2002.
Kochana najmocniej. Nieodżałowana.
Nie, Mia nie zdobyła się na spakowanie bransoletki. Wystarczy, że zrobiła to ze zdjęciami i wszystkim innym.
S jak Sigrid.
M jak Mia.
Upiła łyk wody mineralnej i zerknęła w stronę baru, gdzie jakiś starszy mężczyzna zamówił właśnie kufel zimnego piwa. Nie. Żaden problem. Wcale nie miała na nie ochoty.
Munch spóźnił się pół godziny. Zdjął beżową budrysówkę i uścisnął Mię na powitanie, po czym usiadł przy stoliku i położył na blacie teczkę z dokumentami.
– Zamówiłaś coś do jedzenia? – spytał, zerkając w stronę baru.
– Nie, nie jestem głodna – odrzekła Mia.
Munch skinął na kelnera i poprosił o kanapkę z krewetkami oraz napój jabłkowy.
– Słuchaj, Mio – zaczął, nachylając się nieco nad stolikiem. – Rozmawiałem z Mikkelsonem i doszliśmy do porozumienia. Ten facet to idiota. Nie jesteś już zawieszona. To był błąd z jego strony. Potrzebujemy cię z powrotem w zespole. OK?
Mia uśmiechnęła się nieznacznie.
– Za tydzień wyjeżdżam, Holger.
– To już postanowione?
– Tak.
– Na pewno?
Mia skinęła głową.
Munch westchnął i podrapał się po brodzie.
– Rozumiem. Jasne, chętnie widziałbym cię w zespole, ale taki wyjazd ci się należy. Nie będę cię już dręczył. Po prostu musiałem spytać.
– Jednostka znów działa?
– Tak.
– Chodzi o tę dziewczynę z jeziora?
Munch pokiwał głową. Pojawił się kelner z zamówieniem.
– Vivian Berg. Baletnica. Wyłowiona w pełnym stroju. Przez małego chłopca, który wybrał się z ojcem na ryby.
– Gdzie dokładnie?
– Jezioro nazywa się Svarttjønn, leży w Vassfaret, dość wysoko w górach, właściwie to dziwne miejsce.
– Jak to?
Munch rzucił się na kanapkę z krewetkami i mówił dalej z jedzeniem w ustach.
– Dziewczyna zniknęła ze swojego mieszkania w czwartek, a znaleźli ją w sobotę, gdzieś w górach, ubraną w pełny kostium. Gdyby ktoś mnie pytał, to wszystko tu jest dziwaczne.
Wskazał palcem teczkę leżącą na blacie.
– Cała dokumentacja jest tutaj.
– Wiem, co kombinujesz, Holger, ale już podjęłam decyzję.
– Rozumiem – zapewnił Munch.
– Co masz na myśli, mówiąc o pełnym kostiumie?
– Upięte włosy. Body z taką sterczącą spódniczką, tutu. Białe rajstopy. I te specjalne buty do tańca, pointy.
– Pointy? Miała je na sobie?
Munch potwierdził.
– Dziwne.
– Prawda?
– Jak daleko jest znad tego jeziora do najbliższej drogi?
– Cóż, jakieś czterdzieści pięć minut na piechotę, jest tam dosyć stromo.
– Czyli morderca musiał ją tam zanieść?
– Cholera wie. – Munch wzruszył ramionami.
Zerknął na Mię znad kanapki. Policjantka spojrzała mu w oczy.
– No co? – zapytała, przekrzywiając głowę.
– Nie rozumiem – zdziwił się Munch.
– O czym mi nie mówisz?
Starszy kolega popatrzył na nią z powagą i otarł usta serwetką.
– Moim zdaniem sama tam poszła – powiedział w końcu.
– A to czemu?
– Te jej buty, pointy, są wyraźnie zniszczone. Podarte i dziurawe. Zwłaszcza podeszwy. Uważam, że ofiara pokonała tę trasę o własnych siłach.
– Czyli samobójstwo?
– Nie, w żadnym wypadku. Zginęła od igły wbitej w samo serce.
– Takiej od strzykawki?
– Owszem.
– A co było w strzykawce?
– Etylenoglikol.
– To znaczy...?
– Płyn hamulcowy.
– Cholera jasna...
– Prawda? Zabija człowieka, a można go kupić na każdej stacji benzynowej.
– Czyli nie wierzysz, że poszła nad to jezioro i sama zrobiła sobie zastrzyk?
– Pomyśl o tym przez moment. – Munch rozparł się na krześle. – Wiesz, jak to boli? Byłabyś w stanie coś takiego zrobić?
Wystarczyła chwila, żeby sam się zreflektował.
Niemal dokładnie rok wcześniej Mia rozważała przecież samobójstwo.
Różnokolorowe tabletki rozsypane na stole.
Była zupełnie sama na wyspie u wybrzeży Trøndelagu.
Chodź, Mio, chodź.
– Przepraszam – powiedział Munch i znów pochylił się nad blatem. – Nie chciałem, żebyś...
– Nic nie szkodzi, Holger. – Mia uniosła dłoń.
– A jak ty się właściwie czujesz? – zapytał kolega, nadal z zatroskaną miną. – Zapomniałem o to zapytać. Wybacz. Wiesz, jak to jest.
– Jasne, Holger. Rozumiem. A czuję się dobrze. Właściwie to nawet świetnie.
Mia uniosła butelkę z wodą mineralną, pomachała mu nią przed nosem i ostentacyjnie upiła duży łyk.
– Fajnie. – Munch skinął głową. – A tak w ogóle to dobrze wyglądasz, cholernie dobrze, jeśli wolno mi tak powiedzieć. Dawno nie widziałem cię takiej... jak to ująć...
– Trzeźwej? – Mia się uśmiechnęła.
Starszy policjant zaśmiał się cicho.
– Nie do końca to miałem na myśli, ale właściwie czemu nie? Jak długo się już trzymasz?
– Cztery miesiące.
– Rany boskie. Moje gratulacje.
– Co mi innego zostało? – westchnęła Mia. – Strasznie ostatnio nawaliłam, naprawdę bardzo mi przykro.
– Daj spokój. – Munch prychnął, kręcąc głową. – Kto wie, co by się stało, gdyby nie ty. Boże drogi, wolę o tym nie myśleć. Rozwiązałaś całą sprawę. W dupie mam, czym musiałaś się w tym celu odurzać, ale tak czy inaczej, dobrze jest widzieć cię taką... obecną.
Mia posłała mu uśmiech. Czuła, że jego radość jest szczera.
– A ona jak się miewa?
– Miriam? Coraz lepiej. To silna dziewczyna. Da sobie radę. Kazała cię pozdrowić, może któregoś dnia do niej wpadniesz?
– Postaram się zajrzeć przed wyjazdem – obiecała Mia.
– Świetnie. Na pewno bardzo ją to ucieszy.
Munch posłał jej uśmiech, po czym wsunął dłoń do kieszeni budrysówki.
– Wyjdziesz ze mną? Chciałbym zapalić.
Mia przytaknęła i ruszyła za nim na podwórze, gdzie wystawiono stoliki i lampy grzewcze. Do Oslo zawitała wiosna, ale wciąż było rzecz jasna dość zimno. Splotła ramiona na piersi, Munch zapalił zaś papierosa i znowu spoważniał.
– A może dałabyś mi siedem dni? – zapytał ostrożnie.
– Naprawdę nie wiem, Holger.
– Tylko tydzień. Ani dnia więcej. Chciałbym tylko, żebyś się temu przyjrzała. Dała mi znać, co na ten temat myślisz.
Mia zacisnęła wargi i rozważyła propozycję.
Młoda dziewczyna w stroju baletnicy.
Wyłowiona z górskiego jeziora.
Zabita zastrzykiem z płynu hamulcowego.
– Znaleźliśmy na miejscu zbrodni trochę dziwnych rzeczy. – Munch odkaszlnął i posłał jej spojrzenie, które widywała wcześniej wiele razy.
Coś tu nie pasuje, Mio.
– Co mianowicie?
– A dasz mi ten tydzień?
Jego spojrzenie było niemal błagalne.
– OK – westchnęła wreszcie Mia.
– Cudownie. – Munch się uśmiechnął, klepiąc ją po ramieniu.
– To mów, co znaleźliście.
– Nie wiem, od czego zacząć. – Policjant się zawahał. – Morderca wystawił sobie aparat.
– Aparat?
– Fotograficzny, na specjalnym statywie.
– Skierowany w stronę zwłok?
Munch pokiwał z powagą głową.
– Były na nim jakieś zdjęcia?
– Nie, ani jednego. Karta pamięci została wyjęta, pewnie zabrał ją ze sobą.
– Czemu mówisz o mordercy w rodzaju męskim? Jesteś pewien, że to mężczyzna?
– Znaleźliśmy odcisk buta. Rozmiar czterdzieści trzy.
– A dziewczyna leżała zaraz przy brzegu?
– Tak.
– Aparat był skierowany prosto na nią?
– Owszem – potwierdził Munch.
– Dziwne – wymamrotała Mia.
– Wiem.
– Coś jeszcze?
– Nie mam pewności, czy to ważne, ale znaleźliśmy niedaleko stronę wyrwaną z książki dla dzieci.
– Jakiej?
– Bracia Lwie Serce Astrid Lindgren. Możesz to dla mnie zrobić? Zerkniesz na to? Byłbym ci bardzo wdzięczny.
Munch zgasił papierosa.
– To się zdarza już któryś raz, Holger. Przychodzisz ze zdjęciami i każesz mi je oglądać.
– Rzuć tylko okiem.
– OK, skoro to dla ciebie takie ważne... – Mia westchnęła i poszła z powrotem do środka.