69

MUNCH ZDĄŻYŁ WŁAŚNIE zatrzymać auto na podziemnym parkingu pod biurem przy Mariboes gate, gdy rozdzwonił się jego telefon. Miał nadzieję zobaczyć na wyświetlaczu imię Mii, już kilka razy próbował się do niej dodzwonić, lecz nadal nie odbierała od niego połączeń.

– Mówi Anette – odezwała się Goli w słuchawce. – Mamy go.

– Kogo? – zdziwił się Munch.

– Ivana Horowitza.

– Serio?

– Dostaliśmy trzy takie same anonimowe informacje – rzuciła zdyszana Goli. – Przekazałam je Edvardsenowi. Już tam jadą.

– Jadą? Kto? Gdzie?

– On ma domek wakacyjny – ciągnęła Anette. – Niedaleko miejsca, w którym znaleziono Vivian Berg. Jakąś godzinę drogi przez las, w przeciwnym kierunku.

– Horowitz?

– Tak, zadzwoniły do nas trzy różne osoby i każda powiedziała to samo. Podobno wyprowadził się tam już jakiś czas temu – powiedziała Goli. – Twierdził, że miał dość ludzi. Chciał żyć samotnie na łonie natury. A potem już nikt go nie widział.

– O kurwa – rzucił Munch i wrócił biegiem do auta. – Kto tam jedzie?

– Wojsko – odparła Anette. – Wysyłają tam jednostkę, o której nam mówili. Alfę. Edvardsen chce, żebyśmy się do niego wybrali.

– Do centrum dowodzenia?

– Tak.

– Dlaczego?

– Mnie nie pytaj. – Anette westchnęła. – Może chce się nam pochwalić? Pokazać, że jest od nas lepszy? Nie mam pojęcia. Ale tak czy inaczej, już tam na nas czeka. Ta sprawa wkrótce dobiegnie końca. Na całe szczęście.

Munch wyraźnie słyszał ulgę w jej zmęczonym głosie.

– Przyjedziesz?

– Już jestem w drodze – odrzekł Munch i wsiadł do auta.