70
MIA KRÜGER OBUDZIŁA SIĘ i stwierdziła, że nie wie, gdzie jest. Miała wrażenie, że nadal śni. W głowie kłębiły jej się rozmyte obrazy, nie potrafiła stwierdzić, które z nich są rzeczywiste, a które to miraże. Była w jakimś domku wakacyjnym. Widziała ścianę wyłożoną sosnowymi panelami. Zasłonięte małe okienko. Przy jej łóżku siedziała babcia. Uśmiechała się, otulając ją kocem. Nagle zniknęła. Mia uświadomiła sobie, że rękę ma przywiązaną do ramy niewielkiego łóżka. Podobnie jak jedną ze stóp. Pachniało drzewami. I ptakami. Miała gorące czoło. Przy jej łóżku siedziała mama, miała ze sobą tacę z sokiem i zwilżoną ściereczkę. Mama zniknęła. Na podwórzu stał tata. Właśnie wrócił z pracy i naprawiał samochód, starego, butelkowozielonego jaguara, którego odziedziczył po dziadku. Kiedyś miała go dostać. Przy jej łóżku siedziała Sigrid. Trzymała w rękach album ze zdjęciami. Mia chciała wyciągnąć do niej rękę, mocno ją przytrzymać i sprawić, by znów nie zniknęła.
Śmierć to nic strasznego.
Babcia wróciła.
Sigrid posłała jej uśmiech.
Przyjdziesz, Mio?
Mia otworzyła oczy i z trudem złapała oddech.
Co się dzieje?
Spróbowała się podnieść, ale była unieruchomiona. Poczuła, jak wzbiera w niej panika, ale udało jej się nad nią zapanować.
Tylko spokojnie, Mio. Spokojnie.
Jedną rękę i jedną nogę miała przywiązane do łóżka. Nie została zakneblowana. Rozejrzała się dookoła, wciąż miała kłopoty ze skupieniem wzroku, ale była już przynajmniej w stanie stwierdzić, co jest prawdziwe. Sosnowe panele. Drzwi do innego pomieszczenia. Pod jedną ze ścian staromodna szafa. Faktycznie, była w czyimś domku wakacyjnym. Zasłonięte okienko. Lampa pod sufitem. Mia zrobiła głęboki wdech i spróbowała uwolnić rękę. Nic z tego. To może stopę? Też nie. OK.
Nie panikuj, Mio.
On cię uwięził, ale nie zabił.
A to musi coś oznaczać, prawda?
Powoli przypomniała sobie, co się stało, i ogarnęły ją mdłości. Aparat fotograficzny. Zdjęcia. Trzeba było zwrócić uwagę na motywy, nie na sam aparat. Fotografie na ścianie w mieszkaniu Charliego Browna. Liczby. Album Mii. Zabójstwa były jakoś z nią powiązane. Salem. Ullersmo. Złota obrączka.
Dalej już nic nie pamiętała.
Niewielkie drzwi stanęły nagle otworem, pojawił się w nich uśmiechnięty człowiek. Trzymał coś w rękach.
Coś, co płonęło.
Świeczki?
Tort?
– Wszystkiego najlepszego, kochanie. Oczywiście wiem, że nie masz dziś urodzin. Ale pomyślałem sobie, że musimy koniecznie jakoś uczcić ten dzień. Mam zdmuchnąć świeczki? Czy ty chcesz to zrobić?