73
– MYŚLAŁEM, ŻE JUŻ się nie obudzisz – powiedział uśmiechnięty mężczyzna. – Tak długo na ciebie czekałem, ale ten dzień w końcu nadszedł, cieszysz się?
Mia nie była w stanie uwierzyć własnym oczom.
Alexander?
Jej sąsiad?
Co się dzieje...?
Jasnowłosy chłopak wstał i podniósł jakiś przedmiot z niewielkiego stolika.
– Proszę.
Wsunął dłoń pod jej głowę, zbliżył do jej warg szklankę, połowa wody spłynęła jej po brodzie na bluzę, ale tych kilka łyków, które zdołała przełknąć, smakowało niebiańsko.
– Dlaczego...? – Mia odchrząknęła, ale głos zaraz jej się załamał.
– Wiem, zastanawiasz się nad tym, a ja tak długo czekałem, żeby ci o tym opowiedzieć – chłopak promieniał. – Po prostu zaczniemy, dobrze? Widzisz, nie mamy zbyt wiele czasu, bo przecież niedługo wyjeżdżamy.
Alexander pogładził ją ostrożnie dłonią po policzku. Mia drgnęła instynktownie, zabolał ją przywiązany do łóżka nadgarstek.
– A może wolisz zgadywać? Bo już dużo zgadłaś, ale nie rozumiesz, dlaczego to wszystko robiłem, prawda?
– Zabiłeś tych wszystkich ludzi... przeze mnie?
Jej głos brzmiał, jakby dochodził z innej planety.
– Dobry pomysł z tymi zdjęciami w albumie, nie uważasz? Eleganckie rozwiązanie, co?
Alexander uśmiechnął się i jeszcze raz zbliżył do jej ust szklankę z wodą.
Mia rozejrzała się po pokoju.
Otwarte drzwi prowadzące do czegoś w rodzaju salonu.
Dochodziły stamtąd trzeszczące dźwięki.
Radio? Policyjne? Kilka różnych odbiorników?
Na żadnym z kanałów nie dało się nikogo usłyszeć.
Kurwa.
Byli daleko od ludzi.
Bardzo daleko.
– Tak fajnie się ciebie obserwowało – zaczął chłopak z uśmiechem. – To było naprawdę ciekawe. Już dawno dostałem się do twojego telefonu. Słodko wyglądasz, jak śpisz, wiesz?
Wstał, zniknął w salonie i po chwili wrócił, niosąc jej pastylki odświeżające. Wepchnął jej jedną między wargi.
– Proszę, biedactwo, one są słone, powinny ci pomóc. I co, czujesz się trochę lepiej?
Znów musnął jej policzek palcem, zatrzymując go na chwilę na jej wargach.
– To zrządzenie losu, czyż nie? Ile lat się już znamy, Mio? I nagle widzę i oczom własnym nie wierzę, mieszkanie naprzeciwko twojego jest na sprzedaż! Od razu złożyłem ofertę. Pomyśl, Mio, ty i ja sąsiadami! Rozumiesz, jak się ucieszyłem? Ale potem...
Potrząsnął nieznacznie głową.
– Ledwie mnie dostrzegałaś! Po tych wszystkich latach? Byłem rozczarowany. To straszny egoizm z twojej strony, wiesz? Gdybyśmy nie byli sobie pisani, to pewnie bym sobie pomyślał, że nie, to już koniec.
Chłopak uśmiechnął się i położył jej na czole wilgotną ściereczkę.
Mia znów rozejrzała się po pokoju, ale widziała już tylko cienie. Jej oczy powoli się zamknęły, ale szturchnął ją i obudził.
– Nie wolno ci już spać, kochanie. Pamiętaj, że nie mamy zbyt wiele czasu.
Chwycił ją lekko pod brodą i potrząsnął.
– Wielka śledcza Mia Krüger – krzyknął nagle, zrywając się na równe nogi. – Taka mądra, a czy dostrzega, że miłość swojego życia ma na wyciągnięcie ręki? Skąd! I jak taki biedny, upokorzony kochanek ma zyskać jej względy? Co najbardziej pochłania wielką panią detektyw!? No przecież, oczywiście!
Chłopak uniósł palec i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Mia miała wrażenie, że ogląda coś w rodzaju cyrkowego numeru.
Jego oczy.
Uśmiech.
Był zupełnie nieobecny.
Chłopak sprawiał wrażenie, jakby znajdował się zupełnie gdzieś indziej.
– Teraz mnie dostrzegasz, prawda, Mio?
Jej sąsiad rozłożył demonstracyjnie ręce.
– Nie jestem już dla ciebie niewidzialny! Co? Widzisz mnie, prawda?
Nagle roześmiał się głośno.
– To genialne, musisz chyba przyznać? Ależ oczywiście. – Chłopak się uśmiechnął. – Wszystko przeczytałem. Wszystko zobaczyłem. Wszystko o tobie wiem, Mio. Zdjęcia. Twój pamiętnik. Byłem u ciebie czasami, kiedy spałaś. Czy to nie dziwne, jak pięknie potrafią się pleść takie historie?
Znów wyszczerzył zęby w uśmiechu i wrócił do łóżka. Kolejny raz dotknął jej policzka.
– Jak dobrze można poznać drugą osobę, wcale z nią nie rozmawiając?
– Dlaczego...? – wymamrotała Mia, czując, że znów osuwa się w mrok.
– Uratowałaś mi życie – oświadczył chłopak, poważniejąc nagle. – Chociaż nie, nie mogę tego tak ująć. Ale złapałaś, go prawda? Tego piromana, Salema?
Mia potrząsnęła głową albo nią pokiwała. Nie była już pewna. Nie czuła ramion ani nóg.
– Dom wypełniony dymem – powiedział chłopak, znów wstając z łóżka.
Zaczął odgrywać ten sam cyrkowy numer, tylko że tym razem z poważną miną.
– Byłem w moim pokoju. To ostatnie, co pamiętam. Gdy się obudziłem, już nie żyli. Tata i Kyrre, mój brat. Obu pożarły płomienie. Straciliśmy dom we Fredrikstad, a jakby tego było mało, to ona myślała, że to ja, prawda? Ja, Mio? Ona myślała, że to moja wina?
Pożar.
Bracia Lwie Serce.
Starszy brat, który zginął.
Miała rację.
– Bo widzisz, ja się czasem bawiłem zapałkami.
Chłopak przekrzywił głowę, uśmiechnął się, ale miał zupełnie nieobecny wzrok.
– Na przykład poprzedniego lata. I ona przyłapała mnie na gorącym uczynku. W ogrodzie, chodziło tylko o chomika i później był jeszcze kot, ale mimo wszystko... Ona myślała, że to ja podpaliłem dom.
Mia chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie.
– A potem... – ciągnął Alexander z zapałem, jakby wygłaszał wyuczoną na pamięć przemowę, którą wielokrotnie ćwiczył. – Potem nie chciała mieć ze mną do czynienia. Jakbym miał na czole wypalone jakieś piętno. Jakbym był samym Antychrystem. Nie chciała na mnie patrzeć, zamykała mnie w piwnicy. Pozwalała mi chodzić do szkoły, ale nic więcej. Miałem tam telewizor i stary odtwarzacz wideo. I tylko jeden film. Oglądałem go w kółko. Bambi na lodzie. Byłem sam. Tylko ja i ten film. Jak sądzisz, jak bardzo coś takiego jest w stanie zmienić dziecko, Mio?
Chłopak spojrzał na nią z powagą i zacisnął wąskie usta, ale jednocześnie wydawał się kompletnie nieobecny.
– Aż pewnego dnia padło to pytanie. Chcesz jechać do chatki na wsi, Alexandrze? Rozumiesz, jak się ucieszyłem, Mio? Miałem gdzieś jechać, i to z mamą. Pamiętam, jak było cudownie siedzieć w aucie i słuchać radia. A potem ogień w kominku, zapach jedzenia dochodzący z kuchni. Był środek zimy. A później mama zdjęła coś ze ściany i przywiązała mi do głowy. Sarnie poroże. Pokazała mi zamarzniętą wodę za oknem. Gładki, przezroczysty lód. Tam jest Bambi. Tak mi powiedziała, Mio. Tam jest Bambi, Alexandrze, a jak tam pójdziesz z tymi rogami na głowie, zobaczysz go na własne oczy...
Mia podciągnęła powoli nogę i poczuła, że węzeł się rozluźnia. Gdyby tylko zdołała uwolnić ramię...
– Słyszysz mnie, Mio? – spytał chłopak z rozpaczą w oczach.
– Słyszę. – Policjantka odchrząknęła, siląc się na uśmiech. – Więc wyszedłeś na lód, żeby zobaczyć...
– ...Bambiego. – Chłopak się uśmiechnął. – Miałem dziesięć lat i chciałem zobaczyć Bambiego, rozumiesz? Kochałem go. No i siedziałem na tym lodzie przez kilka godzin. Aż zupełnie zsiniałem. Ale Bambi nie przyszedł. A gdy w końcu wróciłem przez zaspy do chaty, nikogo już tam nie było.
– Co? – wymamrotała Mia.
– Mama wyjechała.
Chłopak zamilkł na chwilę.
– Ale potem pojawiłaś się ty. Mia Krüger. Zupełnie znikąd. To był piroman, mamo. Nie ja, tylko jakiś piroman. Ach, Mio, gdybyś tylko widziała jej wzrok, w tym jej szpitalnym łóżku, gdy pokazałem jej gazetę. Pamiętasz tamtą pierwszą stronę?
Faktycznie, w jej głowie tliło się jakieś niejasne wspomnienie.
Artykuły w „VG” i „Dagbladet”.
Zaraz po tym, jak ujęli sprawcę.
– Ona zrozumiała, Mio. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym miłości, rozumiesz? Po tych wszystkich latach... A wkrótce potem umarła. Ale nigdy nie zapomnę jej oczu. Pogładziła mnie po dłoni. I naprawdę zrozumiała, wiesz?
Chłopak uśmiechnął się i pogłaskał po policzku.
– Mamo...
Mia znów ostrożnie podciągnęła nogę, ale nie zdążyła zrobić nic innego, bo Alexander nagle jakby się ocknął.
– I wtedy to się rzecz jasna stało. Mia Krüger. To było przeznaczenie. Nas dwoje, na zawsze. To nie mógł być przypadek, że mnie uratowałaś, prawda, Mio?
– Gratulacje – spróbowała Mia, siląc się na coś w rodzaju uśmiechu.
– A teraz razem wyjedziemy. – Chłopak skinął głową i wyraźnie się uspokoił. – Ale najpierw...
Znów pobiegł do sąsiedniej izby i wrócił, szczerząc zęby w uśmiechu i niosąc coś w dłoniach.
Suknia ślubna?
– Myślisz, że pasuje? – spytał Alexander. – Ty i ja, kochanie? Zanim ruszymy w podróż?
Zademonstrował jej suknię, uśmiechając się ostrożnie.
– A gdzie... się wybieramy? – spytała Mia z wahaniem.
– O co ci chodzi? – chłopak wydawał się nieco zaskoczony.
– Powiedziałeś, że mamy gdzieś jechać. Dokąd...?
Spojrzał na nią z zaskoczeniem.
– Oczywiście, że do Kyrrego. I do Sigrid. Przecież chcesz się tam wybrać, prawda? Zostawić to wszystko? Być razem ze mną w Nangijali?
Mia oprzytomniała gwałtownie, gdy dotarło do niej, o czym on mówi. Książki w kartonach. Jej zapiski po niezliczonych spotkaniach z psychologami.
Myśli samobójcze.
Jej bliźniaczka biegnąca przez złociste pole.
Chodź, Mio, chodź.
– Ojej, o mały włos bym zapomniał. – Chłopak się uśmiechnął i klasnął w dłonie.
Znów popędził do sąsiedniej izby i wrócił po chwili z rękoma schowanymi za plecami.
– Zobacz – uśmiechnął się, podsuwając jej pod nos błyszczącą bransoletkę.
Ujrzała literę, ale w pierwszej chwili nie zrozumiała.
M.
M jak Mia.
Czyżby to była... bransoletka Sigrid?
Co, do...?
– Dla ciebie, kochanie. – Alexander uśmiechnął się, kładąc bransoletkę ostrożnie obok niej na łóżku.