62

ODPOWIEDŹ PRZYSZŁA PO zaledwie kilku godzinach. Luna patrzyła na niego trochę dziwnie, ale Curry nalegał.

– Nie chcesz piwa?

– Nie, tylko kawę.

Widział po jej wyrazie twarzy, że w sumie nie ma nic przeciwko. W lokalu panowała cisza, przy szafie grającej stało tylko paru stałych bywalców, ale Curry i tak czuł się dość dziwnie.

Czy ktoś na niego patrzy?

Czy może...?

A przecież było widać, że to nie policja. Ci mężczyźni cały czas tu przesiadywali, byli kompletnie pijani i ledwie kojarzyli, co się wokół nich dzieje. Cholera. Mimo to nie mógł nic na to poradzić. Poza tym czuł się zraniony, właściwie to nawet całkiem dotkliwie. Jak mogli sądzić, że jest nieuczciwy? Co on takiego, kurwa, zrobił? I ilu właściwie ludzi tak o nim myślało? I to ludzi, których znał? Jak długo to trwało? W sumie, gdyby się trochę spokojnie zastanowić nad sprawą, miało to pewien sens. Przypomniał sobie facetów w sportowych marynarkach przy barze w dniu, gdy miał pecha, trochę za dużo wypił i zapomniał cokolwiek zjeść. Tamci dwaj wyglądali, jakby byli z kompletnie innej bajki, przecież wtedy o tym pomyślał, prawda? Cholera jasna.

Na wyświetlaczu leżącego przed nim telefonu błysnął nieznany mu numer.

Nie odebrał, wiedział, że musi chwilę odczekać i oddzwonić na inną komórkę.

Jimbo.

Curry nie miał pojęcia, czemu ten facet tak bardzo nalegał na tę procedurę, ale tak właśnie było. Gdy Mia poprosiła go o pomoc, nie miał wątpliwości, z kim się skontaktować.

Jimbo Monsen.

Znał tego wybitnego gliniarza jeszcze z czasów Wyższej Szkoły Policyjnej. Potem pracowali razem w narkotykowym, ale po jakimś czasie Jimbo zaczął działać jako tajniak i w pewnym sensie utknął na tym etapie. Inni z jego rocznika pięli się po szczeblach kariery, ale on postanowił zostać na ulicach. Curry zapytał go o to przy piwie, kiedyś, przed laty, nie otrzymując żadnej konkretnej odpowiedzi.

– Po prostu to lubię – odpowiedział mu kolega, wzruszając ramionami, a potem już nie wrócili do tematu.

Jimbo Monsen.

Oczywiście.

Dzięki niemu miał już odpowiedź na swoje pytanie.

Curry odczekał chwilę, w końcu uznał, że minęło już dość czasu, po czym wstukał w klawiaturę telefonu numer, który Jimbo przysłał mu wcześniej tego dnia.

– Curry? – odezwał się niski głos.

– Jak poszło? – spytał policjant z ciekawością.

– Już wszystko załatwione – odparł krótko Jimbo. – Pytałeś o Kevina, zgadza się? Młody chłopak z dziwnymi brwiami?

– Tak – odparł Curry. – I jeszcze Cisse.

– Jej nie udało mi się znaleźć – stwierdził Jimbo. – Wiem, o kogo chodzi, ale na mieście mówią, że dziewczyny już nie ma. Podobno złoty strzał.

Lata na ulicy zmieniły nie tylko wygląd, ale i język Jimba. Gdy Curry spotkał go po raz ostatni, niemal go nie poznał i przepędził, kolega mógłby spokojnie uchodzić za bezdomnego.

– Czyli nie żyje?

– Na sto procent ci nie powiem, ale ludzie tak twierdzą.

– Ale ten Kevin? – spytał Curry. – Wiesz, gdzie on jest?

– No pewnie. Chcesz się z nim spotkać?

– Chętnie. Da się załatwić?

– Wszystko da się załatwić. – Jimbo odkaszlnął. – Masz kasę?

– Kasę? Co masz na myśli?

– Mogę wam załatwić spotkanie – stwierdził Jimbo. – Ale wątpię, żeby zgodził się gadać z tobą za darmo, jeśli mnie rozumiesz. Takie pogaduszki z glinami mogą człowiekowi zepsuć reputację na ulicy.

– Nie no, pewnie. A o jakich kwotach mówimy?

– Koło powinno wystarczyć.

– Tysiąc koron?

– Powiedzmy ze dwa, żeby chłopak nie musiał biegać przez kilka dni. Trzeba pomagać tam, gdzie można, nie sądzisz?

– W porządku – wymamrotał Curry. – Jak to załatwimy?

– Napiszę ci wiadomość – rzucił Jimbo, po czym się rozłączył.

– Może dolewkę?

Luna podeszła do niego z uśmiechem, niosąc w dłoni czajniczek. Curry skinął głową, zastanawiając się, czy nie zadzwonić od razu do Mii. Nie. Lepiej będzie poczekać. Pozwolić jej się wyspać. Dawno nie widział swojej koleżanki w tak złym stanie.

Co za popieprzona historia.

Co tu się właściwie działo?

Czemu w ogóle się nie zorientował?

Cholerna wóda.

To wszystko przez to.

Nie, kurwa, tak nie może być.

Mieli go za sprzedawczyka?

Nigdy w życiu.

Był porządnym gliniarzem.

Właściwie to nawet więcej, był bardzo dobry.

Ale teraz koniec z piciem, zaczynają się nowe czasy.

Tak właśnie będzie.

Curry zaklął pod nosem, uniósł kubek z kawą do ust i zamarł, wyglądając przez brudne okno.